Do 12 roku życia Martin Pistorius był zdrowym i szczęśliwym dzieckiem. Urodził się i wychował w Południowej Afryce. W styczniu 1988 roku chłopiec wrócił do domu ze szkoły i powiedział, że boli go gardło. Do szkoły już nie wrócił.
Stan Martina katastrofalnie się pogarszał, a lekarze nie potrafili ustalić, co dzieje się z dzieckiem.
12-letni chłopiec zaczął szybko tracić pamięć, a w ciągu kilku dni stracił możliwość poruszania się, nawiązywania kontaktu wzrokowego i mówienia.
W ciągu kilku następnych miesięcy przestałem praktycznie jeść, spałem w dzień po kilka godzin i narzekałem jak wielki ból sprawia mi chodzenie. Moje ciało było osłabione, ponieważ przestałem go używać. To samo stało się z moim umysłem. Najpierw zapominałem najprostsze fakty, później czynności, które kiedyś wykonywałem praktycznie codziennie, na końcu przestałem rozpoznawać twarze.
Moje mięśnie i kończyny były wrakami, moja dłonie i stopy skurczyły się i podwinęły niczym szpony. Kompletnie nie reagowałem na otoczenie. Byłem w wirtualnej śpiączce, ale lekarze nie byli w stanie określić dokładnie, co mi dolega.
Leczono mnie na gruźlicę i zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, ale nikt finalnie nie postawił żadnej diagnozy. Wypróbowano na mnie całą górę lekarstw - bez żadnego efektu. Zapuściłem się w rejony nieznane medycynie. Zagubiłem się w dalekiej krainie i nikt nie mógł już mnie uratować.
Po roku lekarze poddali się. Jedyne, co mogli powiedzieć, to że mam jakąś zwyrodnieniową chorobę neurologiczną i moi rodzice powinni poszukać jakiejś instytucji, w której można by mnie umieścić.
Po pewnym czasie lekarze określili, że Martin jest w stanie wegetatywnym i nie da się mu w żaden sposób pomóc. Zwolnili chłopca ze szpitala i poinformowali rodziców, że pozostaje im tylko pielęgnować go i czekać, aż choroba neurologiczna zrobi swoje i Martin umrze.
Jednak pewnego dnia, zupełnie bez żadnej przyczyny, w wieku 16 lat Martin zaczął odzyskiwać świadomość. Powoli zaczynał orientować się w swoim położeniu, ale fizycznie był kompletnie bezsilny.
W wieku 19 lat mój mózg był już w pełni sprawny, wiedziałem kim jestem, gdzie jestem i zrozumiałem, że zostałem okradziony z normalnego życia.
Pamięć powoli wracała, ale wciąż nie mógł nawiązać kontaktu z otoczeniem.
To było jak w filmach, kiedy bohater umiera i staje się duchem, ale sam nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy. Tak samo i ja - wiedziałem, że ludzie tak naprawdę mnie nie widzą. Bez względu na to, jak bardzo prosiłem, krzyczałem i płakałem gdzieś w głębi siebie, nie mogłem w żaden sposób sprawić, by to zauważyli. I zdałem sobie sprawę, że spędzę całe swoje życie w zupełnej samotności...
Podczas gdy mój ojciec zajmował się mną w każdej swojej wolnej chwili, matka bardzo rzadko mnie odwiedzała. Była zła i żywiła urazę do wszystkich za to, co się ze mną stało. Chciała pozbyć się mnie na stałe z domu, ale mój ojciec się temu sprzeciwił.
Nie wierzyła, że jest jakakolwiek szansa na poprawę mojego stanu zdrowia. Ponieważ przebywałem w domu i wymagałem ciągłej opieki, obawiała się, że odbije się to na moim bracie Dawidzie i siostrze Kim.
Mój ojciec zawsze wierzył, że przezwyciężę chorobę. Mamę zżerało poczucie winy, że nie była w stanie mi pomóc, gdy tego potrzebowałem. Była przekonana, iż zawiodła swoje dziecko.
Pewnego razu, matka przekonana, że Martin nie jest w stanie jej usłyszeć, weszła do niego do pokoju i...
...spojrzała na mnie, a jej oczy zaszły łzami. Chciałem ją pocieszyć, wstać z wózka i zostawić za sobą tę cielesną skorupę, która przysporzyła nam wszystkim tyle cierpienia.
"Musisz umrzeć - powiedziała powoli. - Powinieneś umrzeć".
Poczułem, że cały świat się ode mnie oddalił. Wstała i wyszła z pokoju w milczeniu. Tego dnia chciałem spełnić jej wolę i umrzeć. Nie mogłem się doczekać, kiedy życie mnie opuści.
Wraz z upływem lat stopniowo zacząłem rozumieć desperację mojej matki i wybaczyłem jej. Krok po kroku zrozumiałem, dlaczego tak trudno matce żyć z tak okrutną parodią kogoś, kto kiedyś był jej zdrowym dzieckiem, które tak bardzo kochała.
Dopiero kiedy Martin miał 25 lat, Virna van der Walt, terapeutka w ośrodku dziennego pobytu zauważyła słabe oznaki reakcji - lekki uśmiech, kiwnięcie głową w odpowiedzi na polecenia.
Martin, na wyraźną prośbę Virny, został skierowany do specjalnego ośrodka alternatywnej komunikacji Uniwersytetu w Pretorii, gdzie przeszedł różne testy i okazało się, że jest świadomy i zdolny do reakcji. Na wieść o szansie na poprawę zdrowia jej syna matka porzuciła pracę i przez następne dwa lata pomagała Martinowi opracować specjalny program komputerowy, za pomocą którego Martin jest obecnie w stanie komunikować się: wybiera słowa, a laptop mówi za niego.
Martin opanował komputer do tego stopnia, że skończył uniwersytet, gdzie studiował programowanie, a następnie dostał pracę jako informatyk. Długa i ciężka rehabilitacja zrobiła swoje: Martinowi wróciła mimika, ruchy górnej części ciała. A siostra zapoznała go ze swą koleżanką, Joanną.
Martin zaczął korespondować z Joanną, a z czasem młodzi zakochali się w sobie. Para wzięła ślub w 2009 roku.
W 2011 roku Martin napisał autobiograficzną książkę "Chłopiec-duch". Obecnie 39-letni mężczyzna zajmuje się projektowaniem stron internetowych.