Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CLXXIX

34 377  
64   6  
Kliknij i zobacz więcej!Tak się jakoś złożyło, że dziewczynki nasze kochane zdominowały ostatnio księgę. Nie inaczej jest dzisiaj. Znów dwie dziewczyny, których przeżycia zyskują godne miano prawdziwych zabaw traumatycznych!

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

NIE PORYSOWAŁA


Na komunię dostałam od rodziców rower. Drogi, wypasiony, z wielką ilością przerzutek oraz rogami przy kierownicy. Szpanowałam jeżdżąc nim po chodniku przed domem, gdy nagle zza rogu wyjechał na mnie kolega. Najpierw postanowiłam skręcić, jednak ułamek sekundy później zahamowałam przednimi hamulcami, więc zarzuciło mną mocno do przodu.
Rozcięłam sobie czoło, po prawej stronie była idealnie prosta, pionowa, cieknąca sporą ilości krwi linia. Poszłam do domu zadowolona z siebie, że nawet nie zarysowałam roweru. Niestety, rodzice mojego entuzjazmu nie podzielili. Na szczęście blizny nie ma.

POKAZAŁA JAK SIĘ BIEGA

Jako dziecko, zwykłam chodzić z mamą i bratem na targ na zakupy. Po drodze zawsze mijaliśmy przychodnię, która miała stary, betonowy podjazd dla inwalidów. Pewnego pięknego, słonecznego dnia, w wakacje po drugiej klasie, zauważyłam że podjazd został wymieniony na metalowy, z kraty, a po bokach były niebieskie poręcze. Chciałam pokazać mamie jak pięknie potrafię z niego zbiegać (był naprawdę długi). Biegnę, biegnę, czuję wiatr we włosach i nagle bum! Płacz, ryk, przerażona twarz mamy. Efekt? Kolano zdarte do kości i piękny siniak na środku czoła. Na rozpoczęcie roku szkolnego poszłam z zabandażowanym kolanem i soczyście zielonym siniakiem na twarzy. Pamiątka to niemalże biała, trzycentymetrowa blizna ozdabiająca moje kolano.

WYGRAŁA

Jakieś 2 miesiące później, bawiłam się na przerwie na podwórku. Z boku szkoły było zejście do stołówki, więc były schody i zjazd (dla wózków z jedzeniem czy coś takiego). Z koleżanką chciałyśmy zobaczyć która jest szybsza, postanowiłyśmy zbiec z owego wjazdu. Zbiegłam, wygrałam. Nie wzięłam tylko pod uwagę tego, że od końca równi pochyłej jest zaledwie ok 1,5 m do ściany. Rozpędzona, przywaliłam prawą stroną czoła w ową ścianę. Brat po mnie przyszedł i ewakuował do domu. Mama po powrocie z pracy sprawdzała co godzinę czy nie śpię, ponieważ było podejrzenie wstrząśnienia mózgu. Czoło mam nierówne do dzisiaj, co skrzętnie ukrywam pod grzywką.

DODATKOWY CUKIEREK

Znowu trzecia klasa podstawówki. Po lekcjach z koleżankami chodziłyśmy do jubilera niedaleko szkoły. Właścicielem był sympatyczny starszy pan, zawsze mający pod ręką miseczkę miętowych, pudrowych cukierków. Gdy do niego przychodziłyśmy, dostawałyśmy cukierka. Czasami był u niego pies. Wielki, czarny. Jeżeli chciałyśmy, mogłyśmy dostać następne cukierki. Trzeba było psa wyprowadzić na spacer. Każda szła z psem kawałek. Byłyśmy jakieś 300 m od jubilera, akurat była moja kolej. Niestety, pies zobaczył kota, pobiegł za nim ciągnąc mnie za sobą. Nie pomyślałam, że rozsądniej byłoby natychmiast wypuścić smycz, więc trzymałam ją dalej. Upadłam na ceglankę wbitą w ziemię tak, że kant wystawał z ziemi. Wbiła mi się idealnie między brwi. Szpital, zakrwawiona twarz, 4 szwy i 1,5cm od oka. Nagrodę na zakończeniu roku szkolnego, za najlepszą średnią i wygrane olimpiady odebrałam z zabandażowaną głową, prawie jak Rambo. Cukierka nie dostałam.

WSZYSTKO PRZEZ KLAPKI

Miałam Ci ja kiedyś świetne klapki, idealne na lato, bo można było w nich biegać po kałużach. Paski miały z gumki, fajnie się rozciągały, ale stopa była niestabilna. Zbiegałam po schodach, na dwór. Gumki się jakoś niefortunnie rozciągnęły, straciłam równowagę i nie udało mi się jej odzyskać przed następnymi schodami. Przekoziołkowałam 10 schodów, kończąc głową na drzwiach sąsiada, który otworzył myśląc, że ktoś pukał. Widziała to koleżanka idąca za mną. Podobno fajnie wyglądało. Przez kilka dni nie mogłam się ruszać.

BUJNĘŁA WYSOKO

Pamiętacie te ciężkie, metalowe huśtawki? Bawiłam się z koleżankami przy takich huśtawkach, czasami huśtałyśmy je puste, jako sprawdzian siły, która wyżej. Schyliłam się, by zawiązać buta, podnosząc się oberwałam huśtawką w brodę, prawie odgryzając sobie kawałek języka. Przez tydzień jadłam papki, przez dwa tygodnie nic nie mówiłam. Przynajmniej w szkole mnie nie pytali.

WYŻSZY LEVEL

Uczyłam się jazdy na rolkach (w końcu to wyższy level niż wrotki, nieprawdaż?). Z tej okazji założyłam pierwszy raz swoje nowiusieńskie spodnie przywiezione przez wujka z Kanady. Wybrałam się do parku, mam do niego blisko, a droga tam prowadząca wyłożona jest asfaltem, lekki spadek, więc można było trochę przyspieszyć, idealnie. W pewnym miejscu przy chodniku jest boisko, więc zawsze leży tam trochę żwiru i piachu. Jadę, dumna z siebie, bo jeszcze ani razu nie zaliczyłam gleby oraz zadowolona z faktu, że zrezygnowałam z ochraniaczy, bo upał był niemiłosierny. Pech chciał, że w miejscu, gdzie przy chodniku znajduje się wyżej wspomniane boisko, na ziemi znajdował się jakiś kamyczek, czy patyk. Nieważne. Ważne, że zachwiało to moją równowagą i wywróciłam się, rwąc sobie spodnie i wbijając żwir w mięso dłoni, którego usunięcie zajęło wieki. A spodnie były do wyrzucenia.

DOMEK DLA LALEK

Jak każda dziewczyna w wieku lat jedenastu, uwielbiałam budować domki dla lalek. Jednak mamusie nie zawsze pozwalały znosić luksusowe pięciogwiazdkowe domy dla lalek na podwórko, więc musiałam sobie z koleżankami radzić niczym McGyver. Postanowiłyśmy budować domek z cegieł, przerzucając ponad siatką na wysokości około 160 cm ceglanki z jednego ogródka do drugiego (bo przecież nie będziemy takie głupie, żeby przechodzić te 15 metrów!), by budować domek w drugim, przy kwiatkach. Ja zostałam w tym drugim ogródku, a koleżanki poszły przerzucać ceglanki. Kazałam m chwilę poczekać, bo kucałam w miejscu, gdzie miał lądować domek w cegłach. Chyba nie usłyszały, bo po chwili poczułam, że coś ciężkiego uderza w moją głowę. Ah, ceglanka... Poszłam do domu, niestety widoczność ograniczała mi krew, która spływała kilkoma strużkami po okularach, które w tamtym czasie nosiłam. Dziwne, że z rany na 3 szwy polało się tyle krwi.

FIKOŁEK W TYŁ, FIKOŁEK W PRZÓD I...

Uwielbiałam lalki i uwielbiałam trzepaki. Fikołek w tył wychodził mi świetnie, w przód gorzej, więc trzeba było trenować. Fikołek w tył, powrót, fikołek w przód, upadek na plecy. Uderzyłam się w plecy z takim impetem, że nie mogłam oddychać przez jakieś 30 sekund, z głowy poleciała mi krew, bo trafiłam na kamień, przez tydzień miałam siniaki na plecach od kamyczków leżących na betonie.

KOLEJNY ETAP - DESKOROLKA

Kilka lat temu każde dziecko chciało się nauczyć jazdy na deskorolce. Nauczyłam się jeździć najprostszym sposobem, teraz czas na coś trudniejszego, przenoszenie ciężaru ciała na jedną część, w taki sposób, przy przód deski się uniósł. Straciłam równowagę i poleciałam do tyłu, uderzając głową o krawężnik i rozcinając sobie przedramię o jakąś rozwaloną butelkę. Tym razem znowu 4 szwy na głowie i zgolone włosy prawie na czubku Na przedramieniu zaś 5 szwów. Podobno straciłam bardzo dużo krwi i byłam bledsza od ścian. Rękę miałam tak dobrze zaszytą, że teraz nie ma blizny, ale przez 2 miesiące wyglądałam jak tnąca się 12-latka.

POJECHAŁA NA MALINY

Będąc u cioci na wsi wzięłam rower i pojechałam do lasu w celu pożywienia się świeżymi malinami. Droga była mocno wilgotna, bo wcześniej padało. Było bardzo ciepło, więc założyłam krótkie spodenki i koszulkę. Osiągnęłam zadowalającą prędkość, niestety na drogę wybiegł jakiś zwierz (wiewiórka chyba), odruchowo skręciłam na maxa kierownicą, przewróciłam się, prosto w maliny. O szyszki, patyki i resztę niebezpiecznych rzeczy obtarłam do krwi prawie całą lewą rękę i nogę. Wróciłam cała czerwona - od krwi i owoców i pamiątkami runa leśnego we włosach.

KARMEL

Chciałam zrobić karmel, po prostu rozpuścić cukier na patelni. Mam nawyk sprawdzania wszystkiego palcem. Szkoda, że nikt nie uprzedził mnie, że karmel jest taki gorący i wsadzanie do niego paluchów nie jest wskazane. Cóż, odciski palców się zachowały, więc z napadu na bank nici.

BATUT

W gimnazjum chodziłam na akrobatykę (ot tak, dla frajdy). Moim ulubionym przyrządem gimnastycznym był batut (taka wielka trampolina), kiedy mocno się wybija, można przez sekundę pofruwać. Umiałam robić salto, zarówno do przodu jak i do tyłu. Jednak pomyślałam, że fajnie byłoby zrobić podwójne. Wybiłam się mocno i zrobiłam ok. półtora salta. Tak, tak, niestety nie pełne dwa. Do tego niefortunnie poleciałam do przodu, lądując na twarzy i uderzając prawie całą twarzą o twarde zakończenie batuta. Wielki guz i siniak w jednym na czole, rozcięte usta i siniak w kształcie kratki na policzku. Rodzice się zlitowali i nie musiałam chodzić do szkoły w takim stanie.

POWRÓT Z OSIEMNASTKI

Skok z gimnazjum do liceum. Po pewnej osiemnastce wróciłam w środku nocy do domu, w pełni trzeźwa i świadoma. Wchodzę do pokoju, ślizg po podłodze na skarpetko-kapciach, przywalenie czołem o kant biurka (sic! głowa po raz n-ty!). Na dodatek z półki połączonej z biurkiem spadła wielka encyklopedia, potęgując ból głowy. Mina rodziców, gdy córka po powrocie z imprezy budzi ich w środku nocy z zakrwawioną twarzą - bezcenna.

Z PISKIEM DO JEZIORA

Tegoroczne wakacje, wyjazd ze znajomymi na Mazury, bo trzeba poszaleć przez maturą. Kąpiel o północy w jeziorze. Do jeziora wbiegłam z piskiem, unikając po drodze licznych małych dziur. Nie udało mi się uniknąć jednej tuż przed brzegiem (ciemno było...), wywróciłam się na odłamki kamieni przy linii wody. No nic, wbiegłam do wody. Po powrocie do domku okazało się, że cały prawy piszczel mam we krwi. O luksusach takich jak woda utleniona nie było mowy. Teraz mogę podziwiać 6 blizn na nodze.

by Vivacious @

* * * * *

HUŚTAWKA

Wiek: 3 lata. Bawiłam się w piaskownicy z mamą. W jakimś momencie musiała na chwilę odejść. Zaczęłam się nudzić, więc zdecydowałam pójść do dzieci stojących przy dużych metalowych huśtawkach. Podchodząc nie zauważyłam, że na jednej z nich ktoś się huśta. Dostałam dość mocno. Dziura w głowie i twarz cała we krwi po raz pierwszy.

ROWER

W wieku około 5 lat dostałam od taty swój pierwszy rower. Czerwony, z białymi koszyczkami na kierownicy i tylnym kole. Byłam najmłodsza wśród dzieci z bloku, co jednak nie było dla mnie przeszkodą w zabawie ze starszakami. Zdecydowano, że wszyscy zjeżdżają jak najszybciej z asfaltowej góry. Koła mojego roweru były najmniejsze i aby dorównać tempem kolegom, musiałam całą drogę dziko pedałować. Pod koniec góry straciłam panowanie nad kierownicą, w przerażeniu gwałtownie zahamowałam, przeleciałam przez kierownicę i upadłam twarzą prosto w kamienie leżące na drodze. Jeden z nich wbił mi się w sam środek czoła. Głęboka blizna, długa na ok. 1cm wyraźna do dziś.

BALKON

Balkony parterowe bloku, w którym mieszkałam były na tyle nisko, że można było na nie spokojnie wejść z zewnątrz. Jeden z nich należał do przychodni pediatrycznej i był zawsze zamknięty. Z koleżankami stwierdziłyśmy, że jest to świetne miejsce na prowadzenie sklepu warzywnego. Sprzedawałyśmy trawę, kamienie, liście i kwiatki. W pewnym momencie zobaczyłam, że na parking wjeżdża kuzynka z rodzicami. Chcąc jak najszybciej do nich podbiec, zeskoczyłam z balkonu. Pamiętam wstrętny smak krwi wypełniającej mi buzię. Przegryzłam język. Na pogotowiu powiedzieli, że prawie na wylot.

BALKON PO RAZ KOLEJNY

Z drugiej strony bloku były ogródki pod parterowymi balkonami. Grałam z kolegą w piłkę. Rzucaliśmy ją do siebie z jak największej odległości. W pewnym momencie piłka wpadła do ogrodzonego ogródka. Weszłam na płotek i chcąc wskoczyć po piłkę, uderzyłam głową prosto w kant balkonu. Wielka dziura, mnóstwo krwi, kilka szwów.

PARAPET

Na kolonii siedzenie na parapetach było cool. Któregoś razu lepiej było zeskoczyć niż zejść. Chcąc zeskoczyć na łóżko, źle wymierzyłam i uderzyłam piszczelem w drewniane obicie. Zdarta skóra i trochę mięsa. Blizna w postaci płytkiej dziury ma dziś około 1,5 cm.

NOGA

Standard: zima, ślisko. Wracając ze szkoły jakoś tak upadłam, że nabawiłam się skręcenia trzeciego stopnia kostki. Tydzień przed studniówką.. Zdjęłam gips sama i ubrałam szpilki. Opuchnięta jest do dziś.

I DRUGA NOGA DO KOMPLETU

Sierpień, upał, zoo. Schodząc tyłem z krawężnika, skręciłam nogę i upadłam. Tym razem lewą. Do teraz nie wiem jak. Znów trzeci stopień i gips na 2 tygodnie. W tamtym czasie dowiedziałam się, że na plażę w gipsie się nie chodzi..

by 2ska @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 34377x | Komentarzy: 6 | Okejek: 64 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało