Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Święto Konopczyna.
Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu


O urlopie już zdążyłem niemal zapomnieć, do roboty wraca więc też nasz Detektyw

Poprzednie przygody Detektywa

Złotą polską jesienią to się tego nazwać nie dało. Fakt, ciepło dosyć, ale wszechobecna mżawka, od czasu do czasu przechodząca w regularną ulewę, nie nastrajała pozytywnie do życia. Właściwie nie nastrajała do niczego poza suszeniem kolejnych kufli zimnego piwa, co też z pełnym profesjonalizmem czyniłem. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniał brak zleceń. Nie narzekałem zbytnio na brak gotówki, trochę zapasu się nazbierało, a mończanie nader często, niby przy okazji, podrzucali raz kiełbasę, innym razem jakiś schab, więc mój budżet się ładnie dopinał, ale doskwierała mi lekka nuda.
Po kolejnym piwie wyszedłem zapalić przed zajazd. Pod daszkiem zastałem starszego faceta, który wydawał się na mnie czekać. Skądś tę facjatę kojarzyłem, ale przypisać twarzy do człowieka nie byłem w stanie. Cóż, szukał to i znalazł.
- Dobry, panie Detektyw. – Zagaił facecik. – Już zapamiętałem, że nie detektor. – Dodał z dumą w głosie.
A, już mam. Gość od krowy podróżniczki.
- Dobry, dobry. Co tam panie gospodarzu, znowu Krasula dała w długą?
- W długą? Znaczy, czy uciekła? Ni tam, panie. Grzeczni do obory wraca i ani myśli o spacerach. I nie Krasula tylko Daśka.
Fakt, Daśka. Jak mogłem pomylić.
- No to jak tam wam mogę, ojciec, pomóc? – Jak wspomniałem, nie miałem nic do roboty, więc chciałem wziąć cokolwiek, byle dupę rozruszać.
- A bo widzi, teraz już zaraz i od niedawna są Dni Wsi Monieckiej. I najbliżej to będzie Święto Konopczyna. Wi gdzie jest Konopczyn?
- Wi, wi, kurde, znaczy wiem. Tak między Przytulanką a Czechowizną.
- Nu właśnie tam. I na to święto jest konkurs szykowany.
- A co to za konkurs ma być?
- Konkurs grzybowy.
- Przepraszam?
- Nu mówi mu przecież, że grzybowy. – Lekko zirytowanym głosem powtórzył chłopina. – Zaraz jak się sezon zaczął, to ogłosili w gminie konkurs. Zbieramy grzyby i nawlekamy na nitki, co by się suszyli. Po czterdzieści kapeluszy na jeden sznurek.
Nie wiedzieć czemu poprawiłem delikatnie kapelusz na głowie.
- I kto do Konopczyna przyniesie najwięcej takich sznurków, wygrywa? – Niezawodny instynkt detektywa podsunął mi odpowiedź.
- Nu jakbyś pan zgadł.
- I co, ktoś wam z domu grzyby podprowadził?
- Gorzej, znacznie gorzej, panie Detektyw. Ktoś mi je z lasu kradnie.
Lekko oniemiałem. Pierwszy raz słyszę o kradzieży grzybów.
- Jaśniej, ojciec. Jak ktoś może cokolwiek kraść z lasu? Jeszcze bym zrozumiał, jakby leśniczemu ktoś metrówki zwędził, ale grzyby?
- Nu, bo jest tak, jak popatrzeć ze Sikor w stronę Przytulanki , to jest las, prawda? I ten las, to on jest mój. Mam na to papiery. Mamy takie zasady na wioskach, że do cudzego lasu na grzyby, to najwyżej popołudniem. A u mnie już i rano pustki.
- Może zwyczajnie nie rosną?
- Ta jak nie rosną, rosną i to jeszcze jak. Widzę przeciż, że zbierane było. Tylko ja zdrowia już nie mam żeby bandytę przydybać. Jakby tak Detektyw mógł po swojemu sprawę załatwić, to i słoiczków marynowanych podgrzybków na zimę mu nie zabraknie i mnie konkurs pomoże wygrać. Bo nagroda w tym roku pierwszorzędna.
- Pewno dojarka jakaś – mruknąłem pod nosem.
- A żeby Detektyw wiedział, że dojarka. I to ni jakaś, tylko taka nowoczesna. To jak, pomoże z tym złodziejem?

Oczywiście, że się zgodziłem. Tylko to „załatwić po swojemu” trzeba było nieco zmodyfikować. Bo jak? Mam uchlać wszystkich okolicznych grzybiarzy i wypytać, który wyciągnął łapy po cudze? To akurat przekraczało nawet moje możliwości. Szykowało się więc wyjście w teren. I to takie, które niezbyt mi odpowiada, bo musiałem się zebrać wczesnym rankiem. Najlepszym sposobem na wczesne wstanie jest szybkie upicie się. Co by złożyło przed północą. Mam w tym sporą wprawę i duże doświadczenie. Ruszyłem do baru w miasteczku. Picie w zajeździe ma oczywiście plusy, do łóżka blisko i maleją szanse na wypadek po pijaku, ale czasem odrobina towarzystwa też nie zaszkodzi. A monieckie towarzystwo jest wręcz doborowe. Zbiór najgorszej szumowiny jaką kraj widział od Gołdapi po Bogatynię. Wspaniali ludzie. Piwo zaprawiane wódką na popicie wódki wykonało swoje zadanie znakomicie. Tuż przed północą, niemalże lewitując wróciłem do siebie. A może ktoś mnie odniósł. Ciężko stwierdzić.

Skoro świt zebrałem się do drogi. We łbie mi huczało, oczy niepewnie próbowały skupić się na nieruchomych punktach krajobrazu, żeby skalibrować ostrość. Trzęsącymi się dłońmi usiłowałem odpalić kolejnego papierosa… Słowem, byłem jeszcze pijany w trzy dupy, czyli w sam raz na poranną eskapadę. Autobusów oczywiście nie ma, na taryfiarza było jeszcze za wcześnie więc pozostał mi marsz na piechotę. Szedłem przez zupełnie puste ulice Moniek, minąłem mleczarnię, zaraz za nią Ciesze. Deszcz przeszedł w mżawkę w okolicach Przytulanki. Jak mi tłumaczył facet z Sikor, najlepiej mi było skręcić od głównej drogi w stronę starego młyna, potem przy rzeczce w prawo i cały czas prosto, aż do jego lasu. Mijając ostatnią chałupę przy polnej drodze, kątem oka dostrzegłem jakiegoś człowieka. Facet w powyciąganych spodniach jeansowych, podobnej koszuli i z czapką na głowie, która wyglądała jak zdjęta z turysty w latach siedemdziesiątych, wsiadał właśnie na rower.
- Uszanowanie – zagadnąłem skinąwszy kapeluszem. Odwzajemnił gest.
- Nu cześć. Czego tu szuka?
- Podobno w lesie rolnika z Sikor ktoś grzyby kradnie. Słyszeliście coś o tym?
- Skurwesyn nie grzyby kradnie, a same kapelusze.
- Czyli wiecie kto to?
- Może wim. Ale to ni moja sprawa się w to mieszać. Ja mam swój las i mnie nikt w szkodę nie wchodzi. Nu, to ja jadę. – To mówiąc, wyciągnął zza pazuchy puszkę piwa i solidnie pociągnął. Ruszył w swoją stronę, choć już po chwili zatrzymał się i krzyknął żebym podszedł.
- Coś jeszcze? – Zapytałem.
- Nu, daj fajkę.
Opadły mi ramiona, ale poczęstowałem go dwoma papierosami. Burknął pod nosem podziękowanie i tyle go widziałem.

Do celu nie miałem już daleko. Dwa zagajniki, jakieś pole, ruiny starego gospodarstwa i byłem na miejscu. Las pasował do opisu gospodarza, zostało dorwać złoczyńcę, spuścić mu edukacyjny łomot i ewentualnie odzyskać ukradzione dobra. Zacząłem skradać się po cichu w stronę miejsca, które rolnik wskazał jako to najbardziej grzybodajne. Kląłem pod nosem przedzierając się przez leśne maliny, zdzierałem z twarzy pajęczyny, ale twardo parłem do przodu. Nie jest to moje naturalne środowisko, więc musiałem wyglądać pokracznie dla postronnego obserwatora. Zatrzymał mnie trzask łamanych gałęzi, któremu akompaniowała solidna wiązanka łaciny podwórkowej. Przyczaiłem się pod jakimś krzaczkiem i czekałem. Po krótkiej chwili ukazał mi się jakiś chuderlawy obwieś w okularach. Wyglądało toto jak skrzyżowanie siedmiu nieszczęść z kolejnymi siedmioma nieszczęściami. Coś mi mówiło, że to nie jest typek, którego szukam. Ale musiałem się upewnić. Odczekałem jeszcze momencik, aż indywiduum znalazło się zupełnie blisko i wyszedłem z kryjówki. Gość tak się zdziwił na mój widok, że niemal przewrócił się o własne nogi. Co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam przed sobą pajaca a nie złodzieja grzybów.
- Coś pan za jeden i czego tu szukasz? – Zagadałem uprzejmie.
- I tak mi, kurwa mać, nie uwierzysz, więc zejdź z drogi, dobry człowieku. – Usłyszałem w odpowiedzi. No troszkę mnie to zaskoczyło, przyznaję. Troszkę też wkurzyło, bo nie lubię jak byle chłystek wydaje mi polecenia. Promile jeszcze wskazywały mi właściwe wybory życiowe, więc postanowiłem pokazać kto tu ustala reguły. Już chciałem złapać go za fraki i nieco wytargać, kiedy poczułem stukanie w ramię.
- Nie robiłbym tego na twoim miejscu – usłyszałem. Odwróciłem się i zobaczyłem, no cóż, klatkę piersiową. Człowiek był ogromny, wyższy ode mnie o półtorej głowy a w barach wielki jak lotniskowiec. – Ten gentleman jest tutaj ze mną, i uprzejmie proszę o zaniechanie przemocy.
No dobra, sytuacja zaczęła się robić całkowicie dziwna. Staliśmy tak przez moment bez słowa, a żaden z naszej trójki nie kwapił się by przełamać ciszę. Ja tu miałem zadanie do wykonania, więc zależało mi na szybkim wyjaśnieniu tego spotkania.
- Dobra, to może jeszcze raz, bo zaczęliśmy troszkę niefortunnie. Panowie, ja tu jestem w pracy i troszkę mi krzyżujecie plany. Bądźcie więc łaskawi wytłumaczyć mi kim, do cholery jesteście i co tu robicie.
- Tak się, proszę pana składa, że również jesteśmy tu służbowo. – Odpowiedział pokurcz.
Na leśników mi nie wyglądali. Sprawiali raczej wrażenie, jakby ktoś wyrzucił ich w środku lasu i powiedział „dalej radźcie sobie sami”.
- Choć może nie jest to nasze naturalne środowisko pracy. – Dodał ten większy.
- Oczywiście, że nienaturalne, kto to widział, żeby łazić po jakichś chaszczach w poszukiwaniu czegoś, co prawdopodobnie wcale nie istnieje a jego istnienie trzeba przelać na papier.
- Można troszkę jaśniej? – Nie zrozumiałem przekazu.
- Pan pozwoli, że się przedstawię. Duduś, literat, a to mój zacny druh i przyjaciel, Antoni Chomik.
- Bibliotekarz. – Uzupełnił wielkolud.
- Słyszał pan może o uroczysku zygmuntowskim? To ponoć gdzieś w tej okolicy ale wydaje się, że z kolegą zgubiliśmy drogę. Mówiłem ci Antosiu, żeby z traktu nie schodzić.
- Mówiłeś, mówiłeś, tyle rzeczy mówiłeś, że przestałem cię słuchać jakieś dwie godziny temu.
- A widzisz? Warto było jednak skupić się na treści. Nie wylądowalibyśmy w tej niezręcznej sytuacji.
- To nagle moja wina? Chcesz powiedzieć, że moją zasługą jest przedzieranie się przez to zapomniane przez Boga miejsce?
Sprzeczka tych facetów zaczynała się rozkręcać. Zupełnie nie moja sprawa.
- Panowie, moment. Jeśli szukacie jeziora Zygmunta Augusta, faktycznie troszkę zboczyliście z kursu.
- Uroczyska zygmuntowskiego, wyraziłem się niejasno? – ten, który mienił się literatem wydawał się urażony moimi słowami. Facet zaczynał mnie powoli wkurzać.
Spojrzałem pytająco na Antoniego, który wydawał się bardziej skory do komunikacji.
- Uroczysko to w zasadzie takie bagna. Mój szanowny kolega potrzebuje odnaleźć to miejsce. Jest w trakcie tworzenia legendy i wyobraził sobie, że pobyt w miejscu, którego historię opisuje natchnie go w pracy pisarskiej.
- A ja jestem prywatnym detektywem i szukam nieuczciwego grzybiarza. Niech sąd osądzi, kto jest w bardziej absurdalnej sytuacji. – Odparowałem.
- Pan raczy z nasz kpić? – Znów głos zabrał Duduś.
- Nie raczę. – I po krótce opisałem im cel swojej wyprawy. – Ale momencik, jak to kolega jest w trakcie tworzenia legendy?
- Właśnie tym się zawodowo zajmuję. Piszę legendy.
- Chyba raczej chałturzysz za kromkę chleba i pełną miskę – parsknął bibliotekarz. Jego z kolei zaczynałem lubić.
- O nie, szanowny Chomiku. Moja praca ma wymiar zarówno rozwijający wyobraźnię jak i edukacyjny. Proszę więc sobie darować głupie żarty na ten temat.
- Dobrze już, nie unoś się. Panie Detektywie, wspomniał pan o nieuczciwym grzybiarzu. Może moglibyśmy sobie pomóc nawzajem.
- Zasadniczo, to pracuję sam. Ale bywam czasem otwarty na propozycje.
- Napuścimy na złoczyńcę Dudusia i zagada go na śmierć.
- Antoś, na litość…
Naprawdę, wielkolud z sekundy na sekundę zyskiwał moją sympatię.
- No dobrze, na poważnie. Sięgniemy po naukę.
- Przewidywałem raczej użycie brutalnej siły – odparłem.
- Och, na tym właśnie będzie polegała nauka. Nauczymy tego człowieka, iż kraść nie jest ładnie.
Spodobało mi się to rozwiązanie. Nie odbiegało zbytnio od pierwotnego planu.
- Mnie to pasuje, w zamian pomogę panom wyjść na właściwą drogę i skieruję w stronę jeziora. Będziecie musieli iść dalej wzdłuż rzeczki i powinniście trafić na te swoje bagna.
- Uroczysko – doprecyzował Duduś.
- Może być i uroczysko. Dobra, to teraz za mną. Ale najpierw wzmocnienie. – Wyciągnąłem piersiówkę i zaproponowałem po łyku.
- O, bardzo pan uprzejmy się zrobił. Dziękuję. – flaszkę wziął literat, strzelił łyka i podał kumplowi. Po chwili trunek wrócił do mnie.
Posiliwszy się i zapaliwszy po papierosie, udaliśmy się w dalszą drogę. Szedłem jako pierwszy, za mną pokurcz a pochód zamykał wielkolud. Po kwadransie trafiliśmy na polankę gęsto obsianą podgrzybkami. Przynajmniej według mojej skromnej wiedzy. Czyli, zdążyliśmy.
- Teraz wystarczy zaczekać. Pozwolimy mu zacząć zbierać grzyby i jak upewnimy się, że to nasz cel, przystąpimy do działania.
- A skąd będziemy wiedzieć, że to właściwy człowiek?
- Zbiera tylko kapelusze, nóżki zostawia.
- Barbarzyńca. – zgodnie odpowiedzieli moi dziwni kompani.

Długo czekać nie musieliśmy. Grzybiarz zjawił się jak po swoje. Chłop niemały, dobrze że byłem z nieoczekiwanym wsparciem. Wygramoliłem się z krzaków i podszedłem to faceta.
- Panie, to las faceta z Sikor. Odradzam zbieranie tych grzybów. – Zagaiłem najspokojniej jak umiałem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, ta opowieść właśnie by się skończyła.
- A bo kurwa co? – Padła znacznie mniej spokojna odpowiedź. Mam wrażenie, że kiedyś ludzie bardziej mnie szanowali.
- A bo kurwa w łeb. – Do rozmowy przyłączył się bibliotekarz.
- Dwóch na jednego? Tacyście odważni?
Jakoś nie wspomniałem o trzecim z nas, chudzielec mógłby zaszkodzić powadze naszej groźby.
- Słuchaj pan, jeśli nie chcesz mieć przemodelowanej facjaty, dobrze radzę zabrać dupę w troki i już tu więcej nie wracać. Nie znasz miejscowych zasad? Do cudzego lasu tylko po resztki. Pierwsze zbiory są dla właściciela. Ja, przyjezdny, mam tego uczyć? Zapierdalaj do Puszczy Knyszyńskiej i tam sobie zbieraj ile dusza zapragnie. Kto wie, może nawet na tę dojarkę uzbierasz.
Zęby okazały się ważniejsze niż zbieranie kapeluszy, bo gość odstąpił od konfrontacji. Przeklinając nasze rodziny do kilku pokoleń wstecz i określając profesje żeńskich przedstawicielek naszych rodów zaczął wycofywać się z polany. Poczekaliśmy jeszcze pół godziny żeby sprawdzić czy nie próbował nas wziąć na czas. Uznaliśmy, że chyba jest w porządku więc i my zabraliśmy się w dalszą drogę.

Jak obiecałem, wyprowadziłem kompanów na odpowiednią drogę i wskazałem kierunek. Poranek był już w pełni, a spomiędzy gęstych chmur momentami wyglądało słońce.
- No dobrze, chyba czas się żegnać. Jeśli panowie zostaną w okolicy wystarczająco długo, zapraszam na Święto Konopczyna. – Nie mogłem uwierzyć w to, co mówię. Ja lokalnym przewodnikiem? Jakiś parszywy żart.
- Święto Konopczyna? Brzmi przaśnie – skomentował literat.
- Bo jesteśmy na prowincji, jak miałoby być? Wielkomiejsko? Będą tańce, konkursy, kiełbacha i piwo. Czego chcieć więcej od życia?

I taka była prawda. Spotkaliśmy się dwa dni później przy stoisku z grillem. Na imprezie byli przedstawiciele wszystkich okolicznych wiosek i pokaźna delegacja z Moniek. Mojemu gospodarzowi z Sikor nie udało się co prawda wygrać konkursu grzybowego, ale przynajmniej nikt mu już nic z polany nie podbierał. Można uznać, że przegrał uczciwie.
Na koniec wywiązała się potężna bijatyka. Kumple przepłoszonego przez nas grzybiarza postanowili dokonać aktu zemsty i w alejce do kibli dopadli mnie we trzech. Początkowo oczywiście przegrywałem, przewaga liczebna wroga nie pozwalała mi na zbyt wiele. Zbierałem raz za razem od czasu do czasu odgryzając się moim prześladowcom celnym kopniakiem. Niespodziewanie z odsieczą przyszedł mi bibliotekarz, który szybkim prostym posłał jednego z napastników w pobliski namiot. Rozkręciło się pandemonium. Namiot się przewrócił, grzebiąc na chwilę przebywających tam ludzi. Szamocąc się i klnąc niemiłosiernie, jeden po drugim wyłazili z kłębowiska płacht i sznurków i wkurzeni do granic możliwości szukali wzrokiem kogokolwiek, komu można by przyłożyć. A że Święto Konopczyna, jak już wspomniałem, odwiedziło całkiem sporo mieszkańców okolic, szybko ktoś się znajdował i karuzela kręciła się sama. Tak pięknie i folklorystycznie, jednemu dechą przez plecy, innemu butelką w czerep. Zdrowe, podlaskie święto. Każdemu takiego życzę.


& :szufla


--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
w_irek - Superbojownik · 6 lat temu
szufla
już się bałem, że przeniosłeś się na stałe do Moniek i Ci się długopis wypisał.
No ale wróciłeś dzięki Bogu i "dobrej zmianie".
Szkoda, że nie wymyśliłeś tego cyklu ze 40 lat temu (porucznik Borewicz by się wkurwił)
Czekam z zapartym stolcem na cd.


--
Brak_Sygnaturki

Ethordin
Ethordin - Superbojownik · 6 lat temu
Wrócił nasz gieroj

--
UWAGA: w komentarzu powyżej tej sygnatury może być ukryty sarkazm!!!
Rezyduję w RPA: blog; tyrury

Triskal
Triskal - Bojownik · 6 lat temu
gdybym mógł to dał bym Ci trzy okejki: jedną za powrót Detektywa i po jednej za Dudusia i Antoniego serio nie spodziewałem się tego crossoveru

--
All we see or seem is but a Dream within a Dream. Ashes to Ashes but Dust won't be Dust...

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
peggypumpkin - Superbojowniczka · 6 lat temu
Nareszcie

dSort
dSort - tańczący z butelkami · 6 lat temu
Ależ crossover zrobiłeś

--
www.idzieniedzwiedz.pl
Mam umysł siedmiolatka i ten siedmiolatek musi być cholernie zadowolony,że się go pozbył

brak avatara
@lujeran czy jak tam ...chono ilustracje porobic.

Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu
Moja najlepsza połowa zabiegała o spotkanie tych trzech miglanców. Nie zwykłem jej odmawiać

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
luggage - Superbojownik · 6 lat temu
No, nareszcie. Już się stęskniłem

Przygoda zacna, bibliotekarz chyba wymiata najbardziej. Od razu mi się przypomniała jedna z ulubionych postaci ze Świata Dysku.

--
+++ Divide By Cucumber Error. Please Reinstall Universe And Reboot +++

oprych
oprych - Superbojownik · 6 lat temu
Kurcze codziennie człowiek wchodzi na joemonstera i sprawdza.... I w końcu jest - a już się martwiłem :P

jak zawsze zacne

--
Pozdrawiam Oprych

pies_kaflowy
pies_kaflowy - Bęcwał Dnia · 6 lat temu
Co ćpiesz?

--

Witek32
Witek32 - Superbojownik · 6 lat temu

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Ciapek_88 - Superbojowniczka · 6 lat temu
At last!

--
Ciapek - nadciąga totalny kataklizm... ;)

Rupertt
Rupertt - Fajranttoholik · 6 lat temu
No! Nie leserujemy, piszemy, piszemy!
A my czytamy.

--
ryćk'n'rotfl

Kwiateck
Kwiateck - Superbojowniczka · 6 lat temu
Uuk!

--
Jeśli nie możesz się nauczyć jeździć na słoniu, naucz się przynajmniej jeździć konno. - Co to jest słoń? - Rodzaj borsuka - wyjaśniła Babcia. Nie dzięki przyznawaniu się do ignorancji od czterdziestu lat cie­szyła się sławą znawczyni natury.

Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu
:pies_kaflowy, ćpię literki Najlepiej mi wchodzą

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Ethordin
Ethordin - Superbojownik · 6 lat temu
Tylko nie przedawkuj, nie wszystko wychodzi z moczem


--
UWAGA: w komentarzu powyżej tej sygnatury może być ukryty sarkazm!!!
Rezyduję w RPA: blog; tyrury
Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] Święto Konopczyna.
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj