Na żaglach przez Świat

Możesz przyglądać się kwiatu z zachwytem, ale wtedy nie wydoisz krowy.

Z bojownikiem przez Tajlandię cz.IV: Morze Adamańskie

10 grudnia 2016
Nastąpił upragniony moment, kiedy to przyszło nam oddać się w łaskę Neptuna lub jak kto woli, Posejdona. Podczas dwu tygodniowej podróży zwiedziliśmy kilkanaście wysp, przy czym w dzisiejszym odcinku przedstawię pierwszy tydzień rejsu.



#1. Heaven Phuket Marina

Nie będę ukrywał, że na to czekałem od samego początku przyjazdu. Najbardziej nakręcało mnie to, jak będzie wyglądać pływanie na hardkorowych pływach z jakimi przyjdzie zmierzyć się nam. Wisienki na torcie dodawał fakt, że nikt z nas wcześniej nie żeglował w takich warunkach. O to, aby nie nudziło się nam na jachcie zadbał wcześniej kapitan wyznaczając oficerów poszczególnych wacht. Wszystko z zachowaniem etykiety żeglarskiej.

Zanim nastąpi wejście załogi na jacht Kapitan razem z wyznaczonym oficerem lub oficerami dokonuje odbioru jednostki. Sprawdzany jest stan jachtu, żagli, silnika, toalet, kuchenki gazowej, pontonu, liczby wioseł, czy liczby obijaczy. Ogólnie czepiamy się każdego szczegółu chociażby po to, aby potem za byle pierdołę nie potrącili z kaucji. A zdzierają z czego się da, szczególnie Chorwaci. Ale o żeglowaniu po Morzu Adriatyckim wspomnę w innym artykule.

Jednostka, na której przyszło spędzić nam najbliższe dwa tygodnie życia to katamaran Lagoon 400. Teraz dobrze nie pamiętam, ale rok produkcji chyba 2013, więc całkiem świeży. Ciekawostką jest to przejrzeniu historii plotera (urządzenie nawigacyjne) miał swoje 5 minut na wodach chorwackich oraz posiadał klimatyzację, a jakże!



Jednostka przeznaczona jest dla 10-12 osób, przy czym posiada 10 koi, dwóch szczęśliwców niestety śpi w mesie (przestrzeń kuchenna). Ale jeżeli ktoś wybiera się w klimat ciepły typu Chorwacja, Grecja, czy tropikalny, to polecam spać na zewnątrz.

Nie jest to co prawda jednostka sportowa do nie wiadomo jakich manewrów, a turystyczna, to też posiada przestrzeń integracyjną,



przestrzeń kuchenną dla chcących wykazać się zdolnościami kulinarnymi,



a ponieważ były wyznaczone wachty kuchenne, to każdy miał pole do popisu. Istotną sprawą jest to, że Kapitan nie bierze udziału w wachtach. Kapitan pilnuje oficerów, nadzoruje porządek i rozwiązuje spory.

Jeżeli chodzi o warunki noclegowe do wyboru były koje dwu osobowe



lub jeżeli ktoś chciał poczuć się jak w czołgu, jedno osobowa na dziobie. Przy czym przyznam, że była możliwość stworzenia sobie warunków uniemożliwiających nocne prażenie się.



Do dyspozycji były także dwie toalety razem z prysznicem



przy czym nie oszukujmy się, na tak małej powierzchni dla wybrednych nie jest to komfortowe. Osoby mające doświadczenia w internacie, akademiku, czy Woodstocku odnajdą się bez problemu. O ile na katamaranie, pod warunkiem jak nie wieje jest znośnie, to na jachcie balastowym na półwietrze nawet PKP nie dostarczy Wam takich doświadczeń podczas załatwiania potrzeby, szczególnie jak w tym czasie np. jest wykonywany manewr "zwrot przez sztag".

Ogólnie Tajlandia, jeżeli chodzi o turystykę morską, to dopiero nabiera rozpędu, także nie zajdziemy za wiele dobrze wyposażonych marin jak chociażby w Chorwacji czy Grecji, więc trzeba było się odpowiednio zaopatrzyć





przy czym nie jest to zapas na cały rejs, lecz kilka dni z lekką nawiązką.

Kiedy już wszystko zostało ogarnięte, pozostaje tylko uroczyście wznieść banderę i wyruszać w drogę



#2. Zatoka Phang Nga

Pierwszym obranym kursem była Zatoka Phang Nga znajdująca się na wschód od wyspy Phuket. Do dyspozycji mamy około 40stu wysp ukształtowane z wapieni.

Wśród nich wyspa Ko Na Khae



przy której to spędziliśmy noc na kotwicy. świetna i cicha okolica, tylko fani astronomii będą zawiedzeni, ponieważ powietrze jest tam tak gęste, że z obserwacji nici. Patrząc w niebo ma się wrażenie, jakby było się w Bangkoku.



Na większości wysp nie postawimy stopy, no chyba, że ktoś jest spiderman. Możemy pozwiedzać groty, przy czym należy tylko uważać na pływy.

Niedaleko na północ mamy wyspę Khao Phin Kan zwaną inaczej Wyspą Jamesa Bonda.



Wyspa stała się popularna za sprawą scen kręconych do filmu "Człowiek ze złotym pistoletem", gdzie swoją kryjówkę miał czarny charakter Francisco Scaramanga.

Tuż przed nią mamy wyspę Ko Tapu zwaną Wyspą Gwóźdź.



Natomiast na samej wyspie Khao Phin Kan poza tłumem ludzi i Tajów zdzierających 100 batów za wejście na górę nie wiele zobaczymy.



Jako ciekawostka, Ko Tapu posłużyła także jako ujęcia do bitwy o Kaskyyyk do III Epizodu Gwiezdnych Wojen, przy czym żaden z aktorów fizycznie tam nie pojawił się.

#3. Wyspa Koh Panyi



Dożo lepsza natomiast atrakcja jest jeszcze bardziej na północ, mianowicie muzułmańska wioska Panyi zbudowana na palach tuż przy niedużej skalnej wyspie o tej samej nazwie.



Wioska została założona pod koniec XVIII wieku przez trzy muzułmańskie rodziny z Indonezji, które podróżowały łodzią szukając nowego miejsca zamieszkania. Swoje domostwa zbudowali na palach, ponieważ w tamtych czasach prawo do własności ziemi mieli jedynie rodowici mieszkańcy. Obecnie wioska liczy około 1500 mieszkańców.

Życie płynie tutaj leniwie, co nie oznacza, że nie znajdziemy tutaj niczego ciekawego.







Jeżeli natomiast ktoś myśli, że to jest to miejsce oderwane od rzeczywistości, to jest w błędzie. Wioska ma dostęp do internetu, posiada centrum medyczne, meczet,



szkołę,



czy boisko piłkarskie,



z którym to związana jest ciekawa historia. Pierwsze powstało w 1986 roku z kawałków drewna i starych tratw. Kilka lat temu powstało drugie widoczne na powyższym zdjęciu. Mecze na nim rozgrywa młodzieżowa drużyna piłkarska Panyee FC, która od 2004 roku, co roku zdobywała mistrzostwo Tajlandii.

Na wyspie mieszka jeden policjant, ale za wiele pracy nie ma. Obecnie wyspa utrzymuje się głównie z turystyki, ale też rybołówstwo ma tutaj znaczący udział.

Ponieważ jest to wioska muzułmańska, to browara tutaj nie wypijemy, ale za to serwują fantastyczne dania. Najlepsze, jakie przyszło nam zjeść podczas całego pobytu w Tajlandii.





Mamy także możliwość zaopatrzenia się w różnego rodzaju pamiątki, np. w atrakcyjnej cenie perły razem z certyfikatem autentyczności, czy wybrać się na przejażdżkę do pobliskiego parku narodowego Ao Phang-nga.







#4. Wyspa Ko Ku Du Yai



Opuszczamy zatem Zatokę Phang Nga i udajemy się na południe na wyspę Ko Ku Du Yai. Jest to bezludna wyspa, to też niczego tam nie zwiedzimy, nie zjemy, za to możemy podziwiać widoki. Wbrew pozorom woda nie jest tutaj szmaragdowo przejrzysta. Ma muliste dno za sprawą spływających z góry rzek, a ponieważ nie widać dna, to idzie nadziać się na niespodzianki, co niestety boleśnie odczułem.



Do dzisiaj nie mam pojęcia co użarło mnie. Efekt był taki, że palec spuchł mi niemiłosiernie a ból był porównywalny do skręcania palca w imadle. Także polecam przed wyprawą zaopatrzyć się w ocet i wapno. Pomaga!

#5. Wyspa Ko Phakbia



Podobnie z resztą jak na wyspie Ko Phakbia, z tą różnicą, że tutaj mamy już możliwość zejścia na ląd czy wykąpania się w przejrzystej wodzie z piaszczysto skalistym dnem.



Uważać tylko należy na miejscowe małpy.

#6. Wyspa Ko Hong



Nie inaczej jest na wyspie Ko Hong. Tutaj co najwyżej możemy podziwiać wypełniającą się wodą przez przypływ zatokę.



#7. Krabi



Krabi to nie duże miasto znajdujące się w prowincji o tej samej nazwie. Samo miasto niczym szczególnym nie wyróżnia się. Jest natomiast świetnym punktem wypadowym na pobliskie atrakcje, jak wyspa Ko Phi Phi, czy Ko Lanta. Dla nas był dodatkowo punktem do uzupełnienia zapasów wody i żywności po czterech dniach pobytu na morzu.

Wyzwaniem natomiast było samo wpłynięcie tam z racji pływów i płycizn. A nie chcieliśmy skończyć, jak chociażby ten szczęśliwiec.



Jachtem balastowym nie ma szans z racji tego, że w szczytowym momencie mieliśmy 20cm do dna, a jednostki balastowe na starcie mają prawie 1,5m zanurzenia. Poza tym postanowiliśmy upewnić się, czy sonar faktycznie poprawnie nam wskazuje. I tak mamy jednostki 1 Gołotę, 1 Najman, my na swoje potrzeby stworzyliśmy własną: 1 Ela = 153cm. Jako miara posłużyła nam koleżanka, z której za pomocą sznurka zdjęliśmy miarę, potem na odpowiednich długościach wiążąc supły, a na końcu metalową rurkę. I niestety, sonar nie kłamał. A jako przykład, że z pływami nie ma żartów, niech będzie poniższe zdjęcia



i 20 minut później.



Była to też pierwsza i ostatnia cywilizowana marina, więc i zapasy trzeba było zrobić większe.



Z pomocą właściciela mariny wynajęliśmy busa, który zawiózł nas do marketu, gdzie zakupiliśmy zapasy i dostarczyliśmy na jacht.

Natomiast w samym mieście życie toczy się leniwie



przez co nie doświadczymy tutaj natłoku turystów.  Nad samym morzem mamy za to wiele straganów z lokalnymi specjalnościami, którymi możemy rozkoszować się za niewielką opłatą.



#8. Wyspa Ko Phi Phi



Niecałe 40km na południowy zachód od Krabi mamy wyspę Ko Phi Phi. Jest zamieszkała przez ok 2500 mieszkańców i jest położona raptem 1m n. p. m., co niestety odbiło 26 grudnia 2004 roku, kiedy to wyspa mocno ucierpiała z powodu 10cio metrowych fal tsunami. Zginęło wtedy sporo ludzi, zarówno miejscowych, jak i turystów, ucierpiały niemal wszystkie budynki.
Dzisiaj po tym zdarzeniu nie ma śladu, zniszczenia usunięto, a oferowane atrakcje turystyczne mają się bardzo dobrze. W prawdzie w ciągu dnia niewiele dzieje się,



to wieczorem wyspa zamienia się w jedną wielką imprezę.

www.youtube.com/watch

Mamy jeszcze wiele innych miejscowych atrakcji np. przejście pod płonącą belką,



czy płonąca skakanka, na która jednak nie odważyłem się.



Idąc bardziej w głąb wyspy mamy masę sklepików z pamiątkami,





punkty gastronomiczne,



gdzie np. możemy zafundować sobie robione na miejscu lody

www.youtube.com/watch

lub, jeżeli ktoś ma na to ochotę, tatuaż



#9. Ko Phi Phi Leh



Raptem kilka mil na południe mamy urokliwą wyspę Ko Phi Phi Lee.



Znajdziemy tam piękną plażę Maya Bay z drobnym jasnym pakiem otoczoną skałami oraz szmaragdową czysta wodą.



Miejsce znane jest głównie za sprawą scen kręconych do filmu The Beach z Leonardo DiCaprio.






W prawdzie film obejrzałem pierwszy raz dopiero po powrocie, to jednak mogę potwierdzić, że rekinów tam nie znajdziemy, a na górze wyspy nie ma pola marihuany. Jest za to Park Narodowy Mu Koh Phi Phi, którego jednak z braku czasu nie zwiedziliśmy. Ale zamiast tego możemy podziwiać ławice ryb oraz piękne dno, pod warunkiem, że nie ma natłoku łodzi turystycznych. Z tym niestety w ciągu dnia, jak i masą ludzi na plaży jest problem, i całe piękno okolicy podziwiać możemy dopiero późnym popołudniem.

W poprzednim odcinku



 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi