Ostatnie kilka tygodni dużo roboty ze skakaniem z języka na język i z tematu na temat - od biurowców na Pomorzu, przez wieżowce w Warszawie, magazyny dla międzynarodowego potentata i elektrownie słoneczne w Iranie. No i są konsekwencje.
Szychta w kopalni. Przeanalizowałem projekt umowy, zredagowałem uwagi, zmapowałem na inny dokument, zdaję ustnie relację szefostwu z głównych punktów krytycznych. Kończymy omawiać, szefowa mówi:
- Iksiński pracuje nad podobną sprawą, może mógłby wykorzystać niektóre klauzule?
- Żaden problem, wyślę mu umowę, to niech sobie przekopiuje, co mu tam trzeba.
- Ale jego sprawa jest polskojęzyczna!
- Ale...?
- Przecież twoja umowa jest po angielsku. Będzie musiał to przetłumaczyć.
Klik! Wrrrrt! Przewijam w myślach do tyłu... Kacza mać, w jakim języku jest ta umowa?
Koniec końców, musiałem iść sprawdzić. Przepracowałem umowę, nie rejestrując, w jakim jest języku. Ale wszyscy zadowoleni, podpisali
Szychta, ciąg dalszy. Dostaję kolejny zestaw dokumentów do Bardzo Ważnej i Pilnej Sprawy. Spięty firmowym spinaczem wytwórcy dokumentów. Na spinaczu - dwa chińskie ideogramy. Nagle - łapię się na tym, że się zawiesiłem; rozpoznałem znaczenie jednego ideogramu (człowiek) i staram się rozkminić drugi. Dokumenty w kąt, idę na balkon się przewietrzyć i złapać ostatnie promienie zachodzącego słońca.
Wieczór, dom, relaks. Czytam sobie tekst. Fajny, całkiem śmieszny, zgrabnie napisany, nienachalnie pouczający. Co mi tam, wrzucę go na JM. Wrzuć kawałek, Ctrl+c, Ctrl+v, wy....kacza mać. Tekst jest po rosyjsku.
Jakby się okazało, że nie napisałem tego po polsku - wybaczcie
Szychta w kopalni. Przeanalizowałem projekt umowy, zredagowałem uwagi, zmapowałem na inny dokument, zdaję ustnie relację szefostwu z głównych punktów krytycznych. Kończymy omawiać, szefowa mówi:
- Iksiński pracuje nad podobną sprawą, może mógłby wykorzystać niektóre klauzule?
- Żaden problem, wyślę mu umowę, to niech sobie przekopiuje, co mu tam trzeba.
- Ale jego sprawa jest polskojęzyczna!
- Ale...?
- Przecież twoja umowa jest po angielsku. Będzie musiał to przetłumaczyć.
Klik! Wrrrrt! Przewijam w myślach do tyłu... Kacza mać, w jakim języku jest ta umowa?
Koniec końców, musiałem iść sprawdzić. Przepracowałem umowę, nie rejestrując, w jakim jest języku. Ale wszyscy zadowoleni, podpisali
Szychta, ciąg dalszy. Dostaję kolejny zestaw dokumentów do Bardzo Ważnej i Pilnej Sprawy. Spięty firmowym spinaczem wytwórcy dokumentów. Na spinaczu - dwa chińskie ideogramy. Nagle - łapię się na tym, że się zawiesiłem; rozpoznałem znaczenie jednego ideogramu (człowiek) i staram się rozkminić drugi. Dokumenty w kąt, idę na balkon się przewietrzyć i złapać ostatnie promienie zachodzącego słońca.
Wieczór, dom, relaks. Czytam sobie tekst. Fajny, całkiem śmieszny, zgrabnie napisany, nienachalnie pouczający. Co mi tam, wrzucę go na JM. Wrzuć kawałek, Ctrl+c, Ctrl+v, wy....kacza mać. Tekst jest po rosyjsku.
Jakby się okazało, że nie napisałem tego po polsku - wybaczcie
--
Pracuj u podstaw. Zaminuj fundamenty systemu. Wszelkie prawa do treści wrzutów zastrzeżone
Nie namawiam do łamania prawa. Namawiam do zmiany konstytucji tak, aby pewne czyny stały się legalne.
No shitlings, no cry!