Po pierwsze: po polsku pisze się Al-Kaida.
Po drugie: Bliski Wschód ocieka krwią nie tylko i nie głównie (choć to sprawa dyskusyjna) z winy Arabów.
Po trzecie: Informacje o planowaniu nowych zamachach rozprowadził biały dom. Kiedy? Dwa dni po tym jak wydało się, że Bush wiedział o 11.IX dwa miesiące wcześniej i olał to z góry (swoją drogą miał w tym znaczny polityczny interes - wcześniej popierało go 45%, później - 85% obywateli). Nie trzeba długo kombinować, żeby stwierdzić, że jest to co najmniej zastanawiające.
Po czwarte: Al-Kaida jest organizacją terrorystyczną. To, że istnieje i planuje zamachy nie implikuje konieczności najazdu na Arabów. Fakt, że kolumbijczycy dostarczają na rynek światowy tony kokainy rocznie nie oznacza, że należy na Kolumbię wypuścić Pershingi.
Po piąte: Walka z Arabami
en masse</> (a innego sposobu walki z państwem arabskim nie widzę) byłaby nie tylko skrajnie trudna, ale też ogromnie kosztowna (ekonomicznie, politycznie, społecznie). Z kilku przyczyn - 1. jest to druga najliczniejsza grupa religijna (silniej zakorzeniona niż chrześcijanie w tradycji) na świecie; 2. bronią nuklearną dysponuje Pakistan, najprawdopodobniej Irak i Libia, a Arabia Saudyjska, Kuwejt i s-ka mogą sobie załatwić ją w ciągu 2 dni - w każdej formie: głowic solo, głowic z pociskami balistycznymi, walizkowej; 3. Niemcy, USA, Francja, Hiszpania - pomyśl, co zrobiłyby bardzo liczne mniejszości arabskie w wypadku wojny; 4. Turcja, państwo prawie w 100% muzułmańskie jest w NATO - turbulencje polityczne i strategiczne byłyby niewyobrażalne; 5. Zgadnij co zrobią szejkowie, w wypadku wojny? Zakręcą kurki. Stany nie dadzą rady utrzymać obecnej mobilności armii (rakiety, samoloty, czołgi, helikoptery) tylko dzięki swojej ropie z Apallachów i Południa. Nastąpi kryzys taki jak w 1929.
A z Lelonem się zgadzam. Z tym, że do fanatyzmu dzrzuciłbym wszelki ekstremizm.