Dziś miejsce, które zostało odnalezione zupełnym przypadkiem podczas odpoczynku na wsi. Miejsce, które było tak ukryte, że nawet stojąc około 100 metrów od niego nie wiedziałeś, że coś tam się ukrywa.
Słyszeliśmy, że gdzieś w pobliżu znajduje się opuszczona szkoła. Pozostałość PRL-owskiego projektu "tysiąclatek". Nie można było odpuścić tego miejsca skoro już jesteśmy kilka wiosek dalej. Uzbrojeni w to co było pod ręką, czyli aparat kompaktowy i latarkę na wszelkie okazje ruszyliśmy do wsi o nazwie Rogacze.
Na miejscu było ciężko określić, gdzie znajduje się dana szkoła. Staliśmy przy sklepie i zapytaliśmy gdzie mamy szukać. Odpowiedź nas rozwaliła "To tutaj" i pokazano nam drzewa i krzewy. Dalsze otoczenie mówiło nam, że za tymi krzewami znajduje się co najwyżej polana, bo i w jedną stronę jak się spojrzało była mała cerkiew a po drugiej polana. Staraliśmy się obejść tę gęstwinę roślinności. Wciąż przed nami stała ściana drzew i krzewów nic więcej, aż doszliśmy do bramy wjazdowej. Dopiero tutaj miejsce to ukazało swoje oblicze.
Powiedzmy sobie wpierw czym jest tzw. "tysiąclatka" i na czym polega to określenie.
Po II wojnie światowej kraj zmagał się z ruiną wszelkiej infrastruktury oraz niżem demograficznym spowodowanym licznymi ofiarami wojny. Obywatele jednak nie byli obojętni na tę sytuację i rozpoczęto masowe "zaludnianie" terenu Polski. Trzeba było jakoś nadrobić populację, lecz nikt nie przewidział konsekwencji w szkolnictwie. Wojna zrujnowała wiele szkół a te co ocalały nie były w stanie sprostać tak wielkiej liczbie uczniów. Swego czasu na jedną klasę przypadało według danych statystycznych prawie 74 uczniów.
Postanowiono z tym coś zrobić i w 1959 roku utworzono Społeczny Fundusz Budowy Szkół Tysiąclecia. Projekt można powiedzieć nie tyle ambitny, co wręcz szalony. Przez maksymalnie 7 lat wybudować 1000 szkół na terenie całego kraju, by zdążyć na obchody tysiąclecia państwa Polskiego. Projekt jak większość w czasach PRL musiał sprostać trzem warunkom. Musiał być tani, funkcjonalny i przystosowany do ewentualnych działań wojennych. Większość szkół posiadała zatem schron przeciwlotniczy, a każda z nich mogła być w dowolnej chwili przekształcona w szpital polowy. Stąd określony wygląd i rozkład sal.
Szkoła ta różni się od innych "tysiąclatek" jakie widzieliśmy. Ma charakter jak najbardziej wiejski i integracyjny.
Poprzez integrację mam na myśli to, że na terenie szkoły znajdowały się specjalne budynki mieszkalne dla nauczycieli. Po rozkładzie można wnioskować, że dość komfortowe. Uczniowie mieli do dyspozycji wychodek, a nauczyciele w domkach pełne toalety, prysznic i dwupokojowe kwatery.
Żyć przy szkole i być z nią związanym 24 h na dobę. Być ciągle z uczniami i dla uczniów. Sam nie wiem czy dla nauczycieli było to bardziej błogosławieństwo przy ich misji, czy przekleństwo które opluwali każdego dnia.
Miejsce odwiedziliśmy w towarzystwie jednego z byłych uczniów tej szkoły. Ciekawie było posłuchać o tym miejscu. Jak wyglądała nauka, co i kiedy zostało dobudowane. Jestem strasznie ciekaw co przewijało się przez głowę tej osoby. Ujrzeć te wszystkie obrazy i wspomnienia związane z tym miejscem. Spojrzeć choć przez chwilę jak wyglądało to miejsce w czasach świetności.
W małym drewnianym budynku znaleźliśmy pełno kartek po dawnych podręcznikach i gazetach. Wszystko zostało wrzucone w jedno miejsce i zostawione by poniszczało przez lata. Wiele kartek rozpadało się w rękach gdy próbowało się je podnosić. Postanowiliśmy zatem nie ruszać zbyt wiele i obejrzeć te, które dało się obejrzeć bez podnoszenia ich.
Podczas pisania tego artykułu pomyślałem jak mogła się czuć ta osoba, która nas oprowadzała. Wyobraziłem sobie swoją szkołę do której chodziłem. Zniszczoną do tego stopnia jak ta tutaj opisana. Moment zadumy i przemyśleń. Coś, czego nie wyobrazisz sobie w pełni, ponieważ tego nigdy nie doświadczyłeś.
Nie można o tym budynku powiedzieć, że został szczególnie splądrowany. Jest to jednak miejsce oddalone od dużych miast. Poznikały sprzęty szkolne jak ławki, szafki czy tablice. Da się to jednak wytłumaczyć w prosty sposób. Istnieje wśród okolicznych wsi coś takiego jak świetlice wiejskie i jestem pewien, że właśnie do tych miejsc powędrował sprzęt z dawnej szkoły. Pozostało jednak sporo smaczków jak podręczniki i zeszyty uczniów. Słoiki i miarki na odczynniki chemiczne. Metalowe części jak rury i boilery na ciepłą wodę pozostały na swoim miejscu, więc nie było tutaj "poszukiwaczy złomu".
Co jeszcze bardziej zaskakujące gdy się jeździ po opuszczonych miejscach. Nie znaleźliśmy tutaj żadnego graffiti.
Niesamowicie ambitny projekt czasów PRL Poruszający wyobraźnię i zaskakujący rozmachem. Inwestycja w przyszłość kraju, czyli młode pokolenie.
Obecnie większość z tych szkół została zamknięta i popada w ruinę. Spełniły jednak swoje zadanie. Wykształciły rzesze młodych ludzi i pozwoliły walczyć z analfabetyzmem.
Przypomina mi to też opowieści starszych ludzi z czasów wojny. Jak uczyli się po piwnicach na wiosce a nauczyciele udawali zwykłych chłopów, by nie zostać zesłanymi w głąb Rosji. Szkolnictwo w czasach wojny trwało, ale w konspiracji. Z tym projektem mogło ruszyć na szeroką skalę.
Po więcej zdjęć z wypraw oraz po więcej opowieści zapraszam na naszą
stronę facebookową.