bardzo stare opowiadanko mojego autorstwa, rozpowszechnianie mile widziane z dopiskiem kto jest autorem :P



W zwykły niezapowiadający niczego złego ciepły i słoneczny dzień spotykamy dwóch przyjaciól. Podążają oni z zachodnich granic księstwa polskiego na wschód ku Rusi. Nasi bohaterowie nosili imiona Gienek i Staszek – swego czasu bardzo popularne w zachodnich częściach ziem polskich. Gienek był pogodnym człowiekiem, ktory nazbyt często ufał nieodpowiednim ludziom, niestety takich w owym czasie było pełno. Posiadał niebieskie małe oczy. Był niskiego wzrostu, mimo tego widać było po jego sylwetce i kształcie ciała, że jest obyty z bronią. Miał ciemne krótkie włosy, które zwykł zakrywać nieozdobionym szyszakiem. Nosił na sobie prostą żelazną zbroję, nogi miał obute zwykłymi żołnierskimi butami z twardą podeszwą. Uzbrojony był w jednoręczny topór mający na końcu dodatkowy szpic, dzięki któremu można było używać topora również jako krótkiej dzidy. Z kolei Staszek był wysokim bardzo silnym i dobrze zbudowanym mężczyzną o jasnych, prawie siwych włosach co było dosć nietypowe dla ludzi mieszkających w tej częsci kontynentu. Miał błękitne oczy, z których przy odrobinie wprawy można było wyczytać szlachetne urodzenie. Fakt szlachectwa mogła podkreślać także trójkątna tarcza, którą nosił u boku. Była wykonana bardzo solidnie i na zewnętrznej stronie posiadała herb rodowy, którym był jeździec na smoku. Przy pasie nosił zapewne bardzo drogi i dobrze wykonany miecz z licznymi zdobieniami, ktore takze przedstawiały jeźdzca na smoku. Nosił na sobie nie pasującą do reszty ekwipunku kiepską zbroję, która mogła go uchronić co najwyżej przed lekkimi ciosami.
Podróż przebiegała spokojnie bez większych przeszkód pokonywali kolejne kilometry drogi. Było około południa, gdy zmęczone konie mogły nareszcie odpocząć. Nasi przyjaciele rozbili obóz niedaleko niewielkiej rzeczki tak aby konie mogły się napoic, niestety jednym z mankamentów tego miejsca było jego odsłonięcie, dzięki któremu mozna ich było łatwo zauważyć. Gienek i Staszek prowadzili swobodną rozmowę o celu podróży, gdy zauważyli grupe około 10-15 uzbrojonych ludzi, którzy zmierzali w ich stronę z dobytą i gotową do boju bronią. Przyjaciele dobyli swojej broni, lecz najpierw chcieli porozmawiać. Niestety przybysze wcale nie mieli zamairu rozmawiac tylko ich zabic i ograbić. Gdy odezwał się Staszek napastnicy byli juz na tyle blisko, aby mogli rozpocząć szarżę, co też uczynili. Podczas biegu napastników bihaterowie zauwazyli, że nie są oni zbyt sobrdze uzbrojeni co dawało niewielką nadzieję na zwycięstwo. Pierwszy ze zbójców, ktory dobiegł zginął od potężnego ciosu mieczem w czaszkę, zginął przez to, że nie docenił przeciwnika. Kolejni napastnicy byli już znacznie ostrożniejsi, lecz ciagle atakowali. W sumie, nie wliczając martwego było 12 napastników, czyli dośc znaczna przewaga liczebna. Staszek właśnie blokował tarczą cios maczugi i nie zauważył zachodzącego go od tyłu zbójcy. Na szczęście na posterunku był jego wierny kompan – Gienek, który zabił bandytę. Po morderczym ciosie Staszka właściciel maczugi także osunął się na ziemię.
-Tym razem nie wyjdziemy z tego cało- krzyknął Gienek.
-Nie jęcz jakoś damy radę!- próbował odkrzyknąć Staszek.
Odganiali się od kolejnych wrogów z niestrudzonym uporem, jednak ich siły słabły, ciosy toporów i mieczy stawały się coraz słabsze. Przegrywali swoją walkę o życie.
-Zostało ich tylko dziesięciu.
-Nie dam rady!
-Musisz to wytrzymać. Odparł Gienkowi pomiędzy jednym cięciem miecza a drugim. Gienek właśnie blokował bardzo silny cios bandyty, który złamał trzonek jego topora.
-Nie mam broni! - Krzyknął Gienek.
-Swojej przecież ci nie oddam do cholery! -Zbójnicy, których zostało aż dziewięciu przypadkowo zapędzili nieszczęśników pod las. Tutejsi ludzie bali się wchodzić do tego lasu, twierdzili, że grasują tam czarownice. Napastnicy wiedząc o tym fakcie starali się odciągnąć ofiary od lasu, lecz Gienek staranował jednego z nich i otworzył drogę do (jak się później miało okazać) nieszczęśliwej ucieczki.
-Cholera nie masz już kurde co robić, tylko taranować debila z mieczem?
-Dobra nieważne możemy stąd uciec. Nie wiesz przypadkiem dlaczego oni nas nie gonią?
-A skąd mam do kurwy nędzy wiedzieć!
-Dobra nie ważne musimy szybko dojść do jakiejś osady i kupić porządny topór.
-Tak, tak, a może wiesz za co go kupimy?
-Dobra, nie wiem. Nie wymądrzaj się, najwyżej komuś ukradniemy.
-Nie my, tylko ty, ja nie kradnę.
-A mam ci przypomnieć trzy dni temu w miasteczku? Jak to gwizdnąłeś dwa sztylety, a właśnie, gdzie je masz?
-Nie denerwuj mnie, mam broń w przeciwieństwie do ciebie! A te sztylety to mi rąbneli jak spałem, nie znaleźli florenów to wzięli to co było.
-Pięknie, podsumowując: nie wiemy gdzie jesteśmy, nie mamy kasy, mamy jeden miecz, czyli jednym słowem: JEDNA WIELKA DUPA! -Po tej wymianie zdań szli w milczeniu przez las. Przebyli dość długą drogę i zaczęli się poważnie niepokoić, gdyż nie spotkali, ani nie zauważyli choćby jednego zwierzęcia. Nagle z przed krzaka wyłonił się człowiek.
-Witajcie, co robicie w tych stronach? Niewielu ludzi zapuszcza się na te tereny.-Rzekł nieznajomy.
-EEEEEE skąd się tu wziąłeś? Nieźle się skradasz. Jestem Gienek, witam.
-Ja jestem Staszek, jesteś strażnikiem lasu, prawda?
-Owszem jestem strażnikiem, muszę się dobrze skradać jeśli chcę przeżyć. Nie odpowiedzieliście na moje pytanie.
-Na skraju lasu napadła nas banda zbójców, zepchnęli nas do lasu i nie chcieli gonić, możesz nam powiedzieć dlaczego? -rzekł Staszek.
-Nie macie się czego bać z mojej strony. Tutejsi ludzie boją się tu zapuszczać, myślą, że mieszkają tu czarownice. –odparł podejrzanie miłym tonie nieznajomy.
-Dobrze, że spotkaliśmy przyjazną osobę, jednak czy możesz nam powiedzieć jak cię zwą? –Wymamrotał Gienek.
-Oczywiście, jestem Erlich.
-Dość dziwne imię, nieprawdaż? –Kontynuował wywiad Staszek.
-Niektórzy też tak myśleli, lecz w moich rodzinnych stronach to dość popularne imię.
-Dobrze, tylko gdzie my jesteśmy i ile dni drogi stąd jest najbliższa osada? -Ciągle wypytywał Staszek.
-Jesteście w lesie Beliam, do najbliższej osady macie 2 dni drogi, pewnie jesteście głodni?
-Tak, tak, ale przepraszamy na chwilkę. –Staszek zaciągnął Gienka parę metrów stamtąd, aby Erlich nie usłyszał ich rozmowy.
-Nie wydaje ci się jakiś dziwny? –Spytał zaniepokojonym głosem Staszek.
-Nie no czemu, jak na strażnika jest dość normalny. –Odparł lekceważącym tonem Gienek.
-No dobra, ale jest taki miły i w ogóle, nie podoba mi się. –Kontynuował Staszek.
-Nie wiem, nie rozumiem cię, wszędzie widzisz jakiś podstęp. –Powiedział zdenerwowanym tonem Gienek.
-Dobrze dam mu spokój, na razie. –Wrócili do Erlicha, który zdążył wyjąć ze swojej torby trzy duże kawałki suszonego mięsa.
-Zapraszam do posiłku. –Powiedział strażnik. Staszek ze swoją nieufnością dopiero po chwili zaczął jeść.
-Dobre, to sarnina? –Spytał Gienek.
-Owszem. Czemu nic nie mówisz Staszek?
-Ech tak jakby nie lubię mówić przy jedzeniu. –Skończyli posiłek w milczeniu.
-Wiem, że Gienkowi smakowało, a tobie Stachu?
-Gdy się jest głodnym można zjeść nawet robale. –Powiedział sarkastycznie Staszek.
-Czyli ci nie smakowało?
-Dajmy już temu spokój, możesz nam wskazać kierunek na najbliższą osadę? –Powiedział z wyraźnym zirytowaniem Staszek.
-Na pewno chcesz podróżować, gdy zaczyna się ściemniać? –Spytał z wręcz anielską cierpliwością Erlich.
-Ja nie chcę, szczególnie bez broni. –Wtrącił się Gienek.
-No dobrze, może macie rację. Prześpijmy się, a nad ranem ruszymy w drogę
-Tu nie możemy spać, niedaleko mam chatę, może tam pójdziemy, co wy na to? –Spytał Erlich.
-Niby dlaczego nie możemy tu spać? A zresztą odpowiedz mi i możemy iść.
-Dlatego, że po nocy faktycznie łażą tędy czarownice. –Odpowiedział już mniej spokojny strażnik.
-Dobra chodźmy stąd wreszcie. –Powiedział nieco przestraszonym głosem Gienek, wprawdzie już mierzyli się z czarownicami, ale nie było to po nocy i bez broni.
-To ruszajmy. –Przytaknął Erlich. –I ruszyli, nie szli dłużej niż dziesięć minut, gdy zobaczyli chatę.
-Oto ona, tu spędzimy noc. Może nie jest za wielka, ale dla jednego człowieka w sam raz.

Dom był faktycznie nie za wielki, z zewnątrz wyglądał na dwuizbowy. Miał dwoje drzwi, dwa okna od strony południowej i jedno od wschodu. Wnętrze było skromne, ale funkcjonalne. Było jedno łóżko, stół, dwa taborety, dwie lampy i dość dużą skrzynię.
Erlich chciał odstąpić gościom łóżko, lecz ci się nie zgodzili i spali na podłodze.

***

Noc minęła spokojnie. Następnego ranka zjedli dość pożywne śniadanie podczas, którego nawiązali rozmowę.
-Więc, w którą stronę do osady? –Zapytał tym razem z większą ufnością Staszek.
-Gdy wyjdziecie przez frontowe drzwi kierujcie się prosto. Po dwóch dniach zajdziecie do wioski Magrai, ludzie są tam w miarę przyjaźni, lecz będą nieufni, gdyż przybywacie z lasu.
-Dzięki Erlichu, bez ciebie byśmy sobie nie poradzili. –Powiedział Gienek z wyraźną wdzięcznością.
-Żegnajcie i uważajcie na wiedźmy. –Pożegnał ich serdecznie, jednak w jego mózgu miał już przygotowany szatański i okrutny plan ...



***




-No czyli „taranowanie debila z mieczem” to nie był taki znowu głupi pomysł.
-No fakt.
-Przekonałeś się w końcu do tego strażnika, czy nie?
-No dobra był miły, dał nam nocleg, jedzenie, ochronę, ale i tak coś mnie w nim niepokoi.
-Mianowicie?
-Nie wiem to takie dziwne przeczucie, ale mniejsza o to, lepiej chodźmy szybciej.
-Cicho patrz przed siebie, tam daleko, widzisz? –Gienek zauważył polanę, na której był jakiś dziwny ruch. Ta polana była jedną z wielu podobnych w całym ksiestwie polskim, każda służyła jako miejscue kultu pogańskiego boga – Światowida Gniewnego. Jednak to była niezwykła polana, gdyż w przyszłości miał zostać wykonany tutaj rytuał przyzywania jednego z najpotężniejszych pogańskich bogów i jego wielu okropnych sług. Podobne obrzędy miały się odbywać na pozostałych polanach, lecz miały mieć tylko charakter wspomagający przyzywanie boga. Na części z nich miało także pojawić się kilkanaście sług i potworów, aby trudniej było zlokalizować miejsce prawdziwego rytuału.
-Podejdźmy bliżej, zobaczmy co to, ale ostrożnie. –Wyszeptał Staszek. Podczołgali się kilka metrów najciszej jak umieli i nie zostali zauważeni.
-Co to ma być? –Odezwał się Gienek.
-Cicho, to chyba jakiś rytuał ku czci ducha lasu. –Obserwowali zamieszanie jeszcze przez chwilę, po czym ostrożnie się wycofali.
-Nooo to co robimy? –Spytał Gienek.
-No nie wiem, pewnie obejdziemy ich i nie będziemy przeszkadzać, bo jeszcze się na nas rzucą. –Tymczasem na polanie... Człowiek wyglądający na głównego kapłana właśnie miał składać ofiarę z jakiegoś dziwnego zwierza, gdy jakaś postać mu przerwała.
-Jak śmiesz przerywać rytuał?! –Oburzył się kapłan.
-Panie przybywam od Erlicha z wieśćmi! –Rzekł przestraszony człowiek.
-No dobrze, tylko szybko bo Światowid Gniewny się rozgniewa. –Kapłan zabrał pergamin z rąk człowieka i zaczął go czytać. Po chwili oderwał wzrok od kartki drogiego materiału i powiedział.
-Ja dokończę ofiarę, a ty zbierzesz kilku ludzi i pójdziecie w stronę chaty Erlicha przeszukując po drodze las. Macie znaleźć dwóch ludzi, jednego z bronią, drugiego bez, przyprowadźcie ich do mnie żywych.
-A jeśli będą walczyć?
-Mają być żywi!! –Odhuknął mu kapłan, tak że podróżnicy mało tego nie usłyszeli. Przestraszony posłaniec zrobił tak jak mu kazano i ruszyli tyralierą co pięć metrów.
Gienek i Staszek dalej się cofali, jednak gdy usłyszeli jakieś dźwięki za nimi postanowili się ukryć.
-Cicho bądź, ktoś, lub coś idzie za nami. –Wyszeptał Staszek.
-Dobra schowajmy się w tej norze, o ile nic tam nie siedzi. –Odpowiedział Gienek. Nora nie była zbyt wielka, jednak mogli się w niej z trudem zmieścić.
-Ciiiii!
-Ktoś coś słyszał? –Zapytał jeden z obławników swoich pobratymców.
-Ja nie!
-Ja też!
-I ja!
-Dobra chyba mi się wydawało. –Odeszli jeszcze kawałek i nasi bohaterowie postanowili odejść, jednak jakiś maruder ich zauważył i wszczął alarm.
-Kurwa, trochę za wcześnie! –Zdenerwował się Gienek.
-Nie rozpaczaj, spierdalamy na prawo! –Rozkazał Staszek.
-Czemu na prawo? –Krzyknął już w biegu na prawo Gienek.
-Bo tak!!!! –Odpowiedział w pośpiechu Staszek. -Przednia część tyraliery usłyszała alarm, przekazała go dalej i ruszyła w pogoń. Wyznawcy kultu (Światowida gniewnego [zły], przeciwieństwa Światowida [dobry]) wyciągnęli swą dziwnie zdobioną broń. Nasi bohaterowie uciekali co sił w nogach, lecz pościg szybko ich dogonił.
-Stójcie, nie macie szans na ucieczkę, albo wygraną walkę! –Rzekł dowódca.
-Czego chcecie?! –Huknął Staszek, jednocześnie wyciągając swój miecz. Gienek podniósł leżący na ziemi dość gruby konar.
-Widziałem dwóch z nich na polanie. Odezwał się bardzo cicho Gienek.
-Pójdziecie z nami, czy będziemy musieli was zabić?. A wtedy mistrz nie byłby zadowolony. –Obławnicy byli dobrze uzbrojeni, ale słabo opancerzeni, co stwarzało pewną szansę na zabicie kilku przed śmiercią.
-Mamy przewagę liczebną, jesteśmy lepiej uzbrojeni, więc? –Spytał się dowódca.
-Co o tym sądzisz Stachu? –Jęknął zdenerwowany Gienek.
-Sytuacja jest beznadziejna, jesteśmy otoczeni, chyba będziemy musieli się poddać. –Rzekł zrezygnowanym głosem Staszek.
-Więc? –Spytał się zniecierpliwionym tonem dowódca, po jego minie widać było, że nie żartuje.
-Dobra, poddajemy się. -Powiedział Staszek jednocześnie rzucając miecz na ziemię.
-Mądra decyzja, doprawdy, mistrz będzie zadowolony.
-Dobra to gdzie nas zabieracie? –Spytał Gienek.
-Dowiesz się w swoim czasie! –Powiedział złowieszczym tonem dowódca, przez ten czas, jeden z wyznawców zabrał upuszczony miecz i stwierdził, że jest gorszej jakości, niż jego.
Przyjaciele byli eskortowani na polanę, przynajmniej tak im się wydawało.
-Widziałeś kiedyś coś takiego? –Spytał szeptem Staszek.
-Niestety tak... To było zanim cię poznałem, w mojej rodzinnej wiosce właśnie mieliśmy świętować nadejście lata, gdy wpadła do nas banda uzbrojonych gości wyglądających jak ci.
Wyrżnęli pół wioski i rozkazali nam przysiądź wierność nowemu bogu. –Gienek został uciszony bolesnym ciosem rękojeści miecza w plecy.
-Cicho tam nie chcę was uszkodzić, ale jak będę musiał to to zrobię. –Przeszli około dwudziestu metrów i stanęli przed polaną. Kapłan już skończył składać krwawą ofiarę i oczekiwał jeńców na swoim tronie, gdy się zbliżyli zaczął:
-Witajcie, widzę, że moje sługi dobrze się spisały i jesteście cali i zdrowi.
-Kim jesteś i co tu robimy? –Spytał się dumnym tonem Staszek.
-Jestem najwyższym kapłanem Światowida Gniewnego, najpotężniejszego boga na całej ziemi!!! -Rzekł wręcz obłąkanym głosem. –Kłaniajcie mi się! –Krzyknął na nich. Jeńcy ukłonili się, nie mieli innego wyboru, przecież cały czas mogli ich zabić.
-Jednak w jakim celu nas tu sprowadziłeś, ooo wielki. –Rzekł drwiącym tonem Staszek.
-Nie drwij ze mnie! Dowiecie się jutro. –Odprawił ich ruchem ręki. Zostali zabrani do jakiejś chaty. Gdy już byli wewnątrz zaczęli cichą rozmowę, gdyż chata była okrążona przez straże.
-No i co masz jakiś plan? –Spytał Gienek.
-Zapytaj za pół godziny. –Odparł mu Staszek. Tymczasem na polanę przybył Erlich, o czym podróżni nie wiedzieli.
-Witaj Erlichu, dzięki za tę cenną wiadomość, będziemy mogli szybciej odprawić rytuał.
-Wiedziałem, że się przydadzą, więc posłałem ich w waszą stronę. Kiedy się odbędzie? –Spytał Erlich.
-Dzięki temu, że ich mi podesłałeś nie będziemy musieli wyprawiać się do wioski. Rytuał odbędzie się jutro, jeżeli przybędzie jeszcze jedna osoba. –Odpowiedział mu zagadkowo kapłan.
-Co to za osoba? –Spytał zniecierpliwiony Erlich.
-Dowiesz się jutro. –Odpowiedział i odszedł. Przez ten czas Staszek wymyślił pewien mający bardzo małe szanse powodzenia plan ucieczki.
-Pół godziny minęło, wymyśliłeś coś? –Zapytał Gienek.
-No mam plan, ale ma bardzo małe szanse powodzenia. –Odparł mu Staszek.
-Mianowicie o co w nim chodzi?
-No tak jakby chodzi o to żeby prysnąć stąd. –Powiedział Stachu z pewną irytacją w głosie.
-Dawaj go. –Po tych słowach przybliżyli się i Stachu wyszeptał Gienkowi do uch cały plan.
-No faktycznie ma małe szanse powodzenia, ale zrealizujmy go. –Był już wieczór, kiedy do chaty wszedł człowiek z posiłkiem, Gienek powalił go na ziemię ciosem w tył głowy i od razu zamknął mu usta, aby nie wezwał straży. Staszek szybko podskoczył, aby zabrać broń wroga, jednak ten jej przy sobie nie posiadał, co komplikowało nieco plan. Strażnicy zaniepokojeni nie wychodzeniem towarzysza weszli do środka, w liczbie czterech.
-Teraz! –Krzyknął Staszek. Obaj rzucili się na pierwszych dwóch strażników tak szybko, że zdążyli zabrać im broń i ich przewrócić. Z kolejnymi dwoma nie poszło już tak łatwo. Walka trwała już kilka sekund, gdy Gienek staranował i ogłuszył jednego z wrogów. Ostatni strażnik wobec przewagi liczebnej poddał się. Staszek i Gienek zakneblowali wszystkich ich własnymi ubraniami. Przyjaciele zabrali pozostałą broń i po cichu wyszli z chaty.
-No wszystko poszło w miarę dobrze, możemy wiać, tylko szybko. –Wymamrotał Staszek. Już mieli odchodzić z obozu, gdy Gienek zauważył broń Erlicha.
-Patrz to broń Erlicha! Musimy mu pomóc, jego pewnie też złapali. –Powiedział Gienek.
-Dobra, ale jak go od razu nie znajdziemy to idziemy. –Przytaknął, z lekką nutką zdenerwowania w głosie. Ruszyli ostrożnie, aby nie zostali zauważeni. Wczołgali się do namiotu, przy którym leżała broń Erlicha. Co dziwne nie było strażników.
-Erlich chodź szybko, uciekamy! –Szepnął zdecydowanym tonem Gienek.
-Straże!!!! Uciekają!! –Krzyczał Erlich.
-Kurwa, co jest?! –Zdziwił się Staszek. –A mówiłem ci coś o nim, a teraz biegiem w las!
-Dobra miałeś racje. –Przyznał Gienek, gdy już ruszał do ucieczki. Jednak szybciej przybyły straże w liczbie 12. Uciekinierzy nie mieli szans. Chwilę po tym przybył ktoś, kogo nie widzieli.
-Poddajcie się a będziecie mieli szybką i mało bolesną śmierć! –Krzyknął jeden ze strażników. Nieznajoma postać zaczęła wymawiać jakieś dziwne słowa w obcym dialekcie. Chwilę potem Staszek i Gienek padli ogłuszeni na ziemię.
-Kim jesteś? –Spytał Erlich.
-Jestem tym, na którego czekacie. –Odpowiedział. Przez ten czas przybył kapłan.
-Witaj o wielki mistrzu! –Kapłan klęka na kolana, to samo robią wszyscy inni.
-Dobrze już, kiedy zaczynamy? –Zapytał.
-Jutro panie. –Odparł mu kapłan, nie wstając z kolan.
-Dobrze, muszę coś zjeść i się przespać, zajmijcie się moim koniem. –Rozkazał nowoprzybyły człowiek ubrany w czarny habit ze znakami takimi jakie miał kapłan.
W świecie, w którym istniało wielu bogów m.in. Jedyny, Światowid, Odyn i inni każdy mógł wierzyć w co chciał. Państwo polan przyjęło jako religię panującą chrześcijaństwo, co zezłościło starych bogów. Oni i ich nieliczni wyznawcy postanowili nie przerywać wojny między sobą, ale za to każdy miał się zemścić.

Następnego poranka.
-Przygotować posąg! –Rozkazał główny kapłan. Słudzy w pośpiechu przygotowywali posąg do rytuału przyzwania.
-Przyprowadzić więźniów. –Rozkazał nieznajomy.
-Mogę znać twoje imię? –Zapytał nieznajomego Erlich.
-Światosław. –Odpowiedział. Przyprowadzono więźniów i przywiązano ich do pięciometrowego posągu Światowida Groźnego. Staszek i Gienek obudzili się.
-Co jest grane?!?! –Zdziwił się Gienek.
-Zaraz złożą nas w ofierze. –Odpowiedział mu Staszek z iście stoickim spokojem.
-Noto super, a nie wiesz przypadkiem dla jakiego boga?
-Cisza!! –Nakazał Światosław. Umilkli. –Przygotować inne dary! –Słudzy przynieśli miód, zboża, wyroby rzemieślnicze i inne dobra. Światosław zaczął wymawiać inkantację, po chwili dołączyli do niego kapłan i Erlich.
-PASH HOK NOR AZGAR ! –Mówił Światosław.
-DISH MEK PAR GEZAR ! –Mówił kapłan.
-MASH DEK TOR HEZAR ! –Mówił Erlich.
-EDIM ! Światowidzie Gniewny! Przybywaj!! –;Dokończył Światosław. Zaczęły się dziać dziwne rzeczy, świat wirował w zawrotnym tempie, setki różnych barw zaczęły migotać, Staszek i Gienek już nie żyli. Na Ziemię zstąpił Światowid Gniewny, to miał być początek końca starego świata.