Spokojne osiedle domków jednorodzinnych. Z dala od głównych arterii miasta. Iglasta zieleń daje kojący chłód w najgorsze ukropy. Powietrze u progu lata ma tutaj taki zapach, że chciałoby się je całować. Nowe miejsce. Nowe horyzonty. Leniwy, oniryczny klimat. Takie impresje dominowały u mnie na początku.
Czwarta rano. Kogut zaczyna piać. Na pewno za chwilę przestanie. Staram się go zignorować, przewracam się na drugi bok. Mija pięć minut, wrzask koguta ponownie wgryza się w moje bębenki. Zamykam okno. Wchodzę w fazę półsnu. I znowu to skur*wiałe, przebrzydłe ptaszysko daje o sobie znać. Brzask. Kogut przestał piać. Światło świeci mi po ślepiach i uniemożliwia sen. Nakrywam łeb poduszką. Ciepło. Potworna duchota. Otwieram więc okno. Mija kilka minut, już prawie zasypiam i nagle pies zaczyna szczekać. Kur*wa mać. Zaraz zeświruję. Wstaję i szukam stoperów, żeby sobie po chwili uprzytomnić, że dwa dni temu podarowałem opakowanie mojej przyjaciółce, której obluzowała się koronka na przyjęciu. Wpadłem na pomysł, że do czasu wizyty u dentysty, da się ją podkleić na modelinie. Rzeczywiście się dało. Więc teraz jestem całkowicie bezbronny wobec durnego, ujadającego bez sensu kundla i tej przeklętej, skrzydlatej bestii. To wszystko przez tę je*baną, unijną dyrektywę. Że klatki dla kur mają być większe. Żeby kurom żyło się lepiej. To właśnie przez to ceny jajek poszybowały w górę i biedni ludzie zaczęli hodować kury. I kupować koguty. Kur*wa, naprawdę mi odpier*doliło i myślę jak korwinista. Teraz już leżę i nawet nie próbuję zasnąć. Kundel umilkł, ale tępa kura skrzeczy już bez przerwy, a ja się zastanawiam jak by brzmiała z poderżniętym gardłem. Co by tu z tym gównem począć? Może wiatrówka. A co z psem? Przecież go nie zastrzelisz. No tak, racja. Nie wszczynaj wojny, nie w nowym miejscu, nie z czystą kartą. Nie wyrabiaj sobie opinii mściwego psychola. Szufladki, etykietki, na ch*j ci to? Rozegraj to strategicznie. Zakradnij się pod osłoną nocy do sąsiada i wrzuć tego, cholernego ptaka na posesję z psem. Będzie wyglądało, że kogut sam tam przefrunął, a pies jak to pies, nie wygrał ze swą naturą. Uciszysz jednego i drugiego, za jednym zamachem. Przy okazji napuścisz sąsiadów na siebie, nie wzbudzając podejrzeń.
I to jest myśl!
Alarm. Siódma rano. Za dwie godziny do roboty. Daję za wygraną i idę parzyć kawę.
Kładę filiżankę na parapecie i odpalam pierwszego, porannego papierosa. Dzwonek do drzwi.
-Dzień dobry, pan się tutaj niedawno wprowadził? Sąsiedzi mi mówili. Jestem Mariusz, miło mi. Chciałem zapytać, czy byłby pan zainteresowany jajkami, ponieważ nasza firma zajmuje się dowozem jajek pod drzwi klientów, dwa razy w tygodniu. Taka usługa nic nie kosztuje, a jajka są tańsze, niż w sklepie i zawsze świeże...
Odprawiłem go z kwitkiem.
Żadnych jajek, omletów, jajecznicy, ani niczego co kojarzy się z kurami przez najbliższy kur*wa miesiąc. Dobrze, że Euro się skończyło. Nie będę musiał słuchać Jarzębinek.
Czwarta rano. Kogut zaczyna piać. Na pewno za chwilę przestanie. Staram się go zignorować, przewracam się na drugi bok. Mija pięć minut, wrzask koguta ponownie wgryza się w moje bębenki. Zamykam okno. Wchodzę w fazę półsnu. I znowu to skur*wiałe, przebrzydłe ptaszysko daje o sobie znać. Brzask. Kogut przestał piać. Światło świeci mi po ślepiach i uniemożliwia sen. Nakrywam łeb poduszką. Ciepło. Potworna duchota. Otwieram więc okno. Mija kilka minut, już prawie zasypiam i nagle pies zaczyna szczekać. Kur*wa mać. Zaraz zeświruję. Wstaję i szukam stoperów, żeby sobie po chwili uprzytomnić, że dwa dni temu podarowałem opakowanie mojej przyjaciółce, której obluzowała się koronka na przyjęciu. Wpadłem na pomysł, że do czasu wizyty u dentysty, da się ją podkleić na modelinie. Rzeczywiście się dało. Więc teraz jestem całkowicie bezbronny wobec durnego, ujadającego bez sensu kundla i tej przeklętej, skrzydlatej bestii. To wszystko przez tę je*baną, unijną dyrektywę. Że klatki dla kur mają być większe. Żeby kurom żyło się lepiej. To właśnie przez to ceny jajek poszybowały w górę i biedni ludzie zaczęli hodować kury. I kupować koguty. Kur*wa, naprawdę mi odpier*doliło i myślę jak korwinista. Teraz już leżę i nawet nie próbuję zasnąć. Kundel umilkł, ale tępa kura skrzeczy już bez przerwy, a ja się zastanawiam jak by brzmiała z poderżniętym gardłem. Co by tu z tym gównem począć? Może wiatrówka. A co z psem? Przecież go nie zastrzelisz. No tak, racja. Nie wszczynaj wojny, nie w nowym miejscu, nie z czystą kartą. Nie wyrabiaj sobie opinii mściwego psychola. Szufladki, etykietki, na ch*j ci to? Rozegraj to strategicznie. Zakradnij się pod osłoną nocy do sąsiada i wrzuć tego, cholernego ptaka na posesję z psem. Będzie wyglądało, że kogut sam tam przefrunął, a pies jak to pies, nie wygrał ze swą naturą. Uciszysz jednego i drugiego, za jednym zamachem. Przy okazji napuścisz sąsiadów na siebie, nie wzbudzając podejrzeń.
I to jest myśl!
Alarm. Siódma rano. Za dwie godziny do roboty. Daję za wygraną i idę parzyć kawę.
Kładę filiżankę na parapecie i odpalam pierwszego, porannego papierosa. Dzwonek do drzwi.
-Dzień dobry, pan się tutaj niedawno wprowadził? Sąsiedzi mi mówili. Jestem Mariusz, miło mi. Chciałem zapytać, czy byłby pan zainteresowany jajkami, ponieważ nasza firma zajmuje się dowozem jajek pod drzwi klientów, dwa razy w tygodniu. Taka usługa nic nie kosztuje, a jajka są tańsze, niż w sklepie i zawsze świeże...
Odprawiłem go z kwitkiem.
Żadnych jajek, omletów, jajecznicy, ani niczego co kojarzy się z kurami przez najbliższy kur*wa miesiąc. Dobrze, że Euro się skończyło. Nie będę musiał słuchać Jarzębinek.