< > wszystkie blogi

początki piłkarskiej kariery

10 stycznia 2015
Jak każdy chłopiec w przyszłości chciałem być piłkarzem. Wygrywać puchary i mieć super samochody. No wiecie, sława. Nawet zrobiłem krok w tym kierunku, czyli grałem w piłkę...
Moje pierwsze poważniejsze mecze, to takie w których starsi pozwalali mi z sobą zagrać. Oczywiście, poczułem się niesamowicie, to tak jakby zaliczyć przedmiot bo przypadkiem trafiło się na wykład, na którym prowadzący puścił listę. Krótko mówiąc, cud. Wchodzę na boisko jak gwiazda. Ustawiają mnie jako napastnika, w to mi graj. Zawsze lubię strzelać (zostało mi to na studiach). Zaliczyłem wejście smoka, strzał na pustą bramkę i GOL. Zadziałałem instynktownie i ściągnąłem koszulkę w geście radości. Mecz został przerwany na pół godziny by odgonić psy zachwycone moim układem żeber. Po przerwie zawody można było wznowić. Walczyłem jak lew, lecz za każdym razem gdy lądowałem na ziemi pchnięty przez przeciwnika, którego udo dorównywało obwodowi mojej klatki piersiowej(trochę poleciałem z tą klatką, klateczka będzie ok?) moje okrzyki, że zostałem sfaulowany zostały wyśmiane i potraktowane jak jakakolwiek prośba w dziekanacie- zweryfikowana w sposób negatywny. Przetarłem obdrapane kolana i grałem dalej. Ni stąd ni zowąd dostaje podanie. Sam na sam. Ja i bramkarz. Czułem się jakbym był Dawidem lub będąc na do pytce z przedmiotu z którego ściągałem- po uszy w szambie. Zamykam oczy, strzelam. Chwila nie pewności. Otwieram oczy, a tu piłka w siatce. Moja próba ponownego ściągnięcia koszulki została szybko powstrzymana. Chwyciłem Pana Boga za nogi. Wszyscy wrócili do gry, a ja rozmarzony myślałem o milionowych kontraktach i przyszłych wielkich meczach. Nagle ciemność i ból. Chwila ciszy i kroki kolegów podbiegających do mnie. Twarz piecze nie miłosiernie, leże nosem w ziemi i nie wiedziałem co się stało. Potem usłyszałem, że drużyna przeciwna oddała strzał rozpaczy z odległości i ta rozpacz połączyła się z moją twarzą w zderzeniu sprężystym. Następnie w wyniku otrzymania pędu zrobiłem salto w tył, tyle że go nie ustałem i wylądowałem miękko na twarzy. Koledzy zaraz po tym jak mnie podnieśli kazali mi policzyć zęby. Gdy się okazało, że nie pamiętam co jest po dwóch to wykonali tą czynność za mnie. Teraz z perspektywy czasu chciałbym zakomunikować, że w tamtym zdarzeniu uzębienia nie straciłem. Zyskałem za to sympatie kolegów, którzy przez następne pół roku nie zapraszali mnie już do gry jak im kogoś brakowało. Karierę starałem się kontynuować, lecz z miernym skutkiem, W związku z tym udałem się na studia, a tu wraca smutna codzienność...
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi