Było spoko. Co prawda szybko się znudziłam, bo siedzenie na trzeźwo z osobami pijącymi nigdy nie jest zabawne, ale siary nie było. Przynajmniej do momentu kiedy sobie poszłam
Ej, ale czujecie. Siedzimy sobie, a wchodzi Makłowicz. Wszyscy na mnie : "eeeeeee, no nie, ale nic się nie chwaliłaś, że Makłowicz będzie nam gotował", ja wzruszyłam nonszalancko ramionami i mówię "pfff, się wie, gdzie imprezy ustawiać"
Tylko jednym mnie rozwalili - na danie główne zamówiłam dorsza z jakimiś tam fajnymi dodatkami, a kilka osób stwierdziło - "ee, nie ma barszczyku z uszkami?" Zawsze staram się wybierać coś innego, nowego, czego sobie normalnie nikt nie zamówi, bo nie wie co to jest patrząc tylko w nazwę z karty, a oni tradycyjnie chcą. No cóż.