Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Artykuł specjalny: Emerytki terroryzują kraj!!!

40 601  
0   30  
Jazda na maxa, szaleńcze wyczyny między regałami, popisy na dwóch kołach w centrum sklepu to codzienność. Są ofiary śmiertelne!


JÓZEF PLECIUGA

W Tesco 18 czerwca zginęła najlepsza koleżanka Petroneli. Pożyczyła od niej wózek i pojechała po pasztetową. Ale nie dojechała. Bezpośrednią przyczyną śmierci były obrażenia paznokcia małego palca prawej ręki. – Może ktoś jej przytrzasnął? – zastanawia się Petronela. Dla Stanisławy, młodej warszawianki, sprawa jest jasna: - To psychopatki. Emerytki z wózkami na zakupy mają nierówno pod sufitem. Wariatki, które zabijają siebie, a przy okazji innych.
 
Żyleta lubi spokój.
 
W szkłach okularów odbijają się poukładane w wózku zakupy. Ilość zapakowanych makaronów i papierów toaletowych mija granicę 100 i posuwa się dalej. Kierująca wózkiem pędzi wśród… stojących w kolejce klientów. Klienci są przerażeni. Boją się o swoje ubrania. Kiedy kolejka się przesuwa, pojawia się inny strach. Co będzie jak taka wariatka na mnie wpadnie? Jak ja ją potrącę? Zabiję?!
Tymczasem podrasowany wózek na zakupy, zwany w slangu ścigaczem, nagle przyspiesza i wbija się w wąską przerwę pomiędzy panem w przykrótkiej marynarce, a panią z kokiem. Klienci patrzą z niedowierzaniem. Chwila nieuwagi oznacza katastrofę. Ogłuszający brzęk butelek w wózkach straszy przy innych kasach.
 
- Emerytka z tym wózkiem jedzie na koksie. Nikt normalny tego nie robi – komentuje Żyleta, czyli Maria. Jeździ wózkiem 14 lat, od trzech lat unika alkoholu. Ale wie, że wiele jeździ nagrzanych. Żyleta ma wózek z Biedronki o pojemności 600 torebek kaszy jęczmiennej mazurskiej, czyli tyle ile wchodzi do niedużego samochodu.
 
Inna mrożąca krew w żyłach scena. Zapadł już zmrok, a wózki jadą pod prąd na przysklepowym parkingu. Żeby było „ostrzej” wymachują łańcuszkami od zatrzasków na monety. Klienci przy swoich samochodach widzą, a właściwie tylko słyszą te łańcuszki gdy wózki ich mijają. – Idiotki! – ucina Żyleta. Parking przy hipermarkecie. Mimo wiatru, który w każdej chwili może przeważyć maszynę, Żyleta podrywa wózek na tylne koła. Pierwsza próba nieudana. Przy następnej mocniej rozpędza wózek. Butelki w wózku się tłuką. Udało się! – To niesamowity wózek, trudno nad nim panować – przekrzykuje brzęk szkła. Żeby kupić dobry wózek, zapożyczyła się. Wózek miał pojemność 600 kasz mazurskich. Ale ma włożony kit – (podrasowaną) siatkę. Już zdążyła uszkodzić siodełko dla dzieci. Próbowała jechać na przednich kołach, ale nie wyszło. Żyleta kocha ryzyko.

- Pojechałam na plac za „gieesem” w Wypierdowie Dolnym. Zapakowałam 290 zniczy nagrobkowych. Byłoby 300 ale 10 spadło mi na stopę i zrobiła się bula. Chciałam poczuć jak to jest być wózkowym w fabryce zniczy. To warte najwyższej ceny. Ta cena to strata zakupów. Straciła już wiele, pewnie wiele jeszcze straci. Niedawno jej najlepsza kumpela, Ostra, uderzyła w krawężnik. Wleciała do wózka. Głową uderzyła w słoik dżemu truskawkowego niskosłodzonego.

- Lekarze mówili, że zgon jest kwestią kilku godzin. Myślałam, że stracę przyjaciółkę. Ale już wczoraj Ostra chciała uciekać z oddziału – Żyleta się uśmiecha. – Ja boję się jedynie tego, że mogłabym rozwalić nie tylko swoje zakupy. Nie zniosłabym myśli, że ja mam cały słoik pulpetów w sosie pomidorowym, a ktoś przeze mnie nie zje kolacji. Gdyby mój słoik się rozbił to ch*j! Sama się prosiłam…

Żyleta przekroczyła sześćdziesiątkę. Czasami nachodzi ją refleksja, że ma za dużo do stracenia, dlatego jeździ ostrożniej. Pracuje na nocnej zmianie w kotłowni. Gdy kończy pracę, bierze wózek. – Szkoda czasu na jedzenie. Najważniejsze, by pojeździć. Wtedy mam w sobie taki spokój…

Polatać po mieście

Mieszkańcy stolicy mają dość. Po latach, gdy w mieście z wózkami widziało się tylko mleczarzy, nastała moda na ścigacze. To już nie stateczne wózki z mlekiem dostojnie płynące po chodniku, ale wózki wyścigowe, jak sztylety wbijające się w trotuary miasta. I, co najgorsze, jak sztylety potrafią ranić.

Przerabiane kółka brzęczą, podnosząc poziom adrenaliny u emerytek i siejąc grozę u reszty. Ten brzęk powoduje, że przechodnie w popłochu rozchodzą się, robiąc miejsce dla ścigacza.   I o to chodzi! Ta zabawa odbywa się na pograniczu prawa i bezprawia, życia i śmierci. Niewiele trzeba by stracić zakupy. Dla emerytek i ich zakupów zabójstwem są dziury w chodnikach, wystające płytki, otwarte studzienki kanalizacyjne. Na dokładkę pasy na ulicach maluje się farbą, która po deszczu jest śliska. Osobnym zagrożeniem są piesi z pieskami na smyczach.

- Niektórzy lubią w tłoku zablokować przejazd abyśmy nie mogły się przecisnąć – opowiada Helena, właścicielka wózka z Geant`a – Raz facet rozłożył parasol gdy przejeżdżałam. Od uderzenia pęknął mi słoik z ogórkami kwaszonymi małosolnymi. – Najgorzej jest na początku sezonu. Trzeba przechodniów przyzwyczaić, że my też jeździmy. Pozaciąga się parę swetrów, to ustępują – dodaje Zofia, która nie jest fanką ekstremalnej jazdy, co nie znaczy, że w jej wykonaniu jest to bezpieczne.

- Postawię wózek na dwa koła, ale nie po to, aby przestraszyć babcię, lecz wywołać u niej uśmiech, że potrafię coś fajnego zrobić. – Zofia się rozmarza. Ostatnio jest nieszczęśliwa, bo trwa sezon, a ona się przewróciła z wózkiem i ma nogę w gipsie. Zdołała się jeszcze obrócić, aby nie uderzyć d*pą w krawężnik. Dobra peleryna i „Jasiek” (poduszka chroniąca tułów) zamortyzowały skutki upadku. Zofia jeździła wózkiem z PSS Kielce o pojemności 700 kasz jęczmiennych. Kupiła go za 67,23 plus VAT, a potem jak poprzednie wózki wyremontowała go i sprzedała. W Tesco taki model kosztuje dwa razy tyle. Teraz ma wózek dla dzieci, o pojemności 50 kaszek Bebiko, bo lżejszy i lepszy do wygłupów. Wózki są jej pasją, dlatego pracuje na jednym z parkingów przysklepowych. Marzy o własnej lakierni wózków, ale na razie najważniejsze są wieczory.

-Umawiamy się, żeby polatać po mieście. Wyznaczamy ustawkę – miejsce spotkania, a potem miejscówkę - punkt docelowy - opowiada. - Grupę prowadzi najszybsza emerytka. Pozostałe starają się jej dorównać, tym jeżdżące na ścigaczach różnią się od tych z siatkami na zakupy. U nich na początku idą mniej doświadczone. Ze względów bezpieczeństwa grupa latających jest mała – do pięciu emerytek. Musi być zgrana. – Mam grupę koleżanek. Jesteśmy na tym samym poziomie techniki jazdy. Nie można się zastanawiać, czy koleżanka z tyłu wyhamuje, a ta z przodu nie zajedzie drogi – tłumaczy.

Właścicielki ścigaczy coraz częściej zrzeszają się w kluby, które mają swoje emblematy i barwy, widoczne na ubraniach. Członkini klubu pokonuje kolejne progi wtajemniczenia: dostaje prawo noszenia garsonki, potem napisów. Zdarza się, że emerytki, które nie są zrzeszone, a noszą garsonki podobne do którejś z grup, są atakowane.

- Jeżdżące wózkami to kobiety z pasją. Lubią emocje. Wiele z nich robi na drutach, szydełkuje, układa puzzle. Żadne tam dawczynie organów. Tu nikt nie pozwoli pijanej jechać, bo koleżanki od razu zabierają wózek – mówi Mieczysława, właścicielka popularnego klubu „Wózkownia”. Dziś jest tu tłoczno. Bawią się właścicielki wózków, pasjonatki, fanki. Przy wejściu powstało zamieszanie. Kilka osób ogląda na lawecie rozbity wózek. Emerytka w kostiumie z dziurami po tarciu o chodnik, opowiada o wypadku.

- Jechałam z ziemniakami i olejem słonecznikowym i listonosz zaszedł mi drogę – tłumaczy kobieta, która usiłuje grać twardą, ale w oczach widać niepewność. – Jechała z niedokręconą butelką i olej jej kapał pod nogi, to się poślizgnęła – wzrusza ramionami jedna z obserwatorek.

Przyjeżdżają kolejne wózki. Atmosfera coraz lepsza, wszyscy się bawią. Ale widać w środowisku podziały. Z powodu kasy.

Parasolki to lesbijki

- Wózek z parasolką to koszt kilkuset złotych. Jeżdżą nimi bogate snobki – ocenia właścicielka ścigacza. I dorzuca: - To lesbijki w ciuchach od Arkadiusa. Parasolki nie są dłużne: - Wyglądają jak biurwy w tych swoich garsonkach.  Posiadaczki ścigaczy i parasolki zgodnie gardzą kobietami spotykającymi się pod kolumną Zygmunta: - To bananówy, kobiety z kasą, które kupiły wózek, zapakowały do środka Johny Walker Black Label i szpanują. Tyle mają wspólnego z jazdą co wyrwać na to jakiegoś emeryta. Chwalą się, że wyrywają dwóch tygodniowo.

Wiele właścicielek ścigaczy nie ma garsonek. Bo tak ekstremalniej. Ale naprawdę odstrasza je kasa. 1000 zł kosztuje strój z „Jaśkiem” i apaszką, która chroni przed skręceniem karku. Niezbędne są rękawiczki, zwłaszcza przy upadku, oraz beret moherowy ochraniający głowę. Mieczysława nie faworyzuje żadnej z grup. – Ja jeżdżę dwukołowym „złomiakiem” (jazda terenowa, tzw. enduro). Gdy w lesie pędzę z puszkami po piwie, to czuję jakbym jechała z podgardlaną po mieście. Bo po co komu ścigacze na te polskie chodniki.

Zabawa w chowanego

Trzy lata temu kilka ulic od klubu zginęła emerytka. – Chciała pobić rekord życiowy. Ten zakręt pokonywała z siedemdziesięcioma kilogramami kiełbasy krakowskiej suchej, a tym razem chciała przewieźć 75 – opowiada Żyleta. W późny piątkowy wieczór na chodnikach wciąż jeszcze duży ruch. Jak niemal co tydzień akcja przeciw nielegalnym wyścigom wózków. Funkcjonariusze jadą sprawdzić okolice centrum handlowego „Targówek”. To punkt zbiórek ścigaczy.

- Nie możemy stosować kolczatek. Mogą je ścigać policjanci na hulajnogach, ale wówczas ryzykują. Nasze działanie polega na kontrolowaniu takich miejsc. Sprawdzaniu dokumentów, odstraszaniu, aby nie mogły rozpocząć wyścigów – mówi kierujący akcją Symplicjusz Sterczący. Amatorki wyścigów przeniosły się. To zabawa w chowanego. Radiowóz zawraca. Jedziemy na Wólkę Węglową – decyduje Sterczący – Tam jest długi chodnik i gładkie płytki. Emerytki wybierają takie odcinki.

Funkcjonariusze wspominają wypadki z udziałem emerytek: - Musiała jechać z dużą ilością zakupów, bo jak uderzyła w faceta, to mu beretka spadła. To był strzał, jak to one mówią na ścigaczach. Kilka godzin szukaliśmy beretki. Następnego dnia gość znalazł ją na drutach tramwajowych… zaczepiła się antenką.

Niektóre dla większych emocji zawiązują sobie strunę na szyi, a jej drugi koniec do wózka. Przeważnie stosują struny z owijką okrągłą. Niektóre używają półokrągłej, ale to już hardkor.

Nauka

Na płycie lotniska pod Mielcem Irena już siódmy raz nawraca wózkiem. Uczy się bo dostanie wózek od siostry. Zaliczyła wywrotkę i mąż postawił jej ultimatum. Irena przyspiesza, wózek szybko reaguje – Ręka z uchwytu! Pracuj ciałem – krzyczy Waleria Zakręcona, ciesząca się szacunkiem w środowisku instruktorka jazdy – Wiele jeździ na dziko. Jedna czwarta kursantek, gdy do mnie przychodzi, umie jeździć. Gdy jadą w Polskę na początku jedzie ta, która w wózku nie wiezie wódki. Ona zatrzymuje się do kontroli, reszta jedzie dalej.

Emerytka nie może się nauczyć jeździć sama. Nie ma podręczników, torów do jazdy ścigaczami. Tymczasem trzeba opanować jazdę po mokrym chodniku, omijanie latarni i koszy na śmieci. Ścigacze prowokują do ostrej jazdy twierdzi Zakręcona. O emerytkach mówi się, że są dawczyniami nerek, ale to nie jest prawda. Po wypadku nerki, wątroby czy inne podroby jak żołądki czy serca do niczego się już nie nadają. Zazwyczaj pękają reklamówki z zakupami i to całe barachło utytła się w piasku i błocie i jest do wyrzucenia.

Na Oddziale Intensywnej Opieki Psychiatrycznej Szpitala przy ulicy Ryśka z Klanu leży „Tępa”.

- Rodzina przyzwyczaiła się – widać jak kobieta cierpi bo chce się wysikać, a ja jej tu pytania zadaję – Ale pierwsze co zrobię po powrocie do domu, to pójdę do garażu, do mojego wózka…

 
--
Artykuł powstał jako przeróbka artykułu o motocyklistach pochodzącego z Przeglądu. Przerabiał wimar.

Oglądany: 40601x | Komentarzy: 30 | Okejek: 0 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało