Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak wyglądała prostytucja pod pruskim zaborem?

155 895  
514   56  
Może nam się wydawać, że żyjemy w czasach moralnego rozbestwienia, a na temat seksu więcej od nas wie już niejeden przedszkolak.

Tymczasem okazuje się, że nasi prapradziadowie nie tylko bez skrępowania korzystali z usług prostytutek, ale i nie musieli się bać, że po natchnionym grzmoceniu wezmą udział w losowaniu wenerycznej niespodzianki.


Jeszcze zanim nasza ojczyzna rozdarta została przez zaborców, prostytucja istniała i miała się całkiem dobrze. Wprawdzie, w porównaniu z innymi europejskimi państwami, mało było u nas profesjonalistek, które pobierając opłatę wiedziały jak fachowo ciągnąć jegomościa, ale na doskonale rozwijający się w dużych miastach zawód władze przymykały oko.
Nie istniały natomiast żadne szczegółowe wytyczne, których prostytutki miałyby się trzymać. Panie, które nie gorszyły przechodniów miały zapewniony święty spokój i mogły wykonywać swój zawód, natomiast te, które świeciły cyckami i zachowywały się nieobyczajnie, trafiały do aresztu pod zarzutem… włóczęgostwa.
W skrócie – prostytucję traktowano tak, jakby jej nie było, a władze niezbyt chętnie garnęły się do tego, aby wprowadzić w tym zawodzie jakiekolwiek normy.


Sprawa uległa drastycznej zmianie, kiedy Rzeczpospolita kolejny raz zniknęła z mapy świata. Zmiany te widać było szczególnie pod pruskim zaborem. W tamtych czasach sporym problemem były rozprzestrzeniające się choroby przenoszone drogą płciową. Wśród całej masy wenerycznych paskudztw niepodzielnie królował stary, dobry syfilis. Nowe władze postanowiły zająć się tą sprawą. I to wcale nie z czystej, ludzkiej chęci niesienia pomocy bliźnim. W takiej na przykład Warszawie co piąty obywatel był członkiem pruskiej armii. Do tego do stolicy, ale także i innych dużych polskich miast, przybyły tysiące urzędników. Pociupciać lubi każdy - wiadomo. Trzeba było więc chronić pruski naród przed roznoszonym przez polskie dziwki choróbskiem!


Zgodnie z wprowadzonym w 1802 roku zarządzeniem, prostytucja ograniczona została tylko i wyłącznie do domów publicznych (z małymi wyjątkami - o tym zaraz). Burdele z kolei podlegały ścisłemu nadzorowi państwa.
W artykule 999K „Powszechnego Prawa dla Państw Pruskich” jak byk stało: „Najprzód służyć to ma za prawidło, że kobiety ciało swoje na rzemiosło nierządne wystawujące, powinny przebywać w domach publicznych na to przeznaczonych, pod dozorem policyi, nie mniej pod dozorem gospodarza lub gospodyni, aby rząd nad niemi tem łatwiej i dogodniej mógł być prowadzony”.
Panie, które chciały świadczyć swoje usługi poza murami domu uciech musiały otrzymać specjalne pozwolenie od państwowego urzędnika. Zresztą o podobną zgodę musiał starać się gospodarz, który w swoim przybytku chciał świadczyć usługi seksualne. Pozwolenie dostawało się na okres 6 miesięcy, trzeba było zarejestrować wszystkie pracownice i złożyć pisemną gwarancję, że te zachowywać się będą w cywilizowany, nie zakłócający publicznego porządku sposób.


Aby nie dopuścić do sytuacji, w której prostytutka pracować będzie pod przymusem, pruski zaborca zadbał o wprowadzenie bardzo surowej kary dla stręczycieli źle traktujących swoje pracownice. Na takiego porywczego „biznesmena” czekało długoletnie więzienie i publiczna chłosta. Burdele wizytowane więc były przez policjantów, których zadaniem było wysłuchiwanie ewentualnych skarg prostytutek.
Policjanci sprawdzali też, czy na terenie lupanaru nie odbywa się sprzedaż alkoholu. Zarówno handel, jak i spożywanie napojów wyskokowych w burdelu były surowo zabronione.
Jeśli któraś z prostytutek poinformowałaby przedstawiciela prawa o chęci zrezygnowania z dalszej pracy w charakterze profesjonalnej dupodajki, obowiązkiem policjanta było zawiadomienie o tym dyrekcji policyjnej. Panie chcące skończyć z tym zawodem zapewnioną miały państwową pomoc oraz ochronę.


I jeszcze parę słów o samych burdelach. Przede wszystkim – nie wolno było ich reklamować (kto miał wiedzieć, gdzie bajzel się znajduje, ten wiedział), a prostytutkom zabroniono przesiadywania w oknach lub bramach, skąd miałyby możliwość wabienia potencjalnych klientów. Natomiast damy, które wywalczyły sobie prawo do pracy „mobilnej”, miały surowy zakaz noszenia wyzywających, zwracających na siebie uwagę szat.

Oczywiście domy publiczne były opodatkowane i państwo czerpało niemałe zyski z płatnego seksu.
Jednakże lwia część odprowadzanych pieniędzy pokrywała obowiązkowe kontrole medyczne dla pracujących dam. Burdele były regularnie odwiedzane przez lekarzy, a za ukrywanie przed nimi choroby wenerycznej groziły surowe kary. Niekiedy nawet znacznie bardziej upokarzające niż te, które dostawali właściciele domów publicznych zatrudniający małoletnie pracownice! Dodatkowo dwa razy w tygodniu nierządnica miała obowiązek stawienia się w biurze sanitarnym.


Aby proste bezbożnice potrafiły rozpoznać u siebie chorobę, każda z nich dostawała szczegółowy opis najczęściej spotykanych wenerycznych schorzeń. Mało tego – panie instruowane były też, jak zdiagnozować syfa u swojego klienta.
Echa pruskiego modelu sprawowania kontroli władz nad prostytucją przetrwały wiele dekad. Jeszcze sto lat później, w czasie niemieckiej okupacji Łodzi podczas I Wojny Światowej na ścianach przybytków rozkoszy widniały takie oto instrukcje:

Tutaj możecie zobaczyć fotkę w pełnym rozmiarze w true HD 3D PKP.

True story - te wytyczne znalazłem wiszące nad sedesem podczas pewnej parapetówki. Oryginał miał znaleźć jakiś sympatyczny studencina podczas porządków w wynajmowanym mieszkaniu.

Człowiek czuje się bezpieczniej wiedząc, że obsługująca go nierządnica, pod groźbą kary, zobligowana jest do przestrzegania narzuconych jej zasad bezpiecznego ciupciania!
Mało tego! Dziwka była też niczym spowiednik. Otóż prawo regulujące zachowanie prostytutek surowo zakazywało zdradzania im tajemnic swoich klientów (no, chyba że o udzielenie takich informacji poproszą ją panowie policjanci).

Jak widzicie pruski model kontroli najstarszego zwodu świata miał sens, a nadzorowany przez państwo nierząd w niczym nie odstawał od innych powszechnych zawodów. To zaskakujące, że dwieście lat temu istniały na naszych ziemiach znacznie bardziej rozsądne przepisy niż współcześnie.


Jak to wygląda dzisiaj? Przede wszystkim prostytucja istnieje absolutnie poza kontrolą państwa. Zawód ten nie jest opodatkowany, mimo że przychód z tego zawodu to grubo ponad pół miliarda złotych rocznie!(według różnych źródeł szacuje się, że jest to od 650 milionów do nawet i kilku miliardów zł). Czemu tak się dzieje? Ano wynika to z durnego przepisu zakazującego czerpania osobom trzecim zysków z pracy prostytutek. Nałożenie na nie podatku byłoby równoznaczne z uczynieniem z państwa polskiego alfonsa na największą możliwą skalę. Celny strzał w kolano...


Współczesne prostytutki nie płacą też żadnych składek emerytalnych i co najważniejsze – zdrowotnych! Co to oznacza? Wiadomo – pożegnanie z dostępem do darmowych badań lekarskich, nie wspominając już o braku obowiązku regularnych kontroli mających na celu wyeliminowanie ewentualnych chorób wenerycznych.
To mroczna strona Polski XXI wieku – czasów, kiedy za hodowanie roślin doniczkowych przewidziana jest nauka więziennego grypsu, a przedstawicielki szlachetnego zawodu traktowane są niczym trędowate. Nasi pradziadowie w tej kwestii mieli o niebo lepiej.

Źródła:

1. "Oczekiwania kobiet i wobec kobiet. Stereotypy i wzorce kobiecości w kulturze europejskiej i amerykańskiej." Bożena Płonka-Syroka

2. "Zło tolerowane. Prostytucja w Królestwie Polskim w XIX wieku" Jolanta Sikorska-Kulesza
13

Oglądany: 155895x | Komentarzy: 56 | Okejek: 514 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

29.03

28.03

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało