Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Największy przypał wycięty rodzicom

61 328  
269   5  
Kliknij i zobacz więcej!Dzieci czasem potrafią wprowadzić rodziców w niemałe tarapaty. Wniosek dla przyszłych rodziców? Dziecku nie mówić za dużo, bo inaczej będą mieć za swoje.

Mój był z gatunku grubych. Rok 1982, marzec. Stan wojenny. Wracamy od babci ze wsi do domku. Na wsi była biba, więc rodzice i znajomi popili i się troszkę osłuchałem tego i owego. A że dziecko (wtedy miałem lat 7 z kawałkiem) chłonny umysł ma i nie wiadomo, kiedy coś, co usłyszało wykorzysta, to już rzecz wiadoma od dawna.

Więc przy wyjściu z tunelu (podziemnego wyjścia z peronów) ustawiony w poprzek szlaban i wojsko czy tam inne MO kontrolują ludzi. Sprawdzają dowody i takie tam. Ojciec miał siatki z wekami, przetworami i innym dobrem, jakie wieś miastowemu zaoferować mogła. Gdy przyszła kolej na jego kontrolę Jacuś postanowił wykorzystać, co usłyszał na bibie i wypalił:
- Tato, to gdzie będziemy rozrzucać te ulotki?

No i wtedy się zaczęło. Ojca na przeszukanie, mnie odpytywali co to za ulotki i tak dalej... Skończyło się dobrze (na szczęście dla ojca) i źle (na nieszczęście dla mnie). Takiego lania jak wtedy, to już nigdy nie dostałem.

by Charakterek

* * * * *

Ja - 7 lat. Wchodzimy z ojcem do sklepu. Poprosił sprzedawcę o wazelinę, ten mu podaje, grzeczny synek pyta:
- Tatusiu, to jutro masz to spotkanie z szefem?

by Peppone

* * * * *

Jako dzieciak zawitałem z rodzicami do Kołobrzegu (miałem z 5-6 lat). Poszliśmy zwiedzać statek wojskowy zacumowany przy porcie. Mnie strasznie chciało się do toalety. Starszyzna oczywiście wiedziała lepiej, że wytrzymam. Nie wytrzymałem i obsikałem silniki w maszynowni przy całej rzeszy gapiów.

by ___green


* * * * *

W 1988 r. pojechałem z rodzicami na wycieczkę zakładową do NRD.
Podobno były wówczas jakieś przepisy, które mówiły o ilości wywożonych dewiz z kraju. Mój ojciec jednak miał to głęboko w poważaniu, i upchał jakąś tam ilość dewiz do termosu, co ja, jako wszędobylski dzieciak zauważyłem, ale jeszcze nie ogarniałem małym rozumkiem czemu pieniądze się wkłada do termosu.

Na tej wycieczce śniadania odbywały się w stołówce ośrodka, w którym przebywaliśmy, i podczas tych śniadań można było się zaopatrzyć w napoje typu kawa i herbata na cały dzień. Wlewało się je oczywiście w termosy.

Ojciec w pokoju hotelowym oczywiście dewizy powyciągał, pochował po kieszeniach i z pustym termosem wszedł na salę, żeby nalać do niego kawy czy herbaty. Miał podwójnego pecha, bo do tych napojów ustawiła się już spora kolejka, oraz wziął ze sobą mnie, a ja całkiem swobodnie, bez żadnego skrępowania zadałem ojcu następujące pytanie:

- Taaaatooo, a to jest ten sam termos w którym marki przewoziłeś?

Gwar w kolejce raptownie zelżał, gumowe uszy zostały postawione na sztorc, ojciec trochę zbaraniał, później zrobił dobrą minę do złej gry, kawy do termosu nie wlał, ale wlał za to mi parę klapsów w pokoju.

by IRISHMAN

* * * * *

Początek lat 80., tramwaj w Łodzi, dość długi przystanek, ja 2-3-latka na kolanach matki. Dojrzałam jadącego z nami Murzyna, czy też należałoby powiedzieć "Afropolaka z odzysku" (zawsze wielu w Łodzi studiowało) i chciałam mu "zrobić buzią dobrze" więc zaczęłam na cały głos śpiewać starą studencką piosenkę, której nauczył mnie ojciec... Jako że młodzieży tu sporo i pewnie nie wszyscy pamiętają więc zacytuję:
Murzynek Bambo w Afryce mieszka
czarną ma skórę ten nasz koleżka
Czarne ma ręce, nogi i szyję
bo to jest brudas, co się nie myje.
Czarne ma ręce, czarne przyrządy
a co najgorsze: czarne poślady!
A gdy nad ranem do domu wróci
to bierze tam-tam i cicho nuci:
"Boże ześlij deszcze, jeszcze, jeszcze
Boże ześlij drugiego murzyna
bo skończyła się czarnina"...
I tak w kółko, choć matka wszelkimi sposobami próbowała mi tę rozdartą gębę zamknąć, aż do kolejnego przystanku, gdzie student wysiadł i w szybkim tempie oddali się w nieznanym kierunku.

Gwoli wytłumaczenia, wcześniej bałam się Murzynów i krzyczałam "Diabeł, diabeł!" - stad nauka piosenki w celu "oswojenia tematu"...

Inna historia - ja lat około 5 – co dzień próbowałam wyciągnąć od matki kasę na ciastka. Któregoś dnia matka stwierdziła, że jak się chce wydawać, to trzeba zarobić... Narwałam w ogrodzie mięty, porobiłam pęczki, usiadłam przed naszą bramą wjazdową i zaczęłam handlować, drąc się przy tym niczym stara przekupka na bazarze. Jako że prawie naprzeciwko jest zarówno szpital i przychodnia lekarska jak i przystanek autobusowy, a było sobotnie przedpołudnie, to i ludzi sporo na naszej dość małej ulicy. Szybko zebrała się spora grupka kupujących, którym przy okazji tłumaczyłam, jak zaparzyć herbatkę ze świeżej mięty, jak ją najlepiej suszyć i przechowywać, by długo cieszyć się herbatką z mięty suszonej i, co najważniejsze, opowiadałam, że mnie matka wygoniła, żebym sama zarobiła na swoje babeczki z kremem. Oczywiście wyżej wymieniona zjawiła się dokładnie w tym momencie i pełna niezrozumienia dla moich kupieckich umiejętności wytargała za uszy. Ale na ciastka i tak zdążyłam zarobić.

by mona817

* * * * *

Mnie mój ojciec "wkręcał" i ilekroć w TV był Jaruzelski, to mówił, że to mój wujek. Oczywiście zemściło się to na nim srodze, bo jak rodziców odwiedzili znajomi, gdy tylko w TV dojrzałam znajomą twarz wydarłam się "Wujek! Wujek!". Wszyscy mieli głupie miny...

Mam wujasa starszego ode mnie tylko o 10 lat. Jak byłam szczeniakiem, uwielbiał mnie wszędzie ze sobą zabierać. Pewnego razu razem z chłopakami pankowcami raczyli się jabolkami. Henio prosił "Tylko nie mów dziadkowi, że pijemy wino", na co ja skrzętnie przytaknęłam. Oczywiście jak wróciliśmy do domu, pierwsze co usłyszał dziadek było "Dziaaaadeeeek, a Henio pił z chłopakami wino w krzakach!"

by hayoka

* * * * *

Lata 80. Wracamy z nart z Związku Radzieckiego. Ja miałem 5-6 lat.

Wszyscy wtedy kupowali złoto (jakieś pierścionki, bo były tanie itp) i chowali w kijki etc.

Moi rodzice gdzieś znaleźli w jakimś sklepie nawilżacz powietrza - jako że miałem astmę to od razu kupili i zakopali między walizki.

Na granicy do autokaru wchodzi celnik i pyta: "Czy ktoś przewozi sprzęt elektryczny?" Więc grzeczne dziecko (ja) od razu powiedziało, że owszem my przewozimy - wtedy połowa autokaru zaczęła mnie dyskretnie uciszać. Na co szlag mnie trafił, bo nic złego nie zrobiłem i powiedziałem z wyrzutem: "Przecież miałem nie mówić o złocie!".

by pawelekKRK

* * * * *

Rok 1982. Za parę godzin ma się zacząć Polska - Belgia. Ojciec postanowił poprawić odbiór i antenę wysadzić jak najwyżej się da. Skombinował długą, kilkumetrową rurę, na jej wierzchołku przyczepił antenę. Próbuje ustawić. Rura się wymyka z rąk i jebutnęła o linię wysokiego napięcia. Cała dzielnica (wtedy jeszcze w Stargardzie Szcz. mieszkaliśmy) bez prądu. Wszyscy wkurwieni na maksa, bo zaraz mecz. Pojawiła się nawet MO, żeby ustalić co się stało. Podeszli do ojca, coś tam z nim gadają. Winę zwalił na przejeżdżającą ciężarówkę. Prawie by się wykpił, gdyby nie mały szczyl w mojej osobie, który dumnie stwierdził.
- Jaka ciężarówka?! To MÓJ tato rozwalił rurą!

by leepsky

A może ty też wyciąłeś przypał swoim rodzicom? Podziel się tym
klikając w ten link. W temacie maila wpisz - rodzicielski numer.

Oglądany: 61328x | Komentarzy: 5 | Okejek: 269 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

24.04

23.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało