Uczę Niemców angielskiego. Nie żeby zawodowo, ale z przekonania (jednak bardziej z nieadekwatnego aparatu pojęciowego czy coś). Uczę ich wszędzie.
Jako, że człowiek nie wielbłąd i jeść coś musi popędziłem do lokalnego spożywczaka po bułeczki. Dziewięć ich było (tych bułeczek). Błąd strategiczny.
Pan przy kasie uprzejmie w swym języku pytając:
- Wifil tych bułeczek sobie kupił?
- Najn.
- Nojn.
- Najn!!!
- Wifil???!NOJN!!
- Łotewer...
Chyba poniechał dalszego drążenia tematu, bo policzył sam ...
Jako, że człowiek nie wielbłąd i jeść coś musi popędziłem do lokalnego spożywczaka po bułeczki. Dziewięć ich było (tych bułeczek). Błąd strategiczny.
Pan przy kasie uprzejmie w swym języku pytając:
- Wifil tych bułeczek sobie kupił?
- Najn.
- Nojn.
- Najn!!!
- Wifil???!NOJN!!
- Łotewer...
Chyba poniechał dalszego drążenia tematu, bo policzył sam ...
Ostatnio edytowany:
2014-10-21 20:42:07