Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Autentyki CCCXIII - Czemu to nie jest promocja dla mnie

66 768  
524   14  
Kliknij i zobacz więcej!Dziś stuprocentowy sposób na spławianie namolnych konsultantów, dziarski dziadzio, domyślna sklepowa oraz poznasz odpowiedź na pytanie: Gołota, czy Adamek.

DZIARSKI DZIADZIO


Cisza nocna. Godzina po drugiej, może przed trzecią, grupka młodzieży pankowo - regowej zebrała się pod oknem. Chwilę postali i rozpoczęli koncert na wielki bęben afrykański. Strasznie głośno. Szyby w oknach się trzęsą, światła w oknach zapalają - koncert na całego. Wychylam się przez okno:
- Pani sąsiadce nie przeszkadza hałas? - zagaduje jeden z muzyków
Nie, wcale ku*** nie przeszkadza, ale słucham dalej co się stanie.
Z okna naprzeciwko wychyla się dziadek lat 80+:
- Zamknijcie się, kur*** bo policję wezwę, cisza nocna jest... I temu podobne obelgi zaczął w stronę grajków rzucać.
- Cicho dziadek się schowaj bo ci w krzyżu strzeli.
Dziadek schował się na minutkę po czym wraca z artylerią i zaczyna jajami rzucać.
Pierwszy strzał:
- E, dziadek i tak nie trafisz - poziom dźwięku + 10dB.
Drugi strzał:
- E, dziadek daj spokój, schowaj się - poziom dźwięku +10dB, wszystkie światła w kamienicy na przeciwko już zapalone.
I dziadkowi się wojna przypomniała.
W długowłosym muzyku zobaczył Niemca, albo nawet samego Adolfa i jak mu nie trafi w sam środek szanownej twarzy.
Nastała cisza i tylko echo odbijało dźwięk bębna. Dziadek spokojnie zamknął okno i zgasił światło. To już miesiąc jak grupka muzyków wraca wieczorem z grania na rynku i pod moim oknem zachowuje się nad wyraz cicho. Nauczyli się swołocze.

by drivefast4d

* * * * *

DOMYŚLNA SKLEPOWA

Znajomy jest szczęśliwym posiadaczem domku na skraju Borów Tucholskich, czyli tzw. letniska w głuszy. Głusza jest malownicza i doskonała na urlop, ale... głuszowata. Do najbliższego sklepu trzeba dymać dookoła jeziora ze 3 km. W tymże letnisku urządziliśmy sobie zjazd w parę osób w celach wypoczynkowych. Ponieważ uczestnicy z różnych dalekich stron Polski, więc na miejsce podocieraliśmy późnym już wieczorem. Na tyle późnym, że sklep w wiosce o 3km był już zamknięty. A tu jakoś nikt nie pomyślał, żeby chleb ze sobą wziąć. No, ale postanowiliśmy załatwić to rano, a na razie resztki kanapek z podróży oddaliśmy kobietom, żeby głodne nie chodziły, a sami pożywiliśmy się piwem (bo tego jakoś nikt nie zapomniał).
Dawno się nie widzieliśmy, więc rozmowy jakoś tak się przeciągnęły w noc i ani się obejrzeliśmy, jak nowy dzień wstał. Jako szarmanccy dżentelmeni postanowiliśmy, że kobietom naszym dostarczymy na śniadanie świeżutki chlebek i w tym celu wyruszyliśmy do wioski. Piwa jeszcze trochę zostało, więc szło się nieźle. Na miejscu okazało się, że sklep otwierają za godzinę z okładem. Uznaliśmy, że wracać nam się nie opłaci, poczekamy. Przysiedliśmy na ławce przed sklepem i czekaliśmy, ale noc nieprzespana, to piwko i ciepło słoneczka nas zmogło i przysnęło się ekipie.
O 7.30 obudził nas brzęk kluczy - sklep otwierają! Z niejaki trudem zwlekliśmy się z ławki i stanęliśmy twarzą w twarz z Panią Sklepową, ściągającą właśnie sztabę z drzwi. Pani Sklepowa otaksowała nas fachowym okiem, pokiwała głową i odezwała się w te słowa:
- Nie, nie Panowie... Wina jeszcze nie ma!

by oh_perry

* * * * *

WYMAGANE BADANIA MUSZĄ BYĆ

Szwagier mój zapalonym rowerzystą jest. I to nie takim co "po płaskim" jeździ. On uwielbia na swojej wspaniałej maszynie jeździć po jakiś wertepach, wądołach i innych błotach. Im gorsze, tym lepsze.
No ale ostatnio przyszła kryska... Wziął się gdzieś wywalił i coś sobie tam uszkodził:  jakąś rzepkę czy łąkotkę.  Nieważne - w każdym razie coś dość poważnego, co nóżkę mu w usztywnieniu umieściło i wymaga interwencji chirurga. Wypełniłem więc samarytański obowiązek i samochodem dostarczyłem usztywnionego szwagra i jego żonę do odpowiedniej kliniki (bo szwagierka jeszcze prawka nie zdała, a jemu samemu z kończyną w łupkach kierować samochodem było trudno), gdzie miał się zarejestrować i na operację odnóża umówić. Oni wtarabanili się do budynku, a ja jako podwoda czekałem na ich powrót. Nawet długo to nie trwało. Wracają. Ale widzę coś, że szwagier jakiś taki jakby deczko wk... i głośno, a gniewnie rzuca hasła "Ja się takim konowałom kroić nie dam!" i tym podobne. Szwagierka natomiast dla odmiany uhahana jakaś taka. Słowo do słowa i okazuje się, że w rejestracji kliniki pomiędzy [S]zwagrem a [P]anią rejestratorką odbyła się następująca konwersacja:

... rozmowa o jakiś szczepieniach i przeciwciałach...
[P] -... i jeszcze powinien Pan zrobić badanie na grupę krwi. Można tu u nas na dole w laboratorium, 60 złotych.
[S] - Ja już kiedyś robiłem taki test, gdzieś mam wynik...
[P] - U nas Pan robił?
[S] - No nie, w przychodni w X
[P] - Kiedy ?
[S] - Eeee... Tak gdzieś w końcu 2008.
[P] - No to dawno, powinien Pan zrobić u nas!
[S] - Koniecznie?
[P] - No wie Pan, coś się mogło zmienić...
[S] - ?!??!?

by oh_perry

* * * * *

MOHERY

Siedzą dwa mohery w MPK. Jedna patrzy na zegarek i mówi:
- O Jezu, to już 13!
- Nie, to 14.
- Co? Dopiero 14?

by mojski

* * * * *

SZLABAN

Godzina 8 rano, telefon wyrywa ze snu ojca mojej kumpeli. Po drugiej stronie słuchawki - sierżant Taki-a-taki, Izba Wytrzeźwień na Kolskiej, grzecznie informuje go, że córeczka już do odbioru. Tatuś koleżanki wściekły jak sto diabłów wsiada w samochód i zasuwa na Kolską.
Co się okazało?
Koleżanka w środku nocy, nawalona w czarnoziem, próbowała złapać taksówkę. Nic się nie chciało zatrzymać, więc jak zobaczyła kolejny wóz ze światełkiem na dachu, wyskoczyła na środek ulicy i zaczęła machać jak wariatka.
Radiowóz grzecznie się zatrzymał, pan policjant wysiadł, zapytał, o co chodzi, po czym pomógł "pasażerce" wsiąść do wozu, nie informując wszakże, że owszem, podwiozą, ale nie pod wskazany adres, a na dołek. A w ciepłym radiowozie urwał jej się film.
Dopiero, kiedy się ocknęła, zorientowała się, że nie jest w domu.

Tak oto 22-letnie dziewuchy dostają szlaban.
Chociaż tatuś śmiał się pod nosem, kiedy usłyszał od sierżanta, jak to jego córka usiłowała otworzyć drzwi na dołek kluczem od furtki.

by Kichawa

* * * * *

GOŁOTA I ADAMEK

Tytułem wstępu w mojej miejscowości jest pewien miłośnik boksu (zawodowego, nie sztachetowego). Ostatnio wywiązała się między nami dość ciekawa konwersacja dotycząca przyszłej konfrontacji Tomasza Adamka z Andrzejem Gołotą:
- Jak Pan myśli kto wygra, Adamek, czy Gołota?
- Adamek, młody, Adamek. To kwestia diety!
- Cco? Diety?
- No, bo ulubione danie Adamka to danie w mordę, a ulubione danie Gołoty to danie d**y.

by dani55

* * * * *

PLAKAT

Będąc przejazdem koło pewnego urzędu gminy zauważyłem na tablicy ogłoszeń, notkę o takiej treści: "JAK RADZIĆ SOBIE Z KRYZYSEM? Debata o 11 w Urzędzie Gminy". Ciekawszy był jednak odręczny dopisek: "Trza zapier**lać, a nie pierd*lić bez sensu".

by dani55

* * * * *

ZEUS

Wczoraj po pracy wpadam do chałupki. Opiekunka, która siedzi z dzieciakami zwraca się do mnie:
- O wszechmocny Zeusie, kiedy wraca Twa Hera, bo chcę oddalić się do domu?
- Ke proszę? Bo ten... o co chodzi...?
- Twój syn (lat 6 - gadzina przyp. aut.) dziś głośno puścił bąka. Na moją uwagę, że tak się nie robi stwierdził, że tata właśnie tak robi i mówi zawsze, że jest Zeusem i że to burza!

by kolleck

* * * * *

ODCHUDZANIE


Jeden koleś ode mnie z firmy postanowił zrzucić co nieco. Po około 2 tygodniach spotykam go w naszej firmowej "stołówce" (kuchenka, zlew, dwa stoły) i pytam:
- Tomek, i jak tam odchudzanie idzie?
- Spoko, 3 kilo zrzuciłem.
 - 3 kilo to Ty zrzucasz, jak się wys*asz na kiblu.
W tym momencie pałaszujący jakieś śniadanko kolega włącza się do dyskusji:
- No, a jak się dobrze podetrze, to ze 3 i pół.

by igoR75

* * * * *

ZMIANA NAWYKÓW

Poranne zakupy w osiedlowym sklepiku. Przede mną sąsiad, stały klient - elegancki pan prezes czegoś tam, w stroju roboczym, tj. garnitur, krawat, szykowna teczka...
- Dzień dobry pani Jadziu.
- Dzień dobry panie prezesie.
- Poproszę cztery czerwone bosmany i paczkę mocnych.
Sklepowa zaniemówiła i dopytuje zdziwiona:
- Co, zmienił pan nawyki?
Pan prezes przepraszająco:
- Nie, fachowca w domu mam, łazienkę robi...

by Bladerunner


* * * * *

JAKUBOWE MĄDROŚCI

Godzina 4.30 nad ranem, zlot warsiawski ma się ku końcowi, rozbawiony strzelec, napalony Art i zrezygnowany Kozioł zbierają się do wyjścia. Zagajam do Jakuba:
- Zjedź ze śmieciami!
Jakub scenicznym szeptem
- Nie jest ładnie tak mówić o gościach, szczególnie w ich obecności.


Dnia następnego wysoce skacowane towarzystwo obudziło się od życia, nieskoordynowane ruchy doprowadziły do zrzucenia przez Jakuba doniczki z kwiatkiem (po raz kolejny [:>] ) nakazałam mu odkurzenie balkonu. Po kilkunastu minutach pytam:
- Odkurzyłeś już ziemię?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie dam rady.
- Dlaczego?
- Ta planeta jest po prostu za duża.

by krolowa_sniegu

* * * * *

RADIO WIE NAJLEPIEJ

Jadę sobie pojazdem i słucham radia. Leci akurat prognoza pogody, więc się przysłuchuję. Prezenter nawija:
- Po południu i wieczorem możliwe przelotne opady i burze. Za to w nocy będzie słonecznie...

by Looky_Lantox

* * * * *

WESELNE OPOWIEŚCI

Koleżanka moja pracowała w dawnych pięknych czasach w lokalu, który obecnie cieszy się dość ponurą sławą ze względu na odbywające się tam strzelaniny, podpalenia i inne tego typu rozrywki. Ongiś jednak była to zupełnie normalna restauracja, gdzie organizowano między innymi wesela. Przed jednym z nich, jak to zwykle bywa, dostarczono do knajpy żarcie, alkohol, różne takie tam pierdółki oraz butelkę spirytusu, który miał służyć do sporządzenia płonących kiełbasek.
Nadszedł dzień ślubu, weselnicy zjechali się tłumnie, aby żrąc i chlejąc uczcić szczęście młodej pary. Wszystko szło gładko, póki nie przyszła pora na podpalanie mięsiwa, okazało się bowiem, że spirytus zniknął był - mógł co prawda w sposób naturalny wyparować, jednak szkło, choć posiada pewne cechy cieczy, nie paruje w temperaturze pokojowej i butelka by się ostała. Coraz bardziej gorączkowe poszukiwania przerwane zostały wytoczeniem się z ukrycia szefowej kuchni, która weszła krokiem starego marynarza, przesunęła rozmytym wzrokiem po lekko już spanikowanej obsłudze i oświadczyła:
- Kiełbassek nie bezzzie!

by O_o

* * * * *

CZEMU TO NIE JEST PROMOCJA DLA MNIE


Do kolegi zadzwonił strasznie namolny konsultant w kwestii ofiarowania mu za darmo kolejnego telefonu na firmę. Było to rano, kumpel wściekły bo na megakacu...
- Ale na pewno nie chce pan telefonu za darmo?
- Nie - już mam... - odpowiada gburowatym basem.
- A może dla któregoś z pracowników?
- Nie mam pracowników...
- Może dla kogoś z rodziny?
- Oni mają już telefony.
- A może weźmie pan dla któregoś z dzieciaczków?
(i tu kumpel nie wytrzymał)
- Wziąłbym, ale... W piwnicy i tak nie mają zasięgu.
- (cisza) pibiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip

by noiacc

Chcesz poczytać więcej autentyków, wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne". Jeżeli chciałbyś opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia, możesz zrobić to na forum (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), lub wysłać ją TYM TAJNYM KANAŁEM


Oglądany: 66768x | Komentarzy: 14 | Okejek: 524 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało