https://lodz.eska.pl/newsy/na-neurologii-w-szpitalu-matki-polki-dzieci-spia-na-rozpadajacych-sie-lozkach-audio-to-dlatego-ze-placowka-nie-ma-pieniedzy/699097
I mam mieszane uczucia. Bo raz, nie moge zdecydowac, czy wicedyrektorka to osoba dupnoliżąca, czy po prostu stara się nie urazic nikogo, ale i tu dylemat, czy dla dobra szpitala, czy dla posiadłości siedziska. Dwa, znam obie kobity z fundacji, z tysioncapińcuset zbiórek i akcji na fb, Daga z synem z fenyloketonurią, zwyłam sie głupio kiedyś, bo syn mógł wpiętrolić parówki z typu "dla niego niegroźne", i o matko, jak mu smakowały, Justyna też z własnymi problemami jak szlag, do tego obie prowadzące zbiórki i inne ryneczki na cele charytatywne, nie własne... i nie do końca się z nimi zgadzam. W sensie, że owszem, rodzic robi, co tylko może, żeby dziecku pomóc, ale żeby tłumaczyć dwadzieścia siedem lat bezrobocia rządowego, to już mnie na tyle cierpliwości nie stać. Ogólnie i na ich pracę by mnie nie było stać, chyba troszku wypalona jestem.
Jednego jestem pewna: nastepny/a, który/a mi wyskoczy z pozycjom roszczeniowom, bo rodzice protestujom, wymagajom, a im siem nie nalerzy, bo to niczyja wina, rze ich los pokarau, to jak bum cyk cyk, przyjdzie mi wykupić rajaneira, albo innego łizzaira, i nastukać. Ale tak porządnie, żeby na dłużej we łbie zostało. Albo córę zostawić, na tydzień, wtedy i na następne pokolenia zostanie.
I mam mieszane uczucia. Bo raz, nie moge zdecydowac, czy wicedyrektorka to osoba dupnoliżąca, czy po prostu stara się nie urazic nikogo, ale i tu dylemat, czy dla dobra szpitala, czy dla posiadłości siedziska. Dwa, znam obie kobity z fundacji, z tysioncapińcuset zbiórek i akcji na fb, Daga z synem z fenyloketonurią, zwyłam sie głupio kiedyś, bo syn mógł wpiętrolić parówki z typu "dla niego niegroźne", i o matko, jak mu smakowały, Justyna też z własnymi problemami jak szlag, do tego obie prowadzące zbiórki i inne ryneczki na cele charytatywne, nie własne... i nie do końca się z nimi zgadzam. W sensie, że owszem, rodzic robi, co tylko może, żeby dziecku pomóc, ale żeby tłumaczyć dwadzieścia siedem lat bezrobocia rządowego, to już mnie na tyle cierpliwości nie stać. Ogólnie i na ich pracę by mnie nie było stać, chyba troszku wypalona jestem.
Jednego jestem pewna: nastepny/a, który/a mi wyskoczy z pozycjom roszczeniowom, bo rodzice protestujom, wymagajom, a im siem nie nalerzy, bo to niczyja wina, rze ich los pokarau, to jak bum cyk cyk, przyjdzie mi wykupić rajaneira, albo innego łizzaira, i nastukać. Ale tak porządnie, żeby na dłużej we łbie zostało. Albo córę zostawić, na tydzień, wtedy i na następne pokolenia zostanie.
--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks