Obudziło mnie łomotanie w drzwi. Ledwie rozkleiłem powieki, próbując jednocześnie zrozumieć w jakim, cholernym świecie się znajduję. Stanowczo za dużo wódki wlałem wczoraj do gardła. Ale nałóg rzecz święta, nie można ignorować. Zapaliłem niedokończonego papierosa i powlokłem się w stronę źródła hałasu, bo nieoczekiwany gość nie odpuszczał. Właściwie nie wiedziałem kogo się spodziewać. Fakt, jakiś czas już tu bawiłem, ale znajomości większych nie zawarłem. Zwyczajne gadanie przy flaszce w barze ze wstrętnym szyldem. Nic konkretnego.
Otworzyłem i zobaczyłem nijakiego faceta w lekko podeszłym wieku.
- Pochwalony – przywitał się jegomość zdejmując i gniotąc w dłoniach czapkę. Ewidentnie zjadały go nerwy i chyba coś w rodzaju wstydu.
- Pochwalony czy nie, pan wejdzie – odpowiedziałem, może troszkę zbyt opryskliwym tonem. Cóż, na kacu nie należę do dusz towarzystwa – co mogę dla pana zrobić?
- Bo gadają we Mońkach, że jesteś pan detektor – rozmówca patrzył tylko i wyłącznie na swoje stopy, jakby bał się skrzyżować ze mną spojrzenia.
- Detektyw, prywatny – poprawiłem i dodałem. Zaznaczenie, że nie mam nic wspólnego z policją przeważnie ośmielało klientów.
- Widzisz pan, ja taką mam trudną dla mnie sprawę.
- Wszyscy takie mamy – rzuciłem od niechcenia i zapaliłem kolejnego papierosa, poczęstowałem też gościa, skorzystał skwapliwie. Zawsze korzystają.
- Bo ja jestem z Sikor, a tam na wioskach wszyscy się znamy i jak się wyda co się stało, to pośmiewisko będzie ze mnie. A sprawę mam poważną. Widzisz pan, jedna z moich krów chyba uciekła. – zrzucił to z siebie jak ciężar największy.
Co takiego? Krowy mam szukać? Cholera, normalny jesteś, facet? Z drugiej strony, czego innego mogłem się spodziewać. To nie jest przecież centrum seksu i rozrywki jak w Tłuszczu. Może i warto się zainteresować?
- Rozumiem – choć nie bardzo rozumiałem jak można krowę zgubić, to chyba w zagrodach się trzyma. Może kradzież? – i chce pan, żebym ją odnalazł?
- Nu tak, i jeszcze żeby ludzie nie wiedzieli. Zapłacę. – zapewnił.
A raz krowie, znaczy kozie, śmierć. Mogę zacząć od takiego kalibru.
- Dobra, o pieniądzach pogadamy później. Najpierw opisz pan tę swoją krowę – już sięgałem po swój notatnik, ale facet zrobił minę jakby kosmitę zobaczył.
- Krowyś pan nigdy nie widział? Łaciata, czarne łaty na białym. Łeb wielki, jak to u krowy. Ogon no i wymiona, jak to u krowy. Daśka na nią wołam. Wiesz pan, jak nie znajdziem, to będzie się męczyć niewydojona.
Oczywiście, wiem takie rzeczy.
- Ok, chyba nie ma co tracić czasu. Zbieramy się.
Wsiedliśmy w jego auto i pojechaliśmy do Sikor. Nie jest daleko, może kilkanaście kilometrów. Rozglądałem się, starając oswoić nową okolicę. Potrzebowałem też ustalić kilka faktów, więc precyzowaliśmy do zesrania nudne detale.
- Zdarzyło się coś takiego wcześniej?
- Żeby mi krowa uciekła? Nu coś pan. Nigdy.
- Może drzwi od stodoły pan nie zamknął?
- Obory.
- Słucham?
- Krowy mieszkają w oborze, nie we stajni.
No tak, kwestia niezwykle paląca. Nazewnictwo, psia mać. Ale ustaliliśmy, że drzwi od obory zamknął na pewno. Czy była możliwość, że ktoś ją ukradł? Facet opowiadał, że nie. U nich nie ma złodziei bydła. Czy na pewno sprowadził ją z pastwiska razem z resztą? Podobno tak, zawsze dokładnie je liczył. No to trzeba będzie dokładnie obejrzeć miejsce zdarzenia. A do gospodarstwa właśnie dojeżdżaliśmy. Powoli sprawa zaczynała mnie interesować.
Czy krowa znajdzie się w Sikorach? Czy zawędrowała aż do Kalinówki? A może utopiła się w Jeziorze Zygmunta Augusta? O tym niebawem
& :szufla
--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.