Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Prowadzę fundację. Nie, nie zbieram na chore dzieci

95 624  
277   80  
Fabiothethird pisze: Postanowiłem opowiedzieć o swojej pracy. Pracy, której nie ogarnia jakieś 98% społeczeństwa.

Co to za niezwykła profesja? Naprawiacz części o superhiperskomplikowanej nazwie do wielkiego zderzacza hadronów? Fizyk kwarkowy w NASA? Otóż nie. Ja po prostu prowadzę fundację. I nie. Nie chodzę po domach żebrząc o pisiąt groszy na chore dzieci. Zajmujemy się rozwojem przedsiębiorczości.

Na czym ta praca polega? W znacznej mierze na spełnianiu durnowatych wymogów wymyślanych przez setki urzędników, którzy pracują na stanowiskach stworzonych tylko po to, żeby były stworzone stanowiska i za wszelka cenę chcą udowodnić, że jest inaczej. Misją naszej fundacji jest tworzenie nowych miejsc pracy, walka z bezrobociem i rozwój przedsiębiorczości. Głównym profilem naszej działalności jest pozyskiwanie dotacji unijnych. Piszę "naszej", bo fundacja zawsze zakładana jest przez co najmniej 2 osoby. I to jest rzecz nr 1, której nie ogarniają ludzie. A tych jest ogrom (rzeczy, nie ludzi). O paru z nich chętnie opowiem:

#1. Co to w ogóle jest ta fundacja?

Praktycznie codziennie w naszej skrzynce mailowej ląduje pytanie "czy wasza fundacja jest firmą, która zajmuje się pozyskiwaniem dotacji?". To mniej więcej tak jakby zapytać "czy wasz samochód jest rowerem?". Otóż skoro fundacja jest fundacją, to jak może być firmą? To zupełnie dwie inne formy prawne. No, a jak w ofercie mamy napisane, że zajmujemy się pozyskiwaniem dotacji, to po co o to pytać? Czy jak się wchodzi do piekarni, to pyta się o to, czy pieką chleb?

#2. Fundacja z mocy prawa jest organizacją pożytku publicznego, ale nie musi być organizacją pożytku publicznego

Jakim cudem? Otóż fundacje działają na podstawie ustawy o pożytku publicznym i wolontariacie. W momencie założenia stają się zatem organizacjami pożytku publicznego. Dodatkowo po 2 latach funkcjonowania mogą starać się o status organizacji pożytku publicznego i dzięki temu mogą pozyskiwać pieniądze z 1% podatku. I to są właśnie te fundacje, które najczęściej odwiedzają wasze domy i które w kwietniu zalewają was prośbami o wsparcie. My nie mamy statusu OPP, więc jesteśmy OPP bez OPP. Pamiętacie co pisałem o urzędnikach? Macie idealny przykład.

#3. Jak to, fundacja może zarabiać?!

Ano może. Fundacja, mimo że z natury rzeczy powinna być non profit, może zarabiać. Absurd? Tak, ale już chyba wiecie co tu teraz napiszę. Fundacje prowadzą działalność nieodpłatną i odpłatną. Normalnie za swoje usługi możemy wystawiać faktury. I to nie mając działalności gospodarczej. My też musimy zapłacić czynsz, media, księgowość, no i sami też za coś żyć musimy. Zresztą w organizacjach pozarządowych bardzo często pracują wysokiej klasy fachowcy, więc dlaczego za naszą działalność społeczną nie mamy być adekwatnie wynagrodzeni?

4. Wisienka na torcie, apogeum, mózg rozjebany - fundacja może prowadzić działalność gospodarczą

Jak o tym mówię ludziom, to już w ogóle nie ogarniają, zwoje mózgowe się przegrzewają, a z uszu leci dym. Standardowe pytanie jakie pada w tym momencie: To jesteście firmą czy nie? Ano znowu odpowiedź brzmi nie. Nadal jesteśmy fundacją, ale prowadzącą działalność gospodarczą. Mamy NIP, REGON, KRS. Jedynym warunkiem jest to, żeby zyski z działalności odpłatnej i działalności gospodarczej były przeznaczane na potrzeby własne, a nie rozdzielane pomiędzy pracowników i zarząd, jak ma to miejsce w firmach. Często występuje także obowiązek działań reintegracyjnych, czyli zatrudniania osób zagrożonych wykluczeniem społecznym jak np. niepełnosprawni czy osoby oddalone od rynku pracy.

#5. Jak to, nie zbieracie na chore dzieci?!

Fundacja najczęściej kojarzy się właśnie z tego typu działaniami. Ale zakres działalności jest znacznie szerszy. Ustawa o pożytku publicznym wskazuje aż 22 takie płaszczyzny. Są to m.in. działania z zakresu: ochrony i promocji zdrowia, działalności wspomagającej rozwój techniki, wynalazczości i innowacyjności, nauki, szkolnictwa wyższego, edukacji, oświaty i wychowania; działalności na rzecz dzieci i młodzieży, w tym wypoczynku dzieci i młodzieży, kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego, wspierania i upowszechniania kultury fizycznej, czy tak jak w naszym przypadku działalności wspomagającej rozwój gospodarczy, w tym rozwój przedsiębiorczości, promocji zatrudnienia i aktywizacji zawodowej osób pozostających bez pracy i zagrożonych zwolnieniem z pracy. Podsumowując - jeśli w młodości kopaliście piłkę w drużynie, która mogłaby trafić do Kartoflisk, to sami byliście zaangażowani w działalność pożytku publicznego, być może nawet o tym nie wiedząc.


A tak odnośnie samych dotacji. Unia w swoich działaniach równościowych poszła już tak daleko, że jeśli jesteście białym, heteroseksualnym mężczyzną posiadającym wszystkie kończyny i do tego jeszcze wyższe wykształcenie, to nie liczcie na cokolwiek. No, jedynie na to, że UE sama kiedyś nałoży na siebie karę za dyskryminację w ramach walki z dyskryminacją.

Sama działalność też nie jest łatwa. Perełki zdarzają się każdego tygodnia. Kiedyś klient, który starał się o dotację na innowację zażądał od nas podpisania umowy o poufności z dużą kwotą kary za jej złamanie. Spoko, każdy chroni swojej własności intelektualnej, więc się zgodziliśmy. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy zebraliśmy ochrzan za to, że we wniosku o dotację opisaliśmy całość przedsięwzięcia. Jego zdaniem stanowiło to złamanie umowy i chciał nas podawać do sądu. Na szczęście prawnik tej firmy był na tyle kumaty, że wyjaśnił panu prezesu, co to jeździ BMW, na które ja nie zarobię do końca życia (autentyczne jego słowa pod moim adresem), że takie były wymogi regulaminowe konkursu. Prezes myślał, że dotację otrzymuje się tak:
- Dzień dobry, panie urzędniku. Poproszę dotację.
- Dzień dobry. Oczywiście. Oto ona. Do widzenia.

Inny zaprosił mnie do siedziby swojej firmy, bo przecież on jest zbyt dumny, żeby przyjechać do naszego biura. Rzadko to robię, ale to miało być zlecenie na kilka usług, więc złamałem swoją zasadę. Szybko pożałowałem. Po ok. 2 godzinach opowiadania o wszystkim, co może, czego nie może, gdzie szukać, jakie terminy itp. prezes powiedział, że spoko, że akceptuje naszą cenę i że oczywiście pokryje koszty dojazdu. Kilka dni później zadzwoniła nieoficjalnie pracownica tejże firmy z informacją, że w sumie to prezes ma kolegę, który mu to napisze za darmo i dziękujemy za wizytę. Mam się też nie przejmować, bo prezes jest specyficzny. Faktura oczywiście do dziś nie zapłacona.

Nasza pani od PR zaproponowała, żebyśmy zorganizowali plebiscyt na najlepszego przedsiębiorcę. Tu jednak mój trollowaty charakter ukształtowany przez lata czytania Joe Monstera wziął górę i już teraz zapraszam was na rozdanie statuetek "Janusz przedsiębiorczości", które prędzej czy później zorganizuję, bo kandydatów przybywa z każdym dniem. Złotych Malin nikt nie odbiera. Ciekawe, czy do nas ktoś się pofatyguje?
77

Oglądany: 95624x | Komentarzy: 80 | Okejek: 277 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało