Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Latające spodki pochodzenia ziemskiego, które sprawiły, że kosmici mają z nas niezły ubaw

119 740  
343   25  
Latające spodki od zawsze kojarzą nam się z gwiezdnymi turystami, co to pecha mieli trafić w pobliże naszej planety. Co jakiś czas media donoszą o kolejnych talerzach, które na oczach zszokowanych gapiów przecinają niebo i równie szybko z zasięgu ludzkich oczu znikają. Czy jednak aby na pewno mamy do czynienia z obiektami pochodzenia pozaziemskiego? Być może niekoniecznie.

Nazistowskie UFO?

Pewnie nie raz słyszeliście o niemieckich planach budowy pojazdu antygrawitacyjnego. O ile ten tajemniczy projekt do dziś pozostaje legendą, to już dzieło Arthura Sacka zostało ukończone i kilkukrotnie przetestowane. Wynalazca ten pojawił się na jednym z narodowych konkursów i zaprezentował zaawansowany plan konstrukcji samolotu o okrągłym skrzydle. Sack wprawdzie niczego nie wygrał, ale zainteresowanie jego projektem sprawiło, że postanowił taki pojazd zbudować na własną rękę.
To co widzicie na zdjęciu to AS-6 – samolot złożony z części i podzespołów innych maszyn. Co więcej – nawet udało się go oderwać od ziemi! Sack wykonał nim kilka próbnych lotów i doszedł do wniosku, że trzeba będzie wprowadzić sporo zmian w konstrukcji AS-6.




Maszyna była cholernie niestabilna i nie sposób nią było przelecieć zbyt daleko. Konstruktor zakasał więc rękawy i zabrał się do roboty. Nie zdążył jednak dobrze pracy zacząć, jak całe przedsięwzięcie szlag trafił. Alianci przystąpili do bombardowania germańskich ziem i jak na złość kilka bomb spadło na hangar wynalazcy. Po prototypowym, okrągłym samolocie nie zostało nic więcej niż wspomnienia i kilka fotografii.

Vought V-173

Znacznie lepiej w tym zakresie poszło Amerykanom, którzy jeszcze podczas II Wojny Światowej pracowali nad małym samolotem, który będzie utrzymywał się w powietrzu podczas lotu przy niskich prędkościach. Maszyna o charakterystycznych skrzydłach, nadających jej kształt dysku, zbudowana została w 1942 roku.


Mimo że w testach prototyp ten wypadł całkiem nieźle, to nie był on wolny od upierdliwych błędów. V-173 posiadał dwa potężne śmigła. Były one tak ciężkie, że samolot stojąc na ziemi skierowany był pod bardzo dużym kątem do góry. Pilot, który siedział za jego sterami, musiał wówczas patrzeć przez specjalne okno w podłodze… Ponadto problem sprawiały dość awaryjne silniki ukryte w kadłubie. Projekt umarł śmiercią naturalną, gdy tylko pojawił się nowy rewolucyjny wynalazek – silniki odrzutowe. Wówczas zapomniano o V-173. Jego prototyp na stałe zagościł jako eksponat muzeum lotnictwa w Dallas.


Projekt 1794

W 2012 roku odtajniono dokumentację „Projektu 1794” - przedsięwzięcia amerykańsko-kanadyjskiego, którego ostatecznym celem miało być zbudowanie latającego spodka. Pojazd ten miał zrewolucjonizować przyszłość lotnictwa. Talerz miał startować pionowo, jak helikopter, wznosić się na wysokość 30 km i osiągać prędkość 4634 km/h!



Na zbudowanie prototypu wydano fortunę. Pieniądze te wyrzucono w błoto – spodek ledwo odrywał się od ziemi i w najlepszych momentach rozpędzał się do 50 km/h. To trochę słabo jak na wynalazek, co to miał pod każdym względem przebić wszystkie latające cuda, którymi dysponował Związek Radziecki… Ostatecznie „Projekt 1794” zakończony został w 1961 roku, z nadzieją, że nikt nigdy sobie o tej wpadce nie przypomni.


Tariełka

A skoro już o Związku Radzieckim wspomnieliśmy, to opowiemy wam o Tariełce – pojeździe budowanym przez Centrum Awiacji EKIP. Za czasów zimnej wojny projekt ten był ściśle tajny. Teraz wiemy już o nim nieco więcej. Otóż ta mozolnie konstruowana przez ostatnie trzy dekady maszyna ma, zgodnie z planami, wykorzystywać tzw. efekt Coandy, czyli zjawisko polegające na tym, że strumień powietrza ma tendencję do przylegania do najbliższej powierzchni - w ten sposób można osiągnąć dodatkową siłę nośną. Tariełka może startować i lądować na każdej powierzchni – zarówno na ziemi, jak i lodzie czy wodzie. Rosjanie chcą bowiem użyć starej, sprawdzonej technologii poduszek powietrznych, które już kiedyś wykorzystywali przy produkcji ekranolotów.



Tariełka potrzebuje tylko 500 metrów rozpędu przy starcie, konstruktorzy pragną też, aby ich pojazd mógł zmieścić na pokładzie nawet i 1000 osób! Podobno koszt transportu jednej osoby z bagażami może być nawet i o połowę niższa niż w przypadku lotu Boeingiem 747.
O tych rewelacjach media trąbią już od początku lat 90., kiedy to odtajniono projekt Tariełki. Póki co jednak nic nie wskazuje na to, aby kiedykolwiek maszyna ta przeleciała nad naszymi głowami. Chociaż - kto wie? Może będziemy świadkami kolejnej zimnowojennej konkurencji technologicznej między mocarstwami i ten gigantyczny twór jednak zostanie przywołany do życia?


Atomowy spodek Brytyjskich Linii Kolejowych

W latach 70. Brytyjskie Linie Kolejowe miały plany znacznie ambitniejsze niż zainstalowanie mydelniczek w pociągowych kiblach (szczerzymy ząbki do PKP!). Chodziło bowiem o zrewolucjonizowanie transportu. Projekt latającego talerza opracowany został przez wynalazcę - Charlesa Osmonda Fredericka. Miał to być latający owalny pojazd, zasilany energią pochodzącą z fuzji termojądrowej, aktywowanej za pomocą wiązek laserowych.


Pojazd ten, dzięki wykorzystaniu energii atomowej, mógłby być niezwykle ekonomiczny i jednocześnie miał rozwijać prędkości, o których nie śniło się najstarszym góralom. Jednym słowem – cuda na kiju, panie! Niestety, na planach się skończyło i brytyjskie ufo nigdy nie powstało.


VZ-9-AV Avrocar

A to kolejne dziecko zimnej wojny. To też kolejny projekt, który miał urwać tyłki radzieckim kmiotom, a ostatecznie okazał się katastrofalnym niewypałem. Nad odrzutowym samolotem Avrocar początkowo potajemnie pracowali Kanadyjczycy. Maszyna ta, zgodnie z założeniami konstruktorów, miała być pojazdem startującym pionowo, osiągającym prędkość ponaddźwiękową i być niewykrywalna przez żaden radar.


Z czasem prace nad Avrocarem kontynuowali Amerykanie – kiedy kanadyjski rząd przestał wykładać kasę na ten projekt, plany oraz pierwsze, niedziałające jeszcze prototypy przejęło US Air Force.


Avrocar mierzył sobie jedynie 5,5 metra średnicy i miał miejsce dla jedynie dwóch pasażerów. Po wzniesieniu się na wysokość 3 kilometrów maszyna miała osiągać prędkość 480 kilometrów na godzinę (czyli sporo mniej niż początkowo planowano). W 1959 roku amerykańskie wojsko przystąpiło do testów jednego z gotowych modeli. Samolot był całkiem sprawny! No, może nie tak, jak zakładali konstruktorzy… Avrocar osiągnął maksymalną wysokość 90 cm i potwornie głośno ryczał, kiedy rozpędzał się do maksymalnej prędkości 56 km/h. Miało być ponaddźwiękowe „ufo”, a wyszedł jakiś felerny poduszkowiec. Po tej wtopie nikt już nie chciał wykładać kasy na ulepszanie tego badziewia.



Źródła: 1, 2, 3
5

Oglądany: 119740x | Komentarzy: 25 | Okejek: 343 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało