Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Półmisek Literata > The Wizard -
Papercat
Dawniej pisałem sporo opowiadań i szlifowałem swoje umiejętności. Później nawet czytać przestałem w takich ilościach, jak kiedyś, przez co mam wrażenie, że moje umiejętności pisarskie przestały praktycznie istnieć. Postanowiłem spróbować jednak swoich sił i oto, co wymodziłem:

The Wizard

Powiedzieć by można, że była to po prostu ciemna i deszczowa noc, jednak tak łagodny i lakoniczny opis pasowałby jedynie do górnego miasta, które miało stałe oświetlenie, a ulice osłaniane były przez zadaszenia ze smartglassu. Ewie, która znajdowała się akurat na najniższym poziomie (nie licząc rozbudowanej sieci kanałów rozciągniętej na kształt labiryntu pod całą metropolią), zdawało się, że ciemność oblepia ją ze wszystkich stron i ciągnie się za nią niczym roztopiona smoła. Było to oczywiście wrażenie oparte jedynie na jej wyobrażeniu o smole, bo prawdziwej nigdy na oczy nie widziała. Temperatura również była paskudna. Jakkolwiek Ewa lubiła chłód i ponad wszystko nienawidziła wysokich temperatur, tak teraz zimno drażniło ją i demotywowało. Teoretycznie autostrady przecinające miasto powinny były dawać skuteczną osłonę przed deszczem, w praktyce jednak woda posłusznie przestrzegała prawa grawitacji i koniec końców spływała do dolnego miasta. W okresach ostrzejszych ulew kanały wypełniały się całkowicie, a na ulicach dochodziło do powodzi. Ginęło wtedy mnóstwo ludzi, co nie miało jednak jakiegokolwiek znaczenie. Wszyscy mieszkańcy dolnego poziomu byli bowiem umierający.

Ewa jednak do nich nie należała. Mieszkała w górnym mieście, w dzielnicy przeznaczonej dla klasy średniej. Wśród umierających była jedynie gościem i ciężko było tego nie zauważyć. Wyróżniała się ubiorem, które choć stare i zniszczone wciąż prezentowało się lepiej niż łachmany noszone przez otaczających ją ludzi. W jej twarzy również można było odczytać, że wiodła lepsze życie, nawet pomimo zmarszczek znaczących jej wiek. Ewa, choć dość szczupła, zdecydowanie nie była wychudzona, co tym bardziej wyróżniało ją z tłumu.

Szła powoli, omijając poruszających się apatycznie ludzi. Jej wzrok przyzwyczaił się częściowo do ciemności, jednak wciąż widziała słabo i bała się przyśpieszyć kroku. Czuła na sobie spojrzenia umierających; czuła bijącą od nich ciekawość, a także zazdrość i wrogość. Mimo to nie bała się. Żaden umierający nie miał prawa jej niczego zrobić, a gdyby nawet któryś spróbował, Ewa poradziłaby sobie z nim bez większego problemu. Poza tym w powietrzu cały czas krążyli niewidzialni gołym okiem obserwatorzy, zdolni zaprowadzić porządek w przeciągu kilku sekund. Jednak opcja spotkania z nimi podobała się Ewie jeszcze mniej niż perspektywa walki z umierającymi. Wolała pozostać niezauważona.

Zniecierpliwiona żałosnym tempem, w jakim się poruszała, skręciła w boczną, znacznie węższą uliczkę. Przystanęła tam na chwilę i sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki. Wydobyła z niej okulary o smukłych, rozciągniętych na boki szkłach w grubych oprawkach. Nałożyła je i uruchomiła, przeciągając palcem po nauszniku. Urządzenie automatycznie zarejestrowało niski poziom oświetlenia i włączyło noktowizję. Następnie na polecenie Ewy wczytało wcześniej zapisaną lokację. W powietrzu przed nią pojawiła się świetlista linia prowadząca ją niczym po sznurku prosto do celu.

Z tym ułatwieniem, dotarcie na miejsce stało się banalnie proste. Ewa po niespełna kwadransie stanęła przed znanym jej już budynkiem z czerwonej cegły. Była tu już kilkukrotnie, jednak w dolnym mieście większość budynków wyglądało podobnie, a ona nigdy nie mogła poszczycić się dobrą orientacją w terenie.

Trzeba było od razu was użyć mruknęła, chowając okulary.
Podeszła do drewnianych drzwi, które na pierwszy rzut oka wyglądały, jakby można było wyrwać je z framugi jednym pociągnięciem. Dopiero po uważniejszej obserwacji ujawniały swe solidne wykonanie. Ewa nie otworzyła ich, lecz wymacała klapkę znajdującą się w ścianie. Po chwili mocowania się, udało jej się odsłonić panel dotykowy, na którym na zielono rozjaśniały cyfry. Wpisała kod i po kilku sekundach z niewielkiego głośniczka umieszczonego nad klawiaturą dobył się męski głos:
Tak, słucham?
Wpuść mnie. To ja.
Co to znaczy ja? - zapytał głos.
Ewa.
Ach, Ewa mężczyzna przeciągnął jej imię, jakby głowił się nad jakimś problemem. Droczył się z nią jak zwykle. - Mhm, Ewa...

Minęło kilka sekund nim zamek w drzwiach odblokował się z głośnym trzaskiem, ukazując za sobą słabo oświetlone prowadzące w dół schody.

Widzę, że zrobiłeś małe przemeblowanie rzuciła Ewa na przywitanie, wchodząc do przestrzennej piwnicy.

Na środku pokoju ustawione było krzesło, przed którym zwisały z sufitu trzy szeregi płaskich niczym kartka monitorów. Poza tym w pokoju znajdowało się duże łóżko i lodówka, a w rogu zielonkawa zasłona ograniczała łazienkę. Przy tak małej ilości mebli pomieszczenie wydawało się ogromne.

Lubię czasami poczuć powiew świeżości odrzekł mężczyzna, wstając z krzesła. W jasnym świetle monitorów wyraźnie zaznaczały się zmarszczki na jego twarzy oraz długie i siwe, acz zaskakująco gęste jak na podeszły wiek, włosy.
Miło cię znów widzieć, Adamie powiedziała Ewa, ściskając dłoń gospodarza.
Ciebie również rzekł mężczyzna, odwzajemniając uścisk i kłaniając się lekko. - Gotowa? - zapytał konspiracyjnym tonem.
Nie mogłabym być gotowa bardziej.
Doskonale.

Adam odwrócił się na pięcie i podszedł do łóżka. Wyciągnął spod niego metalową skrzynkę, po czym położył ją na posłaniu.
Podejdziesz czy będziesz tak stała popędził Ewę wciąż stojącą przy schodach
Ze skrzynki wyciągnął pistolet o niewielkich rozmiarach, jednak o stosunkowo masywnej, wysokiej lufie.
VSK Vistorius, strzela pociskami poddźwiękowymi, co zmniejsza znacząco siłę obalającą. Generalnie raczej mało popularny, jednak do tej sytuacji idealny. Pocisk powinien zostać w ciele. A jeżeli jednak przejdzie na wylot, strzel jeszcze raz.
Tak, wiem odparł Ewa. - Pocisk musi zostać w ciele.
Nie musi, ale...
Ale powinien.
Otóż to. Wiesz, że...
Mam nie strzelać w głowę, lepiej, żebym oddała kilka strzałów w klatkę piersiową niż jeden skuteczny w głowę.
Doskonale pochwalił Adam. - Wiesz chyba wszystko.
Tak sądzę.
Milczeli przez chwilę. Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem.
Wiesz chyba też, że - zaczął.
Że co?
Że się wkurwi za to, co zrobiłaś.
Ewa zawahała się chwilę. Odetchnęła głęboko i kiwnęła głową.
Ano przyznała. - A da się to zrobić to tak, żeby go nie zdenerwować?
Adam wzruszył ramionami.
Raczej nie stwierdził.
Otóż to.
Rudowłosa zerwała się na równe nogi.
Masz transport? - spytał Adam, przekazują Ewie pistolet.
Nie. Odejdę kawałek i sprowadzę taksówkę. Niedługo wyjdzie słońce. Aurora wstaje wcześnie rano, by przygotować się do pracy. Wpuści mnie bez jakichkolwiek podejrzeń.
Taksówka wyląduje w dolnym mieście?
Nie, zmuszę ją do tego. Mam program hakujący ich system.
Musi wystarczyć.
Wpatrywali się w siebie jeszcze przez chwilę, zastanawiając nad słowami pożegnania. Adam położył Ewie dłoń na ramieniu, po czym powiedział tylko:
Powodzenia... i do zobaczenia.

Opuściła jego samotnię minutę później. Drzwi zatrzasnęły się za nią z tym samym charakterystycznym trzaskiem, z którym wcześniej się otworzyły. Zgodnie z tym, co powiedziała Adamowi, Ewa oddaliła się kilka kilometrów, nim za pomocą komputera, oplatającego jej przedramię na kształt bransolety, uruchomiła program hakujący. Taksówka, będąca niczym więcej, jak niewielkim helikopterem, wylądowała bezpośrednio na ulicy, zmuszając umierających do rozstąpienia się. Kabina była wyciszona, lecz szum pracujących śmigieł wciąż dał się słyszeć. Nie był to jednak dźwięk nieprzyjemny, a wręcz przeciwnie usypiał. Kiedy Ewa rozsiadła się na kanapie, po wskazaniu adresu autopilotowi, dopadła ją trudna do zwalczenia senność. Nawet stres, który towarzyszył jej jeszcze chwilę temu nie był w stanie w pełni jej rozbudzić. Kobieta wyjrzała przez okno, by obejrzeć wschód słońca. Pomogło to nieco w zachowaniu przytomności.

Taksówka wylądowała na platformie umiejscowionej mniej więcej w połowie wieżowca, akurat w momencie, gdy Ewa zac

Papercat
Usłyszała tłuczenie ciężkich wojskowych butów dochodzące z korytarza. Za długo się wahała i nie miała już czasu na kolejną nieudolną próbę. Tym razem chwyciła pistolet mocniej, mimo że część sił musiała poświęcić na walkę z bólem, po czym przyłożyła sobie broń do szyi. Usłyszała żądanie otworzenia drzwi wykrzyczane przez ochronę. Parsknęła śmiechem, plując krwią.
- Sami sobie otwórzcie wycedziła.
Beznadziejne ostatnie słowa, pomyślała, nim oddała strzał. Tym razem nie spudłowała.

Papercat
Coś się spierdzieliło w drugim poście. Wybaczcie mi, proszę.

Taksówka wylądowała na platformie umiejscowionej mniej więcej w połowie wieżowca, akurat w momencie, gdy Ewa zaczęła przegrywać walkę ze zmęczeniem. Zimne poranne powietrze oraz huk towarzyszący wznoszeniu się pojazdu wreszcie pobudziły ją do działania. Wyśpię się po śmierci, pomyślała, co natychmiast poprawiło jej humor. Śmierć nadchodzi, dodała z uśmiechem, w którym, choć mogłoby się tak zdawać, nie było krzty szaleństwa.

Winda szybko przeniosła ją prawie dwadzieścia pięter w górę, a znalezienie właściwego mieszkania zajęło Ewie niespełna minutę. Rudowłosa bez wahania nacisnęła przycisk domofonu i wyprostowana stanęła naprzeciw kamery wbudowanej w ścianę.

- O, witaj, mamo z domofonu wydobył się kobiecy głos. Nie spodziewałam się ciebie. Wejdź, proszę, i rozgość się. Zaraz się ubiorę.

Drzwi otworzyły się bezgłośnie. Ewa weszła do znanego jej już mieszkania, urządzonego w nieznośnie jasnych, jak na jej gust, barwach. Z zalewu bieli i beżu wyróżniał się jedynie czarny ekran telewizora. Czego, jak czego, ale gustu swej synowej Ewa nigdy nie potrafiła zrozumieć. Nie była to zresztą jedyna rzecz, co do której te dwie kobiety się nie zgadzały, a jednak jakoś potrafiły utrzymać ze sobą stały i względnie bezkonfliktowy kontakt. Nawet po tym, jak mąż Aurory, a Ewy jedyny syn, zmarł w wypadku przed niemal dwoma laty, dziewczyna mówiła do swojej teściowej mamo.

Ewa stanęła przy ogromnych przeszklonych drzwiach prowadzących na balkon i uruchomiła komputer na przedramieniu. Wykasowała wszystkie dane i wielokrotnie nadpisała je zerami. Następnie to samo zrobiła z okularami. Kiedy już była pewna, że nie jest w stanie bardziej utrudnić odzyskania informacji z dysków, wyciągnęła pistolet z kabury zawieszonej pod pachą i sprawdziła magazynek po raz wtóry.

Usłyszała kroki. Natychmiast schowała pistolet i odwróciła się bokiem do Aurory, która właśnie weszła do salonu, ubrana w służbowy kombinezon. Nawet w brzydkim biurowym stroju dziewczyna robiła ogromne wrażenie. Blond włosy sięgały jej połowy pleców, a kształtna twarz nie nosiła jakichkolwiek znamion problemów z cerą dawnych i obecnych. Kobietom w placówkach rządowych nie wolno było stosować makijażu, więc nie mogło być mowy o maskowaniu niedoskonałości. Tych po prostu u Aurory nie było. No, może co bardziej wytrawni koneserzy kobiecej urody(którzy to najczęściej kobiety widywali na obrazkach) przyczepić by się mogli do zbyt małego biustu. Przy takiej urodzie mogłabym być nawet płaską jak deska, myślała nieraz Ewa i z pewnością nie była osamotniona w swej zazdrości.

- Przepraszam, że czekałaś. Nie spodziewałam się ciebie, tym bardziej o takiej wczesnej godzinie powiedziała Aurora.
Ewa nie odpowiedziała, nie drgnęła nawet. Prawą dłoń, którą zaciskała na pistolecie wciąż miała schowaną pod połą kurtki. Zastanawiała się, czy
- Chciałaś mi coś powiedzieć? weszła jej w myśl synowa.
- Zasadniczo - Tak, chciała jej coś powiedzieć, jednak nie miała pojęcia, co takiego. Coś, co zabrzmiałoby dobrze, jak w filmach, które oglądała, będąc mała, a których już nie dało się nigdzie dostać. Chciał wyrzec jakieś, jak to się kiedyś mówiło, epickie ostatnie słowa. Coś, co wszyscy chłopcy i niejedna dziewczynka, cytowaliby w zabawie z rówieśnikami. Coś jednocześnie genialnego, lecz nie brzmiącego tandetnie. Niestety, nic takiego nie przychodziło jej do głowy.
- Nie, w sumie nie zdecydowała w końcu.

Wyciągnęła pistolet z kabury, wycelowała jedną ręką i oddała sześć strzałów w tułów. Przynajmniej dwie kule spenetrowały jamę brzuszną Aurory, przechodząc na wylot. Ostatni pocisk również przeszedł na drugą stronę, rozrywając jej szyję. Trzy pociski zdołały jednak zatrzymać się w klatce piersiowej dziewczyny. Nie takie małe masz te cycki, pomyślała Ewa, stając nad martwym ciałem.

Przeszła ponad zwłokami i, zostawiając krwiste odciski butów na dotąd idealnie czystym białym dywanie, zbliżyła się do przycisku alarmu dyskretnie wkomponowanego w ścianę. Nacisnęła go. Miała teraz dwie minuty do przybycia ochrony budynku, nie traciła więc czasu. Odwróciła pistolet w dłoniach i przycisnęła lufę do mostka. Ta część okazała się trudniejsza niż zabicie Aurory. Ewa wzięła kilka głębszych oddechów, po czym, zamknąwszy wpierw oczy, nacisnęła spust. Poczuła przeszywający ból, trudny z początku do zlokalizowania. Po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że w czasie wystrzału przesunęła pistolet w dół i strzeliła sobie w brzuch, zamiast w pierś.

- Kurwa mać zaklęła, zwijając się z bólu.

Usłyszała tłuczenie ciężkich wojskowych butów dochodzące z korytarza. Za długo się wahała i nie miała już czasu na kolejną nieudolną próbę. Tym razem chwyciła pistolet mocniej, mimo że część sił musiała poświęcić na walkę z bólem, po czym przyłożyła sobie broń do szyi. Usłyszała żądanie otworzenia drzwi wykrzyczane przez ochronę. Parsknęła śmiechem, plując krwią.

- Sami sobie otwórzcie wycedziła.
Beznadziejne ostatnie słowa, pomyślała, nim oddała strzał. Tym razem nie spudłowała.
Forum > Półmisek Literata > The Wizard -
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj