Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Biznes Barbie (Część V)
Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu


Biznes Barbie IV

Dotychczas przyszli tylko raz. Spuścili łomot i poszli. Niezbyt ciężki, raczej taki dla podkreślenia powagi sytuacji, niż żeby rzeczywiście zrobić mi krzywdę. Napawało to lekkim optymizmem, aczkolwiek umiarkowanym. Wciąż przecież byliśmy w jakiejś norze, Bóg raczy wiedzieć gdzie. Tyczka zarobił troszkę mocniej. A to dlatego, że po pierwszym ciosie zaczął się histerycznie śmiać. Drab musiał odebrać to jako potwarz, więc następne kilka uderzeń było już lepszej jakości.
- I z czego, durniu, rżałeś?
Tyczka splunął.
- A bo bił jak baba. To co się miałem ni śmiać.
Czyli tak jak przypuszczałem.
Priorytetem było wyswobodzenie się z więzów. Potem wydostanie się z tej klitki i no i jakiś mały odwet na osiłkach też by się przydał. Nie chciałem rozlewu krwi, ale już lekkie rozbryzgi czy jakieś drobne wylewy wewnętrzne były jak najbardziej w planach.
- Tyczka.
- Nu?
- Mocno jesteś przywiązany?
- Tak jakby na amen.
To kiepsko, pomyślałem. Moje sznurki też były założone dosyć porządnie. Raczej nie fuszera. Ale może jakby krzesło połamać? Tylko pewno po pierwszych podejrzanych odgłosach, kloce mięśni zlecą się tutaj jak muchy do gówna. No nic, bierne czekanie nie zmieniało w żaden sensowny sposób naszego położenia.
- Pomysł mam – oznajmiłem towarzyszowi niedoli.
- Nu, mów.
- Krzesło rozwalę, to liny się poluzują. A jak się poluzują, to się z nich wyplączę.
- Nu, podoba mi si ten pomysł. Tylko dwie takie drobne sprawy.
- Jakie?
- Jak tu weszli, to najpierw obili ciebi. Ja sobi wszystko obejrzałem jak drzwi uchyleni byli i trochę światła wpadało.
- No i?
- Pewni wiesz, ale masz też przywiązane nogi. O nic nie przypierdolisz, co najwyżej si przewrócisz i nic z tego ni będzi.
- Jak już będę leżał, to coś wymyślę.
- Aha, ale jeszcze ta druga drobna sprawa.
- No mówże, do ciężkiej cholery.
- Stołki metalowe. Ni chuj ni połamiesz.
Nie wyczułem tego przez prochowiec. Kurwa, to faktycznie krzyżowało mój plan.
- Ale spokojni tam pod kapeluszem. Jak mówiłem, obejrzałem sobi wszystko.
- I co takiego zobaczyłeś? – Wiedział, że mnie wkurza takimi niedopowiedzeniami. Lubił to, skubaniec jeden.
- Ano zobaczyłem, że jestem pod samą ścianą. I że szpachlą jebnięte byle jak. I że ściany chropowate jak jasna cholera. To ja tak sobi podsunął się do ściany i po cichu pocieram tymi jebanymi sznurkami, jeden już prawie puścił.
- Tyczka, jesteś geniuszem.
- Ni geniuszem, tylko z Moniek jestem. Dużo widział, sporo wie choć szkoły ni ma.
- Szkoła to nam teraz nie jest potrzebna. Działaj – zakomenderowałem. Chociaż chłopak i tak dobrze wiedział co robić.

Nieokreślony, bo po ciemku trudno się zorientować, czas później byliśmy wolni. No, przynajmniej nie byliśmy związani. Sprawdziłem drzwi, oczywiście zamknięte.
- Wytrych? – Zapytałem.
- Nu, zawsze si znajdzi.
Cholera, dobrze było mieć takiego sojusznika. Raz dwa uporał się z prostym zamkiem. Nacisnąłem delikatnie klamkę. Szczęśliwie nic nie skrzypiało, póki co nie wywołaliśmy alarmu. Jeszcze. Wyjrzałem na korytarz. Krótki, wąski zakończony dosyć stromymi schodami.
- Dobra, to wychodzimy. Tylko po cichu.
- Kapelusz, a jakaś broń to by nam si przydała chyba.
- Tak, rozglądam się. Jak coś znajdziemy, to bierzemy. Głupio tak z gołymi rękami startować do przeciwnika.
- Spluwa by si przydali.
- No, przydali, przydałaby się. Ale nie mamy, ja z resztą raczej nie strzelam.
- Nigdy? – Zainteresował się Tyczka.
- Ekstremalnie rzadko. Z resztą, nie czas teraz na dyskusje. Kiedyś Ci opowiem.
To była stara historia, wódka, broń, kobiety, nietrafiony zakład sportowy… Innym razem. Teraz czekało nas zbrojne starcie z bliżej nieokreśloną liczbą przeciwników. Wiedzieliśmy o dwóch, ilu jeszcze mogło ich tam być? Zgadywanka, czy tam inne wróżenie z fusów. Bezszelestnie pokonaliśmy korytarzyk i wspięliśmy się po schodkach. Kolejne drzwi, tym razem otwarte. Zbytnia pewność siebie nie popłaca. Żołnierze szwarccharakterów to przeważnie jednak pierwszorzędne matoły. Wydostaliśmy się z podziemi.
- To jakaś zwykła chałupa – stwierdziłem. – I chyba nikogo tu teraz nie ma.
- Ali warto sprawdzić wszystko.
- No pewnie, tylko się nie rozdzielamy. Idziemy razem i oczy dookoła głowy.
Mijaliśmy kolejne puste pomieszczenia. Zwyczajny dom, chałupa jakich wiele, tylko porządnie wyposażona. Widać było, że właściciel na braki szmalu nie narzeka. Sprawdziliśmy parter. Nikogo. Po drodze zgarnęliśmy ciężki, metalowy świecznik i jakiś srebrny wazon. Z gatunku tych topornych, który jak spadnie na stopę, to kości pomiażdży. Teraz byliśmy już uzbrojeni, więc dodało nam to nieco animuszu.
- Musi noc – oznajmił kumpel. – Nic za oknem ni widać.
- Albo wczesny ranek, słońce późno wstaje. Najpierw dom, potem wychodzimy na zewnątrz.
- Nu to prowadź.
- A ty ubezpieczaj tyły.
- Si wie.
Próbując osłaniać się nawzajem, obeszliśmy pierwsze piętro. Również, jak się okazało, bez lokatorów. W pewnej chwili Tyczka zatrzymał się przy jednym z okien.
- O kurwa, Kapelusz – krzyknął szeptem.
- Co jest?
- Nu, chodź zobacz sam.
Podszedłem do niego.
- Na co patrzę?
- Widzi to światło? Ten taki czerwony punkt?
Faktycznie, coś tam było w oddali.
- I co z nim?
- Ni poznajesz? To przeciż komin przyszpitalny. Kapelusz, my we Mońkach jesteśmy! Łapaj za jakiś telefon i dzwonimy po koleżków. Ni będzie nam na naszym podwórku nikt burdelu robił.
Cholera, rzeczywiście wyglądało to znajomo. Jeśli więc byliśmy w Mońkach, w pustym jak się wydawało domu, musieliśmy być u Barbie. Mojej Barbie… Czyli te osiłki to była ochrona. Cicha, nocna ochrona tej uroczej damulki. Ciekawe czy już jej dali znać. Czy już wie, że jej detective za dużo węszył i wsadził nos nie tam gdzie trzeba. Zapewne.
- Spokojnie, kolego. Jesteśmy w chałupie panienki. Tuż na obrzeżach miasta. Nie będziemy robić rabanu, bo się zaraz pół Moniek zleci. A my chcemy dorwać tę kobietę. Skończmy najpierw przeszukanie. Został nam strych i garaż.
Cichuteńko skradaliśmy się w kierunku drewnianych schodów, prowadzących na najwyższą kondygnację. Ze szczeliny między drzwiami a podłogą sączyło się liche światło. Dawały się też słyszeć przytłumione odgłosy rozmowy.
- Wódkę chlają – poinformował mnie Tyczka.
- A ty skąd wiesz?
- Nu, mam słuch na wódkę wyczulony, to wim.
Z lekkim zdziwieniem potrząsnąłem głową. W sumie, nie takie rzeczy tu widziałem.
- Dobra, to ja proponuję frontalny atak. Z impetem ładujemy się przez drzwi, bijemy co tylko się rusza, a potem zobaczymy. Pasuje?
- Jak strzelać ni będą, to pasuje.
- Raz się żyje, chłopie. Pójdę pierwszy, więc w razie czego zbiorę strzał, a ty będziesz miał czas uciekać.
- Ech, staryś a narwany.
- Nie taki znów stary – zaprotestowałem.
- Ni moment teraz na ustalanie kto młody, kto stary. Niech tam będzie. Wchodzim – powiedział i zamaszyście się przeżegnał. Nie wiedziałem, że jest religijny.

To co się wydarzyło w następnych minutach można opisać słowem chaos. Z bojowym okrzykiem „kurwa mać” wykopałem drzwi z zawiasów. W środku zastaliśmy trzech oprychów pochylonych nad kieliszkami gorzały. Powietrze pełne papierosowego dymu gryzło w oczy, ale my jesteśmy zaprawieni w walce w takich warunkach. Pierwszemu bandycie wyjechałem świecznikiem w potylicę. Biedny drań, nawet nie wiedział co go trafiło. Bezwładnie wyrżnął w blat stołu i tyle go widziano. Jego kamraci zamarli jak na zatrzymanym kadrze filmowym. Jeden akurat gryzł ogórka kiszonego, drugi odpalał papierosa. Mieliśmy kilka sekund przewagi. Doskoczyłem do pana ogórka i próbowałem znokautować go uderzeniem w skroń. Ten jednak był szybszy i zdążył podnieść rękę parując cios. Coś mu tam chrupnęło, chyba połamałem jego kości przedramienia. To dobrze, im więcej złamań tym lepiej. Zdrową dłonią próbował mi sprzedać hakiem w żołądek. Nie trafił zbyt dokładnie, ale miał siłę w łapach i muszę przyznać, że zabolało. W amoku walki, która na dobrą sprawę mogła przypominać barową potyczkę, ból szybko zszedł na dalszy plan. Czas lizania ran będzie w innym terminie. Przerzuciłem świecznik do drugiej ręki i natarłem z całych sił. Trafiłem, polało się dużo krwi. Bardzo dużo krwi. Klient był już prawie gotowy do drogi w nieznane. Kątem oka sprawdziłem jak radzi sobie Tyczka. Niepotrzebnie, okładał bandytę wazonem z wprawą godną mistrza. Nie za mocno, żeby nie zniszczyć swojej broni, ale i z takim wyczuciem siły, że przeciwnik właściwie tracił już ochotę na konfrontację. Mój jeszcze próbował atakować. Zdrową ręką strzelił mnie w gębę. Splunąłem krwią prosto pod jego nogi.
- Tylko na tyle cię stać, gnido? - Serio, tak powiedziałem. Musicie wybaczyć, ale lubię ten dramatyzm.
- Zaraz cię rozgniotę, frajerze. – Poważnie, tak odpowiedział, widać też był dobry w te klocki.
Ale nie rozgniótł. Producenci świeczników powinni umieszczać ostrzeżenie „ten produkt może pozbawiać przytomności”.
Pył bitewny opadł. Adrenalina też powoli przestawała buzować. Oddychałem ciężko. Tyczka z resztą też.
- Całkiem sprawnie nam poszło. Zapalimy. – Rzuciłem mu paczkę fajek. Staliśmy nad trzema nieprzytomnymi karkami i głęboko zaciągaliśmy się nikotyną.
- I co teraz?
- Teraz zakneblujemy i zwiążemy tych bałwanów. Leć od piwnicy po sznury, a ja się tu rozejrzę.

Omiotłem wzrokiem pomieszczenie. Poddasze jak poddasze, nic niezwykłego. Zacząłem sprawdzać po kolei szafki i komody. W pewnej chwili aż zagwizdałem z wrażenia. Stałem, patrzyłem i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Z odrętwienia wyrwał mnie głos przyjaciela.
- Nu, i co tam takiego znalazł?
- Sam popatrz, że też ja byłem taki głupi i nie wpadłem na to wcześniej.
Tyczka podszedł do mnie i spojrzał w komodę.
- Kapelusz, czy to jest to, co myślę?
- Proszku do prania raczej w ten sposób się nie przechowuje.
Równiutki rządek dziesięciu kilogramowych paczek z białym proszkiem leżał sobie niewinnie w szufladzie. Tyczka sięgnął po leżący na stole nóż i rozciął jedną z nich. Wsadził palec i spróbował.
- O cię, kurwa. Pirwszorzędny towar. Zrobić ci kreskę?
- Nie pajacuj. Trzeba dzwonić po policję. Sprawdzę jeszcze następną szufladę, a ty skrępuj draństwo zanim się ockną.
Zajął się tym, a ja szukałem dalej. Narkotyków więcej nie było, znalazła się za to spora sterta pieniędzy.
- Tyczka, chodź no. Spójrz.
Teraz to Tyczka zagwizdał z wrażenia.
- Ty, ile tu tego może być?
- Na oko, myślę, że ze sto tysięcy.
- Nu, a jakby tak na oko byli z pięćdziesiąt? – Aż mu się oczy zaświeciły.
- To lewa kasa.
- Ni problem.
- Chcesz zgarnąć pięćdziesiąt tysi brudnych pieniędzy?
- To, i paczuszkę koksu. – Zrobił minę niewiniątka. – Na własny użytek, ni na żaden handel.
- A w sumie, mam to w dupie. Rób jak chcesz. – Właściwie było mi wszystko jedno. Wiedziałem, że te prochy nie trafią na ulicę. To nie byłoby w stylu Tyczki.
- Nu dobra, Kapelusz. To była fajna noc i zabawa. Ale już nic tu po mni. Ty dzwoń sobi po policję, ale ja się zwijam.
- Opijemy to.
- Oj, i to jeszcze jak.

Pożegnaliśmy się mocnym uściskiem dłoni. Słowa nie były potrzebne.
Zostałem sam. Robota jeszcze nie była skończona. Podszedłem do bandziora, który odzyskał przytomność i niepewnie rozglądał się po pomieszczeniu. Wziąłem nóż do ręki i przy nim klęknąłem.
- Słuchaj mnie teraz bardzo uważnie, gnojku. Zadam Ci trzy pytania. Mrugnij oczami raz na tak, dwa razy na nie. Ostrzegam, że jeśli wyjdzie, że kłamiesz, będziesz tego bardzo żałował. – Uniosłem nóż na wysokość jego oczu. – Rozumiemy się?
Jedno mrugnięcie.
- Dobrze, w takim razie pytanie numer dwa. Czy Barbie wie, że nas złapaliście?
Jedno mrugnięcie.
- Wraca teraz do miasta?
Jedno mrugnięcie.
- Dobrze. Widzisz jaki grzeczny byłeś? A teraz dobrej nocy. – Powiedziałem i uderzyłem go z całej siły. Znów odpłynął.
Zszedłem na dół i złapałem za telefon. Bogu dzięki, są jeszcze stacjonarne w użyciu. Zadzwoniłem do Różyczki i opisałem mu całą sytuację. Chciał ściągać SWAT, czy jak tam się ci nasi gieroje nazywają, z Białegostoku, ale uspokoiłem go mówiąc, że dziewczyna najprawdopodobniej będzie sama.

Zasadzkę urządzili koncertowo. Pozwolili jej wjechać na posesję, wbiec do domu i dopiero wtedy weszli do akcji. Zdolne chłopaki, ona poleciała od razu na górę, więc dorwali ją w towarzystwie trzech drabów, dziewięciu kilogramów kokainy, i jak się później dowiedziałem, dziesięciu tysięcy złotych. A niech mają.
Wyprowadzali ją w kajdankach, a ja stałem pod latarnią, po drugiej stronie ulicy i patrzyłem, jak pakują tę delikatną z pozoru osóbkę do radiowozu. Niebieskie lampy policyjnego auta powoli niknęły w mroku nocy. Rozpadało się, poprawiłem płaszcz, naciągnąłem mocniej kapelusz na oczy. Zapaliłem kolejnego papierosa myśląc – żegnaj, laleczko.

KONIEC

PS. Dzięki serdeczne za towarzyszenie mi w tej wyprawie. Była fascynująca

& :szufla

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
torero - Superbojownik · 6 lat temu
"Zresztą", kuźwa!

A pierwsza okejka ode mnie

--
Born to write poetry, forced to write emails.

empatyczna
empatyczna - Gołota Poezji · 6 lat temu
Druga ode mnie i dziękuję za super zakończenie, ale szkoda, że to już koniec.

Bardzo dobrze mi się czytało
I w napięciu także trzymało.


--
Czy można spełnić wszystkie swoje marzenia? Tak, jeżeli będziesz miał/ła jedno marzenie, które brzmi: chcę osiągnąć w życiu tyle, ile tylko zdołam./moje/

bulcyk22
bulcyk22 - Wiekowy Bojownik · 6 lat temu

Epizod z Barbie - koniec a detektyw?!

joemamut
joemamut - Superbojownik · 6 lat temu
Czy to się ukaże w jakiejś formie książkowej?

durendalas
durendalas - Superbojownik · 6 lat temu
<3 <3 <3 <3 <3

Weź wydaj książkę "Przygody Detektywa", czy coś w tym stylu, bo te historie są za krótkie.

connemara
connemara - Superbojownik · 6 lat temu
Masz dobre pióro. Pisz dalej i.. wydawaj to co napiszesz.

--
Na wyczyny /teściowej,rządu,..itp/ oka nie przymykaj! Chyba że drugim patrzysz przez wizjer celownika. *##* Jest grzech który ksiądz wybacza mi ZAWSZE, ja sobie NIGDY. To grzech abstynencji!!

brood_k
brood_k - Boski Superbojownik · 6 lat temu
Życzę powodzenia - ale naprawdę weż z tym coś zrób. Szkoda talentu, czy jak tam to się nazywa. Chandler jak Chandler, wiadomo, ale "Perkusistę" Barry'ego Fantoniego ktoś tu też chyba czytał Doobra szkoła. Tak czy tak jestem pod wrażeniem

--
Kwartet ProForma
Sensoria
BKD

saabauto
saabauto - Superbojownik · 6 lat temu
@Cieciu, rydwan wp***dolu za taaakie przeciąganie! No jakże tak można??! Tyle czekania, kliknąłem z nadzieją, a to czytało się jak seks wyposzczonego kolesia z fajną laską, 40 sekund i po sprawie (znaczy, że zaje*iście). Ile teraz będziemy czekać na kolejny odcinek? Zlituj się proszę Dobry tekst to 1,5h pisania, jak masz wenę (wiem, co piszę) i chwila spokoju. Jesteś z Warszawy, mogę więc dobre piwo postawić Ci na zachętę
Ostatnio edytowany: 2017-12-02 12:49:16

--
pzdr. Mateusz vel George

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
gryfel - Superbojownik · 6 lat temu
nic dodać, nic ująć. Kawał bardzo dobrej roboty. Jak wyżej, będę czekał na dalsze historie z detektywem na tle Moniek. W wersję papierową też chętnie zainwestuję.

FaFa
FaFa - Superbojownik · 6 lat temu
Cała seria już dawno powinna wylądować na głównej. Zazdroszczę talentu.
Pozdrawiam.

pracownik
pracownik - Superbojownik · 6 lat temu
Wincy wincy!!!

--
Życie należy przeżyć tak, aby gołębie przelatujące nad twoim grobem zesrały się z wrażenia.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
g1azm1 - Bojownik · 6 lat temu
Meta jest, fizyka była. Na szczęście bez metafizyki się obeszło Dobrze się czyta.

dSort
dSort - tańczący z butelkami · 6 lat temu
"krzyknął szeptem"
Jak zawsze

--
www.idzieniedzwiedz.pl
Mam umysł siedmiolatka i ten siedmiolatek musi być cholernie zadowolony,że się go pozbył

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
lazyjones - Superbojownik · 6 lat temu
i dodatkowo za "żegnaj laleczko"

--
Moja opinia może się zmieniać, ale nie fakt, że mam rację.

Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu
Dobra, to po kolei, bo przez weekend nie miałem chwili spokoju. "Z resztą" taa, wiem. Palec sam stukał w spację, word nie podkreślił błędu, a ja nie wyłapałem. Brak wymówki
Absolutnie nie planuję kończyć Detektywa. W głowie jest już fabularne tło kolejnego opowiadania, intryga też się powoli klaruje.
Wiem, że niemożliwie rozciągnąłem w czasie dwie ostatnie części. Wkurza mnie to, ale cóż, od ponad miesiąca mam problem ze wspomnianą przez :saabauto chwilą spokoju.
Książka, no cholernie bym chciał, taki mam cel. Tylko chcę to zrobić w porządnym stylu - przez wydawnictwo. A do tego na pierwszym miejscu potrzeba materiału. Jak przebiję sto stron w edytorze, zacznę wysyłać do wydawnictw. Teraz jest coś około dziewięćdziesięciu, więc po następnym opowiadaniu
:brood_k, najświeższa inspiracja to "Wada ukryta" T. Pynchona

Tak czy inaczej, dzięki za odzew

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pablo_zdw - Superbojownik · 6 lat temu


i drugie za Pynchona

Živeli,

--
"- Where were you last night?
- That's so long ago, I don't remember.
- Will I see you tonight?
- I never make plans that far ahead."

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
wisz-nu - Superbojownik · 6 lat temu
Trochę zabrakło konfrontacji kapelusza z laleczką. I pewnie przez to ta część jest zbyt krótka

--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.

Witek32
Witek32 - Superbojownik · 6 lat temu
fajnie się czyta
Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Biznes Barbie (Część V)
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj