Na żaglach przez Świat

Możesz przyglądać się kwiatu z zachwytem, ale wtedy nie wydoisz krowy.

Z bojownikiem przez Tajlandię cz.V: Powrót na Phuket

8 stycznia 2017
Przed nami ostatnie 5 dni żeglugi po Morzu Andamańskim, to też najlepsze smaczki, mam nadzieję, postanowiłem zostawić na koniec. Co jeszcze warto zobaczyć, jak wygląda życie na morzu oraz gdzie jest najlepsza impreza, dowiecie się już teraz.



#1. Wyspa Ko Lanta Yai



W południowej części prowincji Krabi, nieco na wschód od wyspy Ko Phi Phi Lee, znajduje się wyspa Ko Lanta Yai, którą szczególnie polecam. Dostać się tam możemy np. z Krabi, z którego organizowane są przewozy. Wyspę o długości ok 27 km zamieszkuje ok 20 tyś. mieszkańców, w większości muzułmanów, co nie oznacza, ze jest tam prohibicja alkoholowa.



W prawdzie jest to zdecydowanie spokojniejsze miejsce niż np. wspomniana wcześniej Ko Phi Phi, to też nie doświadczymy tutaj głośnych dyskotek, czy masy turystów. Mimo to atrakcji tutaj nie brakuje i jest to świetne miejsce do zrelaksowania się. Do dyspozycji mamy lokalne restauracje, biura podróży oferujące wycieczki po wyspie i pobliskich atrakcjach poza wyspą, tajski masaż, czy wypożyczalnię skuterów w celu zjeżdżenia wyspy. Do dyspozycji mamy także przejażdżkę tuk tukiem.

O ile na północy wyspy jest niewiele ciekawego do zobaczenia, znajdziemy tam głównie restauracje,



to na południu jest już zdecydowanie ciekawiej. I tak wynajmując pikapa, możemy przejechać się na pace na południe wyspy



gdzie możemy zafundować sobie przejażdżkę na słoniu.



Obecnie nie pamiętam kosztów z tym związanych. Sam "spacer" natomiast trwa ok. godziny, lekki nie jest. Podczas przejażdżki mamy okazję zaliczyć prysznic od słonia przechodzącego przez strumień i próbującego schłodzić się. Na koniec zakupując za 120 BHT kosza z jadłem mamy możliwość nakarmienie jednego z nich.



Poza tym wynajmując przewodnika możemy udać się do Khlog Chak Waterfall, pobliskiej dżungli, i spędzić czas na łonie tropikalnej natury.



W ramach atrakcji mamy integrację z lokalnymi małpami,



termitami,



czy zaglądają do miejscowej jaskini zaprzyjaźnić się mieszkającymi tam nietoperzami.



Miłośnicy lekkiej wspinaczki także znajdą coś dla siebie,



a na końcu "podziwiać" możemy miejscowy wodospad.



Ponieważ w przeciwieństwie do Parku Narodowego Erawan w porze suchej nie pompują na górę wody, to w tym czasie jest trochę niedysponowany.

Dobrym i przyjemnym miejscem do spędzenia wieczoru jest Pimalai Resort & Spa znajdujący się na południowym zachodzie wyspy,



w którym to czas umila lokalny zespół,



natomiast przed nim mamy pokazy "zabawy z ogniem".

https://www.youtube.com/watch?v=P8zLnXZkabg&feature=youtu.be

#2. Wyspa Ko Ngai




Z Ko Lanta Yai mamy dobry punkt wypadowy na trzy oddalone na południe wyspy. Jedną z nich jest Ko Ngai. Wzdłuż wschodniego wybrzeża ciągną się ośrodki wypoczynkowe, więc mamy możliwość zorganizowania sobie noclegu w egzotycznym miejscu z widokiem na morze. Od strony zachodniej natomiast mamy do dyspozycji dziką plażę.



Małą co prawda, ale z lądu do niej nie dotrzemy. Za to w pobliżu niej amatorzy nurkowania mogą podziwiać morski świat.





#3. Wyspa Ko Muk




Druga, wartą uwagi wyspą, jest Ko Muk. A to za sprawą znajdującej się na w zachodniej części jaskinią Marakot Cave, w środku której czeka na nas plaża otoczona wysokimi klifami. Wybierając się tam we własnym zakresie należy pamiętać o pływach, ponieważ aby dostać się do środka, trzeba przepłynąć ok 70 metrów przez ciemne i wąskie tunele, a wybierając się o złej porze w najlepszym wypadku możemy tam nie wpłynąć.

Przydatna będzie wodoodporna czołówka w celu oświetlenia sobie drogi, chyba, że trafimy na peleton Azjatów



to dzięki generowanemu przez nich hałasowi na całej trasie, dostaniemy się do środka nawet bez latarki czołowej.



Zanim wpłyniemy w ciemny tunel możemy podziwiać oświetlony przez słońce podwodny świat.



W środku jest kilka tuneli, także należy uważać, aby nie zgubić się. Na końcu właściwego czeka na nas wspomniana wcześniej plaża.



Niestety z powodu przybycia w porze przypływu za długo nie mogliśmy tam przebywać.



#4. Wyspa Ko Rok



Była to najdalej wysunięta wyspa na południe, którą przyszło nam odwiedzić. Wyspę Koh Rok tworzą dwie siostrzane wyspy: Ko Rok Noi i Ko Rok Yai, które są oddalone od siebie cieśniną o długości 250 metrów. W okolicach pierwszej możemy podziwiać barwne rafy koralowe.





Na drugiej natomiast mamy fantastyczną plażę z polem namiotowym,



gdzie mamy dostęp do krystalicznie czystej morskiej wody.



Na całym jej obszarze znajduje się park narodowy Mu Koh Lanta. Z tego powodu nie jest rozwijany tutaj przemysł ani nie zostały wybudowane drogi i osady. Wyspa pozostaje niezamieszkana. Możemy tutaj spotkać dziko żyjące warany



A gdyby ktoś chciał zostać na dłużej, to do dyspozycji, poza polem namiotowym, mamy domki letniskowe.



Zważywszy na to, że wyspa położona jest na 7dmym równoleżniku, to w nocy na horyzoncie możemy podziwiać burze równikowe. Ogólnie sama wyspa jest cicha, tłok tutaj panuje tylko między 12:00 a 14:00, brak zasięgu komórkowego, to też idzie tutaj wyciszyć się. Wyspa na tyle przypadła nam do gustu, że spędziliśmy na niej dwa dni, co potem trzeba było nadrobić.

#5. Morze Andamańskie


No dobra, wyspy wyspami, ale jak wygląda życie na morzu? Dobry Kapitan dba o to, aby załoga nie nudziła się przez wprowadzenie wacht. Wacht mamy trzy i są one podzielone na kuchenną i nawigacyjną. Ma to na celu utrzymanie porządku. Każdego dnia jedna z wacht ma dyżur kuchenny i odpowiada za wyżywienie załogi. Natomiast w ciągu dnia prowadzone są wachty nawigacyjne trwające po 4 godziny, z wyjątkiem godzin 12:00 - 14:00 i 14:00 - 16:00, kiedy jest to tzw. wachta dzielona. Podczas takiego dyżuru oficer danej wachty lub osoba wyznaczona dba o co godzinne wpisy w dzienniku jachtowym przez odnotowywanie pozycji, kursu, warunków pogodowych, stanu morza, czy sposób poruszania się.



Dodatkowo bez względu na godzinę odnotowywane są takie zdarzenia jak podniesienie czy zrzucenie żagli, włączenie lub wyłączenie silnika, zmiana kursu, wszelkiego rodzaju postoje czy inne losowe zdarzenia. Dla kreatywnych można także wpisywać własne przemyślenia. Dla przykładu odnotowaliśmy nowo powstałą jednostkę Elę.

Dodatkowo każda z wacht ma przydzieloną część jednostki pod opiekę podczas manewrów podejścia lub odejścia od kei.
Dla przykładu pierwsza operuje cumami dziobowymi, druga obijaczami na burcie, trzecia cumami rufowymi.

Oficerowie poszczególnych wacht mają jeszcze dodatkowe funkcje. Pierwszy jest pomocnikiem Kapitana podczas wyznaczania kursu, drugi odpowiada za zaopatrzenie, trzeci natomiast jest od spraw technicznych.

Okej, ale co stanie się kiedy wachta nawigacyjna pokryje się z kuchenną? Ponieważ kuchta zaraz po Kapitanie jest najważniejszą organizacją, to w przypadku kolizji zdarzeń wyznacza na ten czas wachtę zastępczą.

Dobra, a co w przerwach między wachtami? Ano można leżeć plackiem na siatce i grilować się na słońcu, czytać książkę, zgłębiać tajniki Mocy,



czy zajadać durianem.



Co do samego owocu smakiem nie powala, przypomina smakiem posłodzony sok z cebuli, ale za to już zapachem owszem.
Różni ludzie mają różne odczucia. Dla mnie przypominało to cebule zawiniętą w tygodniowe przepocone skarpetki. Jak natomiast wygląda samo pływanie w różnych porach dniach, prezentuje poniższy klip

www.youtube.com/watch

Generalnie w czasie, w którym przyszło nam żeglować miało wiać max 5/s. Cóż, Neptun nas rozpieszczał. W porywach wiatr mieliśmy do 25m/s przez co niekiedy trzeba było refować żagle.
Ponieważ katamaranem na morzu rzuca jak tratwą, to o chorobę morską było nie trudno. A ta potrafi dopaść jak sraczka z nienacka nawet zaprawionego w bojach wilka morskiego. Osobiście jeszcze nie doświadczyłem. Ale jeżeli ktoś ma słaby żołądek, to może wesprzeć się farmakologicznie lub setką, bądź dwiema, jak jedna nie pomoże. No ale co zrobić kiedy już dopadnie?
Przede wszystkim nie schodzić pod pokład, bo tylko pogorszy sprawę. W takich momentach najlepiej jest patrzeć na horyzont i czekać aż przejdzie, w przeciwnym wypadku pozostaje nakarmić delfiny i pokrzyczeć na Neptuna, że uraczył nas takim stanem. Nie jest to żaden wstyd, a jeżeli ktoś ma poczuć ujmę na honorze, to zawsze może wykonać haft kapitański.

#6. Ko Racha Yai




W sumie o tej wyspie wspominam z powodu odległości, jaką przez noc zrobiliśmy, a było to grube ponad 80mil. Na samej wyspie poza ośrodkami wypoczynkowymi nic więcej nie zobaczymy. Natomiast krystalicznie czysta woda i pobliskie rafy koralowe są dobrym miejscem dla amatorów nurkowania. No i można podziwiać fantastyczny wschód słońca.



#7. Phuket, Nui Bay Beach



Na południu wyspy Phuket warto zatrzymać się na chwilę z dwóch powodów: krystalicznie czystej wody, zadbanej czystej plaży



oraz podziwiania popisów mistrza świata we flyboardzie Suksana Thongthai.





Za 4000 BHT można spróbować własnych sił pod okiem mistrza

#8. Phuket, Patong Beach




W skrócie, Phuket to największa wyspa Tajlandii, posiada 539 km2 i leży około 900 km na południe od Bangkoku. Zachodnie wybrzeże wyspy tworzą wspaniałe piaszczyste plaże. Przez stulecia było to mało znaczące miejsce. Dopiero w latach 70stych, kiedy lotnisko na wyspie podniesiono do rangi między narodowej, miasto zaczęło pojawiać się na mapach. Rozsławiające przez przybywających tam podróżników opowieści zaczęły przyciągać specjalistów od turystyki, dzięki czemu wyspa szybko wyrosła na drugą pod względem bogactwa prowincję Tajlandii, zaraz po Bangkoku. Niestety, w 2004 roku, razem z całym wybrzeżem, wyspa bardzo mocno ucierpiała z powodu tsunami wywołanego przez trzęsienie ziemi na Oceanie Indyjskim. 

Dziś po tym zdarzeniu nie ma śladu, a miasto Patong jest głównym turystycznym kurortem na wyspie. I nie bez przyczyny. Jest to jedna z najpopularniejszych plaż wśród turystów i amatorów nocnego życia, więc jeżeli chcecie uniknąć tłoków, to tylko do południa.



O ile jeszcze w nocy nabrzeżna ulica i niektóre prostopadłe są mało zatłoczone, to im bardziej w głąb miasta, tym ciaśniej i huczniej. Zmierzając brzegiem mamy okazję zaopatrzyć się w miejscowe pamiątki,





czy zjeść różnego rodzaju desery, np. moim zdaniem najlepsze tajskie lody, jakie przyszło mi spróbować.

www.youtube.com/watch

Dodatkowo polecam smażone naleśniki z bananami (Thai Roti), które w przeciwieństwie do tych z innych części kraju, nie są smażone na sporej ilości oleju.

www.youtube.com/watch

Boczne uliczki obfituję w różnego rodzaju restauracje,



których możemy zjeść coś lokalnego,



lub po prostu zaopatrzyć się z miejscowego fastfoodowego wózka.



Ale na tym nie koniec. Amatorzy nocnych wrażeń koniecznie muszą wybrać się na Bangla Road Street. Jest to prostopadła ulica do plaży znajdująca się w jej środkowej części. Jeżeli w danym momencie nie masz na sobie słuchawek budowlanych, nie ma możliwości jej nie usłyszeć. I przyznam szczerze, że gdybym miał przyrównać do wcześniej odwiedzonych miejsc Tajlandii, to... jest jedyna w swoim rodzaju. Czemu? Na dobry wieczór witają nas miłe panie,





z którymi za 100 BHT możemy strzelić sobie niezapomnianą focię.



Jeżeli natomiast komuś orientalne piękno nie odpowiada, nic straconego. Dalej mamy np.



Idąc dalej, niczym ulica czerwonych latarni w Bangkoku po obu stronach mamy otwarte kluby go go,



w których możemy zgłębić trochę Mocy i cieszyć oczy ponętnymi Tajkami.







Na zakończenie tego pięknego wieczoru możemy jeszcze zawitać do znajdującego się na południu biegnącej wzdłuż plaży ulicy, niedaleko Bangla Road, irlandzkiego pubu



i strzelić sobie Guinessa.



Czy to oryginalny? Ciężko powiedzieć. Ostatni raz piłem 10 lat temu w Dublinie. Ale sądząc po tym, że trzeba wydać na niego 300 BHT, to całkiem prawdopodobne.

#9. Wyspa Ko He




Niestety, co dobre, szybko kończy się. Na otarcie łez ostatnią noc, przed powrotem do Heaven Phuket Marina, z której wyruszyliśmy dwa tygodnie wcześniej, spędziliśmy kotwicząc przy wyspie Ko He. Miejsce w sam raz na jedno dniowy wypad. Do dyspozycji mamy fantastyczną plażę z restauracjami.



W pobliżu niej możemy zafundować sobie parasailing,



Natomiast amatorzy nurkowania doświadczą tutaj krystalicznie czystej wody i wspaniałych podwodnych widoków.





#10. Podsumowanie

Bez dwóch zdań była to dla mnie do tej pory przygoda życia. Pomimo spędzonych tam 3,5 tygodni, to poznałem zaledwie skrawek tego pięknego kraju. Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej i złotówki tam wydanej. I jeżeli będą miał okazję wrócić, poznać nowe tereny, lub nawet w te same, zrobię to z miłą chęcią.

Na pewno też nie udało mi się przedstawić wszystkich atrakcji, a niektórych istotnych zapomniałem. A chociażby, że lata tam liczone są inaczej i obecnie jest tam 2560 rok.

Mimo wszystko Wielkie podziękowania dla Kapitana i fantastycznej załogi oraz dla redakcji za możliwość podzielenia się wrażeniami. Było to niesamowite dla mnie przeżycie i wysoko postawiona poprzeczka przed kolejnymi wyprawami. Okazja na przeskoczenie jej będzie już na początku lutego tego roku i podbój Morza Karaibskiego. Jako jeden z punktów: wizyta na San Escobar.

Pozostaje nam tylko zaśpiewać: "Żegnajcie nam dziś Tajskie dziewczyny, żegnajcie nam dziś marzenia ze snu...".
Ahoj!



W poprzednim odcinku

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi