Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Pożegnanie. Życie toczy się dalej...

144 776  
1519   200  
Od redakcji. Zwykle nie publikujemy takich wyznań... ale ta historia opisana przez naszego wieloletniego bojownika jest wyjątkowa, choć smutna, to szczera i przejmująca - takie bywa życie. Tomek pisze:

Stronę Joe Monster pokazała mi Iza.
Dawno, dawno temu, jeszcze przed dinozaurami. Dziś nasz nick izaitomek jest już nieaktualny.
Iza odeszła.



A raczej została mi odebrana.
Przez tętniaka.
Jak zwykle poszła na swój aerobik, rzucając mi jeszcze zaproszenie:
- może jednak wybierzesz się ze mną? – robiąc te swoje wielkie zachęcające oczy.
- nie dziś, nie chce mi się.

To był nasz ostatni dialog.
Nigdy więcej nie widziałem jej przytomnej.
Upadła podczas ćwiczeń.
Potem było kilka dni horroru. Reanimacja, karetka, OIOM, dewastująca prawda przekazana przez lekarzy. Wylew był niszczący dla mózgu.

Mamy dwie szalone córki. 12 i 10 lat. Dzień po tym jak Iza upadła, miały wrócić z kolonii. Odbierałem je sam. Uśmiechnięte i stęsknione buzie naszych skarbów i brutalna rzeczywistość stanu zdrowia ich mamy. Nie wiem jak dałem radę. Pomogli wspaniali Sąsiedzi. Nasze dzieci były razem na tej kolonii i tylko dzięki Sąsiadom stałem prosto i uśmiechałem się do córek.

Jesteśmy rodziną, która stara się być blisko siebie. Nie mogłem ukrywać prawdy. Popłakaliśmy sobie razem. Dziewczyny już nigdy nie zobaczyły mamy. Nie zmuszałem ich do wizyt w szpitalu i oglądania mamy podłączonej do tej całej aparatury imitującej życie. One nie chciały, a ja to uszanowałem.
Orzeczenie lekarzy o śmierci mózgu, kolejna trudna rozmowa i zgoda, czy raczej brak sprzeciwu, na pobranie narządów.
Pogrzeb.

I oto jestem.
Dziś.
Ja i moje dziewczyny.
Bez Izy.
Jutro mija 30 dni od chwili upadku.
Po co to piszę?
Trochę dla siebie. To niedoopowiedzenia co się dzieje w ludzkiej głowie w takich chwilach. Czuję potrzebę napisania tego. Tyle razy chichraliśmy się razem przeglądając te strony. Tyle razy pokazywaliśmy sobie nawzajem:
– zobacz to, zobacz to, spodoba Ci się.
Przeglądanie Joe Monstera było z nami od lat. Może pisząc do Was, szukam jakiegoś powrotu do tamtych czasów? Może po prostu chcę podzielić się z kimś smutkiem? Może próbuję wypełnić w ten sposób brak kogoś, przed kim mogę się otworzyć, szczerze porozmawiać o problemach i smutkach?
Nie wiem i nie czuję potrzeby wiedzieć.
Wiem, że chcę to napisać.

W tych trudnych chwilach spotkałem się z ogromnym wsparciem przyjaciół i znajomych.
Ogromnym!
Człowiek całe życie zaciąga długi. Pierwszy i największy zaciągnąłem u Izy. To była wspaniała żona, matka, kobieta. Zawsze wesoła, optymistyczna i mądra ta mądrością kobiet dojrzałych emocjonalnie. Kiedy odeszła, tak wiele osób stawiło się przy mnie i pomagało.

I musicie rozróżnić jedną rzecz. Jest różnica pomiędzy pytaniem, czy ci pomóc od po prostu pomagania. Bycia blisko. Nigdy bym się nie spodziewał, że tyle osób przyjedzie, zostanie ze mną bez pytania czy potrzebuję. Po prostu:
- Jestem, pomogę na tyle na ile mogę. Nawet mi nie mów, że nie trzeba! -Słyszałem to wiele razy od wielu ludzi przez ostatnie dni.

Ja już wiem, że kiedy ktoś przeżywa swój osobisty dramat, nie trzeba się bać zadzwonić czy przyjechać, by komuś nie przeszkadzać w trudnych chwilach. Przeciwnie, telefony i odwiedziny tych wszystkich osób, które postanowiły mnie wesprzeć dawały mi siłę i świadomość, że nie zostawili mnie samego sobie. Już nigdy nie będę się bał zadzwonić, przyjechać do kogoś w potrzebie. Nie ma czegoś takiego jak zawracanie głowy w trudnych chwilach. Jest tylko szczere wsparcie lub jego brak. Tyle spraw zorganizowali mi kiedy ja nawet nie wiedziałem, że powinienem o tym myśleć. Tyle wspólnie wylanych łez, uścisków, czy wspólnego milczenia.

Karma.
Iza wszędzie spotykała się z sympatią ludzi – taka po prostu była.
Tyle długów zaciągnąłem. Długów w pozytywnym znaczeniu. Takie długi należy zaciągać i dać zaciągnąć innym. Zawsze byłem o tym przekonany. Ponoć nic nie dzieje się bez celu. Zaczynam w to wierzyć, ale oszczędzę wam analizy naszego życia.

Praktycznie, z ogromną pomocą wielu osób, poukładałem formalności, nowe rutyny domowe, życie. Pozostało mi jeszcze kilka spraw. Nasza sypialnia jest ciągle w stanie sprzed 30 dni.
Mam barierę.
Może jutro ogarnę...

Powoli segreguję ubrania Izy. Pierwsza wizyta w Domu Samotnej Matki już za mną i moimi córkami. Oddajemy po trochu jej ubrania. Iza zawsze pomagała wszystkim. Przecież nie wyrzucę… niech pomoże komuś ten ostatni raz. Taka już była moja Iza, pomagała wszystkim i zawsze.
Prawie wszystko mam już poukładane. Tylko w głowie jeszcze nie do końca. Tyle chciałbym naprawić, zmienić.

Tak bardzo boję się jutra. Na szczęście mam dwie cudowne córki. Nie wyobrażałem sobie jak dzielne są. Jak dorosłe mogą być w tym wieku.

I pies.
Iza dręczyła mnie tak długo zanim pękłem i zgodziłem się na psa. Cieszyła się nim tylko kilka miesięcy. Dwa dni po fatalnym dniu mieliśmy jechać na urlop. Na te okoliczność pies pojechał do mamy Izy. Kilka dni temu go odebrałem. Kiedy upojony radością powrotu do domu wpadł do naszej sypialni wyraźnie szukając Izy, nie dałem rady.
Poryczałem się.
Nic nowego.
Ryczę ostatnio regularnie.

Różne niespodziewane wydarzenia to powodują.
„Boys of summer” w wersji Attaris w radio. Iza kiedyś miała tę piosenkę w telefonie jako dzwonek. Jej tekst dziś wyciska mi łzy. Kiedyś przy tej piosence jechaliśmy na wakacje samochodem szczęśliwi, że się mamy.

https://www.youtube.com/watch?v=Qt6Lkgs0kiU

Jak tu się nie rozkleić kiedy słyszysz:

„I can see you
Your brown skin shinin’ in the sun
I see you walking real slow and you’re smilin’ at everyone”

Zresztą cały tekst mnie masakruje teraz.

Dawno, dawno temu jak byliśmy na etapie podchodów i sprawdzania czy my to właśnie my.

Zagrałem vabank.

Oboje byliśmy fanami Metalliki. Zgrywałem się wtedy, że jestem kumplem Larsa i regularnie gadam z chłopakami z zespołu o nas. Bawiłem ją takimi absurdami.

Taki ze mnie zgrywus.

Kiedy szykowała się dłuższa przerwa w, nie randkach ale po prostu w spotkaniach, a na horyzoncie pojawiały się wieści o nowej płycie Metalliki, rzuciłem:
- Lars mi powiedział, że ostatnia piosenka na tej płycie będzie dla Ciebie.

Nie widzieliśmy się z rok, może dłużej.

Wyszła płyta: Load.

Ostatnia piosenka: The Outlaw Thorn:
Pierwszy wers: „And now I wait my whole lifetime for you”

Niezły początek, co?

Romantyczność 50.

Dalej jest tylko lepiej.

https://www.youtube.com/watch?v=yIkSOx6kkMY

Później Iza mi wyznała, że zaniemówiła jak to usłyszała.
Pamiętała o mojej deklaracji.
Magia.

Było blisko, bo gdybym wybrał pierwszy numer z tej płyty.....

Oczywiście nie żyliśmy w sielance cały czas.
Było lepiej i gorzej. Trochę kłótni trochę smutków. Jednak zawsze potrafiliśmy się pogodzić, porozmawiać. Kochaliśmy się szczerze.
Ostatnio wiele rzeczy zaczęło się układać. Teraz układam wszystko na nowo.

- Ciesz się tym, co masz – wielokrotnie powtarzała mi Iza, kiedy przygnieciony korpostresem miałem pretensje do życia.
- Masz wspaniałe córki, mieszkasz w fajnym miejscu, masz super sąsiadów i masz mnie.



Pamiętajcie o tym.

Szczęście to często drobne rzeczy, które macie i zapomnieliście jak bardzo są dla Was ważne.

Nie bagatelizujcie tego co macie.

Cieszcie się chwilą. Żadna już nigdy nie powróci.

Mi pozostały piękne wspomnienia.

Mojej uśmiechniętej Izy, idącej naprawdę bardzo wolno i uśmiechającej się do wszystkich.

To ostatnie zdjęcia jakie jej zrobiłem.







Aktualizacja: Tomek napisał na blogu podziękowania dla Was
26

Oglądany: 144776x | Komentarzy: 200 | Okejek: 1519 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało