Kupiłem witaminki w sklepie internetowym. Najtańszą opcją ich otrzymania, jest odebranie przesyłki na poczcie.
Taką wybrałem, z racji tego że odbiorę kiedy sam będę chciał w godzinach pracy urzędu. Nie muszę czekać na doręczyciela,
Ten zawsze się zjawia, wtedy gdy człowiek bierze prysznic, leży w łóżku z tą którą bajerował cały miesiąc i kiedy właśnie dochodzi, jest dzwonek do drzwi, czy duma nad uratowaniem całego świata, będąc w pozycji lekko zgiętej. Więc menda i tak zostawi awizo co niczego nie zmienia.
Miałem do wyboru kilka urzędów w mojej okolicy, wybrałem ten jeszcze mi nie znany, nauczony wcześniejszą traumą, gdy po powrocie do domu wkurw sięgał zenitu, że przychodziła chęć zjedzenia blatu stołu. Tak na mnie te potwory pocztowe działają.
Urząd malutki, dwa okienka i standard obsługi jak w całym PLu... z całości działa jak zwykle jedno stanowisko, lecz o tym dopiero miałem się za chwilę dowiedzieć.
Przy pierwszym siedział jakiś potwór coś na wzór skrzyżowania meduzy i smoka wawelskiego. Walił stemplem w każdą kopertę w rytmie kół pociągu towarowego do Aushwitz. Tok, tok, bum! Tok, tok, bum! Tok, tok, bum!
Zagadałem, bo jeszcze kilka osób przede mną, stałem akurat przy tym okienku.
- czy mogę tu odebrać przesyłkę? - Iskry z oczu i obłoki pary z nosa, dawały do zrozumienia że chyba jednak nie. Swoje trzeba odstać, nie ma na skróty.
- Nie umie czytać co tu napisane? - pokazał na tabliczkę z napisem OKIENKO NIECZYNNE
- No tak, umie. A umie czytać co jest napisane na tej drugiej tabliczce? - Obróciłem by potwór sobie zerknął ODBIÓR PRZESYŁEK
Dalsze dywagacje nie miały sensu, do moich uszu dalej dobiegał rytmiczny stukot kół, pociągu. Chyba pustego, bo nikt nie lamentował. Poczekam do następnego okienka.
Dziadek stojący przede mną podał awizo, nawet ładna ta panienka w okienku - pomyślałem. (to niemożliwe! Takich tam nie przyjmują, pewnie odrabia za karę) Po przewertowaniu góry papierów, znalazła ten jeden jedyny, najważniejszy dla życia ludzkości , pomazany różnokolorowymi tuszami jak skóra recydywisty, papier.
- Musi pan dopłacić dwa pięćdziesiąt - rzekła oschle, wyjaśniając jedynie że to kolejny zwrot i ktoś musi (chyba za utrzymanie poczty zapłacić, dziadek ma pecha)
Staruszek wyłuskał ostatnie drobniaki z emerytury, dziś już jeść nie będzie, podpisał cyrograf, panienka poprzyklejała naklejki w swoim "spisie poległych" za pocztę i mówi:
- Noo, list ma pan od samego ministra sprawiedliwości Ziobry - Tylko dzięki klejowi Corega, dziadek nie połknął własnej szczęki, zafundowanej mu przez szczodry NFZ.
- Jakiego Ziobry?! Ja?!
- Niech pan jeszcze raz pokaże dowód - zaszczebiotała teraz trochę milsza pani, ubrana w gustowny granatowy fartuszek z białym kołnierzykiem, moda podstawówka lata 70.
- No tak, awizo powinno być na numer mieszkania 10 a pan ma 01. - oddała pieniądze i poodklejała naklejki.
- To nic do mnie nie ma?
- Zaraz sprawdzę ... NIC. Dziadek odszedł niepocieszony. Pomyślałem sobie, rzekła byś ... jest..... wielkie przepraszam! po chwili sfrunąłem z chmur w szarą rzeczywistość, uderzając z całym impetem kością ogonową w posadzkę, Obudź się! Przecież to Poczta Polska.
Następny byłem ja, podszedłem, podałem dowód mówiąc;
- Chciałem odebrać przesyłkę .... nie od Ziobry.
--