Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Sylwester w Hongkongu i Makau

36 099  
234   18  
3 dni do sylwestra. Na mój telefon przychodzi SMS od Airbnb: twoja rezerwacja została odwołana. Adam, od którego mieliśmy wynająć mieszkanie, pisze, że przeprasza, ale dostał zapalenia opon mózgowych, leży w szpitalu, nie miał czasu wysprzątać mieszkania i nie chce, żebyśmy się zarazili.



Wiecie jak to jest dzwonić w połowie grudnia i szukać domku na sylwestra w górach? No, to tutaj jest jeszcze trudniej. Parę godzin spędzonych na stronach bookingowych, a my wciąż nie możemy znaleźć nic poniżej 1300 zł za 3 noce. W końcu sytuację ratuje Dan, która przy pomocy jednej z 90 (to nie jest hiperbolizacja) chińskich aplikacji na swoim smartphonie znajduje nam coś "taniego", co nie wygląda jak kostnica - ma okna, a na ścianach nie ma białych kafelków ze zgrzybiałą fugą.

Dzień pierwszy


Czarne rejestracje uprawniają auta zarejestrowane w Hongkongu i Makau do wjazdu na teren Chin.

Nazajutrz z samego rana znajomy podwozi nas na lotnisko w Changshy. Stąd mamy godzinny lot do Kantonu, gdzie przesiadamy się do PKS Suwałki autokaru TransIsland Chinalink. Tak było taniej. Prowadzony z fotela pasażera autobus, podobnie jak wiele aut na półwyspie Koulun, posiada dwie tablice rejestracyjne. Nieco ponad dwie godziny później dojeżdżamy do granicy, gdzie po formalnościach ze strony urzędników obydwu państw przesiadamy się do innego autobusu, który zawozi nas do centrum Specjalnego Regionu Administracyjnego Chińskiej Republiki Ludowej - Hongkongu.


Tak, wiem, że przed chwilą napisałem, że Hongkong to państwo, jednak panujący nad terenem 155 lat aż do 1997 roku Brytyjczycy odcisnęli tu tak spore piętno, że ciężko powiedzieć, czy byłej kolonii bliżej jest do Chińskiej Republiki Ludowej, czy też do Wielkiej Brytanii.


Ruch lewostronny, brytyjskie wtyczki i tablice rejestracyjne samochodów, demokracja, wolność wyznaniowa, Facebook i Google chodzące bez VPN-a. Dolary zamiast juanów, własny rząd, media, policja, administracja, odmienny system edukacji. Na ulicach jest czyściej, a w miejscach publicznych często trafimy na dozowniki z żelem antybakteryjnym, które gdyby były w Chinach - byłyby używane równie często, co worki na psie kupy w Polsce (no, czyli że nie byłyby).


MongKok w okolicach Ladies Market, czyli bazaru, na którym kupisz podróbkę wszystkiego, złapiesz wszystkie pokemony, a na koniec zobaczysz zabawkę śmiejącej się pandy, Jezusa i SpongeBoba na jednej półce. W ogóle w co można bawić się Jezusem? (czerwona/zielona linia metra Mong Kok - wyjście D3)


Na ulicznych billboardach, tablicach informacyjnych i w telewizji przekazywane są informacje o wirusie Zika, japońskim zapaleniu mózgu i różnych chorobach przenoszonych przez owady. Praktycznie wszyscy bez względu na wiek mówią tu płynnym angielskim. Nawet ludzie swoim wyglądem i zachowaniem różnią się od mieszkańców reszty Chin. Różnic więcej niż między Watykanem a Włochami.


Jeśli już jesteśmy przy temacie Watykanu, wszystkie szkoły i przedszkola w mieście mają w nazwie słowo "święty".


Jedno z blokowisk przy stacji metra Tai Koo

Chińczycy, aby dostać się do Hongkongu, potrzebują wizy, a ci pochodzący z mniejszych miast i miasteczek mogą się tam udać jedynie w grupie. To, co wywarło na nas największe wrażenie, to nie potężne wieżowce, blokowiska, setki neonów, egzotyczne samochody, czystsze niż w innych regionach Chin powietrze, ale ludzie. Praktycznie za każdym razem, kiedy wsiadaliśmy do autobusu, metra, tramwaju i siadaliśmy z powodu braku miejsc nie obok siebie, znajdywał się ktoś, kto wstawał i mówił, że możemy się zamienić. O pomoc nawet nie trzeba prosić. Mieszkańcy proponują ją sami.


Mam 1,8 m wzrostu. Piętrowy tramwaj w Hongkongu jest drewniany, niski, wąski, wolny jak media w Polsce (nie no, naprawdę jest wolny), cały skrzypi, a do tego jest naprawdę super! To naprawdę stare pojazdy. Mają wciąż ogromne otwierane okna, przez które (jeśli jesteś idiotą) można wypaść. Po prostu trzeba się przejechać. Ciekawostka: wsiada się tylnymi bramkami, a płacisz dopiero przy wysiadaniu przez przednie drzwi.



Kiedy wróciliśmy z Makau, jednym z ostatnich promów, metro było już dawno zamknięte, a kolejka osób czekających na postoju taksówek miała ponad 100 metrów długości i wgapieni w ekran nawigacji nie za bardzo wiedzieliśmy, co mamy ze sobą robić. Podszedł do nas starszy pan i zaprowadził nas na odpowiedni przystanek, z którego odjeżdżał nocny autobus jadący do naszego hotelu. Kiedy w autobusie zapytaliśmy się o to, kiedy powinniśmy wysiąść, nie usłyszeliśmy "nie wiem", tylko "poczekaj, już googluję. Oo, pokażę wam jeszcze drogę z przystanku pod wasz hotel".


Rano boczne uliczki zamieniły się w jeden wielki bazar rzeczy używanych - nad wszystkim czuwa policja, więc nie jest to robione na takim przypale jak w Chinach.


1. Nie jedz 2. Jedz 3. Trochę jak jabłko 4. Uwaga na zęby - smakuje jak Frugo.

Dzień drugi


Z Hongkongu można się tu dostać na dwa sposoby: promem za 160-190 HKD (lub taniej przez serwis KLOOK) lub helikopterem za 4200 HKD - terminal do obydwu ten sam: ciemnoniebieska linia metra, stacja Sheung Wan.

Portugalskie Makau to pierwsza, a zarazem ostatnia (1557-1999) europejska kolonia na terenie Chin. To również jedyne miejsce na terenie Chin, gdzie legalnie można uprawiać hazard. Ponieważ w przeszłości przez rok mieszkaliśmy w Portugalii, płynęliśmy tam z pewnym sentymentem, licząc na to, że w końcu zobaczymy urywek kraju, za którym tak bardzo tęsknimy.

Ruiny katedry św. Pawła w Makau

TurboJet, którym płynęliśmy zabrał nas jednak do Las Vegas, w którym portugalskie były jedynie nazwy ulic i skrawek starego miasta.


Po wyjściu z terminalu w Makau kuso ubrane hostessy zapraszają nas do darmowego busa, który zawiezie nas do symbolu miasta: Grand Lisboa.



Walutą Makau są patyki Pataca, jednak wszędzie bez problemu zapłacicie dolarem hongkońskim, nie tracąc na tym - przelicznik 1 do 1. Makau to jeszcze bardziej inny świat niż Hongkong. Uliczki są tu węższe, często jednokierunkowe. Rozgrzane do 25 stopni grudniowe powietrze co kilka minut wibruje od rasowych dźwięków V ósemek i V dziesiątek, a Bentley Muslane i Rolls Royce są tu tak rzadkie jak włosy na głowie Zbigniewa Wodeckiego (czyli nie są). Nawet auta dostawcze mają tu duże alufelgi i spoiler.


Tak że tego, mamy tu antyczny rzymski amfiteatr, który graniczy z domkami z muru pruskiego, po mojej prawej stoi nowoczesne kasyno, a w tle widzimy 11-piętrowe neogotyckie i barokowe kamienice.

Makaa...eee... Makaunianki, Makauki Mieszkanki Makau o wiele odważniej od Chinek odsłaniają nie tylko nogi, ale i dekolty. Różnią się również często urodą i budową ciała. Widać, że Portugalczycy włożyli coś więcej niż serce w rozwój tamtejszej kultury. Cóż, wypadało by też coś napisać o mężczyznach. No, też są ten... też są czasem inni. Ciężko to wychwycić, ponieważ w Makau żyje zaledwie 542 000 osób (mniej więcej Poznań), a więc większość ludzi, których spotykasz na ulicy to turyści (turystyka, hotelarstwo i hazard stanowią ponad 60% PKB).



Wiele barów i restauracji oferuje tradycyjne portugalskie potrawy. Na zdjęciu sprasowana świnia. Żartuję, nie mam pojęcia, co to jest, ale to chyba mięso - jest dosyć słodkie i całkiem dobre. Uliczki w okolicy ruin katedry w okresie świątecznym były jeszcze bardziej klimatyczne. W Chinach natknąć można się na ozdoby świąteczne, które nie są jedynie ozdobą sklepowej witryny, jest o wiele ciężej.


Spod okolic starego miasta przemieszczamy się autobusem 26a w jeszcze bardziej inny świat, Taipę. Chociaż na wyspę jeżdżą jeszcze dwa inne autobusy, jedynie ten jeździ do dzielnicy kasyn. Jak się domyślacie, w sezonie jest do niego kolejka i nie wszyscy zawsze się zmieszczą. Komunikacja miejska nie jest mocną stroną Makau. Chociaż ulice toną w korkach, nie ma tu metra ani tramwajów, a rozkłady jazdy są jedynie po chińsku i portugalsku. Zawsze możecie liczyć na pomoc mieszkających tu życzliwych ludzi.

30 minut czekania, godzina jazdy autobusem (9 km) i oto jesteśmy... w Wenecji.


Na zdjęciach tego nie widać, ale sufitowe niebo wygląda naprawdę bardzo realistycznie. W pewnym momencie zastanawialiśmy się, czy te chmury się nawet nie ruszają...


Wnętrza hotelu, kasyna i centrum handlowego Venetian resort.




Wśród sklepów, kosmicznie drogich sklepów projektantów, znalazło się miejsce na McDonald... jednak nie to jest dla mnie największą zagadką tego miejsca...


Jak oni to zrobili?! Wachlarzowe schody ruchome.

Zaskakująco blisko Wenecji, bo tuż obok, leży Paryż.


Nie jest to na pewno dobre miejsce do odpoczynku. W całej okolicy panuje małe trzęsienie ziemi spowodowane głośnikami, które są głośniejsze od tych na festiwalach muzycznych.


Kapsuły we wnętrzu tej ósemkowej dziury w budynku to kolejka.


No i skala...zdjęcia tego nie przedstawiają, bo większe i szersze jest tu wszystko. Szersze pasy na jezdni, wyższe krawężniki, roślinność, wyższe kondygnacje. Budynki hoteli i kasyn w Makau są prawie tak ogromne jak dług Polski (czyli że są).

Makau to naprawdę robiące ogromne wrażenie miejsce, które pomimo miliona neonów i świecących obiektów jak Venetian resort czy the Parisian absolutnie nie jarzy się tandetą. To piękne, klimatyczne miasto, które łatwo jest zobaczyć, ale o wiele ciężej dotknąć.


Dzień trzeci

Chociaż o tym nie widzieliśmy, spotkaliśmy Kapitana Sao Feng z Piratów z Karaibów lub Cesarza Pinga z Cesarzowej.


Myślimy sobie, kolejny Chińczyk chce sobie z nami zrobić zdjęcie. No spoko, nie ma problemu. Ale po zrobieniu selfika zapytał:
- Wiecie kim jestem?
- Eeee, nie?
- Hah, zapytajcie swoich chińskich przyjaciół.
Zanim ktoś po wyjściu z autobusu wyjaśnił nam sytuację, nasz WeChat zapełnił się w wowach i ochach. To był międzynarodowej sławy Yun Fat Chow, który ma 7,9 na filmwebie, grał w Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku i Annie i królu, ale ty i tak powiesz, że nie kojarzysz kolesia. Ja nie kojarzę...

Poza tematem, polecam film z tym aktorem: Rang zi dan fei. Scena odbierania porodu odkurzaczem zasilanym z akumulatorów samochodowych nie jest jedyną mocną sceną w tym filmie.


Budda przyjmuje tylko od 10 do 17:30.

Jedziemy do wielkiego Buddy (pomarańczowa linia metra: Tung Chung przesiadka na New Lantau Bus numer 23 - 17 HKD, 27 w weekend lub 10x droższą kolejkę linową).




Jeśli nie wziąłeś ze sobą książki, a widok za oknem cię nudzi, zawsze jest co poczytać. Mój aparat objął zaledwie połowę tych nalepek...

Później jedziemy na stację kultowego tramwaju, który zabierze nas na Wzgórze Wiktorii, z którego zostało zrobione "zdjęcie okładka" tego artykułu. Tu polecam kupić bilet przez serwis KLOOK - cena taka sama, a dzięki serwisowi wchodzisz jako grupa zorganizowana, dzięki czemu na wjazd tramwajem na górę czekaliśmy jedynie 1,5 godziny, a nie 5. Tramwaj wciągany na linie nieraz jedzie pod kątem 45 stopni i jeśli nie masz miejsca siedzącego, nawet nie próbuj jechać bez trzymanki. Nie wiem czemu, ale zawsze wyobrażałem sobie Wzgórze Wiktorii jako jakąś dziewiczą, pełną drzew górę, z uroczym, starodawnym przystankiem tramwajowym i drewnianym podestem, z którego można podziwiać jedną z piękniejszych panoram miasta na świecie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy tramwaj zatrzymał się w środku dużej galerii handlowej, na dachu której znajdował się pełen ludzi taras widokowy.


Autobusy - takie same jak w Londynie. Wszystkie taksówki w mieście to Toyota Comfort. Wiele z nich ma fabrycznie zamontowaną instalację LPG. Wyglądająca jak z lat 80., produkowana jest od 1995 do... teraz.


Wieczorem spacer po Soho i przejazd najdłuższymi na świecie ruchomymi schodami. Stamtąd jedziemy do Koulun. Dzielnica jest praktycznie całkowicie zamknięta dla ruchu. Zamknięte są wyjścia z metra, nie kursują autobusy. Przez utworzone korytarze ratownicze przejście od stacji Tsim Sha Tsui do nabrzeża zajmuje nam prawie godzinę. Pomimo dużej ilości policji, co kilka minut ktoś chce nam sprzedać crack, haszysz i kokainę. My jednak tego wieczoru na spokojnie pijemy tylko Smirnoffa i jakiegoś drinka Red Labela. I poza śpiewającymi obok Kolumbijczykami, którzy otwierają już trzeciego szampana, jesteśmy w tym samotni.


Dacie wiarę? Sylwester z chipsami i grą w karty? Większość Azjatów sylwestra spędza jedząc ze znajomymi. Dodatkowo ustawione stoły barów i restauracji zajmują całe place.


Na wypukłej szklanej fasadzie centrum konferencyjno-wystawowego wyświetla się ogromny napis: 20 rocznica przejęcia Hongkongu przez Chińską Republikę Ludową. A jeszcze 3 lata temu mieszkańcy Hongkongu założyli KOD protestowali na ulicach, żądając przywrócenia demokracji. W końcu odliczanie. Mieszające się głosy: eight, seven, sześć, pięć (to my!), cuatro, tres, èr, yī.


Dzień czwarty

Może to przez okres noworoczny, ale przed wieloma sklepami stały takie kadzidełka. Takie same zapala się w świątyniach Buddy.

Nie każdy świetny sylwester musi kończyć się kacem. W Nowy Rok poszliśmy do klasztoru 10 000 Buddów. Jak wskazuje nazwa, było dużo posągów Buddy, które może nie były arcydziełami rzeźby, ale za to nadganiały ilością i złotą farbą.



1 stycznia i 27 stopni, a schody nie są ruchome i jest ich od... dużo, strasznie dużo.

Małpa kradnie dary z ołtarza.


Stacja do 10 000 Buddów: błękitna linia metra: Sha Tin, wyjście B, w dół, wzdłuż dworca autobusowego, przy sklepie IKEA (który jest w wieżowcu) w lewo.


Ktoś kiedyś napisał mi w komentarzu, że był w Hongkongu oraz w Shenzhen i nie widział, żeby sprzedawano tam na ulicy powieszone na hakach mięso. No to wklejam - Hongkong, również.

I tak kończy się nasza podróż do europejskich kolonii. 4 dni to mało... Oba miasta, chociaż znacznie mniejsze od innych chińskich miast, może odrobinę subiektywnie, ale wywierają o wiele większe wrażenie.


W powrocie zahaczyliśmy o Kanton i mieszczącą się tam słynną operę projektu Zahy Hadid (interesuję się streamlinem), ale o tym, o godzinnej kolejce do wejścia na dworzec, o chińskim odpowiedniku walki o karpia w Lidlu, o pociągu, w którym jedzie 2550 osób, związanym z tym burdelem, małym zamieszaniem, w czasie którego w każdym z was obudziłby się mały Hitler, innym razem.

Następny artykuł już za tydzień. Teraz postaramy się być bardziej regularni. A już niedługo jedziemy do kolejnego chińskiego miasta. Miasta założonego przez Polaka.
5

Oglądany: 36099x | Komentarzy: 18 | Okejek: 234 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało