Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Pamiętnik Avatara, czyli dalsze losy Jake'a Sully'ego

58 435  
311   29  
Jak film się skończył wszyscy wiedzą, a co się działo dalej? Czy w końcu doszło do prawdziwego zbliżenia głównych bohaterów? Jak razem spędzają dni na Pandorze? Oto pamiętnik Jake'a.

Dzień 0

Dzisiaj się moje urodziny – a właściwie narodziny. Zaczynam tworzenie dziennika, który spisuję na liściach drzewa win'ows. Jedyne czego żałuję to videobloga – samo się nagrywało, a tu muszę skrobać patykiem. Ale odrzucam tamten czas i tamto życie, gdy byłem inwalidą na wózku. Żałosnym wrakiem człowieka. Teraz jestem dumnym Na’avi. I wiecie co – całe życie o tym marzyłem, śniłem o planecie, gdzie nie ma cywilizacji zła. Gdzie liczą się wartości, przyjaźń, gdzie nie ma pieniędzy, nie ma zawiści, nie ma zazdrości. Gdzie żyje się w zgodzie w przyrodą i nie niszczy się i nie zatruwa własnej ziemi. Już dziś wiem, że marzyłem o Pandorze. Kocham to miejsce. I najważniejsze – przede wszystkim kocham Neytiri. Moją przewodniczkę, moją nauczycielkę, moją kobietę. Po moich powtórnych narodzinach pobiegliśmy, trzymając się za ręce, do drzewa przodków. Tam pobłogosławiła nas Matka Pandora. Czułem jej obecność, czułem jej moc. Żyję.

Dzień 1

Obudziło mnie delikatne łaskotanie między nogami. Myślę sobie - to pewnie Neytiri. I już mi się spodobał ten sposób budzenia. Zmysłowo polizała mnie i chwilę possała. Więc nie otwieram oczu i czekam co będzie dalej. Czekam, czekam i czekam. I nic. 
No to otwieram oczy. I proszę - niespodzianka. Nikogo nie ma. Dziwne. Ale to na pewno Ona. 
OK, przyszły królu Omaticaya, pora wstać i trochę pobiegać po lesie deszczowym. Moja kobieta wspomniała, że muszę koniecznie wykąpać się Jeziorze Oczyszczenia. Podobno dzięki temu będę mógł wyczuć Akzcars każdej istoty żywej. Myślę, że zanim wejdę na ten najwyższy stopień empatii, muszę nauczyć się wymawiania tych dziwnych nazw. 
Neytiri czekała na mnie przy wejściu do Nowej Bożnicy (trochę tu ciasno). Tak nazywamy nasz dom , po tym, jak prastare Drzewo zostało zniszczone przez tych barbarzyńców – ludzi. Nienawidzę ich. Niech no tylko spróbują tu wrócić!
Odrzucam jednak wspomnienia. Liczy się tylko teraźniejszość. Ona jest taka fascynująca. Tak bardzo, że chce mi się tańczyć, a nawet śpiewać! Mi śpiewać! To cud. 
Ale muszę się niestety też do czegoś przyznać.
Wieczorem był mały zgrzyt z moją kobietą. Przyniosła mi do zjedzenia jakiś owoc. Nie ukrywam, byłem głodny i trochę zażartowałem, że wolałbym hamburgera z podwójnym sosem i frytkami. Neytiri chyba nie zrozumiała, ale z zaciekawieniem zapytała co to jest hamburger i na jakim drzewie rośnie. Więc jej opowiedziałem z czego się robi kotlety. W trakcie opisu smażenia Neytiri cała sfioletowiała i krzyknęła, że już dosyć.
- Jak możecie to jej robić? - zapytała z oburzeniem. - Jak można być tak okrutnym, aby jeść żywe zwierzę. 
- Jakie żywe? – spytałem ze zdumieniem. - Zabijamy krowę przecież, i dopiero potem porcjujemy na kotlety.
- Powiedz proszę, że chociaż odmawiacie modlitwę podczas mordowania te niewinnej istoty – usłyszałem w jej głosie błagalną nadzieję. 
Nie miałem sumienia zaprzeczyć. Po prostu nie odezwałem się. Ale chyba rozumiem, dlaczego tu są sami chudzielce.

Dzień 11

Nie pisałem, bo nie było kiedy. Cały czas biegamy z Neytiri po lesie. Gdyby nie to, że przez ostatnich kilka lat siedziałem na wózku, to by mnie to całe latanie z gałęzi na gałąź chyba znudziło. Trochę mi głupio, ale nie zapamiętałem żadnej nazwy tych fascynujących miejsc gdzie byliśmy. 
Z ważnych spraw – codziennie mnie budzi to smyranie i lizanie w kroku, ale nadal nie wiem, kto to lub co to. Niestety, to na pewno nie Neytiri. Kiedy zapytałem się jej wprost zaprzeczyła, a kiedy ze śmiechem wyjaśniłem, że byłem przekonany, że robi mi dobrze ustami, to stało się coś dziwnego. 
- Jak śmiesz myśleć, że mogłam wziąć do ust „satuk” - powiedziała z nieskrywanym oburzeniem. – Żadna kobieta na Pandorze nie zrobiłaby czegoś takiego. Jestem zresztą przekonana, że żadna we wszechświecie! 
I co ja miałem jej powiedzieć? O tym, że istnieją takie damy, jak pielęgniarka Monika L. ze szpitala dla weteranów wojennych, która podczas masowania odleżyn zawsze ustami sprawdzała odruchy bezwarunkowe. Codziennie.
Jak już jesteśmy przy temacie, to powiem szczerze, że męczy mnie to oczekiwanie na e'inabej, czyli rytualną kopulację - o ile dobrze zrozumiałem, że o to chodzi. Do tej pory nie kochałem się z Neytiri do końca. Tylko przytulanie, głaskanie i te synapsy z warkocza. Szczerze? - chętnie bym go obciął, bo przeszkadza w wypróżnianiu, a raz nawet próbował wejść mi do środka. 
Za to świetnie panuję nad moim satuk'iem – wygląda na to, że spece od modelowania genów się postarali. Mam dużego. Naprawdę dużego. I cholernie sprawnego. 
Neytiri mówi jednak, że muszę być cierpliwy. 
Wieczorem byłem jakiś dziwny. Drażniło mnie wszystko, nie pomogła nawet modlitwa i śpiewanie pieśni do Matki. Nawet synapsy nie zadziałały. Dopiero przed zaśnięciem uświadomiłem sobie co wywołało taką melancholię. Trochę brakuje mi telewizora.

 

Dzień 12

Mam małego. Naprawdę małego. A oto jak się dowiedziałem. W ogóle ten dzień był koszmarny. Od samego poranka. 
Znowu mnie ktoś lub coś głaskało po genitaliach. I znowu po otwarciu oczu zniknęło. Najbardziej wkurza mnie, że pieszczoty kończą się tuż przed końcem. Tak było i dziś. Rozdrażniony do maksimum wygramoliłem się z tego kokona – kurczę, jak sobie nie wystrugam jakiegoś normalnego wyrka, to długo nie pociągnę. Ale zdobądź, bracie, jakieś deski. Tu wszystko żyje i ma świadomość. Właśnie z tego powodu wpadłem w małe kłopoty. 
Jak co dzień po wyjściu z drzewa oddaliłem się dyskretnie w krzaki. Normalna sprawa, czyli odcedzanie kartofelków. Stanąłem sobie z lekkim rozkroku i na cel wybrałem jakiś żółty kwiat w kształcie kielicha. Sikam, sikam, aż tu nagle krzyk. Za mną stoi jakaś chuda, fioletowa baba i wrzeszczy. Podskakuje przy tym, wydziera się, jakby ją obdzierali. Zrazu myślę, że to na widok mojego zaganiacza, ale nie. 
Zanim skończyłem przyleciała cała banda i hajda – łapią mnie za nogi, ręce i ogon i ciągną do rady starszych. 
Co się okazało – to żaden kwiat. Olałem Kyzdyr'a – najwyższą formę życia. Mędrca w stanie floryzacji.
Przed karą obroniła mnie jak zwykle Neytiri. Kochana kobieta. W płomiennej mowie do ludu Omaticaya opowiedziała, jaki to klan popełnił błąd. Uczono mnie wiary, walki, latania, zwyczajów, pieśni, a nie pokazano kibla. 
Trud edukacji w tym zakresie wzięli na siebie bracia Neytiri. Zaprowadzili do Drzewa Płynnej Żyzności i pokazali, jak się sika do specjalnego otworku. Tu właśnie boleśnie przekonałem się o swych mizernych rozmiarach. Każdy ze szwagrów miał co najmniej dwa razy dłuższego i grubszego. Nie wiem co sknocili ci naukowcy. Mój kaliber może zaimponowałby jakiejś Ziemiance, ale tu chyba jestem kaleką. Neytiri na pewno mnie rzuci. 
Do Drzewa Twardej Żyzności nie poszedłem. Wolę chodzić do lasu. Jak tym razem narobię na głowę jakiemuś lokalnemu filozofowi, to trudno. Jego pech. 
Wieczorem miałem lekką depresję. Jak nie zajaram, to...

* * * * * *
Jeśli wciągnęła cię ta historia, to dalszą część znajdziesz na stronie: https://www.nowakamasutra.pl


Oglądany: 58435x | Komentarzy: 29 | Okejek: 311 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało