Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Kajko i Kokosz pod lupą

204 280  
728   127  
Na Trygława i Swaroga! Jakże ten czas szybko gna. A jeszcze niedawno człowiek pacholęciem był, co to cieszyło się z byle atrakcji, która na sklepowych półkach schyłkowego pe-er-elu czekała na swego młodocianego nabywcę.

Oprócz całej masy tandetnych zabawek (pamiętacie jeszcze te kiczowate figurki z „Gwiezdnych Wojen”?), smacznym kąskiem dla ówczesnej gówniarzerii były komiksy. Polskie komiksy (albo przynajmniej takie, w których palce swe maczali nasi rodzimi twórcy) – warto podkreślić. Lubiliśmy je wszystkie – od "Thorgala", "Żbika", "Kapitana Klossa" aż po „Tytusa, Romka i A'tomka". Jednak dziś przypomnimy Wam dzieje dwóch polskich wojów, czyli „Kajka i Kokosza”.

Ojciec komiksowych Słowian

Janusz Christa wprawdzie nie miał ekscentrycznej prezencji Papcia Chmiela – autora przygód uczłowieczonego szympansa, ale dla obu panów odskocznią do komiksowej kariery był magazyn „Świat Młodych”. Zresztą nie dla nich jedynych – w tym słynnym czasopiśmie młodzieżowym swoje krótkie historyjki publikowali też Grzegorz Rosiński – współtwórca postaci Thorgala, oraz Tadeusz Baranowski – człowiek, który powiedział nam „Skąd się bierze woda sodowa”.
Christa, zanim trafił na łamy „Świata Młodych”, już piętnaście lat wcześniej rysował dla magazynu „Przygoda” obrazkowe historyki „Kuku Ryku”, a nawet podjął się stworzenia komiksowej biografii samego Louisa Armstronga.


Jednak prawdziwym przełomem dla rysownika był moment, w którym narodził się „Kajtek-Majtek” - sympatyczny marynarz z Trójmiasta, do którego w kolejnych latach dołączył jego gruby, niezbyt rozgarnięty przyjaciel – Koko.


Początkowo publikowana w „Świecie Młodych” seria pt. „Przygody Kajtka i Koka” podbiła serca młodych czytelników, co dało Chriście impuls do przeniesienia swoich bohaterów w przeszłość – do czasów, kiedy nasze ziemie zamieszkane były przez pogańskie ludy, a największym szpanem było posiadanie ciotki trudniącej się handlem magicznymi eliksirami, co to dają taką fazę, że lelum polelum...


Toż to plagiat „Asteriksa”!

Mała, otoczona palisadą wioska, zamieszkana przez nieokrzesany, acz poczciwy lud, na czele którego stoi stłamszony przez otyłą żonę wódz... Brzmi znajomo? Jeśli dorzucimy do tego fakt, że mieszkańcy zmuszeni są do ciągłego spuszczania łomotu armii zakutych w stal żołnierzy, a głównymi bohaterami komiksu są dwaj drastycznie różniący się posturą i charakterem przyjaciele, to chyba jasne stanie się o jakim tytule tu mówimy. „Asteriksa” zna każdy dzieciak na świecie. Trudno się więc dziwić, że podczas gdy my łykaliśmy kolejne przygody dzielnych wojów, Janusz Christa musiał dzielnie odpierać zarzuty o plagiat komiksów Rene Gościnnego i Alberto Uderzo.


Sprawa była dość oczywista – opublikowana na łamach „Wieczora Wybrzeża” historyjka o „Kajku i Kokoszu” powstała w 1972 roku, a więc 13 lat po pierwszym komiksie o Galach, co to boją się tylko tego, aby niebo nie spadło im na głowę. Christa zaklinał się, że woje kasztelana Mirmiła nie mają nic wspólnego z dzielnymi wojownikami wodza Asparanoiksa, a wszelkie podobieństwa między bohaterami są przypadkowe.

Szkice postaci autorstwa J. Christy

Autor polskiego komiksu bronił się tym, że pierwowzorami słowiańskich chwatów był przecież „Kajtek i Koko”. W końcu jednak Christa musiał się przyznać do swej inspiracji przygodami Galów – podobieństwa były zbyt oczywiste.

Cóż, pozostaje nam uznać, że Kajko i Kokosz to dalecy kuzyni Asteriksa i Obeliksa...

Lelum polelum! Co to za hasełka?

Zbój Łamignat to potężnej postury osiłek i mąż ciotki Kokosza - czarownicy Jagi. To takie słowiańskie połączenie Robin Hooda z Janosikiem - zbój zabiera łupy bogatym i daje biednym. Za główny argument służy mu „Bacik” czyli sękata maczuga, którą to sympatyczny mięśniak delikatnie smaga opornych przeciwników. Ulubionym powiedzonkiem Łamignata jest „Lelum polelum”. Zastanawialiście się kiedyś skąd się to hasełko wzięło?


Otóż Lel i Polel to najprawdopodobniej synowie Łady – słowiańskiej bogini. Historycy do dziś się spierają, czy przypadkiem postaci te nie są wymysłem Macieja Miechowity – żyjącego na przełomie XV i XVI wieku polskiego historyka i kronikarza. Wskazywać by na to miał fakt, że mianem „leli-poleli” określano w tamtych czasach osoby próżne, ze szczególną skłonnością do opijania się alkoholem. Lelum i Polelum to też jedni z bohaterów dramatu Juliusza Słowackiego pt. „Lilla Weneda”. W dalszym ciągu nie do końca wiadomo, czemu właściwie Łamignat ciągle powtarza te słowa. Głębiej w to wnikać nie będziemy.

Lel i Polel w interpretacji Zdzisława Beksińskiego

To niejedyne hasło, które dzięki „Kajkowi Kokoszowi” wgryzło się w potoczny język. Nie zapominajmy też o używanym w formie przekleństwa „Na Trygława i Swaroga!”. Trygław to trzygłowe (stąd i jego imię) bóstwo słowiańskie, które czczone było także przez Pomorzan. Natomiast, Swaróg to imię boskiej istoty władającej wodą, niebem i ogniem. Utożsamiano go też ze słońcem oraz... zawodem kowala.

Trzeba przyznać, że Christa bardzo zgrabnie przemycał na kartki swego komiksu dawne wierzenia i zabobony. Oprócz całej plejady pomniejszych bóstw (z Perunem na czele), spotkać też można wzmianki o strzygach, utopcach oraz Dziadzie Borowym, zwanym też Leszym – nasi przodkowie wierzyli, że był to demon władający leśną fauną i florą.


Baba Jaga wcale nie taka fajna

Również i ciotce Kokosza należy się krótka notka. Postać ta to kolejna bohaterka słowiańskich podań ludowych. Według nich Jaga to szpetna wiedźma mieszkająca w środku lasu w drewnianym domku zbudowanym na kurzej nóżce. Generalnie nie była to tak pozytywna postać, jaką przedstawił nam Christa.


Baba Jaga zajmowała się głównie porywaniem i zjadaniem dzieci oraz rzucaniem klątw, uroków, tudzież zsyłaniem chorób na kogo się da. Zresztą samo imię czarownicy miało budzić grozę. Jęga to w języku prasłowiańskim „męka”.
Być może Janusz Christa postanowił nieco złagodzić wizerunek legendarnej czarownicy, której to lękały się słowiańskie pacholęta. Możliwe też, że tworząc postać miłej i serdecznej cioci Kokosza, autor nawiązał do legendy o Babie Drasznicy – pomocnej, przyjaznej staruszce, która zamiast na miotle, latała na smoku...


Kiedy film, do kroćset?!

Kajko z Kokoszem pojawili się w kilkunastu komiksach oraz niezliczonej ilości krótkich historyjek publikowanych na łamach różnych czasopism. Nasi ulubieni woje zrobili też furorę jako bohaterowie wydanej 21 lat temu gry komputerowej. Kto zarywał noce na wachlowaniu dyskietkami od Amigi, ten z całą pewnością pamięta tę produkcję. W jej tworzeniu udział wziął sam Janusz Christa – to on narysował wszystkie postaci oraz lokacje, które mogliśmy w grze podziwiać.


W kolejnych latach przyjaciele z Mirmiłowa pojawili się w kilku przygodówkach oraz trójwymiarowych grach zręcznościowych.
Ba, wystawiono nawet sztukę teatralną o słynnych wojach, a zabawki przedstawiające Kajka i jego grubego kumpla sprzedają się jak świeże bułeczki. O ile bohaterowie komiksów Christy świetnie radzą sobie w wielu dziedzinach, to mają wyjątkowego pecha do sztuki filmowej.
Za ekranizację komiksów zabierano się już kilkukrotnie i zawsze te projekty kończyły się fiaskiem.


Jeszcze w latach 90. Polskę obiegła sensacyjna wiadomość, że amerykański kolos – Hanna-Barbera wraz z naszymi, rodzimymi specjalistami od rysunkowej animacji, wspólnie tworzą adaptację jednego z komiksów. Z jakiegoś jednak powodu po kilku wstępnych szkicach i testowych zdjęciach, temat całkiem olano. Później mówiło się jeszcze o filmie fabularnym i Cezarym Żaku wcielającym się w postać Kokosza. Z tego pomysłu też nic nie wyszło.
Na pocieszenie fani komiksów Christy dostali kilkunastominutowy film wykonany techniką animacji komputerowej. Niestety nędzne to było pocieszenie – filmik spotkał się z negatywnym odbiorem, mimo że wykonany był całkiem nieźle, a głosy bohaterom podkładał wspomniany Cezary Żak i Maciej Stuhr.

I na koniec taka ciekawostka...

Na plasterki! - serwis poświęcony twórczości Christy przywołuje pewną historię związaną z... polskim futbolem, którym w latach 70. zaraziła się podwórkowa dzieciarnia. To głównie zasługa naszej reprezentacji, która w popisowy sposób radziła sobie wówczas nawet z najbardziej wymagającymi przeciwnikami. Podczas spotkania w RFN Polacy pokonali Brazylię i tym samym zajęli zaszczytne trzecie miejsce w Mistrzostwach Świata!


Ten wynik odbił się czkawką na wielu dziedzinach peerelowskiej kultury – w tym na komiksie. W tym samym roku Christa poświęcił całą serię krótkich historyjek ("Woje Mirmiła" - wydano je później w formie jednego albumu), w których śledzimy narodziny... słowiańskiego futbolu.
W komiksie tym pojawia się postać pewnego znachora i sędziego.


Wiele wskazuje na to, że Janusz Christa bardzo wzorował się na całkiem rzeczywistej osobie. Konkretnie - o współpracowniku Kazimierza Górskiego – ówczesnego trenera reprezentacji Polski podczas Igrzysk świata w Piłce Nożnej. O kim mowa? Ano o samym Jacku Gmochu!


Zgadza się wszystko - charakterystyczna twarz, koszulka, którą Gmoch nosił będąc jeszcze zawodnikiem warszawskiej Legii, a nawet kontuzja nogi, której w komiksie nabawił się znachor (wielomiejscowe złamanie zakończyło przecież piłkarską karierę pana Jacka).
Zresztą to nie jedyne nawiązanie do tej polskiego trenera. W innym komiksie pt. "Wielki turniej" wspomniany zostaje tzw. „bank informacji”, czyli słynne gmochowe matematyczno-analityczne podejście do planowania strategii na boisku.


Tutaj znajdziecie więcej szczegółów n ten temat.
https://na-plasterki.blogspot.com/2011/11/ory-mirmia.html

Kończąc życzymy sobie i Wam, aby hasło „polski smok” nie kojarzyło się już nikomu z niesławnym, kiepsko renderowanym gadem z jeszcze bardziej kiepskiego „Wiedźmina”, ale z Milusiem!



Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
5

Oglądany: 204280x | Komentarzy: 127 | Okejek: 728 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało