Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jak radziecki naukowiec z dzikiego lisa zrobił ułożonego psa - parę słów o ewolucji w trybie ekspresowym

76 875  
394   115  
Ewolucja kojarzy nam się z mozolnym procesem trwającym miliony lat. I faktycznie – transformacja z owłosionego posiadacza przyciężkiej maczugi do wzorowego redaktora portalu satyrycznego trochę nam zajęła, ale nie oznacza to, że wyraźnie widoczne zmiany ewolucyjne zawsze muszą być okupione tak długim czekaniem. Na początek weźmy za przykład taką małpę bonobo.

To tak zwany szympans karłowaty, który - podobnie jak jego większy brat - jest najbliżej spokrewnionym z nami przedstawicielem ziemskiej fauny. Ze zwykłym szympansem łączy go aż 99,4% genów. Natomiast to, co różni oba gatunki, to przede wszystkim zachowanie. Bonobo, w przeciwieństwie do dość agresywnych szympansów, są zwierzakami wyjątkowo spokojnymi, skłaniającymi się ku diecie wegańskiej. Ponadto małpy te uwielbiają się grzmocić. Seks to dla nich forma powitania, pożegnania i przeprosin. To jedyny oprócz człowieka gatunek, który odkrył frajdę z francuskich pocałunków oraz seksu oralnego. Podsumowując – bonobo to prawdziwi hippisi gloryfikujący pokój i wolną miłość. Tymczasem w środowisku szympansów często dochodzi do morderstw, gwałtów i krwawych porachunków pomiędzy zwaśnionymi stadami.


Według teorii głoszonej przez Briana Hare'a – antropologa z uniwersytetu w Durham – jakieś 1-2 miliony lat temu bonobo i szympansy posiadały jednego, wspólnego przodka. W pewnym momencie nowa odnoga rzeki Kongo podzieliła stado. Warunki życia po jednej ze stron akwenu były zupełnie inne niż po drugiej. Bogactwo jadalnych roślin sprawiło, że nowi rezydenci jednej z tych ziem nie musieli już zaprzątać sobie głów polowaniami. Zaczęli za to tworzyć silniejsze więzi społeczne, spędzać czas na zabawie, udoskonalaniu technik seksualnych i błogim lenistwie.


Doszło do tak zwanego samoudomowienia. Na przestrzeni setek tysięcy lat oprócz zmian w zachowaniu doszły też czysto fizyczne elementy, które różnią bonobo od jej bliskiego kuzyna. Małpy te są wyraźnie mniej przysadziste i smuklejsze niż szympansy, mają też dłuższe kończyny, mniejszą czaszkę i wyraźnie krótsze kły!
W dalszym jednak ciągu był to proces, który zajął setki tysięcy lat. Czy można by ewolucję jeszcze bardziej przyspieszyć? Oczywiście. Nie bylibyśmy przecież sobą, gdybyśmy sami nie spróbowali przeprowadzić takiego eksperymentu.
Pod koniec XIX wieku brytyjski badacz mikroorganizmów William Henry Dallinger skonstruował inkubator, w którym rozpoczął hodowlę jednokomórkowych żyjątek. W ciągu siedmiu lat swojego doświadczenia naukowiec powoli podwyższał temperaturę wewnątrz inkubatora. W ten sposób początkowa temperatura 15 stopni Celsjusza wzrosła o 55 stopni! Kolejne pokolenia organizmów stopniowo przystosowywały się do nowych warunków i były w stanie przeżyć mimo tak szybkich, drastycznych zmian. Co ciekawe – żyjątka, które w ostatnim pokoleniu radziły sobie w temperaturze 70 stopni Celsjusza, nie potrafiły już przyzwyczaić się do iście syberyjskich mrozów, które panowały jeszcze kilkadziesiąt pokoleń wcześniej.


Dallinger słusznie stwierdził, że w ten oto sposób stworzył namacalny dowód na prawdziwość głoszonej przez Darwina teorii ewolucji. Niestety, eksperyment został przerwany po tym, jak w 1886 roku inkubator uczonego uległ zniszczeniu.

Podobne doświadczenia przeprowadzano też na muszkach owocówkach. W tym wypadku owady te zostały umieszczone w całkowitych ciemnościach na okres 57 lat! 1400 pokoleń później okazało się, że muszki zaczęły mutować, wykształcając u siebie cechy przydatne w miejscach, gdzie nie dociera światło. Jako że nie potrzebowały już dobrze widzieć, ich narządy wzroku znacznie zubożały, ale za to owady postawiły m.in. na większą płodność!


Jeszcze ciekawiej wygląda trwający od 1998 roku aż do dziś eksperyment, w którym głównym obiektem zainteresowania są laboratoryjne myszki. W ciągu 65 pokoleń naukowcy wybierali ze stada tych gryzoni te, które… najbardziej rączo popierdzielają w kołowrotku. Mysi sportowcy byli ze sobą krzyżowani i z ich potomstwa kolejny raz selekcjonowano czempionów. W taki sposób udało się stworzyć myszkę, która galopuje trzykrotnie szybciej niż typowy przedstawiciel tego gatunku gryzoni. Nie myślcie jednak, że naspidowana mysz powstała tylko i wyłącznie dla czystego fanu – badacze wykorzystują te hiperaktywne zwierzątka do badań nad lekami łagodzącymi objawy „legendarnego” ADHD.


Najbardziej jednak znanym, sztandarowym przykładem błyskawicznej ewolucji jest eksperyment, który przeprowadzono pod koniec lat 50. ubiegłego wieku w Nowosybirsku. Doświadczenie dotyczyło udomowiania lisów syberyjskich. Konkretnie – hodowanych na futro odmianę lisów rudych o szarym umaszczeniu. Doktor Dmitrij Bielajew – pracownik Rosyjskiego Instytutu Cytologii i Genetyki – uważał, że to najlepsi kandydaci do takiego projektu – lisy są zwierzętami stadnymi spokrewnionymi z psami, które to, jak wiadomo, udało się nam oswoić już dawno temu.


Uczony wierzył, że w ciągu kilkudziesięciu pokoleń można zamienić to dzikie zwierzę w potulnego psiaka. Z grupy lisów trzeba było najpierw wyselekcjonować te, które są najbardziej ufne w stosunku do człowieka. Nie było to zbyt proste – większość zwierzaków na obecność badaczy reagowała agresją. Ostatecznie udało się wytypować 1% w miarę spokojnych lisków kwalifikujących się do eksperymentu.


Trzy pokolenia później widać już było różnicę – w kolejnych miotach coraz mniej było jednostek agresywnych. Natomiast kilkadziesiąt pokoleń później lisy nie tylko garnęły się już do ludzi i zachowywały niczym łagodne szczeniaczki, ale również i ich wygląd znacznie się zmienił! Lisy miały krótsze łapy, zakręcony ogon i oklapnięte uszy. Bielajew, który na ten projekt poświęcił ostatnią ćwierć swojego życia, nie krył swojej radości. Udało mu się bowiem potwierdzić spostrzeżenia samego Darwina, który już przecież dobry wiek wcześniej zauważył, że udomowione zwierzęta są drobniejszej budowy niż ich dzicy przodkowie, mają opadające uszy i zawinięte ogony.


Wyniki takiego eksperymentu miały też inne, szczególne znaczenie dla mieszkańców Związku Radzieckiego. Otóż w czasach rządów Józefa Stalina wprowadzono nowy rodzaj walki klasowej, polegający na regularnym podważaniu obowiązujących, „burżuazyjnych”, teorii naukowych. Na ich miejsce wprowadzano nowe – podszyte oczywiście sporą dawką politycznej ideologii. I tak właśnie powstał łysenkizm – pseudonaukowa teoria autorstwa Trofima Łysenki, która to starała się obalić istnienie genów i udowodnić, że ewolucja to nic innego jak „plastyczność” organizmów spowodowana wyłącznie zmianami środowiskowymi i czynnikami zewnętrznymi.


Żeby tego było mało, Łysenko wierzył w istnienie zjawiska samorództwa, czyli skokowego, spontanicznego powstawania nowych gatunków z martwej materii (np. z wody miały powstawać ryby i glony).
Mimo że łysenkizm miał sporo przeciwników usiłujących zmieszać jego twórcę z błotem, to te wyssane z palca paranaukowe bzdury były obowiązującą w ZSRR doktryną przez dobrych kilkanaście lat! Dopiero w połowie lat 50. nabrano nieco dystansu do rewelacji głoszonych przez Łysenkę. I właśnie duży wpływ na powrót do darwinizmu miała praca Bielajewa. Sam uczony, bojąc się ewentualnych problemów ze strony władz, podkreślał, że jego badania mają na celu jedynie obserwację zmian w budowie i zachowaniu lisów, a nie udowadnianie istnienia genów (których przecież oficjalnie „nie było”, aż do odsunięcia od władzy Chruszczowa w 1964 roku i ostatecznego odejścia od łysenkizmu).


Eksperyment nie zakończył się jednak po odkryciu pierwszych zmian w zachowaniu i wyglądzie zwierząt. Minęło już ponad pół wieku, od kiedy Bielajew rozpoczął swoje badania, a doświadczenie trwa nadal. Obecnie za jego sterami stoi dr Ludmiła Trut. W pewnym momencie mało brakowało, a trzeba by było przerwać ten projekt. Problemem były kłopoty finansowe badaczy. Aby zapewnić sobie zastrzyk funduszy na dalszy rozwój eksperymentu, zdecydowano o rozpoczęciu sprzedaży udomowionych lisków. Chętnych znalazło się wielu, a uczeni dostali potężny dopływ gotówki na kontynuowanie swojego przedsięwzięcia.


W skrócie – Bielajew ekspresowo powtórzył dokładnie ten sam proces, który 14 tysięcy lat temu spotkał wilka. Niektórzy przedstawiciele wilczego rodu byli przyjaźniej od innych nastawieni do człowieka. Zaczęliśmy więc te wilki powoli udomawiać, krok po kroku przyzwyczajając do naszej obecności. Mijały pokolenia, a kolejne mioty ewoluowały, powoli zamieniając się z agresywnej bestii w merdającego ogonem Burka. Dziś, patrząc na cherlawego, roztrzęsionego niczym pralka Frania na najwyższych obrotach ratlerka, jazgoczącego w bezpiecznych objęciach swojej pani, aż trudno uwierzyć, że ta mała popierdółka pochodzi od dumnego, nieznającego litości leśnego zabijaki.


Źródła: 1, 2, 3, 4
1

Oglądany: 76875x | Komentarzy: 115 | Okejek: 394 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało