Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jak wygląda praca przeciętnego ratownika w SOR oraz kilka rzeczy, które powinieneś wiedzieć zanim tam trafisz

133 712  
691   141  
Witam, nazywam się Cajanus i na co dzień staram się być anonimowym ratownikiem medycznym.

Z racji wykonywanego obecnie zawodu zdarza mi się pracować w 2 szpitalach (izba przyjęć psychiatryka oraz SOR szpitala wielospecjalistycznego), a także jako kierowca-ratownik na przewozach od czasu do czasu (czyli wtedy, gdy potrzebuję z jakiegoś powodu w miarę szybko dorobić). Nie mogąc się ostatnio doszukać zbyt wielu artykułów tego typu, a także po przeczytaniu wielu opinii ludzi z branży doszedłem do wniosku, iż może warto by było taki tekst popełnić. Celem jego jest wyjaśnienie specyfiki pracy samego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego (zwanego dalej SOR-em lub też bardziej pieszczotliwie – Sortownią) oraz ewentualna garstka własnych przemyśleń – choć te w zasadzie nie muszą nikogo zainteresować.

SOR to takie duże mrowisko, w którym cały czas coś się dzieje i pozornie wygląda to bardzo chaotycznie (w praktyce też takie bywa, ale to raczej kwestia organizacji pracy w danym miejscu).

Sam oddział w moim miejscu pracy dzieli się na 3 części:
- strefa zielona (zwana czasem pieszczotliwie przychodnią) to miejsce, do którego samodzielnie zgłaszają się wszyscy pacjenci z ulicy
- strefa żółta (chirurgiczno-ortopedyczna) – nawias mówi sam za siebie. Tutaj spotykają się pacjenci ze stref zielonej oraz czerwonej, gdy wymaga tego ich sytuacja
- strefa czerwona – miejsce przeznaczone dla pacjentów w stanach bezpośredniego zagrożenia życia, w ciężkich urazach i stanach, a dodatkowo (w moim szpitalu) również miejsce, gdzie podjeżdżają karetki i zostawiają swoich pacjentów.

Przychodząc na dyżur (w przypadku etatowców 12h, natomiast w przypadku zleceniowych/kontraktowych nieraz wielokrotność tej liczby), każdy z nich zaczynamy odprawą (przy założeniu, że dyżur jest dzienny i ma miejsce od poniedziałku do piątku) z pielęgniarką oddziałową, a czasem nawet kierownikiem oddziału. W moim przypadku zostają nam przydzielone stanowiska pracy w danym dniu i ewentualnie dowiadujemy się od zmienników o najważniejszych wydarzeniach z zakończonego właśnie przez nich dyżuru (np. o uszkodzonym sprzęcie przez pacjenta).

Ze stanowisk do wyboru mamy:
- salę wstrząsową (reanimacyjną)
- salę obserwacyjną
- segregację wstępną, tzw. TRIAGE (po jednym na stronę zieloną i czerwoną)
- gabinet chirurgiczny/ortopedyczny
- gabinet w strefie zielonej
- zespoły wyjazdowe (tak, niektóre szpitale mają jeszcze własne, wewnętrzne transporty medyczne).

Czasem również zostają nam udzielone różne pomniejsze instruktarze, gdy zmieni się jakaś procedura pracy w oddziale. Na tym odprawa w zasadzie się kończy. Rozchodzimy się do swoich miejsc.

Byłoby zbyt prosto, gdybym napisał, iż przydzielone miejsce jest ostatecznym i jedynym, w którym danego dnia będzie się urzędować. Nieraz w ciągu dyżuru pracuję równolegle na 2-3 stanowiskach (m.in. z powodu braku personelu czy chwilowego zapotrzebowania). Niestety specyfika SOR ma to do siebie, że w ciągu 15 minut w miarę spokojna sytuacja może zamienić się w istną wojnę, nierzadko krwawą. Wielokrotnie zdarzało mi się dostać telefon od dyspozytorki w czasie wywiadu z pacjentem z informacją „Młody, za 10 minut będzie śmigło z wielonarządówką (Lotnicze Pogotowie Ratunkowe z urazem wielonarządowym, zwykle po wypadku), biegniesz na lądowisko”. I cały misterny plan… No nic, trzeba pacjenta przeprosić, wyjaśnić szybko sytuację i przekazać współpracownikowi, by się nim na czas mojej nieobecności zajął, po czym pobrać klucze i szybko udać się na inspekcję płyty lądowiska.

Gwoli ścisłości – taki pacjent często wymaga jednocześnie interwencji 2-3 lekarzy i to znacznie dłużej niż 15 minut – a nieraz na dyżurze jest tylko tylu lekarzy w całym oddziale. Zdarza się również przewiezienie takiego pacjenta niemal od razu na blok operacyjny – i tutaj małe wyjaśnienie dla pacjentów ortopedycznych – taka operacja może trwać nawet kilka godzin. Rozumiem, że skręcona kostka boli, tym bardziej złamana ręka, ale nie jest to stan bezpośredniego zagrożenia życia i domaganie się natychmiastowej interwencji lekarza w sytuacji opisanej powyżej nie sprawi, że ortopeda zejdzie na dół. A personel zwykle od razu informuje o takiej sytuacji pacjentów (co czasem kończy się pisemnymi skargami typu „personel przekazał, że nikt się mną nie zajmie przez najbliższe 12 godzin”). Choć takie sytuacje, jak i zatrzymania krążenia, zdarzają się stosunkowo rzadko w porównaniu do ogólnej liczby przypadków.

Dobra, trochę się rozpędziłem – do tej pory starałem się opisać SOR jako miejsce walki o ludzkie życie i powagę tej pracy, a jak wygląda to w rzeczywistości?


Ano tak, że 95% pacjentów w ogóle nie powinno się w szpitalu znaleźć. Ale winić o ten stan rzeczy trzeba między innymi niewydolny system opieki zdrowotnej, nie zaś personel szpitala. Jasne, kiedy mam możliwość, staram się pomagać na różne sposoby, ale pewnych rzeczy także nie przeskoczę.
Uwierzcie, proszę, że terminy czekania na specjalistę sięgające kilku lat nawet dla nas są przerażające i wcale większości z nas nie dziwi, iż pacjent woli przyjechać na Sortownię i poczekać te kilka-kilkanaście godzin, by otrzymać upragnioną poradę/konsultację. Ale weźcie także pod uwagę – takie zachowanie w dalszym ciągu wydłuża kolejki wszystkim pozostałym potrzebującym.

Ale co tak właściwie się dzieje z pacjentem po przybyciu na SOR?


Na początku (niezależnie od tego, czy pacjent przyjechał sam, czy też został przywieziony przez ZRM) następuje jego rejestracja i założenie historii choroby. Potem ratownik medyczny/pielęgniarka przeprowadza z takim pacjentem wstępny wywiad mający na celu ocenę jego stanu medycznego w momencie przyjęcia (i wyłapanie z gąszczu spraw przychodnianych te kilka procent stanów bezpośredniego zagrożenia życia) oraz mierzy ich podstawowe parametry życiowe: tętno, ciśnienie krwi, saturację (wysycenie hemoglobiny tlenem w organizmie, a bardziej łopatologicznie – czy oddycha nam się dobrze i czy się dusimy). Na tym etapie, jeśli nic strasznego z pacjentem się nie dzieje, rola ratownika/pielęgniarki ulega tymczasowemu zamrożeniu. Taka karta trafia do właściwego lekarza, który musi się z nią zapoznać, po czym poszkodowanego zbadać i zlecić badania (jeśli są potrzebne). W takim wypadku wypisuje kartę zleceń i przekazuje z powrotem do nas. My te zlecenia wykonujemy (pobieramy krew, podajemy leki, wykonujemy EKG, wysyłamy na badania obrazowe – np. RTG) i… czekamy na wyniki. Tak, to jest ten znienawidzony przez wszystkich moment. Niestety laboratorium analitycznego nie przyspieszymy, podobnie jak radiologa opisującego po kolei kilkadziesiąt zdjęć RTG lub CT (tomografii komputerowej). I taka mała informacja – nie opłaca się udawać bóli w klatce piersiowej, by przyjechać na SOR – badania krwi trzeba wykonać przynajmniej 2 razy w kilkugodzinnym odstępie – średnia przyjemność, prawda? I tak niestety wszyscy zostają zawieszeni w próżni na co najmniej 2h, a nierzadko sporo więcej.

Po przybyciu wszystkich wyników lekarz prowadzący zapoznaje się z nimi i może: zlecić konsultację innemu specjaliście, zlecić dodatkowe badania lub też podjąć ostateczną decyzję co do danego pacjenta i albo położyć go na oddział (o ile są wolne miejsca!), albo wysłać go do domu ze swoimi zaleceniami, ewentualnie receptą i skierowaniem do przychodni specjalistycznej.

Co się jeszcze tyczy ludzi symulujących różne schorzenia (zdarza się, a jakże), to w momencie wstępnej segregacji, gdy jest oceniany ich stan zagrożenia życia, trafiają automatycznie na koniec kolejki. I w tej kolejności są przyjmowani – więc naprawdę zmyślanie się nie opłaca. Mało tego – ratownicy z pogotowia chętnie dzielą się z personelem szpitala informacjami, do którego pacjenta przyjeżdżają 3 razy w tygodniu i który udaje, by np. wyłudzić leki. Naprawdę są pacjenci, którzy bywają na tym samym oddziale ratunkowym przynajmniej raz w tygodniu, co ciekawe – zawsze z innym rozpoznaniem.

Na koniec kilka (mam nadzieję) przydatnych informacji

1) SOR nie zajmuje się leczeniem pacjenta od A do Z. Oddział Ratunkowy pomaga TYLKO DORAŹNIE w stanach zagrożenia życia – leczenie właściwe pacjenta odbywa się najczęściej na dalszym etapie pobytu pacjenta w szpitalu. Oczywiście w granicach swoich możliwości pomaga, jak może – jednak główną jego rolą jest diagnostyka pacjenta i decyzja, czy ten powinien pozostać na dłużej, czy doraźna pomoc załatwi sprawę.

2) Dla własnej wygody i oszczędności czasu zorientuj się, gdzie jest Twoja najbliższa placówka Nocnej i Świątecznej Pomocy Lekarskiej oraz numer telefonu do niej – często jest tak, że wystarczy się z nimi skontaktować, by załatwić problem znacznie szybciej niż od razu w szpitalu (często są mniejsze kolejki). Jeśli oni sobie nie poradzą, i tak Cię wyślą do nas.

3) Istnieją tzw. referencyjne dyżury okulistyczne i laryngologiczne. Mają one na celu rozładowanie kolejek do lekarzy tych dwóch specjalności w nagłych przypadkach. I tak, wiem, że nieraz taki dyżur jest w szpitalu na drugim końcu miasta – jednak uwierzcie, iż najczęściej szybszą pomoc uzyskacie właśnie tam niż na pozostałych Sortowniach. Placówka z dyżurem referencyjnym ma uproszczoną procedurę (tzn. pacjent od razu po etapie segregacji udaje się do danego specjalisty), a poza tym taki oddział jest przygotowany na zwiększony ruch pacjentów i jest tam też większa obsada personelu. Taki dyżur trwa 24 godziny i każdego dnia ma miejsce w innym szpitalu. Informację o nich można znaleźć w internecie, udzielą jej również dyspozytorzy pogotowia pod numerem 999 oraz personel każdego oddziału ratunkowego.

4) Poganianie personelu czy próby psychicznego wyżywania się na nim powodują najczęściej skutek odwrotny do zamierzonego (naprawdę, my również chcielibyśmy jak najszybciej „obrobić” pacjenta i mieć spokój choć przez chwilę). A jak ktoś tego nie rozumie, niech się zastanowi, jak by się zachował, gdyby był ciągle (często bezpodstawnie) obrażany w pracy. Rozumiem, że każde cierpienie dla danej osoby jest największą tragedią, ale szanujmy się wzajemnie. Czasem wiele zależy od samego tonu wypowiedzi/pytania.

5) Stwierdzenie „wezwę karetkę, szybciej mnie obsłużą” jest mitem, często powielanym przez starszą część społeczeństwa. Co prawda zwykle szybciej się dociera do szpitala, jednak po zakończeniu etapu segregacji witamy się z końcem kolejki w przypadku wykrycia „oszustwa”.

6) Obecnie pojęcie „służby zdrowia” już nie funkcjonuje, jednak wielu z nas (ratowników/pielęgniarek/lekarzy) często słyszy od ludzi wielokrotnie frazesy typu „bo wy tu jesteście jak d*pa od srania” w bardzo wielu różnych konfiguracjach. Prawda jest taka, że jesteśmy zwykłymi pracownikami ochrony zdrowia – a mimo to rzeczy takie jak jedzenie/sen/potrzeby fizjologiczne bardzo często schodzą na dalszy plan. Nie zliczę nawet, ile razy podczas swojej zmiany nie miałem czasu się choćby wysikać przez głupie 6 godzin, nie wspominając już o jakimkolwiek jedzeniu. I jakoś żyję. Prawda jest taka, że robimy co możemy, ale każdy z nas również ma swoje ograniczenia i chciałbym, by ludzie w końcu zaczęli to także szanować.


Zdaję sobie sprawę, że nie da się ująć wszystkich aspektów mojej pracy tak zwięźle, jakbym chciał. Mimo tego mam również nadzieję, iż z grubsza udało mi się opisać trzon funkcjonowania tego specyficznego tworu. Gdyby ktoś jednak miał jakieś pytania lub coś wyjaśniłem niewystarczająco czy pominąłem, chętnie (w miarę możliwości) udzielę odpowiedzi.
5

Oglądany: 133712x | Komentarzy: 141 | Okejek: 691 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało