Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CXCVIII

26 385  
46  
Kliknij i  zobacz więcej!Dziś jedna z czytelniczek Joe Monster rozrabia w USA. Dziś także zabójcze fiflaki, pomysłowy, choć dziwny parasol oraz standard - rower oczywiście.

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

PRZETESTOWAŁ MOŻLIWOŚCI MASZYNY

Mając lat ok. 14 dostałem nowy, bardzo fajny rower, a że akurat tamtymi czasy kolarz był ze mnie bardzo zapalony (bo prawa jazdy jeszcze się nie miało), postanowiłem przetestować możliwości nowej maszyny. Oczywiście czym byłby ten wyjazd bez towarzystwa, wyciągnąłem więc kolegę na największą górkę jaka była w pobliżu, bo przecież nic tak nie pozwala sprawdzić roweru jak ostry zjazd w terenie. Górka stroma, długa i kamienista, ja lecę pierwszy, kolega chwilę po mnie. Śmigam jak tylko najszybciej się da, zawieszenie pracuje super, hamulce ok, wszystko w najlepszym porządku. Dojechałem na sam dół i zatrzymałem się po lewej aby zaczekać na kolegę, odwracam głowę w prawo aby spojrzeć jak daleko jest i nagle buuum.
Próbując się zatrzymać uderzył czołem w moją skroń. Mija pewien czas, ocknąłem się leżąc na gałęziach w rowie obok drogi, wygramoliłem się na górę, dopiero kiedy podchodziłem do kolegi to otworzył oczy i odzyskał przytomność, ale nie pamiętał co się stało. Lekko oszołomieni i zdezorientowani na miękkich wróciliśmy do domów, pamiętam, że po tym wypadku w domu puściłem pawia, więc pewnie było to lekkie wstrząśnienie mózgu. Były wakacje, nikt na zegarek nie spoglądał a tym bardziej nie nosił go przy sobie, więc do tej pory zastanawiamy się ile czasu mogliśmy tam leżeć, mogło to być 5 sekund jak i 15 minut. Oczywiście żaden rodzic o niczym nie mógł się dowiedzieć, bo o ile ja nie miałbym przerąbane, o tyle kolega był jakieś 3 lata młodszy, więc gdyby jego rodzice się dowiedzieli byłaby boruta. Na szczęście nie było żadnych powikłań po tym wypadku i wszystko zakończyło się bezproblemowo.

by quask @

* * * * *

DZIWNY PARASOL

Było to dawno, miałem może z 7 lat. Mój tata naprawiał coś, leżała sobie wiertarka, jakieś śruby i cegły. Spytałem ojca, czy mogę powiercić sobie w cegłach, on pozwolił mi. Wówczas wpadało mi do głowy mnóstwo różnych pomysłów i tak też było tym razem. Przewierciłem cegłę, wsadziłem na nią cegłę, skręciłem to nakrętkami i chwyciłem jak parasol. Niosłem kawałek i nagle nakrętka się wykręciła, cegła w jakiś sposób wypadła, uderzając mnie w głowę, krew się lała, ale jakoś zniosłem. Myślę, że to uderzenie nie spowodowało jakiś psychicznych uszkodzeń.

by damiansobieski @

* * * * *

WYPADKI CHODZĄ PARAMI

Gdy miałam jakieś mniej więcej pięć lat pojechałam na wakacje do babci na wieś. Przed domem babci są trzy schodki prowadzące do domu - jeden ogromny na samym dole, potem trochę większy i największy. Pewnego poranka poszłam z babcią do pobliskiego sklepu po bułki na śniadanie. Kupiłam tam jeszcze takie 2 bransoletki cukierkowe - jedną dla mnie, drugą dla mojej starszej siostry. Gdy weszłam na podwórko babci to zaczęłam biec do domu. Biegnąc szybko, zahaczam o ten największy schodek i głową uderzam w trochę większy. Ja w ryk, babcia w krzyk, wszyscy z domu wybiegli. Mama wzięła mnie na kolana i trzymała mi jakąś watkę przy ranie, żeby krew mniej leciała. Chwilę potem przyjechał wujek z ciocią. Gdy wujek zobaczył moją ranę, to pobiegł po apteczkę samochodową. Przed domkiem jest taki feralny niski daszek, no i oczywiście wujek wracając z apteczką uderzył głową w daszek. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Pamiętam potem tylko to, że budzę się na kanapie, okryta kocykiem, a obok mnie ciocia kuca i daje mi cukierka.

by m.kasia @

* * * * *

SAMODZIELNA

Zacznę od lat wczesnej młodości. Moja rodzina jest wysoce uzależniona od herbaty i zawsze gdzieś w domu taki szklany dzbanek od ekspresu do kawy stał napełniony gorącą herbatą. Któregoś pięknego dnia, ja, pomysłowa ośmiolatka, postanowiłam sobie herbaty nalać. Dzbanek ów jednak znajdował się na dość wysoko położonej półce kredensu. Jako że starałam się być samodzielna doszłam do wniosku, że pociągnę za róg tacy, żeby taca była bliżej, a potem będę w stanie dosięgnąć raczki dzbanka. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, czego efektem było znalezienie się pełnej jego wrzącej zawartości na moim udzie. Ja w dżinsach i ryk. Na szczęście mam mamę pielęgniarkę, która wpadła do pokoju i bez namysłu złapała mnie i wsadziła w ubraniu do wanny i zaczęła polewać cholernie zimną wodą moją nogę. Po zdjęciu spodni ukazał się nam wielki burchel, który został posmarowany jakąś taką błyszcząca amerykańską maścią i zaklejony. Dzięki interwencji mojej mamy - specjalistki, nie mam nawet śladu po oparzeniu, które było dość rozlegle.

POKAZ DOŚWIADCZENIA

Kolejna historia wydarzyła się jak miałam lat 15. Byłam w 8 klasie podstawówki, na lekcji fizyki. Moja szanowna nauczycielka i wychowawczyni postanowiła pokazać nam doświadczenie. Jako że cała klasa zebrała się przed biurkiem, a ja nie mogłam nic zobaczyć, postanowiłam wejść na krzesło i obejrzeć wszystko z góry. Doświadczenie obejrzałam i jak ludzie zaczęli wracać do ławek delikatnie zeskoczyłam z krzesła i nagle ból przeszył moją stopę po zderzeniu z ziemią (dodam, że krzesło miało wysokość 45 cm). Niewiele sobie z tego robiąc olałam temat, choć stopa bolała cały czas po powrocie do domu. Po tygodniu, gdy stopa nie przestała boleć przy chodzeniu, a przy bieganiu rwała mocnym bólem, postanowiłam jednak poinformować moją mamę - specjalistkę i siłą rzeczy udałyśmy się na ostry dyżur. Lekarz i prześwietlenie pokazało wynik - 4 złamane kości śródstopia i gips na ponad miesiąc. Tak oto na zajęcia przygotowujące do egzaminu na drugi koniec miasta jeździłam w gipsie.

SALA DO JUDO

Kolejna historia traumatyczna wydarzyła się wiele lat później. Ja 23-letnia już, odwiedzałam znajomych, którzy mają salę do judo w domu (cala podłoga w matach i worki treningowe). Postanowiłam poszpanować i pokazać jak się kopy wyprowadza na napastnika. Pierwsze uderzenie z półobrotu wyszło pięknie, potem drugie również. Przy trzecim uderzeniu prawą nogą na worek okazało się, dlaczego takie rzeczy trenuje się na bosaka. Moja stopa otulona w skarpetę pojechała na macie przy kopniaku, wynikiem czego było kopnięcie drugą nie worka w połowie, a przywalenie stopą w spód worka (najtwardszą cześć z ubitym piaskiem), po czym lądowanie na podłodze. Kupa śmiechu, stopa boli (dodam, że ta sama, co złamałam w latach młodości). Nauczona doświadczeniem życiowym po paru krokach orzekłam, że złamałam kości, na co znajomi zaczęli się śmiać, że "ta, jasne".
Wyobraźcie sobie ich szok, gdy zobaczyli mnie tydzień później w gipsie. Oczywiście kości śródstopia popękały.

DROBNE ŁAWECZKI

Kolejna historia wydarzyła się jak miałam 24 lata. Pewnego pięknego czwartkowego wieczoru spotkałam się z kumpelą celem udania się do klubu na ulubioną czwartkową imprezę. Godzina 8 wieczorem, weszłyśmy do lokalu i udałyśmy się do baru. Zakupiłyśmy rozkoszne Królewskie i krokiem spokojnym udałyśmy się w stronę stolika. Drogę do stolika oddzielały nam takie murowane drobne ławeczki, które postanowiłam przeskoczyć, bo nie chciało mi się naokoło iść. Oczywiście moja gracja na trzeźwo jest niczym słonia usiłującego trenować balet i przy przeskoku zahaczyłam stopą, złamałam lot i poleciałam płasko na ziemię. Jako że chciałam ratować piwo, uniosłam przy padaniu dłoń, trzymając butelkę za szyjkę, efektem czego najpierw przydzwoniłam łokciem w podłogę, a potem siłą grawitacji poleciała dłoń i rozbiłam butelkę pod ręką, trzymając ją cały czas za szyjkę. Znajomi patrzą na mnie z paniką, a ja wybuchłam gromkim śmiechem. Powoli podniosłam się z podłogi, cała w piwie, i zaczęłam wycierać klasycznie ręce w dżinsy, a znajomi patrzą się z szokiem na twarzy. I tak wycieram rękę, tę co piwo trzymałam, i wycieram, i nadal mokra. Patrzę w dół i oczom moim ukazuje się nogawka szarych spodni ufarbowana na czerwono. Szybkie spojrzenie na nadgarstek i hasło do kumpeli - idziemy po apteczkę. Efekt - kompletnie rozcięty nadgarstek, żyły na wierzchu, potok krwi, szycie i blizna samobójców do dziś.

PAMIĄTKA Z HALLOWEEN

Ostatnia historia wydarzyła się pół roku temu. Jako że siedzę za wielką wodą, a halloween tu to wielki dzień, udałam się na imprezę w tejże tematyce. W klubie ciemno, ja dodam, że mam wzrok bardziej niczym kret niż sokół. Popijam piwko czekając na pokaz burleski i kumpel zaproponował udanie się na patio na kolejnego papierosa. Propozycja nie do odrzucenia, więc podążam za nim. Dodam, że trzeba przejść miedzy sceną a ścianą korytarzem, który rozdziela słup trzymający oświetlenie sceny. No więc kumpel idzie miedzy słupem a ścianą, a jako że korytarz wąski, postanowiłam przejść z drugiej strony słupa, między nim a sceną. Jakież było moje zaskoczenie, gdy na wcześniej tego wieczoru przebywanej drodze nagle moje stopy na coś trafiły i przeleciałam jak długa przez ów obiekt. Po raz kolejny w locie trzymałam butelkę za szyjkę i jak głupia znów postanowiłam piwo ratować. Przydzwoniłam kolanem w glebę tak, że aż mi zęby zagrały jak dzwony, piwo uratowałam (zaskoczenie wielkie) i próbuję się podnieść, ale kolano po uderzeniu odmawia posłuszeństwa i nie mogę go zgiąć bez obezwładniającego bólu. Następnego dnia mam kolano równe wielkością z udem, kolorowe i zupełnie sztywne. Efekt - wylew krwi w kolanie, zniszczona chrząstka podrzepkowa, zapalenie więzadła i dożywotnie uszkodzenie kolana bez możliwości reperacji.

by dotexx @

* * * * *

FIFLAK

Byłam ci ja w wieku gimnazjalnym i, w odróżnieniu od większej części reprezentantek płci żeńskiej z mojej klasy, uwielbiałam WF. Jako że nauczycielka przedkładała nad opiekę nad nami kawkę w pokoju wspólnym, wyciągałam z kanciapy materace i dawaj przewroty. Jedna z koleżanek nauczyła mnie robić fiflaka (dla niewtajemniczonych - przejście do przodu na rączki i dalej na nóżki, takie salto z udziałem rąk w połowie drogi). Dumna z nowej zdolności niezmiernie, robiłam te fiflaki, gdzie popadło. Uparłam się też poćwiczyć u cioci w przedpokoju. Przedpokój okazał się nieco za mały, zawadziłam odnóżami dolnymi o lampę i zatrzymałam się w połowie drogi, akurat do góry nogami, po czym z rozmachem pocałowałam dywanik na podłodze. Jakim cudem nie skręciłam sobie karku ani nie rozwaliłam nosa, nie wiem do dziś, ale faktem jest, że skończyło się na czerwonym pasie przez środek twarzy - od czoła po brodę. A fiflaki od tej pory robię tylko na materacach...

LOT KOSZĄCY

Ruch i świeże powietrze lubiłam zawsze (zresztą zostało mi to do dziś), a na świeżym powietrzu najbardziej lubiłam huśtawki wszelkiego typu. I na wszystkich huśtałam się najmocniej, jak się dało. Kiedyś bawiłam się na koniku z kolegą mojego brata, nieco młodszym ode mnie. Odbijaliśmy się z całej siły, podskakując przy tym na wysokość rączek do trzymania, przy czym ja, z racji wieku, byłam nieco silniejsza, więc kolega podskakiwał wyżej. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po jakimś szczególnie potężnym odbiciu mój towarzysz zabawy przeleciał nad konikiem i wylądował koło mnie. Na szczęście nic mu się nie stało.

by solaya

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 26385x | Komentarzy: 0 | Okejek: 46 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało