Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Najgłupsza zabawa z dzieciństwa VI

30 233  
66   5  
Kliknij i zobacz więcej!I kolejna porcyjka dziwnych zabaw z dzieciństwa. Nieskrępowana wyobraźnia do tworzenia nowych zabaw jest wprost nie do opisania. Zatem zapraszam do lektury.

Oczywiście jak chyba wszystkie dzieci mieliśmy swoje dziwne zabawy. Często chodziliśmy do lasu po kije z których robiliśmy swoje miecze. Ten kto miał patyk z bukowego drzewa był najlepszy, ponieważ nazywano go mieczem "złotego lisa", na którym robiło się wzorki nożykami. Gdy każdy miał już swój miecz, wyruszaliśmy do lasu porośniętego "barszczmi", które przy kontakcie ze skórą parzyły i było to dosyć bolesne i niebezpieczne. Więc nasza ekipa jako dzielni bohaterowie bili z całych sił w zarośla kijami tak, aby wykarczować dużą ilość roślin. Niestety zdarzało się, że biliśmy w kolegów lub parzyliśmy się tymi dziwnymi roślinami, co niekiedy kończyło się wizytą u lekarza.

by .martucha-94 @

* * * * *

Bombardowanie:
Dzieci, nie próbujcie tego w domu. Koncepcja była następująca: jedna osoba kładła się w pozycji embrionalnej na dywanie, po czym kładło się na nią warstwy poduszek, koców, kołder etc. tak, żeby powstała całkiem spora górka i... skakano z rozbiegu.

Do dziś nie wiem jak to możliwe, że nikt się nie potłukł czy udusił.

Titanic

Titanikiem było łóżko, ja byłem kapitanem, siostra pielęgniarką, pasażerami całe mnóstwo pluszaków. Podczas sztormów żeby oddać straszną siłę żywiołu rzucaliśmy miśkami po całym pokoju, po czym moja siostra robiła im pierwszą pomoc, a ja (kręcąc felgą od samochodu) starałem się przywrócić statek do prawidłowego kursu. Czasami był też mój kuzyn, którzy stał na "bocianim gnieździe" na fotelu umocowanym u nóg łóżka.

by Rosolak

* * * * *

Zabawa dziwnie zwana "Klocuszki". Grałam w nią głównie w klasach 1-3, oczywiście z dzieciakami z klasy. A o co chodziło? A więc jedna osoba zjeżdżała ze zjeżdżalni, ale z niej nie schodziła, tylko mocno się zapierała, ponieważ za chwilę wszystkie dzieciaki zjeżdżają w pozie z nogami odwróconymi w bok i jeszcze na dodatek na przemian prawo-lewo i tyle ile dzieciaków wlezie. I tak siedziało się lub zjeżdżało, zanim pierwszy klocek " zapora " się nie puścił. I tak w kółko. Szczerze, to nie wiem, czemu to miało służyć, ale wszyscy się cieszyli jak głupi.

by julia_von_jungingen @

* * * * *

Konter Strajk - Zabawa, jak łatwo się domyślić, polegała na "zabijaniu" rówieśników. Do tego celu zawsze wyznaczaliśmy teren "mapy", za którą nie można było wychodzić (zwykle ulica-ulica-chodnik-chodnik). Pierwsza część zabawy to oczywiście szukanie "broni". Mogło być nią cokolwiek nadające się do trzymania: kamienie jako granaty, patyki jako karabiny czy worki z piaskiem jako zasłony dymne. Po podziale na zespoły albo obierało się wersję standardową, czyli każdy lata gdzie chce i chowa się w krzakach, czekając ofiary, albo ustalało się konkretną bazę, której należało chronić. Każdorazowa "sesja" kończyła się oczywiście kłótnią, kto kogo zauważył pierwszy i kto kogo zabił. Gdy skończyły się argumenty "jestem lepszy", przechodziliśmy do argumentów "ja jestem otoczony tarczą ochronną z małym przesmykiem na karabin".

Terenówki - świetna zabawa rozwijająca mięśnie (ale bardzo krwiożercza). Dzieliliśmy się po połowie. Jedna drużyna musiała chronić ustalonego celu, np. śmietnika, żeby żaden zawodnik drużyny atakującej go nie dotknął. Ludzi "eliminowało się" poprzez ich przewrócenie. Gdy ktokolwiek z agresorów bezpiecznie dotarł do celu, jego drużyna wygrywała. Porażka była natomiast wtedy, gdy nikt z atakujących "nie przeżył". Oprócz mięśni, te zapasy podnosiły też zdolności strategiczne, bo z czasem od ataków "na hura" przechodziliśmy na skoordynowane działania, a nawet ataki-przynęty, odciągające uwagę. Szkoda jedynie, że później każdy wracał do domu z brudnymi lub potarganymi ubraniami, nie mówiąc o licznych ranach i zadrapaniach.

by deviosss

* * * * *

Na naszym osiedlu było wiele głupich zabaw, oto kilka z nich:
- "Zrzucanie" to nazwa jednej z takich zabaw. Polegała ona na zrzucaniu rożnych przedmiotów z wysokości. Ok. 600 m od osiedla stał nieukończony, prawie nowy budynek, my wchodziliśmy na wysokość drugiego pietra i cisnęliśmy przedmiotami (jak najcięższymi) o betonowy skwerek pod tym blokiem. Zdarzało się zrzucać zwykłe cegły, ale także mieliśmy na koncie stary uszkodzony telewizor unitra i małą lodówkę. Pamiętam jak dziś, jak było ciężko to zanieść na te drugie piętro grupce dzieciaków, ale widok lecącego sprzętu i jego huczne rozwalenie się o twardy beton zapewniało nam wiele wrażeń i rozrywki. Skończyło się na tym jak wyśledzili nas "starszacy" i zajęli budynek, potem już zapomnieliśmy o tym, a budynek stał się meliną.

- "Nabieranie" to następna bardzo głupia zabawa. Chodziło w niej o to, żeby przyciągnąć uwagę przechodniów, czyli jeden z kolegów kładł się na chodniku w najgorszych ubraniach, plecami do nas, a my udawaliśmy ze go kopiemy. Była tez osoba, która stała w oddali i notowała reakcje przechodniów. Tą osobą odpowiedzialną za notowanie zostawał ktoś, na kogo wypadła wyliczanka, tak samo było z "ofiarą" i "oprawcami". Potem, po kilku takich zabawach, ktoś wezwał policję i po ucieczce i ochłonięciu, zabawa wydała nam się głupia.

- "Wampiry" to ostatnia zabawa, którą opiszę. W tej zabawie musieliśmy chodzić cicho po trawniku wokoło budynku rozdzielni elektrycznej (taki budynek, który rozdziela prąd na bloki, dość sporych rozmiarów). Jedna osoba była wampirem, a reszta jej ofiarami, dla lepszego efektu bawiliśmy się w to w nocy, po złapaniu takiej osoby ona zostawała następnym wampirem i wtedy to już szybko się kończyła. A i nie obyło się od ofiar w ludziach np. koleżanka uciekała od wampira i stuknęła się głową z kolegą, albo często osoba wyglądająca zza rogu wypinała się, wtedy najczęściej wampir podchodził od tyłu i serwował jej wielkiego kopa.

by FUNZONE @

* * * * *

Gdy byłem jeszcze maluchem, często z mamą odwiedzałem ciotkę. Mama oczywiście plotkowała z ciotką, a ja bawiłem się z kuzynką. Pewnego razu moja pomysłowa kuzynka wymyśliła zabawę "pokaz mody", z tym że niedorzeczność polegała na tym, że ja robiłem za modelkę, a ona za stylistkę. Ponieważ miała ogromną szafę pełną starych ciuchów, było w czym występować na wybiegu. Zamykaliśmy się w łazience i kuzynka robiła ze mnie transwestytę: wciągała na mnie sexy sukienkę, buty na szpilkach, ostry makijaż, cycuszki ze skarpetek, biżuteria. Później szybko wbiegała do salonu gdzie siedziała ciotka z moją mamą i zapowiadała mój występ... Ciotka i mama pękały ze śmiechu, oczywiście kuzynka miała największy ubaw, a ja, podjarany rolą, uwypuklałem swoje wdzięki tak jak to robi zawodowa modelka. I tak za każdym razem, gdy odwiedzałem swoją szaloną kuzynkę bawiliśmy się w "pokaz mody", do czasu kiedy trochę podrosłem i nie bawiło mnie to już tak bardzo...

by kaczarone @

* * * * *

W zamierzchłych czasach popularną zabawą była zabawa w "strzelanego". Wiadomo o co chodzi. Każdy miał karabin ewentualnie pistolet, biegało się, strzelało i krzyczało "zabity, zabity". Często były kłótnie o to, kto kogo zabił pierwszy. U nas była wersja "hard" tejże zabawy, ponieważ bawiliśmy się w ciemnej piwnicy i mieliśmy "granaty" (kawałki dachówek z remontowanego obok budynku)... Podczas jednej z takich zabaw wychyliłem się zza barykady w momencie, w którym wróg rzucał granatem... Finał był taki, że "granat" trafił mnie w głowę, polała się krew i cała kompania odprowadziła mnie do lazaretu (czyt. do domu), gdzie sanitariuszka (mama) była średnio zadowolona z faktu, iż odniosłem obrażenia.... Twardy byłem i nie płakałem....

by NemE2is

* * * * *

W kwestii najgłupszych zabaw, w moim dzieciństwie też kilka takich się przewinęło. Wybrane z nich:

"Karuzela śmierci"

Zabawa polegała na tym, by stanąć w kółku i złapać się za dłonie. Zabawa jednak różniła się znacznie od "Kółko graniaste" czy "Baloniku nasz malutki", bo istota polegała na tym, by wszyscy zaczęli kręcić się w jednym kierunku z ogromną prędkością. Prędzej czy później kółko się przerywało i ten czy ów delikwent lądował na glebie. Rozrywka się skończyła, gdy jeden kolega rozbił głowę o grzejnik na szkolnym korytarzu.


"Wąż"

Szkolny korytarz, zadziwiająco śliska podłoga. Stajemy w rzędzie i łapiemy się za dłonie. Ostatni w rzędzie kuca i łapie przedostatniego dwoma rękami. Zadanie pozostałych - ciągnąć tego ostatniego i wykonywać takie manewry, by go zgubić. O dziwo, tu obyło się bez pękniętych czerepów.

by Hrabia_Zuo

A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę, która nie posiada konta w serwisie Joe Monster.

Oglądany: 30233x | Komentarzy: 5 | Okejek: 66 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało