Na początku chcę stanowczo zaznaczyć - nie mam zamiaru się chwalić, po prostu chętnie Wam o czymś opowiem.
Pół roku temu planowałem wyjazd na konferencję tłumaczy i pedagogów do Kazimierza. Trasa krótka (z Warszawy), więc postanowiłem nie zajmować się specjalnie wnikliwie przygotowaniem samochodu. Ot, zatankować, sprawdzić olej i dolać płyn do spryskiwaczy. Jednak jadąc samochodem do sklepu - mniej więcej tydzień przed planowanym wyjazdem - miałem dziwne przeczucie, bardzo trudne do sprecyzowania. Czułem, jakbym siedział na czymś niebezpiecznym. Takie uczucie trochę jak na rollercoasterze w wesołym miasteczku. Nie było to pierwsze w moim życiu takie przeczucie, więc pojechałem do serwisu. Śmiali się ze mnie, że jestem dziwny, bo samochód ma raptem dwa lata, a na dodatek był miesiąc po corocznym przeglądzie. Ja jednak obstawałem przy swoim, powiedziałem mniej więcej gdzie mają zajrzeć. Powiedzieli, żebym zostawił samochód na dwie godziny. Po ponad godzinie zadzwonili, że znaleźli usterkę. Samochód odebrałem po dwóch dniach. Okazało się, że w układzie hamulcowym i skrzyni biegów była dziwna wada fabryczna, nie do wykrycia podczas normalnego przeglądu. Nie chcieli chyba się przyznać, ale wyglądało na to, że była trochę poważniejsza niż mi mówili. W dniu, w którym pojechałem do Kazimierza, na tej trasie, widziałem samochód, który wypadł z drogi na łuku, bez hamowania. Ominęło mnie?
Historia druga - mniej makabryczna. Wakacje nad morzem, rok temu. Siedziałem z dziewczyną w ogródku pizzerii, obok ogródka stał taki konik, na którym za złotówkę dzieci mogły się pobujać, pół metra od naszego stolika. Do konika podeszła kobieta z dwojgiem dzieci. Posadziła jedno na koniku, wrzuciła złocisza, dziecko zachwycone. Ja, do dziś nie wiem dlaczego, wyjąłem z portfela złotówkę i położyłem na stole. Dziewczyna zapytała się mnie po co, powiedziałem jej, że drugie dziecko będzie chciało się pobujać, a kobieta nie będzie miała już drobnych. Zgadnijcie co się stało. No i wyobraźcie sobie ich miny.
Znam kilka osób, o podobnych do mnie cechach. Niestety wszystkie są ode mnie dużo starsze i doskonale panują nad swoimi zdolnościami. Ja nie umiem, to działa na zasadzie przebłysku. Rozmawiam z kimś, kończę zdanie i dokładnie to samo, słowo w słowo, słyszymy w jakimś filmie we włączonej telewizji. Mówię o kimś, a ten ktoś do mnie dzwoni.
Jeżeli chcę zacząć nowe hobby, okazuje się, że umiem już to robić, tak jakbym tylko zapomniał - jazda konna, gra na pianinie itd.
Nic z tego, o czym opowiedziałem, mnie nie przeraża. Przeciwnie, bardzo chciałbym móc nad tym wszystkim zapanować, a nie potrafię.
Natomiast tarot całkiem nieźle mi wychodzi, z czego regularnie korzysta jedna bojowniczka
Pozdrawiam,