< > wszystkie blogi

Niepoukładane

4 listopada 2016
Jestem raptusem. Strasznym. Co pomyślę to (są takie sytuacje) od razu powiem i zrobię. Za szybko. Schrzaniłam sobie tym zachowaniem bardzo dużo.
Czasami to wiesz. Dla X jesteś taki, dla Y inny, Z odbiera Cię jeszcze inaczej. Starasz się być sobą, a jednocześnie dostosowujesz do ludzi. Kiedy masz garstkę znajomych to już wiesz, że coś jest nie tak. Może jesteś nieśmiały, może ludzi nie lubisz. A może oni nie lubią Ciebie? Czasami masz wyj*bane, może częściej Cię to smuci i zastanawia. Czy umiesz przeżyć tak całe życie? Kiedy ta garstka jest Ci bliska i nie opuści Cię to wszystko gra. A jeśli Twoje relacje z ludźmi są tak przezroczyste, że nawet nie wiesz do kogo można się odezwać, dopada Cię dół i samotność. Czasami to uczucie przygnębia bardziej niż brak pieniędzy czy jakieś powierzchowne braki. Nic nikomu po inteligencji, urodzie czy pieniądzach, kiedy w duszy masz pustkę. Jesteś ze sobą sam i nigdy się nie opuścisz. Aż do śmierci. Czasami to taka pustka, że aż boli. Patrzę na kogoś, kto był dla mnie kiedyś bardzo bliski. Nie poznaję go. Dziś nie wzbudza on takich emocji, ale... Patrzę na nią. Ma wszystko. Jego uczucie, zdrowie, przyjaciół, radość z życia, pasję. No i automatem się porównuję. Tak, czuję się gorsza. Nie chodzi o tę miłość na którą kiedyś liczyłam. Chciałabym umieć i być taka zadowolona z całokształtu- kim jestem i co robię. Nie jestem. Po dwóch latach wciąż nie jestem stabilna. Oszukałam kogoś, kto we mnie uwierzył, a dziś jesteśmy o krok od totalnej obojętności. Zapętliłam się. Chciałam być kimś, kim na tę chwilę nadal uważam, że nie będę. To się sama za to obwiniam, to zrzucam winę na niego, że swoim "chciałbym mieć kobietę która..." nie spełniam jego oczekiwań. Chciałabym być i sobą i być inna. Cóż za paradoks, prawda? Pierwsza miłość, druga. Obie to jakby nie to. Przecież teraz nie potrafię patrzyć z nadzieją, że przyszłość będzie cudowna. Kiedy masz problemy i doły nie myślisz optymistycznie oraz... nie wiesz czy w ogóle jest sens tak myśleć. Po co? Mniejszym złem będzie w ogóle nie myśleć lub stawiać poprzeczkę nisko, by później ewentualnie miło się rozczarować. Siedzę samotnie i zabijam czas. Rozum mówi "daj sobie spokój", serce, aby dać temu szansę. Często czuję się jak osoba z rozdwojona osobowością. To nabieram chwilowego entuzjazmu, to wracam do przeszłości lub myślę o sobie jak o najgorszym, wszystkiemu winny człowieku i znowu emocjonalnie staczam się na samo dno. Mówisz, że wiecznie mam zły nastrój i Cię to męczy. Ok, odpuść. Odejdź na zawsze. Nie czyni mnie to gorszą, że mam problem, z którym nie mogę sobie poradzić. Czyni to tylko więcej zła, że jestem postrzegana przez samą siebie jako mniej fascynująca od tryskającej życiową energią osoby. Ta osoba tez może się kiedyś załamać, czy uczyni ją to mniej interesującą, warto ją dołować jeszcze bardziej? No i wszystko to się zapętla.* *I tu nagle urywam, bo byłoby więcej smęcenia i więcej osobistych tragedii. Zostawię je jednak dla siebie.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi