- Burack znowu chrapałeś w nocy - powiedziała żona podczas porannej toalety.
Nie dość, że mnie boli głowa to jeszcze kobieta od rana musi truć dupę - pomyślał. Spojrzał w lustro i się skrzywił - czarno dzisiaj to widzę - dobrze, że poprzedni właściciele kazali dom na biało pomalować,
przynajmniej jakieś jasne akcenty są.
- Sorry, kochanie, że nie zjemy razem dziś śniadania ale muszę już iść
do roboty. Imperium wzywa.
- Weź chociaż kanapkę...
- Dobra - dla świętego spokoju odparł prezydent. I poszedł na parter. Do
roboty.

W owalnym gabinecie czekała na niego już góra papierów i milion
ważnych, bardzo ważnych i najważniejszych maili. Skasował wszystkie by
nie psuć sobie nastroju. Przejrzał nagłówki gazet. Kurwa (znaczy:
fuck) - wszędzie o bezrobociu, kryzysie etc., dobrze przynajmniej, że
premiera Transformersów poszła dobrze. Ta biała lala jak modelka
wprawdzie się do niczego nie nadawała, ale reszta była OK. Pooglądał
obrazki - fuck, wszystko się kończy nawet space program, żeby tylko
prom nie spadł podczas ostatniego lotu bo będzie znowu obciach.

Zasiadł w fotelu. Dzwonek.
Ben.
Fuck. Big fuck.

Trzęsące ręce sygnalizowały zdenerwowanie.
- Siadaj - rzekł Burack, - Głowa mi napieprza - Zajarasz?
- Jadę na amfie - nie mam czasu na jaranie trawy, to dobre dla
studentów - odparł Ben
- Słuchaj dolary się kończą, trzeba znowu dodrukować
- Nie ma tak prosto, sam wiesz jak jest - odparł Ben, brakuje
helikopterów do rozrzucania kasy, repsi nie chcą abyśmy podwyższyli
podatki, jest limit.
- To może będziemy rozrzucać Herkulesami? - odparł Burack - uśmiech
rozjasnił twarz prezydenta (trawa miała zbawienny wpływ) - albo
zrobimy jakąś szopkę dla pismaków ze strefą Euro - niech kurwa (fuck)
mają trochę moresu przed nami, a potem pokażemy im w jakim gównie się
znaleźli i ich uratujemy.
- Jednak zajaram - muszę się rozluźnić - odparł Ben - fuck, dla Ciebie
wszystko jest proste, a to nie jest tak jak myślisz. Kiedyś
pracowaliśmy z profesjonalistami, a teraz - sam zobacz, nawet takiego
DSK, co się aż prosił o aferę nie możemy profesjonalnie udupić bo
jakiś palant nie dopilnował szczegółów. Normalnie disneyland...no
comments.
- Zadzwonimy do Goldmana, coś się wymyśli.
- Nie lubię Goldmana, to cham jakich mało, nawet nie mogę się mu
postawić bo mnie od razu szantażują...

Dym opadł. W końcu.

- Jak ty masz na imię?
- Monika. Monika Prawinsky. Sir.
Fuck. Prowokacja. Ben miał racje - z kim ja, fuck, pracuję...
- Zadzwoń do agencji ratingowej i każ im przygotować negatywny rating
dla...jakiej agencji? Ratingowej. Której? Tej którą opłacamy...nie
wiem. Wszystkie opłacamy?? O żesz fuck, to po co ty mnie pytasz? Każ
im do mnie oddzwonić. Tylko szybko, bo skończysz pod stołem.

- Cześć Buracku. Co słychać?
- Jakoś idzie...eee...słuchaj, ten plan jest na piątek, tak na dzisiaj
- obniżycie rating Grecji...nie da się? Aha, już bardziej się nie
da...dobra no to Portugalii a potem Hiszpanii albo
Kostaryce...dlaczego nie? Nie jest w Europie? Dziwne, kiedyś chyba
była...nieważne. Jak będzie panika, Goldman wykupuje umoczone
niemieckie i francuskie banki za pieniądze, które wydrukuje Ben. Na
ten cel wszyscy w kongresie się zgodzą. Tylko rating musi być
śmieciowy. No.
- A i tak wydrukujemy trochę wiecej - na zapas bo i tak się przydadzą
- Burack jak zawsze był przezorny.

Dzwonek.
Fuck.
- Sir, zielona linia. Langley.
- Tu Burack, słucham.
- Sir, mamy kreta. W domu.
Burack rozejrzał się po gabinecie. Nic.
Olśniło go. Wyjrzał do ogródka. Też nic. Zasadzka czy co?
- Jesteście pewni? Nic nie widzę. Na pewno u mnie? Aha... w białym
domu, no tak... to u mnie, ale jaki kret? Fuck. Aha...donosiciel?
Szpieg? Zwołali posiedzenie? Na piątek wieczór...kurwa (fuck)...znaczy
wiedzieli...będą obradować co zrobić ze eurokołchozem w piątek?
Wieczorem? 15 lipca? Dobra, rozumiem. Ta czerwona Angela też tam
będzie? Szkoda, ona utrudnia przejęcie niemieckich banków...czerwona
czarownica.


- Monika? Nie, to potem...słuchaj, kto to jest ten
Fishka...eee...znaczy Fisher? Tak z Dallas. Fisher. Richard. Pracuje
dla Bena???
Burack wypierdolił się z wrażenia na hebanowej mozaice aż mu sznurówki
w butach stanęły na baczność jak po przedawkowaniu viagry. Fuck. Albo
supur-cluster-fuck. Ben miał rację. Z takimi ludźmi nie da się
pracować. Ben wczoraj gimnastykował się przed Izbą Reprezentantów jak
akwizytor sprzedający kalosze na Saharze, a że jest w tym mistrzem już
wcisnął im "trzeci plan luzowania" a teraz taki Fishka, fuck, Fisher
mówi, że "on sam jest przeciwny wprowadzeniu trzeciego etapu programu
stymulującego". Wyślę na niego foki, niech go zatłuką jak tego
brodatego dziadka od Al-Kaidy. No.

Dzwonek. Fuck. Ludzie nie mają sumienia. Po cholerę do mnie dzwonią?
-Jak to stracimy ocenę ratingową? Kto tak powiedział? Moody's? A jaką
mamy teraz? Najwyższą??? Naprawdę? Super-fuck!

Odłożył słuchawkę. Usiadł. Dopiero zaczynał rozumieć.
Najwyższy rating od lat dostawały kraje które drukowały największe
ilości pieniędzy. Pilnowały tego agencje ratingowe, kto nie drukował -
ten nie dostawał dobrych ocen. Fuck. Jakie to proste i demokratyczne!
Tego się będę trzymał. No. Demokracja rulez. Ja będę największym
obrońcą demokracji. Od dawna podejrzewał, że z tym drukowaniem tak
jest, niepokoił go tylko status Zimbabwe - przecież oni drukowali tam
tyle cashu, że ceny podwajały się co kilkanaście godzin a rating mieli
do dupy...

- Monika? Połącz mnie z tym Moody's...OK...poczekam na linii.
- Tu Burack. Ogłoście nowy rating Zimbabwe. Najwyższy. Tak. Że co? Że
bedą mieli taki sam jak my? No tak, wiem. Że co to oznacza? Że są
wypłacalni? A nie są? Słuchaj ty tam...Moody's czy jak tam cię
zwą...masz ogłosić, że Zimbabwe jest wypłacalne...jak? Fuck. Na ciebie
też wyślę foki, słuchaj tumanie jeden...read my lips...powiem ci to
dużą czcionką:
Zimbabwe jest wypłacalne i zasługuje na najwyższy rating - dokładnie z
tych samych powodów co USA. No. Tylko pamiętaj jak napiszesz, że USA
są jak Zimbabwe to nie będzie correct. OK będzie tylko, że Zimbabwe
jest jak USA.
- OK, Sir. Rozumiem, a tak między nami - to jest naprawdę jakaś różnica?

--
--- La vida e moito curta para se beber maus vinhos ---