Dziki zachód. Rok tysiąc osiemset któryś, okolice Leszna.
Do małej wioski podjechał krowiarz na swoim rumaku. Zeskoczył z konia na suchą, kurzącą się od lekkiego wiatru ziemię. Słońce prażyło jak sam skurwysyn. Przywiązał konia do tej beli, co się przywiązuje przy korycie z wodą. Poprawił swój kapelusz i spojrzał w stronę zapyziałego baru. Pot skraplał się na jego czole, ale otarł go rękawem swej wyświechtanej, skórzanej kurtki.
Krocząc powoli deptakiem, między drewnianymi budynkami, spostrzegł, że ludzie chowają się po swoich domach i zamykają okiennice. Ciszę przerywał co jakiś czas wiatr, brzdęk ostróg przy jego kowbojskich butach, muczenie krów, latające muchy nad końskimi gównami i pianie starego koguta.
Wchodząc do baru rozchylił te drzwi co się tak otwierają na zawiasach i same się zamykają, huśtając tam i z powrotem jeszcze przez chwilę.
Rozejrzał się po ciemnym, dusznym i śmierdzącym starym moczem, wymiotami i rozlanym alkoholem pomieszczeniu.
Przy jednym ze stolików siedziało czterech bandziorów. pomyślał że to bandziory, bo wyglądali jak bandziory, mówili jak bandziory i zapewne śmierdzieli jak bandziory.
Suszyło go strasznie w gardle. Marzył o kilku głębokich łykach, zimnego bursztynowego napoju z pianką.
-Uszanowanko.- pochylił lekko kapelusz, chwytając go dwoma palcami za rant. Za barem stała kobieta. Może nie była zbyt młoda, ale bardzo atrakcyjna. Schludnie ubrana, zadbana, a jej szyje zdobiły piękne czerwone korale
-Co podać? - zapytała zachrypniętym głosem. Stała przy barze i wycierała ścierką brudne szklanki
-Zimne piwko złociutka.
-Nie ma! -odburknęła.
-No to co polecisz złociutka? zapytał kowboj?
-Ciepła pigwówka! I streszczaj się, póki barek jest otwarty. - Nie była zadowolona wizytą nowego w tej mieścinie. Spoglądając na makaowych graczy przy stoliku w kącie, czuła bliskie kłopoty w powietrzu.
Nalała pełny kieliszek i uderzyła nim o blat, trochę się ulało. Kowboj wypił go od razu i nawet się nie skrzywił.
-Słuchaj laleczko...- nawet nie zdążył dokończyć zadania, bo barmanka mu przerwała.
-To ty posłuchaj obdartusie, laleczek to se szukaj w sklepie u cieśli, na końcu ulicy.
kowboj się wychylił i zobaczył drewutnię, a nad nią szyld " Drewno u pana Fiola"
-Przepraszam jeśli cię uraziłem złotko.
-Ostatni raz. -odpowiedziała barmanka. Napełniła kolejny kieliszek i zapytała co go sprowadza do tej zatęchłej dziury.
-W sumie to dwie sprawy. Szukam dobrego kowala. jest tu u was jakiś?
-Kowala nie ma, ale jest niezła kowalka.
-Jeśli poradzi podkuć mojego konia, to będę zadowolony. Jak masz na imię urocza?
Barmanka się zaczerwieniła, napełniła kolejny kieliszek i odpowiedziała.
-Frankis Fan, a ty kowboju? Masz jakieś imię?
-Brodżman - odpowiedział cicho, ale nie na tyle cicho, aby w barze nastał cisza. Brodaty organista przestał przygrywać swoja melodyjkę, a zbiry przy stoliku odłożyli karty. Kiedy Franki usłyszała jego imię, wiedziała że tylko sekundy dzielą ją od wielkiej draki.
Brodżman odwrócił się do zbirów. W prawej ręce trzymał kieliszek z pigwówką, a w lewej zwinięty rulon papieru. Prawą nogę miał zgiętą w kolanie, a stopę opierał o bar. Opróżnił kieliszek i rozwinął papier. Mężczyznom ukazał się list gończy z najbardziej zapyziałą i zakapiorską mordą. Na obrazku był Old Dog Kafel.