Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Abrachiła przypadki XII

23 642  
134   10  
Kliknij i zobacz więcej!Abrachił leczył najrozmaitsze indywidua, zarówno wśród zwierząt, jak i wśród ludzi. Raz został wezwany nawet do hodowli dżdżownic kalifornijskich, ale jak sam przyznał przypadek był trudny, bo objawy były niejednoznaczne, a pacjenci niekomunikatywni.

Ale przynajmniej niegroźni, w przeciwieństwie do wielkich byków, wściekłych knurów, dziadka Stacha i jemu podobnych. Jednakowoż najgroźniejszą bestią, z którą Abrachił miał do czynienia, okazał się być… kot. Koteczek, psia jego mać. Właściwie raczej kocia. Ta mać. Nieważne.

Istotne jest to, iż kot trafił do Abrachiła z przykrą przypadłością, mianowicie naderwaniem jajca. Właścicielowi nie wiedzieć czemu zależało, aby jego kocur pozostał mężczyzną. Pewnie przez solidarność tych tam… a zresztą, nieważne.
Prosił zatem o stosowne przyszycie wzmiankowanej części i wyleczenie postępującego stanu zapalnego. Wydawało by się, pikuś. Ponieważ jednak kot od początku stanowczo bronił dostępu do swej nadszarpniętej męskości, uniemożliwiając tym samym choćby wstępne oględziny, Abrachił postanowił kota uśpić. W tym celu należało albo kota złapać i skłuć, albo zwabić podstępem i skłonić do zeżarcia stosownego specyfiku ukrytego w kocim żarciu. Ponieważ kot już na wstępie uciekł właścicielowi i skacząc wściekle po całym pomieszczeniu dawał wyraz swej dezaprobacie, wydawało się łatwiej kota zostawić sam na sam z nafaszerowaną uspokajaczem wątróbką (podobnoż ulubionym przysmakiem), niż łapać i okiełznywać.
Pozostawiono więc kota w towarzystwie wątróbki i udano się na rozgawor przy zimnym piwku (upał był niemiłosierny).

Po jakimś czasie panowie przypomnieli sobie o właściwym celu wizyty i udali się na rekonesans, właściwie przekonani, że kot już smacznie śpi. Ale nie, nie, nie, nie, nie, nie z kotem takie numery. Kot czekał przyczajony na szafie i natychmiast po otwarciu drzwi wykonał skok życia, odbijając się od Abrachiłowego kudłatego łba i wyrywając na wolność. Sensu stricte wyrywając, bo zaczepił pazurami o Abrachiłowe gęste kędziory. A oczom zbaraniałych facetów ukazało się dość makabrycznie przyozdobione pomieszczenie, mianowicie całe w wątróbce. Rozdziabanej i rozwłóczonej.

Tym samym stało się jasne, że sposób numer dwa się nie sprawdzi. Należało zatem kota złapać. A najsampierw znaleźć. Co zajęło około czterech godzin. Niewiele, bo kot nie był w formie i nie mógł daleko uciec, zaszył się więc pod jałowcem i cicho siedział. Gdyby nie zdradził go pies, nie znaleźliby go tak szybko. O.K., znalezionego kota należało jeszcze złapać. Ponieważ wredne te stworzenia mają pazury i umieją z nich korzystać, panowie posłużyli się kocem. Kot wytarzał ich w jałowcu, podarł koc, dostępną odzież wierzchnią i spore połacie Abrachiłowej skóry i zwiał. Na drzewo. Abrachił przyniósł siatkę na ryby, wlazł za kotem, złapał go, zakotłowało się na drzewie, spadła sieć, następnie Abrachił, a na niego kot, który zaraz poderwał się i uciekł.
Faflufte – powiedział Abrachił - szybki jest. I poszedł zdezynfekować liczne rany kłute, szarpane i gryzione.
Kot w międzyczasie okopał się w psiej budzie. Pies stał obok i piszczał jak ten luj, ale podejść się bał, nie mówiąc już o wykurzeniu intruza.

Tu nada sposobem – orzekł Abrachił. Po czym zastawił wyjście deską, dla pewności przywalił kamieniem, a z tyłu budy wychapał wąską dziurę, uzbroił dłoń w grubą rękawicę i strzykawkę ze środkiem nasennym i kłujnął na oślep. Natentychmiat rozległ się dziki wrzask, wprzódy koci, bo wściekła bestia została kłujnięta, następnie Abrachiłowy, bo poczwara przegryzła rękawice i pozbawiła Abrachiła opuszka palca. Coś tam jednak musiało się kotu do krwiobiegu dostać, bo dał się wyciągnąć z budy. A może zresztą tylko symulował, bo kiedy Abrachił pochylił się z troską nad nadwyrężonym kocim organem, ten (znaczy kot, nie organ) wyrwał w górę i paszczą pozbawił Abrachiła kawałka ucha.

- Uż ty w mordę deptany kaczy ch*ju – powiedział z uczuciem Abrachił, związał kota w baleron, zawiesił u powały w bezpiecznej odległości od wszystkiego i udał się przyszyć sobie ucho, które szczęśliwie kot wypluł był. Po tymże zabiegu, jak też i profilaktycznej gruntownej dezynfekcji, Abrachił w całkiem już dobrym humorze powrócił do kota. Kot spał. Wreszcie. Przez chwilę walczył Abrachił z mściwą chęcią zrobienia z kota koty, ale przypomniał sobie o swej wrodzonej miłości do zwierząt, jak również o obiecanej przez właściciela zapłacie. Postanowił jednak zrobić kotu mały figiel, i przyszywając mu jego klejnoty, pozostawił dość długą nić, którą przymocował do dopasowanej obróżki ze smyczą. Teraz aby kota unieruchomić, wystarczyło pociągnąć za smycz, a kotek stawał się potulny jak baranek. To znaczy takie było założenie, bo po przebudzeniu kot natychmiast odgryzł nić i wyskoczył z impetem przez okno. Zamknięte. Co przekonało Abrachiła, że dla pewnych jednostek nie należy się poświęcać, bo nie dość, że dostanie się po ryju (w tym wypadku pazurami), to jeszcze z takim narażeniem zdrowia ratowana jednostka i tak da upust swojemu pragnieniu autodestrukcji wpadając pod przejeżdżającą pod oknami ciężarówkę.



Oglądany: 23642x | Komentarzy: 10 | Okejek: 134 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało