Dla dyskutantów sam libertarianizm często jest utopią, w tym znaczeniu, że bez Idealnej Policji nie da się uniknąć przynajmniej okresu przejściowego, tych początków, które "będą zapewne trudne i pochłoną trochę ofiar". Pochłonięcie kilku ofiar jest dla tych osób raczej trudne do przełknięcia.
Piszesz, że libertarianizm i PAO dopuszcza prewencję rozumianą jako wykopnięcie noża z ręki jeszcze przed zadaniem ciosu, ale OCZYWIŚCIE (wytłuszczenie moje) nie tę antynarkotykową i antynikotynową, bo ćpanie nie jest groźbą, a wyciągnięcie noża już tak.
Interesuje mnie, dlaczego to takie oczywiste, że ćpanie nie jest groźbą? A jeżeli przyjmowany jest środek psychoaktywny powodujący zwiększoną agresywność i skłonność do ataków ślepej furii? I co ze spożywaniem alkoholu i prowadzeniem pojazdów: widzisz, że kolega wypił jedno piwo i zamierza wsiąść do pojazdu - PAO powinno reagować czy jeszcze nie? A dwa piwa? Pięć? A nawalony w sztok wsiadający za kółko na czworaka? A trzy i pół piwa, ale wsiadanie odbywa się przy placu zabaw, na którym właśnie odbywa się osiedlowy festyn z udziałem kilkuletnich dzieci?
Zmierzam do tego: czy jest jakiś punkt, w którym fakt, że pito lub ćpano staje się podstawą do zakwalifikowania aktu jako groźby? Jeśli to zależy od tych lokalnych uzusów i konsensusów, to skąd określenie "oczywiście, że antynarkotykowe nie"?
Jak sobie wyobrażasz ochronę środowiska w systemie libertariańskim?
Problem, jaki często się pojawia w dyskusjach z ludźmi, którzy libertarianizm rozumieją, ale w niego nie wierzą, jest następujący: do obrony zasady nr 2 potrzebna jest Idealna Policja.
Czymś, czego nienawidzę w prawie i w działaniach Policji, jest prewencja. Zabranianie używania narkotyków czy wyrywkowe kontrole trzeźwości na drogach uważam za złe. Walkę z tzw. "Mową nienawiści" uważam za bezzasadną. Karanie za samo "nakłanianie do czynu zabronionego" uważam za niesprawiedliwe.
Automatycznie w takich sytuacjach pojawia się zniecierpliwienie i argument brzmiący: ciekawe co powiesz, kiedy narkoman wsadzi Ci nóż pod żebro, pijak przejedzie Twoją córkę, et cetera, et cetera, et cetera.
Odpowiedź, że TRUDNO, bo wtedy agresor odpowie za przemoc, jest niewystarczająca dla drugiej strony. Powód zawsze ten sam: nikt zdrowia/życia nie zwróci, ponadto nie ma gwarancji, że agresor zostanie złapany, wina udowodniona itd.
Jak taką retorykę odbijać? Wydaje się że jedynym rozwiązaniem jest właśnie Idealna Policja, która chwyci nożownika za rękę tuż po nakłuciu naskórka (lub wydobyciu noża, to już liczyłoby się za groźbę). Tego typu akcje to jednak fantastyka naukowa z Raportu Mniejszości. Dodatkowo pojawia się problem korupcji, nieudolności, opieszałości funkcjonariuszy. Standardowo sugerowane rozwiązanie to wynajęcie prywatnego ochroniarza, ale czy da się to obronić, wykazać, że to lepsze niż prewencja i obecny stan prawny?