Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CCVIII

26 022  
39   3  
Kliknij i zobacz więcej!I kolejnych kilka sposobów na zrobienie sobie kuku. W kilku przypadkach bardzo bolesnego kuku...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

BEREK

2 klasa podstawówki. Jako że mieliśmy w szkole całkiem spore boisko, idealne do zabawy w ganianego (czy też jak ktoś woli berka), była to nasza ulubiona zabawa na przerwach. Tego dnia graliśmy jak zawsze. W pewnym momencie zauważyłem, że mam rozwiązane sznurówki i postanowiłem je zawiązać. Pech chciał, że w momencie gdy zacząłem się schylać podbiegł kumpel, klepnął mnie w plecy krzycząc "Masz go!", Poleciałem twarzą prosto na krawężnik. Zauważyłem, że mam rozciętą wargę, no to pędem poleciałem do higienistki i dopiero cudowna Piguła uświadomiła, że prócz wargi złamałem sobie na tym krawężniku 3 zęby. Ubytek uzupełniony i tak skończyłem ze sztucznymi zębami.

ŻUŻEL

Innym razem jakieś 2-3 lata później bawiliśmy się w żużel na rowerach.
Znów pech dopadł jako jedynego mnie. Podczas doskonałego wyjścia z zakrętu najechałem na niewinnie wyglądającą gałązkę, która chyba postanowiła się zemścić i wkręciła mi się w szprychy. Przeleciałem jakieś 1,5 metra przez kierownicę i wylądowałem na dłoniach i kolanach. Pięknie wyglądały kawałki żwiru wbite w moje kolana i dłonie. Blizny mam do dziś.

ŚLIZGAWKA

Jako że mieszkam w mieście, w którym pagórków i górek nie brakuje, a szczególnie tych stromych, często na jednej z nich, bardzo piaszczystej i dobrze ubitej, zjeżdżaliśmy na butach. Jak zwykle jednak zrobiłem coś nie tak i zjeżdżając przewróciłem się na bok i tak zjechałem na sam dół (a to duża górka była). Dopiero jak byłem na dole poczułem pieczenie. Zdarła mi się skóra od kostki, aż po kolano. Przez 2 miesiące miałem na nodze wielkiego strupa, ale o dziwo blizna się nie ostałe.

SZYBA

Tego wydarzenia niestety (a może na szczęście) nie pamiętam i znam je tylko z opowieści mojej siostry i rodzicielki. Jako zaledwie trzyletni berbeć uznałem widocznie, że genialną zabawą będzie poodbijać sobie piłkę o meblościankę. Podszedłem więc do niej i cisnąłem piłką w górę. Trafiłem prosto w szybę od gablotki, która roztrzaskała się na kawałeczki. Jeden z tych kawałeczków zaatakował moją prawą dłoń próbując mi odciąć kciuk. Prawie mu się to udało, bo podobno wyraźnie było nawet widać kość. Skończyło się na szwach i bliźnie 20 lat później wciąż wyraźnej. Co najdziwniejsze ten jakże okaleczony dzieciak, którym wtedy byłem, w ogóle nie płakał, za to moja siostra jak najbardziej, bo bała się, że odpadnie mi palec.

by FurtaS

* * * * *

INSTRUKCJA OBSŁUGI HUŚTAWKI

Odkąd pamiętam na mojej ulicy stoi Przedszkole Archidiecezjalne prowadzone przez grupkę bardzo sympatycznych zakonnic. Jako ze mając 4 - 5 lat moja mama nie pracowała i zajmowała się mną i moim bratem całe dnie, to nie było potrzeby prowadzania mnie do przedszkola, tym bardziej, że stało ono dwa domy dalej. Siostrzyczki posiadały jedyny plac zabaw w promieniu 3 km, jako że na osiedlach domków jednorodzinnych nie jest to powszechny widok. W sumie nie było takiej potrzeby, jako że jedyną dzieciarnią w okolicy byliśmy ja, mój brat, dwóch kolegów i dwie koleżanki, jednak brak rozrywek nam czasem doskwierał. Nieraz zakradaliśmy się na posesję sióstr, by pohuśtać się lub wykopać 3-metrowy dół w piaskownicy, ale przejdę do rzeczy. Naszą ulubioną atrakcją były oczywiście huśtawki. Poza huśtaniem się na nich uwielbialiśmy z nich wyskakiwać w momencie "szczytowania" (dzięki Bogu jeszcze nigdy nie skończyło się to obrażeniami). Mieliśmy też dziwną zabawę z włażeniem na samą górę drewnianego stelaża, do którego przytroczone były huśtawki. Miało to wysokość ok. 2,5 m. Pewnego razu, chwaląc się zdobyciem tego iście Everestowskiego szczytu, straciłem równowagę i spadłem prosto na plecy. Czułem się jak jeden wielki siniak, a tak mnie pier*******, że aż zgięło mnie wpół. Koledzy odprowadzili mnie do domu, ale to nie zakończyło, mojej kariery wspinaczkowej.

BMX

Pamiętam jeszcze, jak dostałem swój pierwszy rower z przerzutkami. Nie spędziłem dnia nie ujeżdżając mojego cacka, ale za bardzo nie zwracałem uwagi na przerzutki, bojąc się efektów ubocznych w postaci wypadków. Któregoś dnia kolega zaciekawił się, czemu nie korzystam z przerzutek, toteż przedstawiłem mu moje obawy. Kolega machnął na to ręką, zmienił mi ustawienia i wysłał w dół jezdni. Przez chwilę rozkoszowałem się wiatrem we włosach do chwili, kiedy zacząłem zbliżać się z niebezpieczną prędkością do płotu. Zapominając o Bożym świecie zapomniałem o hamulcach, i wyrżnąłem całym sobą o słupek z jakimś daszkiem. Poharatany, obolały i przywalony rowerem nie miałem siły się ruszyć. Jako że cała moja rodzina ma nieziemskiego farta, jakiś młody jegomość pomógł mi wstać i powrócić do domku dwie ulice dalej. Nic poważnego się nie stało, a parę godzin później już biegałem wesoło po osiedlu z kolegami zapominając o sprawie, chociaż do dziś coś złowrogo mi strzela w karku.

ZAPŁON KONTROLOWANY

Chyba każdy dzieciak widzi coś nieziemskiego w płomieniach, a tak się złożyło, że w naszej grupce był jeden piroman. Parę lat temu podczas generalnego remontu rozpadającej się werandy wymyśliliśmy sobie rozpalanie ogniska, ze wszystkiego śmiecia walającego się po podwórzu, a było tego wiele. Po zebraniu kilkunastu śmieci do kupy, podpaliliśmy cały szajs. Paliło się całkiem fajnie, i nasz piroman poleciał do domu i wrócił z lakierem do golenia, b zrobić miotacz ognia. I tak trwała nasza zabawa z ogniem. Złapałem w pewnej chwili za lakier, i przytrzymałem psikacz trochę za długo, bo ogień dotarł trochę za daleko i coś strzeliło i wyrzuciło puszkę z mojej ręki. Trochę mnie to zszokowało, ale z szoku otrząsnął mnie ohydny smród. Siostra kolegi wrzuciła do płomieni piankę do izolacji, wytwarzając czarny dym i potworny fetor, który zaalarmował moją mamę, która zaczęła nas opieprzać krzycząc, że chcemy chałupę z dymem puścić. No cóż, musieliśmy zrezygnować...

RANA OTWARTA

Tę historię znam od kolegi. Kolega mieszkał na drugim końcu miasta, ale na moim osiedlu mieszkali jego dziadkowie, do których często przyjeżdżał. Dziadkowie mieli domek, taki jak każdy inny na tym osiedlu, jako że wszystkie komuchowskie domki były takie same, i otoczony był normalną siatką z jednym wyjątkiem: słupki były zakończone ostrym, stożkowatym wcięciem. Kolega któregoś razu stojąc na siatce, próbował z niej zeskoczyć. Na jego nieszczęście zahaczył ramieniem o ww. słupek, który to wbił mu się głęboko pod skórę, odsłaniając tkankę mięśniową. Założyli mu z 10 szwów i do dzisiaj ma trójkątną bliznę na ramieniu.

by gemini1233

* * * * *

STUDNIA

Opiszę kilka moich historii, które pamiętam. Zacznijmy od pierwszej, kiedy miałem niecałe 3 lata pojechaliśmy z ojcem, moim chrzestnym i jego córką na stację benzynową mojego ojca, która znajdowała się w pobliskiej wsi. Ojciec z chrzestnym byli w środku i ganialiśmy między maszynami rolników, w pewnym momencie wskoczyłem/wpadłem do studni, nie była głęboka, jednak mogłem się tam utopić, gdy ojciec z chrzestnym wyszli z budynku zapytali:
- Diana, co ty tam robisz, uważaj, bo wpadniesz.
Na co Diana patrząca w głąb studni:
- Ale ja patrzę jak Przemek pływa.
Zostałem natychmiast wyciągnięty, podobno uratowała mnie kurtka, która się napompowała, jedyne obrażenia to, że nie odzywałem się 3 dni. Co mi po 2 miesiącach w kwietniu nie przeszkodziło wskoczyć do jeziora...

PLAŻA MIEJSKA

W wieku ok. 5 lat zostaliśmy (wszystkie dzieciaki z rodziny) zabrani przez mamę i ciotkę na plażę miejską. Kąpiąc się zauważyłem pływającą butelkę, więc poszedłem jako grzeczny mały diabeł ją wyłowić, wdepnąłem w rozbitą butelkę która była zatopiona. Kilka szwów i miesiąc bez kąpania się w jeziorze z nogą w bandażu.

KOLEJNY BEREK

Kolejna sytuacja - pierwsza klasa podstawówki, pierwszy tydzień... Bawiliśmy się w berka. Kolega, który przekazywał mi berka klepnął mnie, a ja straciłem równowagę, zaczepiłem się o ramiączko od plecaka i uderzyłem głową w narożnik szafki. Wysłałem kolegów po papier toaletowy żeby zatamować krwawienie, nie chciałem żeby wychowawczyni widziała co mi się stało. Niestety, zadzwonił dzwonek, wychowawczyni weszła do klasy, zobaczyła co się dzieje, zbladła... Skończyło się na 12 szwach.

by Chmielpiw

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 26022x | Komentarzy: 3 | Okejek: 39 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało