Z AKTUALNEJ SATYRY. GALERJA „HOMO-NOWUSÓW”.

Czas już zająć się na seryo
Całą zacną tą galeryą:

Rzeźnik, wołów, świń morderca
I dla ludzi nie ma serca,
Ale skąpi im na mięsie,
Choć sam pełnym brzuchem trzęsie.

„Homonovus“ — numer drugi
„Odkuł" się na czas niedługi,
Do niedawna spał na plantach
Dzisiaj chodzi już w brylantach.

Umiał trzeci — wielki kupiec
W wojnie swoją pieczeń upiec
Co na cukrze i na kawie
Pięć milionów zrobił prawie.

Wszyscy na nas się sprzysięgli...
Czwarty to jest handlarz węgli,
Chwali Boga, że ta zima
Jeszcze w kwietniu tęgo trzyma.

Bo sprzedając drogi opał
Jakby minę złota kopał
Wzdycha: „Ach! cóż dałbym za to
By nie przyszło nigdy lato!—


KORNEL MAKUSZYŃSKI: PIOSENKA ŻOŁNIERSKA.
O wąsatym kapralu.

Przyszła raz śmierć do żołnierza
I czarne zęby wyszczerza,
Gnatami po nocy chrzęści
I kosę długą ma w pięści.

„Wstawajże prędko, człowiecze,
Bo deszcz mnie zimny tu siecze;
Roboty mam jeszcze wiele,
A szukam cię dwie niedziele!"

Zdumiał się kapral wąsaty,
Na żółte jej patrzy gnaty:
„Gdzieś cię widziałem, cholero!"
„Widziałeś — pod Sommo-Sierą“.

„Szukałam dla ciebie kuli,
Widziałam krew na koszuli,
Głowę z żelaza masz, dyablą,
Tylko jęknęła pod szablą.

„Nie ujdziesz mi już, kapralu,
Na moim zatańczysz balu,
A ja dla większej uciechy,
Wąsów obetnę ci wiechy!”

Sroży się kapral, psia jucha,
Gniew krwisty na twarz mu bucha:
Nie jej się bojał — a ino!
Lecz ciebie strach mu, dziewczyno!

Trzy Włoszki, Hiszpanki cztery,
Świetne w nim czciły maniery,
Sześć Polek, zwiedzionych w pląsach,
W owych kochało się wąsach!

A markietanka w obozie
Syna mu wiozła na wozie,
Starym się bawił giwerem
I darł się z wiw lampererem!

Psiakrew! wstyd, hańba i śmiechy,
Gdy płowe zetną mu wiechy,
Gdy go śmiertelna ta jędza
Podobnym zrobi do księdza.

Przyjdzie do nieba tak ścięty,
A Pieter zdumieje święty:
Morte! — z miną huknie mu wściekłą,
Kapral bez wąsów?! — Marsz w piekło!

Więc zgził się, jak wszyscy dyabli
I rwie się do starej szabli.
W śmiech ona, za brzuch się trzyma:
— Mnie się żelazo nie ima!

Vache! — krzyknął kapral wąsaty,
Za żółte chwyta ją gnaty
I woła, choć mu się wydziera:
— Pójdziema do lamperera!

Cesarz, skończywszy paradę,
Na bębnie pił czekoladę,
A grzał mu ją przy ognisku
Rustem, czort czarny na pysku.

Werdo! — krzyknęła warta,
Wiodą ich do Bonaparta:
— Kto jest ten, co tak się ośmiela!,
I kto jest, ta madmusellą? ,

Coś huknie, jak z głębi dzwonu:
„Kapral polskiego szwadronu,
Krzyż Legii i bez obrazy
Ranny trzydzieści trzy razy.

Nazwy kto ciekaw — niech idzie
Czytać ją na piramidzie,
Bo tam ją wyryłem klingą,
A drugi raz w San Domingo"!

Zaś potem raport mu składa,
Jakby to była parada,
Że śmierć bezecnie zamierza
Zhańbić polskiego żołnierza.

Pod Śmiercią zgięły się nogi,
Gdy Cesarz spoglądnął srogi:
Na gębie zrobił się blady,
W oczach dwie błysły mu szpady.

„Per Bacco! Kto sobie pozwala
Hańbić polskiego kaprala?
Kapral! Wal w pysk ją, a tęgo,
Bij mocno — jak pod Marengo!

A żeś jest z babą w obozie,
Trzy doby posiedzisz w kozie.
W tył zwrot, marsz! sprawa skończona
Z podpisem Napolijona!!!“

Kapral w dłoń splunął, a sporo,
Zębów jej wybił kilkoro
I bił tak długo tę żmiję,
Aż krzykła: Cesarz niech żyje!

Ilustrowany Kuryer Codzienny, 29 kwietnia 1917

https://100lattemu.pl/