<< >> wszystkie blogi

Skiosku&Pokiosku

bo rzeczywistość jest bardziej od fikcji, nawet ta pokioskowa

Sąsiedzi

2020-09-05 06:54:00 · 1 komentarz
Codziennie w dni robocze punkt 4 rano słyszę alarm budzika, który przechodzi w skrzypienie starego łóżka. To oznacza, że sąsiad (niski, łysy grubasek lat około 50) bierze się za obrabiane sąsiadki (zakładam, że kobieta jest w podobnym wieku, jej tłusta twarz i nalana figura zdecydowanie uniemożliwiają jakiekolwiek sensowne spekulacje). W rytmie solidne largo, bez pośpiechu, przez kilka minut słychać rytmiczne skrzypienie, nic więcej, żadnych uniesień, szeptów, pojękiwań, westchnień choćby. Warsztat rzemieślniczy, nie pracownia artystyczna. Łóżko mają przysunięte do ściany, mam głowę po drugiej stronie tejże. "W domach z betonu nie ma wolnej miłości. Są stosunki małżeńskie oraz akty nierządne, Casanova tu u nas nie gości", jak śpiewała zawodzącym głosem znawczyni tematu nośności dźwięku w peerelowskim budownictwie.

Po zakończonej robocie sąsiad rozsuwa zasłony, otwiera okno, podczas gdy sąsiadka udaje się do łazienki. Mimo zamkniętego okna czuję smród taniego papierosa, słyszę kaszel rasowego palacza, odkrztuszanie i plucie charą, zresztą będę je słyszeć cały ranek przy akompaniamencie głośnego pierdzenia. W tym samym czasie z łazienki dochodzą mnie kolejno dźwięki oddawania moczu, spuszczania wody w toalecie, prysznica. W chwili, gdy prysznic milknie, dobiegają mnie odgłosy ścielenia łóżka, czyli dźwięk kółek sunących po panelach wraz ze skrzypieniem sprężyn i przesuwaniem, składaniem wiekowego mebla. Następnie sąsiad włącza radio, piosenki i dżingiel zawsze tej samej, lokalnej rozgłośni nakładają się na dźwięki płynące z kuchni.

Sąsiadka przygotowuje śniadanie przy akompaniamencie trzaskania drzwiczek od szafek, szurania szufladami, kłapania drzwiami lodówki i czajnika z gwizdkiem na gazie. Poranna orkiestra na sztućce i kuchenne utensylia trwa w kuchni w najlepsze, gdy sąsiad szurając kapciami wędruje do łazienki, gdzie będzie sikał, z zaangażowaniem czyścił nos, a jego pierdzenie nabierze nowej barwy dzięki akustyce łazienki. Szybki prysznic zwiastuje kolejny punkt poranka: śniadanie.

Jedzą nie rozmawiając, piosenki z radia urozmaica jedynie głośne mieszanie łyżeczką w kubku. Siorbanie słyszę, kaszel, odkrztuszanie, pierdzenie. Smród kolejnego papierosa unosi się przez okno, sąsiadka sprząta ze stołu, spiker informuje, że 4:45, za chwilę sąsiad poczłapie do łazienki kolejny raz i wtedy sąsiadka wyłączy radio, tuż przed zapowiedzianymi przez spikera wiadomościami i włączy telewizor. Sąsiad spuści wodę w toalecie, zdarza się i dwa razy, potem kaszląc wyjdzie z domu, odpali wiekową Hondę i wyjedzie, zakładam, że do pracy. Codziennie, od poniedziałku do piątku, w dni robocze, przez okrągły rok za wyjątkiem urlopu, który poświęcają na tradycyjny, polski, głośny remont mieszkania.

W piątek zamarłam.
Około 5:30 usłyszałam dzwonek do drzwi ich mieszkania. Sąsiadka wyłączyła telewizor i poszła otworzyć. Usłyszałam szepty, rozsuwanie łóżka i charakterystyczne skrzypienie. Ku mojemu zaskoczeniu, sąsiedzkie largo zamieniło się w allegro, sąsiadce wyrwał się jęk. Trwało to krótko. Potem przez okno poczułam zapach innego, droższego papierosa, usłyszałam strzępy cichej rozmowy, dałabym głowę, że sąsiadka chichocze. Zmuszona wstać nie śledziłam dalszego rozwoju sytuacji. Niecierpliwie czekam poniedziałku.

Czyścioszek

2019-08-21 17:59:32 · Skomentuj
Pan żul mnie zaskoczył. A było tak:
Idę wolniutko, spacerek po starówce, pogoda śliczna, słonko raźnie grzeje, na ławeczce grzeją czterej muszkieterowie. Nie wiem, co grzeją, się nie przyglądam, omijam wzrokiem, mama uczyła, że się patrzeniem nie zaczepia, chyba, że ma się aspiracje zostać awansowaną na "panią kierowniczkę", w wersji hiperuprzejmej na "panią kierowniczkę kochaną".
Że idę wolniutko i chwilowo nikogo wokoło, podchodzi do mnie jeden z grzejących i zaczyna, a ja już marszczę oblicze:
- Szanowna pani kierowniczko, może pani (a może Pani mi powiedział, wielką literą, tego nie wiem) nam pożyczyć chusteczkę higieniczną?
Zatkało mnie, grzebię w torebce. Pożyczyć nie pożyczę, niech weźmie na zawsze. Podsuwam mu paczkę, a ten dziękując dodaje:
- Bo my tu kolegę mamy z katarem i to tak niehigienicznie jakoś, nos w rękaw wycierać i butelkę w rękaw, no to tego...

Babsko

2019-04-03 22:17:38 · 1 komentarz
Niewielki przystanek autobusowy. Na krótkiej ławeczce dwie gimbusiary wystawiają ochoczo oblepione pudrem twarze do słońca. Obok, na tejże ławeczce pszczoła. Zimno jest, to i pszczoła się porusza... jak mucha w smole. Podchodzę ja, siatkarka (po dwie siaty w każdej ręce) i klapnęłabym sobie, ale jedna z dziewczyn niebieskim paznokciem wskazuje pszczołę. Do autobusu dwie minuty, spoko, postoję, jak i moje siaty. Pszczółka puchata taka, nieporadna, gapię się z głupim uśmiechem, gapią się i one, znaczy gimbusiary, bo siatki się nie gapią, proste.
Nadchodzi babsko typu dwusiedzeniowiec. Taka, co to w autobusie zajmuje dwa miejsca, mimo że sezon popłaszczowy, pozimowy. Chce usiąść, teraz w pszczołę celują trzy palce: obu gimbusiar i mój. Babsko pochyla się, otwiera usta, centruje wzrok i końcem torebki strąca owada na ziemię. I stoi. Po chwili butem zgniata pszczółkę. I jeszcze tak dociska, upewniając się, że zgniotła. Ludzie! Pod naciskiem tylu kilogramów! Serio! Oniemiałam. Stoję z otwartą buzią. Dziewczyny patrzą na babsko, które najspokojniej w świecie sobie usiadło i chyba się zreflektowało, bo z obrzydzeniem powiedziało: "Trudno, tak trzeba, nienawidzę miodu ".
Ta z niebieskimi paznokciami wstała, kopnęła babsko butem, stoi gotowa powtórzyć.
- Czego mnie kopiesz?! - zaskrzeczało babsko.
- Trudno, tak trzeba - przedrzeźnia dziewczyna. - Nienawidzę durnych pizd.
Babsko wzrokiem szukało pomocy we mnie. Dobrze, że nadjechał autobus. Kopnęłabym z przyjemnością.

Michaś

2019-01-21 22:06:10 · 3 komentarze
Zmeczu. Hokejowego. Uwielbiam, kibicem zostałam. Zaraźliwe to kibicowanie najwyraźniej, może przenoszone drogą płciową, więc uważajcie.

Michał Kalinowski z numerem 19 jest napastnikiem. Mało napastliwym takim. Znaczy on wie, co robić i robi to świetnie! Robi to tak, że banan na ryju murowany, gdy to robi. Ale młody jest i czasem mu ta grzeczność młodego wyłazi i nie robi, co trzeba, tylko się waha.
Grzeję krzesełko razem z kilkuset innymi kibicami. Rząd wyżej dziadek - komentator. Obok dziadka dzieci siedzą, najmłodsze lat ze cztery - strzelam. Dziadek wspomagany procentami, których proweniencję jako tako chcąc - nie chcąc poznaję: czysta, żadne tam nalewki, na pewno nie piwo i jak CHUCHNIE i DMUCHNIE, to się oczęta mrużą. Dziadek się z początku miarkuje i rzuca: "Ty przez matkę nie kochany!", "Łobuzie!", "Łamago, kij ci podmienili?!" i takie tam. Jako że dzieci sporo, to i inni też się cenzurują i przez pierwszą tercję słowa paskudnego nie słyszałam. Atmosfera podgrzewana strzelonymi/niestrzelonymi golami gęstnieje, to się spontanicznym komentatorom repertuar zmienia. Chwilami chłopaki grają lepiej, to komentatorzy milkną.
Nagle Kalinowski dostaje pod klepę krążek i sekundę, może nieco więcej się waha: podać komuś czy strzelać. Zamieramy! Wtedy z krzesełek rozlega się wysokim głosem nieśmiało: "Jebaj, Michaś!"

Wygrali!

Kaszalot

2018-08-18 18:12:00 · Skomentuj
Sąsiedzi nad nami lubią gołębie. Cóż, my nie.
Młoda szoruje parapet z gołębiego guana w ramach współdzielenia domowych obowiązków. Przecież nie muszę być jedyną osobą, która jest za to odpowiedzialna, prawda? Sekret polega na tym, żeby nie pozwalać tego robić domownikowi, który słabo panuje nad odruchem wymiotnym. Później jest zwyczajnie więcej sprzątania. Symulanta rozpoznam od razu, więc wypadło na Młodą.
Klnie pod nosem, ale na tyle cicho, by nie doleciało to do moich, matczynych uszu. Dolatuje jednak, razem ze strzępkami rozmowy toczącej się na dole. Im robi się ciekawiej, tym bliżej okna podchodzę. Samo się podchodzi jakoś, co poradzę. I słyszę:
- Żartujesz, prawda? - mówi pani Krysia.

Niezapinający

2018-05-04 09:00:00 · Skomentuj
Przymierzalnia w sklepie z damską bielizną. Obie kabiny zajmują w tym samym czasie dwie kobiety. Obie z mocną nadwagą. Po sklepie między mną a ekspedientką pałęta się łysy facet, przyszedł z jedną z nich. Niby coś ogląda, ale niczego nie dotyka.
Zza zasłony dobiega sapanie, które kończy się zdenerwowanym:
- Tadek, chodź tu i mnie zapnij!

Zainteresowany

2018-05-03 11:02:38 · Skomentuj
Wchodząc prawie rozdeptał Poziomkę. Poziomka jest mało ogarnięta, nie zdążyła skumać, co się dzieje, ale instynkt zadziałał i zdążyła uciec spod ubłoconego buta rozmiar na oko 45.
- Tu są króliki? - zapytał, wchodząc do pomieszczenia pełnego królików.
- Nie, to zające - zażartowała dziewczyna zgarniająca leżące na podłodze królicze bobki i inne nieczystości.
- Co ty mi tu... - zirytował się facet.
- To co się pan pyta? Głupie pytanie - głupia odpowiedź. W czym panu mogę pomóc?

Łysy Gruby i Wiesiek

2018-04-29 16:55:00 · 1 komentarz
Siedzę w poczekalni u lekarza pierwszego kontaktu. Niewielką kolejkę zasilił właśnie nowy pacjent, zwyczajny typ, na oko po sześćdziesiątce, chociaż mocno łysy.
Od strony schodów słychać sapanie, które, jak się okazuje, zwiastowało kolejnego pacjenta. Łysy wstaje i z radością wita zsapanego wyciągając rękę.
- Cześć, cześć! Jak żem cię ostatni raz widział, to miałeś więcej włosów, jo? Na zebraniu to było. Ale dobrze wyglądasz, dobrze! - cieszy się ze spotkania gruby facet w spodniach zaciągniętych wysoko za pępek, a gdy się tak cieszy, śmieje się i brzuch niebezpiecznie wychyla mu się zza paska, spodnie lekko opadają, opadają... Nie zdążyły opaść, bo usiadł i zaciągnął pasek z powrotem na miejsce.
- Wieśka widziałem, tu, w rejestracji. A ty słyszałeś, że dziadkiem został, jo?
- Nie. Dawnośmy się z Wieśkiem nie widzieli.
- No to słuuuchaaaj: najmłodsza córka mu z Erasmusa wróciła i hokus-pokus! Chłopiec podobno! - śmieje się Gruby.

Pedał

2018-04-29 16:55:00 · Skomentuj
Farba na głowie, folia na ramionach, trochę tu posiedzę.
W tym czasie fryzjerka zaprasza na fotel jakiegoś gościa. Dzwonek telefonu, który niedawno rozbrzmiewał z tylnej kieszeni jego spodni zdradza miłośnika disco polo. Złoty łańcuszek na szyi, z tych grubszych, zdaje się to potwierdzać. Taki typ szwagra spod miasta, wiecie o co chodzi. Facet siada z sapnięciem, na oko ma parę kilo nadwagi.
- To jak ścinamy? - pyta fryzjerka.
- Niech będzie, jak jest, tylko krócej - odpowiada.
Nożyczki i maszynka poszły w ruch. Podziwiam precyzję i wprawę w dłoniach specjalistki.
Na koniec pyta go:
- Brwi przycinamy?

Kazio

2018-04-29 16:54:00 · Skomentuj
Zimny, deszczowy, listopadowy, poniedziałkowy wieczór. Czy może być gorzej?
Może. Stara zaniedbana kamienica przy ulicy pełnej takich kamienic. Tu nie ma domofonu, śmierdzi szczynami i starym, mokrym drewnem złożonym w prowizorycznej komórce na podwórku. Wystający daszek komórki udziela schronienia miejscowej żulerce.
Do wejścia zbliża się dziewczyna.
Na plecach futerał z wiolonczelą, z jednego ramienia zwisa jej torba z laptopem, z drugiego - wyładowany plecak i plastikowy organizer na nuty. Na przedramionach dyndają siatki z zakupami, z jednej z nich sałata niebezpiecznie wychyla głowę. W jednej dłoni dziewczyna trzyma kolejną siatkę, w drugiej parasolkę i puszkę piwa, która najwyraźniej nie zmieściła się w siatkach z zakupami.

Autor
O blogu
  • Kilka lat temu pracowałam na pół etatu w kiosku, a że ludzie są różne - przekonuję się o tym do dziś
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty
Statsy bloga
  • Postów: 100
  • Komentarzy: 109
  • Odsłon: 79023

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi