Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Piekielne autentyki XVII

61 231  
189   10  
Dzisiaj przybliżę wam historię rodem z kronik kryminalnych. Jak wiadomo jaki kraj taka zbrodnia. Wiadomo również, że Polak potrafi, oraz, że głupota ludzka jest nieskończona. Jeżeli dodamy te trzy cytaty/przysłowia/stwierdzenia, wyjdzie nam taka oto historia.

Znajomy mój jest wielkim fanem mistrza renesansu Leonarda da Vinci. Ma o nim pełno książek, a jego dom zdobią reprodukcje niemal wszystkich obrazów, ma skany szkiców, ogólnie maniak. Kolekcję swoją darzy wielką miłością, więc całość ubezpieczył od czego się tylko da. Znakiem rozpoznawalnym była parafka z tyłu każdej reprodukcji. Co ważne "Dama z łasiczką" jako jedyna znajduje się w holu, z którego nie widać reszty kolekcji rozsianej po całym salonie i nie tylko.

Istotny jest też fakt, że pizzeria z usług których owy znajomy korzysta, zatrudniła nowego dostawcę. Ten też przyjechał, wszedł do holu z pizzą i zauważył Damę. Kolega widząc jego zaciekawiony wzrok, opowiedział co nieco o dziele. Rzecz jasna mówił zdania typu "Obraz jest bezcenny", "Została namalowana w roku", itd.
Reprodukcję skradziono.

Po pewnym czasie na portalu podobnym do alledrogo, pojawiła się jego Dama za sumę kilku milionów euro. Obfotografowana z każdej strony, wyraźnie było widać ową parafkę. Poznał ją bez problemu, w link trafił przypadkiem, kiedy szukał nowych przedmiotów do swojej kolekcji.

Złodziejem okazał się dostawca. On naprawdę myślał, że to oryginał.
Sprawa trafiła do sądu.

by fireman

* * * * *


Idąc wieczorem (ok godz 22) w lato, czyli jeszcze wcześnie, przez nasze stołeczne miasto raczej nie spodziewałem się kłopotów. Jakież było moje zdziwienie, gdy wychodząc zza rogu budynku zobaczyłem trzy, pijane w sztok, indywidua odziane w strój sportowy (nie wyglądali na amatorów joggingu, raczej na stałych bywalców osiedlowej siłki). Osobniki owe, zmierzając w moją stronę prowadziły ciekawą dysputę:
- Hyhy, Krzychu, mogę mu przypier***? (wskazując na mnie)
- Hehe, Zdzichu, dawaj, a potem my. I może fanty będzie jakieś miał...
- Hehehehehe...

Musiałem być w niezłym szoku, bo po pierwsze nie zrobiłem tego co powinienem, czyli oddalić się pospiesznie w bliżej nieokreślonym kierunku (taki odwrót taktyczny).
Po drugie, nie myśląc o tym co robię, najwyraźniej dążyłem do konfrontacji (dalej szedłem jak gdyby nic w ich kierunku, oni w moim).
Analizując zaistniałą sytuację już po fakcie stwierdzam, że musiał przepalić mi się jakiś bezpiecznik odpowiadający za instynkt przetrwania.
W momencie kiedy Krzychu podnosił rękę aby zadać cios, ja wyciągnąłem swoją otwartą dłoń z tymi słowy:
- Siema chłopaki, a co wy już tak wcześnie narąbani? Gdzie lecicie? (Oczywiście ze szczerym, słowiańskim uśmiechem na twarzy).
"Chłopaky" byli tak zaskoczeni, że przywitali się ze mną, powiedzieli, że skuli się u Pawła i idą do domów.

Odchodząc z miejsca zdarzenia, słyszałem jeszcze jak próbują dojść skąd się znamy.
Adrenalina skoczyła mi dopiero po tym, jak uświadomiłem sobie, że właśnie przeżyłem.

by clansman88

* * * * *


Moja kumpela prowadzi salon kosmetyczny. Zatrudnia jedną fryzjerkę, a sama zajmuje się zabiegami i wykonywaniem makijaży, również tych okolicznościowych czy do sesji zdjęciowych.

Kilka miesięcy temu zgłosiła się do niej pewna dziewczyna i chciała się umówić na makijaż ślubny. Przyniosła ze sobą zdjęcia, na których modelka miała mocny, ale piękny, makijaż. Dość nietypowy, bo w kolorach intensywnego fioletu. Kumpela się postarała, makijaż zrobiła, wyszedł fantastyczny, przyszła panna młoda zachwycona. Umówiła się na dzień ślubu na powtórkę, zapłaciła 30 zł (taka cena za makijaż próbny, jeśli umawiasz się na powtórkę), dała zaliczkę i wyszła.

Kilka dni przed ślubem, dzwoni do znajomej zapłakana panna młoda, że straszne nieszczęście, że pogrzeb w rodzinie, ślub odwołany, Jezus Maria, masakracja!!! I czy w tym wypadku jest szansa na odwołanie wizyty i zwrot pieniędzy???
Kumpela miękkie serduszko ma, więc zapewniła, że jak najbardziej pieniążki odda, a zaliczka (z reguły oddawana jest jej część lub wcale) zostanie zwrócona w całości.
Podjechała mama panny młodej, pieniądze wzięła, kondolencje przyjęła, zabrała się i odjechała.

Kilka dni później do salonu wpada Panna Młoda z pianą na ustach. I tu się rozgrywa akcja właściwa:

[Panna Młoda] - Ty takasiakaiowaka, ja cię oskarżę o profanację (?!), zwrócisz mi pieniądze za ślub, za wesele, za zdjęcia!!!
Ki diabeł? - Myśli kumpela i zaczyna wypytywać co się stało?
Panna Młoda rzuciła jej plik zdjęć w twarz. Kumpela przygląda się a tam, nie kto inny jak Piekielna z mężem, w sukni ślubnej, z makijażem... no właśnie.
Pewnie większość kobiet zdaje sobie sprawę, że nieumiejętnie nakładany makijaż fioletowy wygląda, za przeproszeniem, jak p*zda pod okiem. I tak właśnie wyglądała Panna Młoda na swoim ślubie.
A dlaczego?

A dlatego, że chciała zrobić oszczędność i umalować się sama, jak profesjonalistka. Sęk w tym, że zdolności żadnych nie miała, więc jej dzieło poprawiła jeszcze ciotka, siostra i druhna. Jak zobaczyły, że coś jednak nie idzie, chciały znaleźć makijażystkę. Kumpela, wiadomo, spalona, żadnej innej wolnej nie ma. No to zmyły "dzieło" i próbowały jeszcze raz. A potem i drugi i trzeci, skutkiem czego Panna Młoda pojechała do kościoła z ciapkami wokół oczu w kolorze fioletowym, plus podrażnieniami od ciągłego zmywania i pocierana oczu płatkami kosmetycznymi.

A oskarżyła moją kumpelę o to, że wykonywała zbyt skomplikowany makijaż, którego nie sposób odtworzyć samemu.
No cóż, jak się jest tępą pałą to i tak bywa! Żałuję, że nie widziałam zdjęć z tego ślubu. ;)

by Jagutka40

* * * * *


Historia wydarzyła się kilka dni temu.
Mam dobrego kolegę, który jeździ na karetkach T w innej stacji pogotowia niż ja, ale że szef jest jego znajomym, to jak ma coś do załatwienia i poprosi mnie o zastępstwo, to nie ma problemu. Taka sytuacja miała miejsce również ostatnio.

Ponieważ praca na karetce T wygląda z lekka inaczej, zazwyczaj się tam potwornie nudzę. Naszym zadaniem było dowożenie ludzi na dializy, na rehabilitacje, do szpitali na umówione zabiegi jeśli nie miał kto odwieźć i z zabiegów/dializ/rehabilitacji do domu - takie różne taksówkowe sprawy.

Odbieraliśmy (ja i kierowca) pewną starowinkę ze szpitala. Naszym zadaniem było odwieźć babunię pod dom i "wręczyć" rodzinie, pilnując, aby cało dotarła do mieszkania. Po drodze kilka rzeczy mnie rozśmieszyło.
J - ja, S - staruszka, K - kierowca.

S - Doktór zapisał mi coś do kupienia. Jakieś lekarstwo. Czy mogę u was kupić?
J - Nie proszę pani, nie prowadzimy sprzedaży leków.
S - Ale tyle tu tego macie, ja odkupię.
J - Niestety, to niemożliwe. Jesteśmy z tego rozliczani.

Po chwili.

S - Do apteki można by podjechać...
J - Nie robimy takich rzeczy...
K - Można zrobić dla pani wyjątek i tak apteka po drodze jest.

Zajechaliśmy, zrealizowałem starowince recepty. Wsiadam do karetki.

S - A może byś połowę kosztów pokrył?
J - Słucham?? - byłem pewien, że nie dosłyszałem.
S - No za te moje lekarstwa, bo doktór dużo tego ponapisywał.
J - Ale ja nie chcę pokrywać pani leków. To nie jest mój obowiązek.
S - Ale ja mam taką małą emeryturkę...
J - Przykro mi, ale to nie upoważnia pani do takich rzeczy jak refundacja leków przez ratowników...

Tu babunia zmieniła nieco ton.

S - Ale wy jesteście służba zdrowia! To powinniście działać dla dobra mojego zdrowia!
J - Zdrowia tak, ale nie finansów.
S - Jak możecie mi w ogóle odmawiać! Ja taką małą emeryturę mam. Pan (do kierowcy) pewno też mi nie pomoże! SŁUŻBA ZDROWIA WY JESTEŚCIE!?

Nie kontynuowałem, bo nie było sensu. Starowinka do końca trasy krzyczała na nas, że jesteśmy wyrodną służbą zdrowia skoro my szastamy jej pieniędzmi i jeszcze nie chcemy jej oddać... Nie poczuwałem się do refundacji recept staruszki, bo niby z jakiego powodu? Na miejscu zeszła po panią jakaś dziewczyna, na oko sporo młodsza ode mnie. Mieliśmy nadzieję, że ona wytłumaczy staruszce, że wcale nie mamy obowiązku płacić za jej recepty. Niestety...

S - Wyobraź sobie, że musiałam zapłacić za CAŁĄ receptę! A oni mi nie dali nic!
D - JAK TO, NIE ZAPŁACILIŚCIE ZA TE LEKI!?

Z kierowcą spojrzeliśmy na siebie, poprosiliśmy o pokwitowanie "dostarczenia" starowinki do domu i szybko uciekliśmy.
Jeszcze by kazały do mieszkania się dołożyć... ;)

by zaszczurzony

* * * * *


Kolejna historia związana z tematyką wodno - powodziową.

Miejsce akcji - budynek należący od IMGW (Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej). Dla niewtajemniczonych - instytucji, która powinna mieć największe "pojęcie" na temat występowania zjawisk pogodowych i ich przewidywania. Placówka ta znajduje się na niskim tarasie zalewowym jednej z głównych polskich rzek i często ulega podtopieniom. No cóż o bezpieczną lokalizację w dzisiejszych czasach trudno...

Na podstawie relacji znajomego, którego kolega pracuje w tejże instytucji.

W roku "powodziowym", jeszcze przed wezbraniem ww. IMGW po wielu latach prac, analiz, modelowań "spłodziło" książkę. Książkę tę wydrukowano, i cały jej nakład wart 50 tys. zł złożono w piwnicy ww. budynku.

Kiedy sytuacja pogodowa coraz bardziej zaczęła wskazywać możliwość wystąpienia powodzi, kolega znajomego udał się do szefostwa. Zasugerował, żeby przenieść cenne książki na wyższe kondygnacje budynku, bo na pewno podniosą się wody gruntowe i piwnica zostanie podtopiona. Kierownictwo stwierdziło jednak, że przecież najlepiej wie czy będzie powódź czy nie! Dali mu do zrozumienia, żeby był optymistą, bo przecież są najlepszymi specjalistami i książki składowane w piwnicy są bezpieczne.

Po kilku dniach przeszła fala powodziowa, budynek został zalany do wysokości parteru...

Cały nakład książki w piwnicy uległ zniszczeniu...
Książka ta nosiła tytuł: "Jak zapobiegać powodziom".

by Poinsencja

* * * * *


Wieczorem wracam po odwiezieniu dziadków własnym transportem do domu. Na siedzeniu pasażera leżała niewielka nieprzeźroczysta reklamówka. Zatrzymuję się na światłach i nagle kątem oka zauważam jak otwierają się drzwi pasażera i czyjaś dłoń kradnie reklamówkę. Jedyne co zaobserwowałem, to jakiegoś uciekającego gostka.
Łupem złodzieja padła reklamówka z zawartością w postaci zielonego, niewielkiego, dość zużytego garnka i to na dodatek pustego.

Jakby ktoś widział taki garnek to niech da znać. Pokrywka z kompletu bardzo za nim tęskni.

by Adsumus

* * * * *


Będąc za granicą w pogoni za pieniędzmi, spotkałam się z jakże wielką uprzejmością Polaków.

Jadę sobie komunikacją miejską, na zakupy. Wszystko pięknie, ładnie, uchachana, że zrobię mega zakupy, wysiadam. Po drodze, która biegła przez coś, co przypomina alejkę, podchodzi do mnie dwóch kolesi przytrzymując mnie i wyrywając mi torebkę. Szlag, sobie myślę. Pięknie – po zakupach. Już prawie na przegranej pozycji, mruczę pod nosem "ja pierd**ę..."
Ci patrzą na mnie, na siebie, na mnie.
– Polka? – Pytają.
Odpowiadam, że tak.
Po chwili zastanowienia, informują mnie, że swojej nie ruszą i sobie tak po prostu, poszli dalej.

by buuuuum

* * * * *


Kiedyś jeden z klientów sieci, w której pracowałem, obejrzał sobie dwa filmy w Egipcie, w antycznych czasach, gdy cena za 1Mb w roamingu w Afryce wynosiła około 100 złotych (mniej więcej 2006 rok).

Faktura za dwa filmy - 130 tysięcy. Po odwołaniu i długich pertraktacjach stówkę z przodu udało się skasować, a pozostałe 30 tysięcy rozłożono na raty. To dopiero były drogie filmy ;)

To historia, którą znam z opowieści, ale sam obsługiwałem podobnego klienta.
Zadzwonił i zaczął wypytywać o wszystko - szczegóły regulaminu, cenniki poszczególnych ofert, warunki promocje, ceny telefonów, etc itd.
Po około pół godzinie odpowiadania na tego typu proste pytania (czas rozmowy leci, niedobrze), trochę poirytowany, zapytałem:

- Nie byłoby panu wygodniej sprawdzić to wszystko na naszej stronie? Znajdzie pan tam wszystkie, zarówno aktualne, jak i archiwalne oferty.
- Nie mam dostępu do sieci - odpowiedział pan - Jestem na wyjeździe w Paryżu i nudzę się w hotelu, więc sobie do was zadzwoniłem.
- Aha, rozumiem. Chciałem tylko przypomnieć, że zgodnie z regulaminem korzystania z naszej sieci, rozmowa z naszym biurem jest bezpłatna na terenie Polski. Od prawie 40 minut płaci pan 3,40 za każdą minutę połączenia.
- Ja pier&%$ę - klik i koniec rozmowy.

Są tańsze sposoby na nudę niż zawracanie głowy innym ludziom ;)

by villemann

* * * * *


Właśnie wrócili z wezwania chłopcy z pogotowia.

Grupa robotników dostała od szefa nowe buty (blacha na palce i pięty, wysoka cholewa ogólnie niezniszczalne). Prezent postanowili opić. Po kilku butelkach chcieli przekonać się czy nabytek jest dosyć solidny. Jeden z nich założył obuwie, a drugi miał walnąć mu w palce toporkiem, żeby zobaczyć czy blacha wytrzyma.
Nie wytrzymała.

by fireman

<<< W poprzednim odcinku


Oglądany: 61231x | Komentarzy: 10 | Okejek: 189 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

23.04

22.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało