Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Pozytywne strony życia w okresie średniowiecza

272 748  
645   137  
Załóżmy, czysto hipotetycznie, że po suto zakrapianej imprezie, gdzie za główny trunek służył owoc ciężkiej pracy rosyjskich bimbrowników, dochodzi do załamania czasoprzestrzeni. W każdym razie dla ciebie, nieszczęsny biesiadniku. W rezultacie zamiast obudzić się w przytulnej wytrzeźwiałce, lądujesz gdzieś w średniowieczu… Taki scenariusz brzmi tragicznie? Nie stresuj się – mogło być gorzej. Mroczne wieki wcale nie były takie złe, jak zwykło się uważać!

To najlepsza epoka dla każdego hipstera!

Koszulka z głębokim dekoltem? Ugniatające mosznę rurki? Nie wyobrażasz sobie, że mógłbyś zrezygnować z takich ciuchów, aby z miejsca wtłoczyć swe dupsko w niewygodną zbroję? Spokojnie – hipsterska tendencja do wkładania na siebie dziwnej, absolutnie niemęskiej garderoby to nic w porównaniu z tym, co lubili nosić średniowieczni arystokraci.


Panowie paradowali w króciutkich tunikach, które to odsłaniały obcisłe rajtuzy. Do tego, aby podkreślić swoją wiotką figurę, mężczyźni zakładali pod ubrania gorsety…

To i tak jeszcze nic w porównaniu z tym, co modni arystokraci wkładali na swoje stopy

U schyłku średniowiecza Europę opanował szał na męskie buty z bardzo długimi czubkami. Wydatne, szpiczaste „noski” niekiedy przekraczały połowę długości samej stopy modnisia, który w takim obuwiu paradował. Aby ten figlarny czubeczek zachował swój kształt, trzeba było upychać weń np. mech.


Nie trzeba mieć specjalnie bujnej wyobraźni, aby domyślić się, że chodzenie w takich butach było dość uciążliwe. Nie mówiąc już o bieganiu. Arystokrata, który z jakiegoś powodu musiał szybko dać skądś dyla, zmuszony był urżnąć szpiczastą część swego trzewika.


Kto wymyślił takie cholerstwo? Może jakiś zmanierowany, francuski projektant? Niestety, nie. Wynalazek, o którym mówimy, zwany był w Europie pod nazwą „Cracow” lub „Poulaine”. Pierwsi arystokraci, którzy to obuwie zaczęli nosić pochodzili z ówczesnej stolicy naszego kraju, a o tych czubatych koszmarkach zwykło się mówić „buty w polskim stylu”.

Mogłeś się naćpać jedząc chleb

Dziś żeby zapewnić sobie fajną jazdę musisz sięgać po nielegalne substancje lub całkiem legalne pochłaniacze wilgoci ze sklepów z artykułami dla „kolekcjonerów”. Tymczasem w średniowieczu twoim dilerem mógł być sympatyczny, niemiłosiernie upierdzielony mąką brzuchaty pan z pobliskiej piekarenki.

https://joemonster.org/images/vad/img_33949/d21222282f0daaa2a48e213bb398c112.jpg

Na niespodziewany haj mogłeś liczyć szczególnie w okresie letnim, kiedy to żyto nie nadawało się jeszcze do zbiorów i trzeba było korzystać z ubiegłorocznych zapasów. A te były często siedliskiem sporyszu – pasożytniczego grzyba, którym łatwo było się zatruć. W połowie X wieku tzw. „ogień świętego Antoniego” pozbawił życia 40 tysięcy osób!
Na szczęście nie każde zatrucie oznaczało zgon. Sporysz jest źródłem kilku ciekawych alkaloidów z ergotaminą na czele. To z niej swego czasu Albert Hofmann otrzymał kwas lizergowy, znany dziś jako LSD.


Średniowieczni „zjadacze chleba” często po śniadaniu miewali halucynacje, a nawet całkiem intensywne, fraktalne tripy…

Służba zdrowia miała się wcale nie gorzej niż dzisiaj

Może i sztuka lekarska nie była na najwyższym poziomie, ale podejrzewamy, że na wizyty u doktora nie trzeba było czekać całymi latami. Jak leczyli się nasi średniowieczni przodkowie?
Ano na przykład moczem. Był on podstawowym środkiem odkażającym i wielu lekarzy sugerowało czyszczenie wojennych ran za jej pomocą. W gruncie rzeczy to nie był wcale taki zły pomysł - uryna wyprodukowana przez osobę zdrową pozbawiona jest bakterii, więc teoretycznie przemywanie świeżym moczem otwartej rany mogłoby być alternatywą dla wody, która często stanowiła dom dla setek paskudnych bakterii.


Na podstawie moczu lekarze potrafili też zdiagnozować wiele chorób. Za wyznacznik służył nie tylko kolor moczu, ale także jego zapach oraz... smak. Pomocne przy tego typu diagnozach było tzw. urynowe koło.


Bardzo popularną w średniowieczu dolegliwością były hemoroidy. Ich leczeniem zajmowali się zakonnicy, którzy pozbywali się „problemu” za pomocą rozgrzanego żelaza.


Warto tu jednak podkreślić, że Kościół zabraniał duchownym przeprowadzania krwawych zabiegów. To dlatego powstał zawód cyrulika.
Cyrulikiem była osoba, która zajmowała się zarówno goleniem i myciem swoich klientów, ale także… obcinaniem zgangreniałych kończyn i trepanacjami czaszek.


Od razu nasuwa się pytanie – jak w tamtych czasach radzono sobie ze znieczulaniem pacjentów? Jeśli biedak miał szczęście, podawano mu alkohol lub np. opium, jeśli szczęścia nie miał, serwowano mu silny cios obuchem w łeb i nieszczęśnik przechodził na jakiś czas w tryb offline.

Niestety nie pograłbyś sobie w „gałę”

W każdym razie w piłkę nożną nie pokopałbyś sobie, gdyby ci przyszło żyć na Wyspach Brytyjskich. Sport ten był tam szalenie popularny. Problem w tym, że nie było zbyt wielu zasad piłkarskich rozgrywek, co zwykle prowadziło do wielkiego chaosu wśród niezliczonej ilości uczestników takiej zabawy. Ci w prawdziwym szale ganiali po angielskich ulicach, goniąc za napompowanym świńskim pęcherzem moczowym.


Właściciele londyńskich kramów w 1314 roku postanowili się wreszcie zabrać za ulicznych „sportowców” i poszli na skargę do samego króla Edwarda II, który to w akcie solidarności z kupcami zdelegalizował piłkę nożną. Każdy kolejny władca zakaz ten podtrzymywał, tym bardziej że ten barbarzyński sport był alternatywą dla łucznictwa, które w tamtym okresie było zajęciem „obowiązkowym” (od czasów króla Edwarda III każdy mężczyzna musiał przez dwie godziny co niedzielę praktykować swe łucznicze umiejętności).


Za to mógłbyś liczyć na ciepłą kąpiel

Wbrew obiegowej opinii, obywatele średniowiecznych miast wcale nie byli śmierdzącymi brudasami, co to myli się raz do roku, a swe tyłki podcierali rękawami. Każde duże miasto miało przynajmniej kilka publicznych łaźni. Ówczesnym wannom bliżej było do wielkich beczek – kąpano się w przepastnych, drewnianych baliach. Zresztą nie trzeba było wcale korzystać z publicznych przybytków, aby porządnie się umyć. W wielu średniowiecznych domach były łazienki przystosowane do brania dużych kąpieli.


W myciu się nie chodziło o samą tylko higienę. Często było to lekarskie zalecenie. Wierzono bowiem, że porządna kąpiel poprawia trawienie, zapobiega sraczce, a nawet przynosi ulgę w przypadku takich dolegliwości jak kamienie w nerkach.

Średniowieczni studenci bawili się wcale nie gorzej niż ci współcześni

https://joemonster.org/images/vad/img_33949/2965250c1042adb248c97e7129217d01.jpgW błędzie jest ten, który uważa, że dawni żacy spędzali większość czasu na pilnym poszerzaniu wiedzy. Wiele rzeczy się zmieniło, ale akurat ta grupa nie przeszła żadnej ewolucji. Podobnie jak współczesna przyszłość narodu bawi się upojona alkoholem podczas juwenaliów, tak i dawni studenci, równie znietrzeźwieni pląsali do skocznych dźwięków wygrywanych przez trubadurów.
O tym, że alkohol zawsze był bardzo ważnym elementem studenckiego życia niech świadczy dramatyczne wydarzenie, które miało miejsce 10 lutego w Oxfordzie. Wszystko zaczęło się od tego, ze dwójka uczniów tej prestiżowej uczelni wdała się w kłótnię z właścicielem lokalnej knajpy. Studenci w dosadny sposób powiedzieli mężczyźnie, co sądzą o jakości serwowanych przez niego trunków. Drobny konflikt szybko eskalował do olbrzymich rozmiarów.


W rezultacie doszło do spektakularnej awantury pomiędzy żakami a mieszkańcami miasta. Zamieszki trwały dwa dni i w ich następstwie życie straciło 30 Oksfordczyków i 63 studentów.

To nie inkwizycja by cię zabiła

Wprawdzie inkwizycja w średniowieczu istniała, a w imię Boga wielu nieszczęśników nieco się opiekło na stosach, jednak to dopiero w XVI i XVII wieku odbywały się prawdziwe polowania na czarownice. W samym XIV wieku w Europie działało zaledwie kilku inkwizytorów (co oczywiście nie oznacza, że "pobożni" władcy, dla własnych korzyści nie urządzali sobie antyheretyckich wypraw). Przez większość „mrocznych wieków” Kościół starał się wdawać z heretykami w dyskusję, a nawet ośmieszyć ich czy raczej zwalczać „siłą argumentów” niż torturami, ogniem i pokazowymi procesami.

https://joemonster.org/images/vad/img_33949/78a14198bdf70d895875cadd2528ad08.gif

W XV wieku pewien dominikański inkwizytor Heinrih Kramer napisał podręcznik dla łowców czarownic. „Młot na czarownice”, bo tak się owo dzieło zwało, zostało początkowo przez Kościół potępione, a nawet 100 lat później, kiedy to walka z heretykami trwała w najlepsze, duchowni w dalszym ciągu sugerowali, aby nie do końca wierzyć we wszystko, co Kramer napisał.
Inkwizycyjny stos byłby więc ostatnią rzeczą, której mógłbyś się obawiać. Najprawdopodobniej życia pozbawiłaby cię inna zaraza – dżuma. Plaga, która w XIV wieku opanowała całą Europę, wyrżnęła w pień nawet do 200 milionów ludzi! Jeśli więc żyłbyś na tym kontynencie w okolicach roku 1340, miałbyś ok. 50% szans na spotkanie z „czarną śmiercią”.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
21

Oglądany: 272748x | Komentarzy: 137 | Okejek: 645 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało