Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CLXXXVI

35 973  
78  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś, z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom o dziwo udało się przeżyć w komplecie. No i nareszcie pojawiły się traumy ze stratami nie tylko w ludziach... Więcej takich poproszę.

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

LATAJĄCA POKRYWKA


Było to w gimnazjum, chyba w 2 albo 3 klasie. Mieszkam na wsi, a wiadomo, dzieciakom na wsi się nigdy nie nudzi. Chodząc koło domu zastanawiałem się, czym by się tu zająć - i oto jest! Duża, metalowa, ciężka pokrywka (przykrywka?) od garnka, ale się będzie fajnie rzucało. Rzuciłem parę razy i akurat za płotem przechodził kuzyn (młodszy o 2 lata) i też się chciał przyłączyć do zabawy. No to zaczęliśmy rzucać do siebie. Początkowo szło wszystko dobrze, lecz za trzecim razem kuzyn rzucił, a ja się nie uchyliłem...
Tą scenę zapamiętam do końca życia. Mój krzyk "Nie rzucaj jeszcze!", przerażoną minę kuzyna i bullet time jakiego by nam pozazdrościli Wachowscy. Pokrywka leciała jak w zwolnionym tempie i nagle ŁUP! Ciemność, szok i krzyk kuzyna "Zabiłem Krzyśka!" Wzroku nie straciłem, ciemność się wzięła stąd, że po trafieniu pokrywką zasłoniłem oczy dłońmi. Biorąc pod uwagę ilość krwi, to blizna na łuku brwiowym została całkiem mała. Lekarz, który mnie przyjął na pogotowiu powiedział, że miałem szczęście: parę centymetrów w prawo i nie miałbym oka. Na szczęście trauma nie została, później dalej rzucaliśmy do siebie czym popadło.

GŁOWĄ W SŁUPEK

Moja kuzynka dosyć wolno jeździła na rowerze, co nas denerwowało, więc krzyczeliśmy na nią, żeby jeździła szybciej, co z kolei ją denerwowało. Raz więc jechaliśmy do kościoła (4-5 osób) i zaistniała powyższa sytuacja. Kuzynka się wkurzyła i wystartowała do przodu jak rakieta. Było to zbyt blisko skrzyżowania i akurat nadjeżdżał samochód, więc dziewczę spanikowało i zamiast zahamować, to przejechała skrzyżowanie na wprost, parę metrów przed maską malucha i majestatycznie rąbnęła przednim kołem w betonowy słupek płotu, przeleciała przez kierownicę i rąbnęła głową w tenże słupek. Kuzynce nic się nie stało, słupek jest przekrzywiony do dziś, a w rowerze nowe przednie koło.

SZALONY ŁUCZNIK

Było to już wiele lat temu, gdy byłem młodszy (okres podstawówki) lubiłem jeździć na wakacje do mojego kuzyna. Miał on sąsiadów, którzy byli w naszym wieku, jednak byli lekko "psychiczni". Pewnego więc razu pokłóciliśmy się z sąsiadem i wracaliśmy do domu, a tu patrzymy on wychodzi z domu z PRAWDZIWYM ŁUKIEM. Patrzyliśmy na to zazdrośnie, bo nam nie chciał dać się pobawić tym łukiem, nasz zachwyt minął jednak w chwili, gdy się zorientowaliśmy, że celuje w nas... Nigdy nie byłem dobrym biegaczem, ale wtedy mógłbym się ścigać z Ussainem Boltem - strzała przelatująca metr od głowy jest bardzo motywująca... Obyło się bez ofiar, a parę dni później bawiliśmy się znów normalnie z "szalonym łucznikiem". I nawet dał nam postrzelać z łuku.

Z GÓRKI NA PAZURKI

Nie tak dawno postanowiłem udowodnić kolegom, że nie jeżdżę na rowerze gorzej od nich. Wybraliśmy więc się na "góralach" w las, gdzie była świetna, szutrowa dróżka, raz pod górkę, a raz z górki - i to wszystko na ostro. Więc jechaliśmy, ja dzielnie dawałem sobie radę, nie ustępując im ani na chwilę. I w końcu największy zjazd, a na dole ostry zakręt. Zjechali koledzy, a ja za nimi. Na samym dole spanikowałem, zahamowałem ostro, co się skończyło tak, jak musiało. Przerażone miny kolegów, szorowanie kolanem i łokciem po szutrze i moja niewzruszona mina - "nic się nie stało". Trochę krwi było, moja biała koszulka wyglądała jak artystyczna wizja polskiej flagi, przez tydzień kulałem, a jakikolwiek ruch lewą ręką była największą katorgą. Do lekarza oczywiście nie poszedłem. No i ten "rispekt" kolegów.

bt KR. @

* * * * *

ZJECHAŁ SKUTECZNIE

Zima, sporo śniegu, więc oczywiście trzeba było pozjeżdżać, a jako że człowiek żądny wrażeń i adrenaliny, padło na jeden z bardziej niebezpiecznych "stoków" zwany popularnie "garbem" (z uwagi na specyficzne ukształtowanie terenu). Wszystko fajnie pięknie, ale za którymś razem postanowiłem zjechać na brzuchu.. Sanki zatrzymały się gdzieś na garbie, a ja poleciałem do przodu hamując parę metrów twarzą po śniegu - twarz cała we krwi, mama w domu mało zawału nie dostała, ale na szczęście blizny żadnej incydent nie pozostawił.

by Dzast1n @

* * * * *

SPRAWDZIŁ

Jako dzieciak (9-10 lat? może mniej) jeździłem na sankach z górki na osiedlu w tzw. kaczym dole. Późne mroźne popołudnie, zima, ciemno - czas wracać. Leniwie idąc do domu, wpadłem na głupi pomysł. Podszedłem do trzepaka, stanąłem na sankach (nie sięgałem dolnej części bez sanek) i przytknąłem język! Totalne zaskoczenie, płacz i brak pomysłu co dalej... Na szczęście w szamotaninie sanki mi odjechały i wyrżnąłem w ziemię z ustami pełnymi krwi. Szkoda, że tak późno nakręcili film "Głupi i głupszy".

ZŁE ZAMASKOWANIE

Z moimi kumplami (12 lat może) pod nieobecność rodziców lubiliśmy sobie coś (czyt. frytki) zrobić do jedzenia. Kryzys był, oleju zabrakło. Więc do oleju wrzuciliśmy margarynę - tłuszcz jest tłuszcz. Nie pamiętam czy zjedliśmy frytki, ale garnek zdecydowanie nadawał się do śmieci. Strach przed rodzicami spowodował, że postanowiliśmy pozbyć się garnka i udawać, że nic nie wiemy. Jak się pozbyć garnka? Wyrzucić go z okna z 10 piętra. Cud, że nikt nim nie oberwał. Gorzej, że słabo "się ukrył" i mama go rozpoznała.

by Metis_2000

* * * * *

HULAJNOGA

Druga klasa podstawówki. Na komunię dostałam hulajnogę, więc cała szczęśliwa wyszłam z nią na podwórko. Jakimś cudem na mojej drodze stanęła koleżanka, dlatego by ją ominąć odbiłam ostro w bok. W efekcie wpadłam na krawężnik, wykonałam fikołek przez kierownicę i rozcięłam dłoń. (3 szwy, bliznę mam do dziś)

DACH

Koniec podstawówki, wraz z kolegą wybraliśmy się pochodzić po dachach. Po czym kolega dla żartu popchnął mnie, straciłam równowagę i spadłam z około 2-3 metrów na beton, w efekcie nie mogłam się normalnie poruszać przez tydzień.

NOŻYK DO PAPIERU

Było to już trochę później, bo za czasów gimnazjum. Musiałam coś wyciąć, a pod ręką nie było nożyczek, dlatego wzięłam nożyk do papieru. Zaczęłam wycinać, a potem go odłożyłam i chciałam przykleić moje dzieło do kartki, pech chciał, że oparłam się przedramieniem o nożyk. Efekt: 5 szwów i blizna do dziś.

by Koffeinka7 @

* * * * *

WYBIEGŁ W SZALE

Miałem z 10 lat, byliśmy u kolegi na działce i jak to małe dzieci kręciły nas wybuchy, zresztą dalej kręcą. Kolega mój załatwił paczkę petard, ponad pół paczki zostało wystrzelone przez kolegę, gdy przyszła moja kolej, odpaliłem petardę (wszystko działo się w domku na działce), zamachnąłem się i rzuciłem ją, pech chciał, że ładunek ten oto odbił się od okna i poleciał w stronę lustra, gdzie wybuchł. Oczywistym stało się, że lustro pękło, a kawałki szkła wylądowały na nas, kolega w szale i przerażeniu wybiegł z domku, przewracając mały telewizor, wazon i parę innych dziwnych przedmiotów.

by Grach1 @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 35973x | Komentarzy: 0 | Okejek: 78 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało