Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Pałac Chrobrego (część II)
Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu


W części pierwszej Pałacu Chrobrego

- Sprawdzam.
- Dwie pary, króle i asy.
- Kurwa mać. Rozda jeszcze raz. – Tyczka nie chciał dać za wygraną, choć portfel kurczył mu się w ekspresowym tempie. Alkohol jednak dodawał odwagi i mój kolega z uporem maniaka próbował się odgrywać. W końcu był przy kasie i to średnio legalnej, więc mu zwisało.
Kolejne rozdanie. Ten podbija, tamten dorzuca i też podbija, ktoś pasuje. Rozgrywka toczy się w ciężkiej atmosferze. Tyczka znów sprawdza. Po raz kolejny ląduje w czarnej dupie. Zobaczyłem ogień w jego oczach.
- Te, kutasina – cisnął pod adresem zwycięzcy rozdania. – Ali tobi ni za dobrze idzie?
- A bo, kurwa, co?
- A bo w ryj zaraz zarobi i si skończy szczęśliwy wieczór.
Spróbowałem załagodzić sytuację. Położyłem mu dłoń na ramieniu.
- Tyczka, uspokój się. Facetowi idzie karta, tobie zupełnie nie. Nic w tym dziwnego.
- A gówno tam, Kapelusz. Ja umim patrzeć na ręce. Ktoś mnie tu we wała próbuje robić.
Tamten podniósł się z krzesła.
- Że ja kantuję? To chce powidzić? Zaraz możem inaczej pogadać.
- No to już. – Mój kumpel złapał za nogę swojego stołka. Robił się niezły cyrk. Niestety mógł się skończyć krwawo, a tego nie chciałem.
- Siadać mi tu na dupach jeden z drugim, Pax Mończana ma być – zarządziłem. No dobra, też miałem już w czubie i trochę puściłem wodze wyobraźni.
Audytorium zastygło i spojrzało na mnie jak na uciekiniera z zamkniętego oddziału szpitala w Choroszczy.
- Ee – elokwencją błysnął zwycięzca poprzednich kilku rozdań. – Że co, psia mać?
Potarłem umęczone czoło.
- Że ma tu nie być awantury przez jakiś czas.
- Ali jaki czas? Ten tu ćwok nazwał mni oszustem. Ile mam poczekać?
- Ci, kurwa, już zaraz dam ćwoka. – Obruszył się obrażony.
Nie, nie miałem do tego cierpliwości. Próbowałem, ale nie było siły na tych krewkich imbecyli. Co ciekawe, kasyno jakoś dobrze kryło się z wewnętrzną ochroną. Normalnie w takiej sytuacji powinny pojawić się karki, złapać za łachy jednego i drugiego i wywalić z lokalu na zbity pysk. Widać w Pałacu Chrobrego panowały inne zwyczaje.
Krupier szybciutko zebrał żetony i karty i się ulotnił. Karciarze łomotali się w najlepsze. Uznałem, że chwilowo nic tu po mnie. Czas pozwiedzać. Nie jestem ich pieprzoną niańką.
Pałac Chrobrego był ogromnym namiotem, który zajmował całe boisko piłkarskie z przyległościami. Wewnątrz rozstawiono kilkanaście mniejszych namiotów podzielonych według gier. Szmal można było tracić wszystkimi znanymi hazardzistom metodami. Karty, kości, ruletki, maszyny. Czego dusza zapragnie. Był też bar stacjonarny i mobilne kelnerki roznoszące tace z wódeczką i szampanem. I choć naiwnością było sądzić, że ktoś tu będzie sączył bąbelki, wódka schodziła w ilościach przemysłowych. Centralne miejsce zajmowało podwyższenie, na którym miały odbywać się losowania nagród czy inne loterie. Na wejściu dostawało się bilecik z numerkiem, w kilkunastu miejscach postawiono urządzenia, do których należało wrzucić piątaka i wklepać swój numer. W ten sposób zgłaszało się chęć uczestnictwa w losowaniach. Ja tego nie kupiłem, ale momentami potrafiły ustawiać się kolejki po kilkanaście osób do maszyny. A jak na tutejsze standardy to całkiem sporo.
O spazmy śmiechu przyprawił mnie sektor z maszynami. Otóż tradycyjnego Jednorękiego Bandytę zastąpił w tym przybytku Jednoręki Lechita, z repliką Szczerbca zamiast zwykłej wajchy. Urocze.

Wieczór inauguracyjny zakończył się mimo wszystko bez większych strat w ludziach. Porozbijane łby i masa potłuczonego szkła to niewielka cena za porcję rozrywki, jakiej zaznali mieszkańcy Moniek i okolic. Bo to chyba naturalne, że wioski wystawiły liczne delegacje. Nikt nie chciał przepuścić okazji do dobrej zabawy. A do dziś szczerze wątpię, że ktoś tam poważnie liczył na wzbogacenie się. Oczywiście poza szefem kasyna. Ten zapewne liczył każdy szelest banknotu i brzęk monety.
W sobotę rano w mieście było cicho jak nigdy. Kto mógł, ten odsypiał imprezę i zbierał siły na kontynuację. Po przeprowadzonym rekonesansie zameldowałem się w ulubionej knajpie. Barman Zawleczka z wprawą czyścił kufle.
- Dobry, panie Detektyw. – Jak nigdy, to on zaczął rozmowę. – Nalać piwko?
- Nalać, panie Zawleczka, oczywiście, że nalać. Pustawo u pana, choć południe wybiło.
- A bu, tfu, kurwa ich mać z tym kasynem. – Z właściwą sobie nutą filozofii w głosie, barman podsumował sytuację. – Że mnie na weekend klientów zabierają, to pół bidy, panie Detektyw. Gorzej, że przez następny miesiunc nasi będą chcieli pić na zeszyt. A to dla biznesu ni jest dobre rozwiązani. Pisać wszystko będę musiał, a potem odzyskać piniądze. Wisz pan ile to zachodu?
- Domyślam się, że łatwo nie będzie. – Rozumiałem obawy barmana. Dać kilka kolejek na krechę to nie problem. Sprawa się komplikuje, kiedy cała knajpa woła o wódę z odroczonym terminem płatności. – Daj pan popielniczkę – poprosiłem. – Nie chce mi się na ten ziąb wychodzić.
- A pal se pan ile wlezi. Mnie to ni przeszkadza. – Postawił przede mną spodeczek od herbaty i wrócił do własnych zajęć.

Paliłem papierosa za papierosem zastanawiając się nad fenomenem obwoźnego kasyna. Z niejednej butelki wódkę już piłem, ale to było dla mnie zupełne novum. Tylko czy w moim interesie była walka z takim bałaganem? Raczej nie, legalność tego cyrku to zdecydowanie nie moja działka. Z zadumy wyrwał mnie łomot otwieranych z impetem drzwi szynku.
- Te, barman, lej nam tu, kurwa po bombie. – Hasło padło niczym rozkaz. Odwróciłem się z niedowierzaniem. Taka arogancja w tym miejscu mogła oznaczać kłopoty. I to niekoniecznie dla barmana. Zawleczka zdębiał, nie spotykał się zbyt często z takim podejściem klienta do właściciela. Ale flaszkę z zamrażalnika wyjął i nalał gorzałę.
Przy barze stanęło trzech schabów, szczelnie wypełniających czarne garnitury. Garnitury jakby o numer za małe, grożące, że już za moment puszczą w szwach. Kolesie nie sprawiali wrażenia przyjaznych. Sprawiali wrażenie zupełnie odwrotne. Jeśli mielibyście kiedyś wrogów, takich trzech warto by było posłać do walki. Nie wychylałem się zbytnio znad swojego kufla, ale i tak szybko mnie zaczepili. Chłopcy z kasyna. Nawet nie byłem specjalnie zdziwiony.
- Tyś jest ten, kurwa, Detektyw? – Zagadał wydelegowany do dyplomacji osiłek.
O, kulturą wyższą powiało. Kątem oka zauważyłem, że Zawleczka sięga pod szynkwas. Wiedziałem, że trzyma tam pałkę dyscyplinkę. No to w razie czego jest dwóch na trzech. Bywało gorzej.
- Nikt mnie tu kurwą jeszcze nie nazywał – rzuciłem od niechcenia. – Ale widać kolega lubi nowe horyzonty odkrywać – dodałem. Napięcie rosło. Nie było sensu bawić się w podchody. Kastet błysnął na zaciśniętej pięści. Jeden z milczących dotąd bandziorów włączył się do wesołej rozmowy.
- E, kolega nie chciał urazić. Tylko chłop prosty jest i klnie jak szewc. My tu nie na bijatykę przyszliśmy.
- To czemu do barmana jak na parobka wołacie z tą wódką?
- Przyzwyczajenie z innych mordowni.
- To ni jest żadna mordownia, tylko szanujący się lokal rozrywkowy. – W obronie honoru swojego przybytku odezwał się Zawleczka.
- Dobra, panie, coś pan taki wrażliwy? A wracając, pan jesteś ten Detektyw, zgadza się?
- Może i tak, zależy kto pyta i czego chce.
- Szef kazał zaprosić.
- Szef czego, przepraszam bardzo?
- Szef kasyna, ma się rozumieć.
- A w sprawie?
- Tego nie mówił. Powiedział, żebyśmy ruszyli dupy na miasto i przywieźli takiego z kapeluszem, co tu za detektywa robi. Łatwo pana znaleźć.
- Bo się nie ukrywam.
Raczej nie miałem się czego obawiać, więc zapłaciłem barmanowi za piwo i przygasiłem papierosa. Żegnając się, mrugnąłem porozumiewawczo i dałem mu znać, że wszystko w porządku.
Wyszliśmy z lokalu i wsiedliśmy do ogromnego, czarnego Mercedesa. Klasa biznes. Oczywiście usadowili mnie z tyłu i dwóch usiadło obok mnie.
- Stare przyzwyczajenia, chłopaki? Co by klient nie uciekł?
- A wiesz pan jak jest. Raz ktoś ucieknie to smród się potem ciągnie we półświatku. A my poważna firma jesteśmy.
- Najemnicy?
- Usługodawcy do zadań niecodziennych.
No to fajnie swoją fuchę podsumowaliście. Trzeba połamać komuś palce? Oczywiście, na którą godzinkę pan szanowny sobie życzy? Nieuczciwy diler? Ma być utopiony w Wiśle czy Bugu? Miska na cement gustowna czy wersja podstawowa? Ja pieprzę, nawet kryminał ubrał się w kapitalizm w tym kraju. Bo kapitalizm w kryminał, to już dawno temu. Choć legalnie.
- I co, pilnujecie kasyna w ramach tych usług? To chyba nie jest wymagająca robota. – Postanowiłem wyciągnąć ile się da z tych typków, a prawdę mówiąc, tylko od kierowcy. Ci dwaj, którzy mnie pilnowali, nie odzywali się słowem. Widać gadatliwy był przywódcą tej przyjemnej kompanii.
- Nie wnikaj, szef dobry człowiek jest, płaci na czas, a i kiedyś jakieś tam fuszki dla niego robiliśmy. Nie twój interes. – Uciął i zajął się prowadzeniem auta. Nie było to wymagające zajęcie, bo z baru do kasyna dojechaliśmy w dziesięć minut. I tak jakoś długo.

Zaprowadzili mnie na tył głównego namiotu, gdzie ustawiono dwa metalowe kontenery. Jak się okazało, robiły za biuro i główny skarbiec. Przed wejściem stało kilku osiłków z charakterystycznie wypchanymi marynarkami w okolicach pach. Naturalnie.
- Szef prosi. – Odezwał się jeden z ochroniarzy i otworzył przede mną drzwi.
Wszedłem do środka. Z zewnątrz nie wyglądało to imponująco. Wnętrze robiło za to niezłe wrażenie. Powierzchnia niewielka, ale gustownie urządzona. Dywaniki, jakieś obrazy, trochę czarnobiałych zdjęć z przeróżnych kasyn. Na każdym z nich pojawiał się ten sam facecik ze sprytnymi oczkami. I tenże facecik siedział za dębowym biurkiem. Na mój widok wstał i uśmiechnął się szeroko. Nie spodobał mi się ten uśmiech.
- Ach, pan Detektyw przyjechał. Zapraszam, zapraszam. Pan spocznie i się napije. Whisky?
- Może być. Pan…?
- No tak, nie przedstawiłem się, gdzie maniery. Aaron Moryc Chrobrenkrantz, do usług. Właściciel Chrobrys Palace, jedynej i niepowtarzalnej rozrywki na kółkach.
No niezłe kino, musiałem przyznać. To sporo wyjaśniało.
- Cieszę się, że pana widzę. Ja wysłałem chłopców, mam nadzieję, że kulturalnie się zachowali.
- Mniej więcej, panie Chrobrenkrantz, mniej więcej.
Zrobił utrapioną minę. Szybko wyjaśniłem, że nie doszło do niczego poważnego. Ot, drobna utarczka słowna. Nie ma się czym przejmować. Na jego twarzy zagościła ulga. Zapaliłem papierosa, nie był z tego powodu specjalnie zadowolony, ale podsunął spiołkę.
- Więc, panie Chrobrenkrantz…
- Morris. Proszę mi mówić Morris. Rodzice dali Moryc, ale Morris lepsze w biznesach.
- Dobrze panie Morris. Czemu zawdzięczam to zaproszenie?
- Panie Detektyw, ja tu pana zaprosiłem, bo ja lubię jak jest spokój.
- To jest nas dwóch.
- Bo jak jest spokój, to się interes dobrze kręci, a jak się interes dobrze kręci, to sam pan wiesz najlepiej.
Pytająco uniosłem brwi.
- Pieniądze są, panie Detektyw. Jak jest spokój, to łatwiej o pieniądze.
- Masz pan, panie Morris, tych swoich byczków. Na cholerę jeszcze ja do tego?
- A my się nie rozumiemy, panie Detektyw. Troszkę się nie rozumiemy. Pan masz opinia, która mnie niepokoi.
Wyczułem niebezpieczeństwo.
- Opinia pan masz taka, że trochę nachodzi mnie obawa.
- Różni ludzie różnie mówią, panie Morris. Zależy od kogo ta opinia.
- A to moja sprawa, czyja to opinia.
- Więc co to za obawa?
- Że spokoju nie będzie, takie o panu plotki chodzą.
- Panie Morris – powiedziałem stanowczym głosem. – Jeśli chodzi o ekscesy alkoholowe, nie odbiegam specjalnie od tutejszych standardów. Wiadomo jak jest. Zaś jeśli chodzi o moją opinię jako profesjonalisty, nie masz się pan czego obawiać. Nie robię niczego, co wykracza poza moje obowiązki.
- Ja właśnie tego najbardziej się obawiam, panie Detektyw. Właśnie tego. Potrafisz pan wpychać nos nie tam, gdzie jego miejsce. A to na biznes źle robi, proszę mi wierzyć.
- Mam to traktować jako ostrzeżenie? – Syreny alarmowe wyły mi w głowie jak opętane. Zastraszać mnie? Niedoczekanie.
- Najlepiej jako przyjacielską rozmowę. No, to chyba sobie wyjaśniliśmy sprawy.
- Nic mi do kasynowego biznesu. Pana cyrk, pana małpy. Nie podoba mi się, że wyciągacie ostatni grosz od tych ludzi, ale na to nie poradzę. Nieprzyjemnie może się zrobić, jeśli okaże się, że kantujecie ich na potęgę.
- Pan mnie obrażasz.
- Rozmawiam po przyjacielsku. To dobrzy ludzie, nie pozwolę, żeby działa im się krzywda. Czy to jasne?
- Jak izba rozświetlona szabasowymi świecami. Wieczorem będzie mały raut w specjalnym namiocie. I partia pokera dla notabli. Pan naturalnie również jest zaproszony. Będzie burmistrz, proboszcz…
- Proboszcz?
- Koloratka w biznesach nie przeszkadza, panie Detektyw. Mam nadzieję, że zjawi się pan z szanowną małżonką.
- Nie jestem żonaty.
- Z osobą towarzyszącą, jak pan wolisz.
- Pomyślę.
Wstaliśmy i podaliśmy sobie ręce. To nie był przyjacielski uścisk. Jeśli Moryc grał w takie karty, musiałem mieć się na podwójnej baczności. Oczywiście, każdy próbuje straszyć i wywierać presję na przeciwnika. Ale ten typek zaliczył spory minus już na samym dzień dobry. Na moim terenie to ja dyktuję warunki.

Do wieczora pozostawało jeszcze kilka godzin. Postanowiłem wykorzystać je najlepiej jak tylko się da. Zapaliłem papierosa, poprawiłem kapelusz na głowie i poszedłem na piwo.



:& :szufla


--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Peppone
Peppone - Nowy Ruski · 6 lat temu
Chrobrenkrantz


--
Pracuj u podstaw. Zaminuj fundamenty systemu. Wszelkie prawa do treści wrzutów zastrzeżone
Nie namawiam do łamania prawa. Namawiam do zmiany konstytucji tak, aby pewne czyny stały się legalne.
No shitlings, no cry! Postaw mi kawę na buycoffee.to - teraz można również przez Paypala i Google Pay

Myshon
Myshon - Superbojownik · 6 lat temu
Jednoręki Lechita

--
generated by sloganizer.net<

pies_kaflowy
pies_kaflowy - Bęcwał Dnia · 6 lat temu
Te co wyżej i Pax Mończana.

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
lazyjones - Superbojownik · 6 lat temu

--
Moja opinia może się zmieniać, ale nie fakt, że mam rację.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
w_irek - Superbojownik · 6 lat temu
Mąte Karlo kurna, normalnie Mąte Karlo.

--
Brak_Sygnaturki

Witek32
Witek32 - Superbojownik · 6 lat temu

paula_jasu
paula_jasu - Superbojowniczka · 6 lat temu
, powinieneś zastrzec nazwę Jednoręki Lechita i zrobić biznes, tylko legalniejszy niż ten Barbie

--
Nie przewrócę się, nawet się kurwa nie potknę.

Kwiateck
Kwiateck - Superbojowniczka · 6 lat temu
Chyba będzie z tego Detektyv's Eleven

--
Jeśli nie możesz się nauczyć jeździć na słoniu, naucz się przynajmniej jeździć konno. - Co to jest słoń? - Rodzaj borsuka - wyjaśniła Babcia. Nie dzięki przyznawaniu się do ignorancji od czterdziestu lat cie­szyła się sławą znawczyni natury.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
markiz_de_czad - Superbojownik · 6 lat temu
graaa gitarrraaa... czekam na dalszy ciąg

--
Vanitas Vanitatum et Omnia Vanitas

Wathgurth
Wathgurth - Potworny Rymarz · 6 lat temu

Uwielbiam

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Gibss - Superbojownik · 6 lat temu
Mistrzostwo

czorny10
czorny10 - Superbojownik · 6 lat temu
Normalnie trza do Moniek na urlop jechać

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
g1azm1 - Bojownik · 6 lat temu
Gitara gra, akcja się na parkiecie kręci. Podziękował, czeka na dalszy ciąg (nomen omen) ... ;-)

Airmag
Airmag - Superbojownik · 5 lat temu
Barman to Kapsel się nazywał oO?
Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Pałac Chrobrego (część II)
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj