Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Najgłupsza zabawa z dzieciństwa XVII

28 766  
45  
Kliknij i zobacz więcej!Niektórzy od małego ćwiczyli akwizycję. Niektórzy mieli wymyślone granaty. Niektórzy atakowali opancerzony konwój. Zawsze jednak te zabawy dziś wydają się niezmiernie głupie.

"Listonosz"
Kiedyś kiedy pojechałam z rodzicami i naszymi znajomymi na narty. Znajomi mają córkę. Ja miałam wtedy 8 lat, ona 7. Pewnego dnia, jak się nam nudziło po obiedzie, poszłyśmy się bawić w "Listonosza". W zabawie chodziło o to, że trzeba było wrzucać listy innym gościom w hotelu. Chodziłam do drugiej klasy, toteż coś potrafiłam pisać. Ja siedziałam w pokoju pisząc listy kompletnie bez sensu, a moja koleżanka chodziła z torebką swojej mamy (w której miała "korespondencję") i przeciskała listy pod szczeliną przy drzwiach.

"Sprzedawca garnków"
Zabawa wymyślona z tą samą koleżanką i na tym samym wyjeździe. Jest to też trochę zmodernizowany "Listonosz".
W tej zabawie chodziło o to, że trzeba było "sprzedawać garnki" ludziom w innych pokojach. Koleżance rodzice kupili podczas wracania ze stoku plastikowy zestaw kuchenny. I to właśnie sprzedawałyśmy. Pukałyśmy i pytałyśmy ludzi, czy nie kupią garnków. Gdy wszyscy się śmiali, wracałyśmy oburzone do pokoju.

"Chirurg"

To zabawa z dzieciństwa mojego ojca i mojej ciotki. Kiedy byli mali bawili się w "chirurga". Ponieważ na wakacje przyjeżdżali na wieś, było tam dużo żab, myszy i innych małych stworzonek. Kiedy znalazło się nieżywą mysz, żabę lub cokolwiek innego brało się ostry patyczek, igłę, nici i nieugotowana kaszę. Patyczkiem rozcinało się brzuch pacjenta, wpychało się do środka kaszę i zaszywało nićmi. Zabawa najbardziej brutalna.

by Zielona_Kotka @

* * * * *

Granat!

Na koloniach (miałem bodajże 13 lat) ta zabawa uprzyjemniała nam wszelakie spacery. Polegało to na tym, że pewna osoba z zaskoczenia wrzeszczała "granat", a wszyscy faceci rzucali się na glebę. Zabroniono nam się w to bawić gdy ktoś rzucił granat na przejściu dla pieszych... Mina kierowców... bezcenna.

by Trickster @

* * * * *

Cóż, ta zabawa była trochę chamska i narażała sąsiadów na wiele nerwów, ale po kolei.
W naszym małym miasteczku koleżanki z klasy zazwyczaj mieszkają w jednym bloku, ewentualnie na jednym osiedlu niedaleko siebie. Więc w 3 klasie podstawówki ja i moja przyjaciółka, w moim mieszkaniu, pod nieobecność rodziców, realizowałyśmy podstępny plan. Brałyśmy czekoladową babeczkę, która była Biskupinem. Robiłyśmy na niej okrąg z zapałek i jako Niemcy podpalałyśmy (nie znałyśmy wtedy prawidłowej historii Polski). Jednak najbardziej ekscytujące było podrzucenie tej babeczki pod wycieraczkę sąsiada z dołu. Koniec końców wszystko skupiło się na czarnym kocie sąsiadów, którzy mieszkali naprzeciw. A zabawę tę wręcz uwielbiałyśmy. Po wielu latach nie doszukałyśmy się jej sensu.

by menijna @

* * * * *

Było to w czasach podstawówki, 2-4 klasa, mieszkam w bloku więc wiadomo - zgraja dzieciaków biega i myśli, że jest panem osiedla.
W majowe wieczory pełno latało chrabąszczy, jedna z moich koleżanek panicznie się ich bała - w ramach zemsty zbierałyśmy pudełka po zapałkach, papierosach itp., następnie łapałyśmy te znienawidzone chrabąszcze i grzebałyśmy je żywcem. Zabawa była szampańska do czasu interwencji jednego z sąsiadów.
Szkoda - tak fajnie bzyczały w tych pudełkach...

Marzeniem naszym stał się domek na drzewie. Za blokiem rosła duża wierzba płacząca, która miała nisko gałęzie - w naszych młodych umysłach malował się obraz pięknego domku na tym właśnie drzewie. Każdy z piwnicy przyniósł deskę - oczywiście w tajemnicy przed rodzicami (co z tego, że wszyscy mieszkaliśmy tak, że to drzewo było widoczne z balkonu każdego mieszkania, liczył się dreszczyk emocji), ja przytargałam trochę gwoździ i młotek - każdy miał przybitą własną deskę i na niej mógł siedzieć. Oj, ile tam się wydarzyło, oczywiście najlepszą zabawą było wspinanie się jak najwyżej.. Domek niestety został zdemontowany po tym, jak kolega w ferworze zabawy złamał nogę.

Koleją zabawą było wyciąganie znajomych na sanki, z racji naszego wieku - późne gimnazjum - było to nie lada gratką. No i tak jeździliśmy na tych sankach, niestety pewnego razu moje uległy złamaniu - no to ciach wszyscy (ok.5 osób) do mojej piwnicy i zbijać tę deskę. Niestety okazało się to niemożliwe - ale zabawa i tak była przednia - tata w tej piwnicy kitrał wielki baniak wina, którego po naszej wizycie jakby ubyło...

by IGabara @

* * * * *

Ja i moje rodzeństwo zawsze lubiliśmy wymyślać własne zabawy, mimo że jesteśmy z pokolenia, które już "miało wszystko". Najgłupsza zabawa, która zabierała mi i starszej siostrze dużo czasu, nazwana była "co możemy zjeść naszej mamie?"
Któregoś razu siostra trochę się zagalopowała i stwierdziła, że może zjeść cyce mamy z guzikami i igłami, nie rozumiejąc moich znaków, że mama stoi za nią. Słabo pamiętam co się z nią stało, ale wiem, że więcej się w to nie bawiłyśmy.

by Beata2612

* * * * *

Wybuchowe żołnierzyki

Składniki: dwie armie plastikowych żołnierzyków, duża ilość petard.

Zasady: Rozstawiało się dwie armie naprzeciwko siebie (najlepiej w piaskownicy). Później turowo podkładało się petardy pod figurki przeciwnika w takim miejscu, aby jak najwięcej z nich przewrócić. Zabawa trwała do wykończenia armii wroga, braku funduszy na petardy lub krzyku rodziców.... Nie trzeba wspominać, że dość często trzeba było dokupować żołnierzyki...

Akcja Wysyłamy mrówki na Marsa.

Składniki: Jak największe mrowisko, jak największa ilość petard.

Zasady: Wypie.... mrówki w kosmos za pomocą połączonych petard (im większe, więcej tym większy prestiż) Ładunek należało wykonać, zakopać w mrowisku i odpalić. Nie wiem jakim cudem nikt sobie krzywdy nie zrobił przy odpalaniu zmodyfikowanych petard (wiek 7-11 lat). Ale stresu odpalania, ucieczki i gradu spadających mrówek nie zapomnę do dzisiaj.

Akcja budowa:

Składniki: budowa garażu, bloku mieszkalnego itp., przede wszystkim świeżo wylany beton.

Zasady: Kto szybciej przebiegnie po deskach ustawionych nad świeżo wylanym betonem. Początkowo budowlańcy nas dopingowali, niestety po pewnym czasie znudziło im się wyrównywanie powierzchni betonu... mamusie też nie były zbyt szczęśliwe z powodu "zabetonowania" ubranek.
PS. w pewnym garażu na posadzce jest piękny odcisk znacznej części mojej dziecięcej sylwetki.

Zasadzka na opancerzony konwój

Składniki:
Drużyna 1: Paru śmiałków na opancerzonych (tekturą) dwukołowych wozach bojowych (BMX, składak)
Drużyna 2: Rebelianci uzbrojeni w bryłki ziemi, kamienie, patyki (i cokolwiek co było pod ręka, w miarę nieśmiercionośnego)

Teren: osiedlowa droga. Im więcej zakrzaczonych ogródków po jednej i drugiej stronie ulicy tym lepiej.

Zasady: Jak się nietrudno domyśleć, drużyna 1 za zadanie miała przejechać z jak największa prędkością przez teren Rebeliantów.
Drużyna 2 rzucała wcześniej zgromadzona amunicją.

Adrenalina i uczucie oberwania wielkim stwardniałym kwakiem gleby po głowie, przy prędkości 20 km/h BEZCENNE.

Rundy zazwyczaj były dwie... później trza było się poskładać, poprzylepiać babki lecznicze... Cięższe przypadki szły do domów...

by Khargulec @

A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę, która nie posiada konta w serwisie Joe Monster.

Oglądany: 28766x | Komentarzy: 0 | Okejek: 45 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

20.04

19.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało