Czytając historię jednego bojownika przypomniała mi się historyjka sprzed kilku lat:
Rejestrowałem się na drugi stopień studiów na AWF, trzeba było więc ponownie przejść badanie u lekarza, który stwierdzi czy się nie stanie mi się krzywda. Poszedłem więc do właściwej przychodni, wypełniłem jakieś druczki, wniosłem opłatę i udałem się do kolejki, gdzie siedziało już dwóch studentów. Po chwili przyszła jakaś kobieta z synem. Syn - jak przystało na poważnego mężczyznę, który przychodzi załatwiać sprawę z mamą był typowym dzieciakiem wyrwanym sprzed komputera - okularki i dziewiczy wąsik, zdezorientowany i przestraszony. Po dialogu jaki wymienił z matką dowiedziałem się, że również jest studentem. Po chwili przyszła inna kobieta, młoda, ale nie aż tak żeby jeszcze studiować. Zaznajomiła się z treścią karteczki na drzwiach lekarza i usiadła obok mnie. Nadmienić tutaj koniecznie trzeba treść wywieszonej informacji - było to coś w stylu "W przypadku oczekiwania w kolejce studentów i osób pracujących proszę wchodzić naprzemiennie". Akurat student będący przede mną wszedł do gabinetu, wyglądało więc na to, że sobie jeszcze chwilę dłużej poczekam. Gość wychodzi, wchodzi teoretycznie ostatnia w kolejce kobieta i wtem wyrywa się bojownicza matrona:
- A co Pani tak się wpycha na chama? Ja tu z synkiem w kolejce już tyle czasu czekam!
- A czytać Pani umie? - odpowiedziała kobieta i weszła do gabinetu.
Panie okazały się być godne siebie, bo matka zaczęła trajkotać o chamstwie a druga zaczęła się żalić głośno w gabinecie, mówiąc, że syn pizduś przyszedł z mamusią i terroryzują kolejkę. Za jakiś czas kobieta wyszła, przychodzi moja kolej. Wchodzę do pokoju i okazuje się, że to jeszcze nie gabinet lekarski a pokój przeznaczony do mierzenia, ważenia itp. i rezyduje w nim jakaś asystentka. Witam się, ale kobieta robi wielkie oczy, patrzy na nie z niedowierzaniem. Dotykam się po twarzy, bo pomyślałem sobie, że może brudny jestem, oko mi wypadło, czy ki chuj, że ona taka zdziwiona. Nagle wyjaśnia się:
- To Pan przyszedł z mamą?
Zaczynam rozumieć - kobieta się zdziwiła, bo nie pasowałem do stereotypu synka, czy też może do opisu jaki mógł się pojawić - ponad 190 cm wzrostu, 120 kg wagi, zarost, bardzo basowy głos itd. Myślała, że to mamuśka z dzieciakiem są następni w kolejce. Trochę mnie to jednak uraziło, więc odpowiedziałem:
- Tak kurwa, na rękach mnie przyniosła.
Rozumiem kobiecy charakter, ploteczki i narzekania, ale trochę nie na miejscu jest wyjeżdżać do pacjenta z takim tekstem
Rejestrowałem się na drugi stopień studiów na AWF, trzeba było więc ponownie przejść badanie u lekarza, który stwierdzi czy się nie stanie mi się krzywda. Poszedłem więc do właściwej przychodni, wypełniłem jakieś druczki, wniosłem opłatę i udałem się do kolejki, gdzie siedziało już dwóch studentów. Po chwili przyszła jakaś kobieta z synem. Syn - jak przystało na poważnego mężczyznę, który przychodzi załatwiać sprawę z mamą był typowym dzieciakiem wyrwanym sprzed komputera - okularki i dziewiczy wąsik, zdezorientowany i przestraszony. Po dialogu jaki wymienił z matką dowiedziałem się, że również jest studentem. Po chwili przyszła inna kobieta, młoda, ale nie aż tak żeby jeszcze studiować. Zaznajomiła się z treścią karteczki na drzwiach lekarza i usiadła obok mnie. Nadmienić tutaj koniecznie trzeba treść wywieszonej informacji - było to coś w stylu "W przypadku oczekiwania w kolejce studentów i osób pracujących proszę wchodzić naprzemiennie". Akurat student będący przede mną wszedł do gabinetu, wyglądało więc na to, że sobie jeszcze chwilę dłużej poczekam. Gość wychodzi, wchodzi teoretycznie ostatnia w kolejce kobieta i wtem wyrywa się bojownicza matrona:
- A co Pani tak się wpycha na chama? Ja tu z synkiem w kolejce już tyle czasu czekam!
- A czytać Pani umie? - odpowiedziała kobieta i weszła do gabinetu.
Panie okazały się być godne siebie, bo matka zaczęła trajkotać o chamstwie a druga zaczęła się żalić głośno w gabinecie, mówiąc, że syn pizduś przyszedł z mamusią i terroryzują kolejkę. Za jakiś czas kobieta wyszła, przychodzi moja kolej. Wchodzę do pokoju i okazuje się, że to jeszcze nie gabinet lekarski a pokój przeznaczony do mierzenia, ważenia itp. i rezyduje w nim jakaś asystentka. Witam się, ale kobieta robi wielkie oczy, patrzy na nie z niedowierzaniem. Dotykam się po twarzy, bo pomyślałem sobie, że może brudny jestem, oko mi wypadło, czy ki chuj, że ona taka zdziwiona. Nagle wyjaśnia się:
- To Pan przyszedł z mamą?
Zaczynam rozumieć - kobieta się zdziwiła, bo nie pasowałem do stereotypu synka, czy też może do opisu jaki mógł się pojawić - ponad 190 cm wzrostu, 120 kg wagi, zarost, bardzo basowy głos itd. Myślała, że to mamuśka z dzieciakiem są następni w kolejce. Trochę mnie to jednak uraziło, więc odpowiedziałem:
- Tak kurwa, na rękach mnie przyniosła.
Rozumiem kobiecy charakter, ploteczki i narzekania, ale trochę nie na miejscu jest wyjeżdżać do pacjenta z takim tekstem
Ostatnio edytowany:
2016-05-04 22:32:44