Dzisiaj będzie mniej zabawnie, czasem można i tak:
Starszy facet, raczej menel, ale z gatunku tych jeszcze kontaktowych, przychodził codziennie po dziesięciogramową paczkę tytoniu Chesterfielda. Przestał przychodzić i jakoś z początku nie zauważyłam. Myłam witrynę, gdy mnie zaczepił:
- Dzień dobry, pani kierowniczko! Trzeci tydzień nie palę, nie piję i patrz pani, jaki jestem teraz fajny! A świat jest piękny!
- Dzień dobry! Super, tak trzymać. A jak to się stało, że pan rzucił palenie? (Informację o piciu przemilczałam).
Tu usłyszałam historię, jak to mieszkał z bratem i ten brat zmarł "od nałogów" - jak on to ujął. Po pogrzebie było smutno pić samemu, to przestał. Jak nie pije, palić mu się nie chce. Ma za to dużo wolnego czasu, który spędza spacerując po całym mieście. Obliczył, że za zaoszczędzone na winie i tytoniu pieniądze może sobie sprawić wygodne buty, co też zrobił. Paradnie wyglądał w swoim "menelskim mundurze" i nowiutkich, bielusieńkich butach sportowych z bazaru. Trzymam za niego kciuki, żeby nie wrócił do dawnego sposobu na życie.
Śmierdzi, ale nie alkoholem, nie tytoniem, tylko brudem, potem, moczem, bo ja wiem, czym jeszcze? Wygląda jak żul, kumpluje się z żulami, ale nie pije. Fenomen. Ma stare ubrania, które kiedyś musiały być drogie. Nosi długie włosy i brodę, którą najwyraźniej sam niedbale przystrzyga nożyczkami. Jest cichy i kulturalny.
Kupuje codziennie tylko zapałki. Kilka paczek. Na pytanie, które odważyłam się w końcu zadać: po co mu te zapałki, odpowiedział:
- Mam mieszkanie. Płacę czynsz. Ale wodę, światło i gaz dawno mi odcięli. Co trzeba, zrobię przed zmrokiem. Jak jest ciemno, zapalam zapałkę i sobie świecę pod nogi. Tyle mi wystarczy.
- Czemu pan nie zapali świeczki?
- Bo jeszcze nie umarłem! Nie mieszkam na cmentarzu.
Ludzi, którzy go znają mówią, że jest zbyt dumny, żeby pójść do opieki społecznej, albo poprosić swoje dzieci o pomoc.
Wczoraj kupiłam mu zapalniczkę. Nie podziękował. Za to po raz pierwszy spojrzał mi prosto w oczy i wyszedł.
- Poproszę tytoń Chesterfielda za 5,50, bletki i filterki. A, i jeszcze zapalniczkę do tego. Jakąś tanią,
- Zapalniczkę mam za 3,59. Będzie?
- Za ile?! Nie, no za droga.
- Dać panu pudełko zapałek?
- Nie, dziękuję, zapałki są niezdrowe. Mają tę, no... siarkę. I jak się człowiek zaciągnie od takiej dopiero co zapalonej, to jest niezdrowo dla płuc.
Starszy facet, raczej menel, ale z gatunku tych jeszcze kontaktowych, przychodził codziennie po dziesięciogramową paczkę tytoniu Chesterfielda. Przestał przychodzić i jakoś z początku nie zauważyłam. Myłam witrynę, gdy mnie zaczepił:
- Dzień dobry, pani kierowniczko! Trzeci tydzień nie palę, nie piję i patrz pani, jaki jestem teraz fajny! A świat jest piękny!
- Dzień dobry! Super, tak trzymać. A jak to się stało, że pan rzucił palenie? (Informację o piciu przemilczałam).
Tu usłyszałam historię, jak to mieszkał z bratem i ten brat zmarł "od nałogów" - jak on to ujął. Po pogrzebie było smutno pić samemu, to przestał. Jak nie pije, palić mu się nie chce. Ma za to dużo wolnego czasu, który spędza spacerując po całym mieście. Obliczył, że za zaoszczędzone na winie i tytoniu pieniądze może sobie sprawić wygodne buty, co też zrobił. Paradnie wyglądał w swoim "menelskim mundurze" i nowiutkich, bielusieńkich butach sportowych z bazaru. Trzymam za niego kciuki, żeby nie wrócił do dawnego sposobu na życie.
Śmierdzi, ale nie alkoholem, nie tytoniem, tylko brudem, potem, moczem, bo ja wiem, czym jeszcze? Wygląda jak żul, kumpluje się z żulami, ale nie pije. Fenomen. Ma stare ubrania, które kiedyś musiały być drogie. Nosi długie włosy i brodę, którą najwyraźniej sam niedbale przystrzyga nożyczkami. Jest cichy i kulturalny.
Kupuje codziennie tylko zapałki. Kilka paczek. Na pytanie, które odważyłam się w końcu zadać: po co mu te zapałki, odpowiedział:
- Mam mieszkanie. Płacę czynsz. Ale wodę, światło i gaz dawno mi odcięli. Co trzeba, zrobię przed zmrokiem. Jak jest ciemno, zapalam zapałkę i sobie świecę pod nogi. Tyle mi wystarczy.
- Czemu pan nie zapali świeczki?
- Bo jeszcze nie umarłem! Nie mieszkam na cmentarzu.
Ludzi, którzy go znają mówią, że jest zbyt dumny, żeby pójść do opieki społecznej, albo poprosić swoje dzieci o pomoc.
Wczoraj kupiłam mu zapalniczkę. Nie podziękował. Za to po raz pierwszy spojrzał mi prosto w oczy i wyszedł.
- Poproszę tytoń Chesterfielda za 5,50, bletki i filterki. A, i jeszcze zapalniczkę do tego. Jakąś tanią,
- Zapalniczkę mam za 3,59. Będzie?
- Za ile?! Nie, no za droga.
- Dać panu pudełko zapałek?
- Nie, dziękuję, zapałki są niezdrowe. Mają tę, no... siarkę. I jak się człowiek zaciągnie od takiej dopiero co zapalonej, to jest niezdrowo dla płuc.
--
Skiosku&Pokiosku