Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jak przestraszyć widza? Najbardziej ograne chwyty twórców kina grozy

110 490  
242   95  
Popularność kina grozy to żywy dowód na to, że pomiędzy strachem a przyjemnością jest naprawdę bardzo cienka granica. Dobry horror to taki, który sprawi, że z jednej strony poczujemy się jak dzieciak terroryzowany przez potwora z szafy, a z drugiej będziemy się bawić niczym dzikie prosię.

Mimo że na pamięć już znamy triki stosowane przez usiłujących przerazić nas filmowców, to i tak zawsze nabieramy się na ich stare jak świat sztuczki. Dziś opowiemy wam o tych archetypowych wręcz technikach, które od zawsze sprawiają, że podskakujemy na kinowym fotelu, a serducho telepie się z szybkością sekcji rytmicznej w kawałkach Behemotha.

Jump scare

Klasyk, który obecnie jest coraz głośniej krytykowany, jako metoda wybitnie wręcz prymitywna i brutalna. Efekt uzyskuje się głównie przez budowanie stosunkowo leniwej, bezpiecznej atmosfery, a następnie gwałtownie ciska się w widza widokiem wyskakującego nie wiadomo skąd „potwora”. Scenie tej towarzyszy najczęściej donośny dźwięk.


Ta ordynarnie wręcz prostacka technika działa zawsze – choćbyśmy film znali na pamięć i doskonale wiedzieli, co nas czeka.
Prawdziwy boom na tę formę straszenia rozpoczął się w latach 80., kiedy to nastąpił rozkwit B-klasowych filmów typu „slasher”, czyli produkcji, w których zły morderca wyrzyna wszystkich bohaterów pień, stosując coraz to ambitniejsze metody zadawania bólu i zgrabnego kończenia człeczego życia doczesnego.

Lustro

A to jeden z ulubionych rekwizytów horrorowych twórców. Szkoda tylko, że większość ujęć z wykorzystaniem lustra ogranicza się niestety do jednej i tej samej, wyeksploatowanej do porzygu, sceny.


Wiadomo – lustro znajduje się na szafce w łazience. Bohater zbliża się do niego, zerka od niechcenia na swoje odbicie, otwiera szafkę, coś z niej wyciąga (najczęściej pudełko z lekami), zamyka drzwiczki i wtedy AAAARRGGGHHH! - w lustrzanym odbiciu widać nadgniłą, bladą staruszkę stojącą za plecami bohatera (lub też inne indywiduum, którego zobaczyć w tych okolicznościach nie chcielibyśmy)!

Lewton bus

W 1942 roku powstał film grozy, którego bohaterką była młoda Serbka wierząca, że należy do pradawnej rasy ludzi, którzy w wyniku seksualnego podniecenia zamieniają się w koty. Produkcja „Cat People” znana jest dziś głównie z pewnego zabiegu, który na cześć producenta tego dzieła (Vala Lewtona) nazwany został „Busem Lewtona”.


Najłatwiej metodę tę można przedstawić na takim przykładzie – Po starym, nawiedzonym, opuszczonym domiszczu wałęsa się nastoletnie dziewczę, trzymając w dłoniach gromnicę. Oczywiście niewiasta pakuje się na strych, czyli tam, gdzie na pewno spotka ją coś bardzo niedobrego. I wtedy BUUU! Laska wrzeszczy, jakby jej kto konto na Instagramie zablokował. A to przecież tylko niewinny kot, który wyrwany z drzemki postanowił przywitać się z intruzem…

„Nested” Cat Scare

To już znacznie współcześniejsza wariacja powyższej metody, a właściwie – jej rozwinięcie. Kiedy kilka sekund po wyskoczeniu „kota” zaczniemy się już uspokajać i wraz z bohaterką śmiać się będziemy z tego, że zwykły sierściuch prawie doprowadził nas do zawału, nagle na biedną kobiecinę rzuci się prawdziwe monstrum. W tym momencie filmowcy pragną, aby nasze pęcherze moczowe zapomniały o swej naczelnej funkcji.

Zabawa w chowanego

Mamy więc mordercę i ofiarę. My – widzowie – doskonale wiemy o tym, że lada moment antagonista zrobi komuś bolesne kuku. Mało tego – sadystyczną frajdę sprawia nam to, że nieszczęsna ofiara niczego się nie spodziewa. Tu nie ma żadnego zaskoczenia, podskakiwania na fotelu czy krzyku przerażenia. Ta znana głównie ze slasherów technika polega najczęściej na przygotowaniu nas do wymyślnej jatki, gdzie ekran wypełni krew, wnętrzności i łzy umierającej sieroty.

Oczami zabójcy

To bardziej dosadna wariacja „zabawy w chowanego”. Z ta jednak różnicą, że tym razem twórcy filmu pozwalają nam spojrzeć na przebieg akcji oczami antagonisty. Przez chwilę możemy stać się postacią, której tak naprawdę w głębi duszy od samego początku dzielnie kibicujemy.
Specjalistami wykorzystania tej techniki są Włosi, którzy kilka dekad temu nakręcili cały stos bardzo dosadnych w przekazie horrorów. Pierwszoosobowy widok towarzyszył najczęściej brutalnym scenom mordów, tortur lub gwałtów.
Tymczasem najbardziej sztandarowym przykładem takiego zabiegu jest klasyk Stevena Spielberga, czyli „Szczęki”!

Granice wytrzymałości

W 2008 roku Hiszpanie nakręcili film pt. „Sierociniec”, w którym właściwie nie ma żadnej przerażającej sceny, ale za to atmosfera jest gęstsza niż powietrze na krakowskim Starym Mieście. Pod koniec seansu widz kurczowo wbija palce w krzesło i ma już dość. Taki efekt łatwiej oczywiście uzyskać epatując przemocą, okrucieństwem i naparzaniem w oczęta oglądającego jak największą ilością bodźców.


W zamierzeniu metoda ta ma doprowadzić bohatera filmu – a co za tym idzie wczuwających się w tę postać widzów – na skraj załamania nerwowego. Doskonałym przykładem takiego pomiatania widownią jest klasyczna „Teksańska masakra piłą mechaniczną” Tobe'a Hoppera.

Strach przed nieznanym

Osiłek z twarzą zasłoniętą maską hokejową nie może nas niczym zaskoczyć – wszystko o nim wiemy i znamy jego metody zabijania. Kiedy więc mamy takiego bohatera, którego zdążyliśmy dobrze już dobrze poznać i dokładnie mu się przyjrzeć, trudno jest skutecznie wywołać u widzów efekt przerażenia.
Okazuje się tymczasem, że doskonałą zanętą dla wyobraźni kinomanów jest uczynienie z antagonisty postaci tajemniczej, takiej, której obecność zaznaczana jest drobnymi niuansami – przemykającym gdzieś w tle cieniem, cichym skrzypieniem drewnianej podłogi czy na przykład smętnym, niewyraźnym jękiem wydawanym w oddali.


Po tę metodę najchętniej sięgają twórcy gatunku określanego jako „found footage”. To filmy nakręcone w konwencji pozornie amatorskich nagrań z ręcznej kamery. Najbardziej tu znanym przykładem jest oczywiście „Blair Witch Project”.

Pogoń

Filmowcy często sięgają po częste wśród widzów fobie - strach przed wężami, pająkami, klaustrofobię… Jednak najbardziej chyba efektownym straszakiem jest postawienie widza w sytuacji osoby zaszczutej, desperacko próbującej uciec dyszącemu jej na karku zwyrolowi. Właściwie to większość klasycznych horrorów, do których mamy duży sentyment, opiera się na motywie uciekającego ile sił w nogach dziewczęcia i mordercy podążającego za nią wolnym, leniwym, acz zdecydowanym krokiem.


Źródła: 1, 2, 3
13

Oglądany: 110490x | Komentarzy: 95 | Okejek: 242 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało