< > wszystkie blogi

BeetelPL's StontanTrip

absurd-spontantrip-blog

Upiorne zlecenia. Kim byli ostatni polscy kaci?

7 lutego 2012
Przedostatni polski kat rozpił się i trzeba było zrezygnować z jego usług. Ostatni - po przejściu na emeryturę miał prowadzić zakład samochodowy. Po kilku latach popełnił samobójstwo. W PRL po latach stalinowskich było ich dwóch. Na stałe pracowali w więziennictwie. Egzekucje na skazanych wykonywali jako prace zlecone. Prawie nikt nie znał jednak tożsamości powojennych polskich katów.
Taka tajemniczość nie obowiązywała w II RP. Przedwojenny kat, słynny Stefan Maciejowski (albo Maciejewski), człowiek ponoć młody i sympatyczny, brał po 100 zł za wykonanie jednego wyroku. Za dyspozycyjność państwo polskie płaciło mu 400 zł. Dla porównania, górnik zarabiał wtedy ok. 250 zł, robotnik 150. Średnia płaca w Polsce lat 30. XX stulecia nie sięgała 200 zł. Kat był więc człowiekiem dobrze sytuowanym. Kat w PRL absolutna tajemnica Między 1960 a 1988 rokiem polscy kaci wykonali 256 zleceń. Rekordowy był rok 1973, wykonano wtedy aż 27 wyroków śmierci. Po 16 wyroków wykonano w 1960 i 1976, 13 w 1977. Jedno zlecenie wykonał kat w 1988 roku i był to ostatni wyrok wykonany w Polsce w majestacie prawa. Takie dane podaje Bartłomiej Kozłowski w tekście O karze śmierci w Polsce i gdzie indziej. 21 kwietnia 1988 zajęcie kata w naszym kraju odeszło w przeszłość. Czy ostatecznie? Znali ich tylko dyrektorzy więzień, w których wykonywano wyroki: w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Łodzi. Poza nimi o zleceniach na zabijanie skazańców, jakie otrzymywał kat, nie wiedział nikt ani jego żona, ani rodzina. W miejscach wykonywania egzekucji byli znani pod przybranymi nazwiskami. Do zachowania tajemnicy zobowiązywała ich podpisana z państwem polskim umowa. Taka tajemniczość została przejęta z ZSRR. Protokoły z egzekucji do dziś są oznaczone klauzulą tajne, specjalnego znaczenia. W niektórych krajach jednak do zajęcia kata podchodzono podobnie, jak w Polsce przedwojennej. Na przykład ostatni kat w Wlk. Brytanii był powszechnie znany, a po przejściu na emeryturę prowadził w Londynie popularną restaurację. Krążą ponure informacje o ustawicznym strachu, w jakim żyli czekający na swój kres skazani. O walce, jaką toczyli z wlokącymi ich na miejsce kaźni strażnikami. Niektórzy przed szubienicą nabierali takich sił, że do ich powstrzymania potrzebnych było kilkunastu strażników. Ale nie brakuje też pogłosek o mocnych ludziach, którzy już z pętlą na głowie szydzili, pytali katów, ile kasy dostaną za ich głowę. A jeden podobno przerwał prokuratorowi odczytywanie wyroku i polecił, by kat szybko zrobił swoje. Mówi się też o tym, że w dniu egzekucji skazani byli zabierani niby to do lekarza lub na widzenie. Mimo to nie dawali się oszukać już wiedzieli, dokąd idą. Wiedzieli też ich koledzy z celi, żegnając wyprowadzanych skazańców słowami otuchy albo przeciwnie ponurym milczeniem. Kat zajęcie nie dla każdego Właściwie do wykonania wyroku potrzebnych było dwóch ludzi tego wymagało peerelowskie prawo. Przy każdej egzekucji musiał być obecny pomocnik kata, który zasłaniał skazańcowi oczy. Reszta, czyli założenie pętli, sprawdzanie dźwigni i zapadni, a także dokumentów te czynności należały już do głównego kata. Czym dla samego kata było zabijanie ludzi w majestacie prawa? Można się tylko domyślać. Znakomity prawnik Stanisław Podemski w swoim Pitawalu PRL-u zapisał znamienne zdanie: Ofiarami kary śmierci są także jej wykonawcy. Na pewno aby pełnić funkcję kata, trzeba było mieć określone predyspozycje osobowościowe. Uczestnictwo w egzekucjach średnio około 10 rocznie musiało jednak odciskać piętno na psychice. Przedostatni polski kat rozpił się i trzeba było zrezygnować z jego usług. Tożsamości ostatniego kata niby nikt nie znał, ale jednak pewne informacje inna sprawa, czy zgodne z prawdą są podawane. Mówi się, że po przejściu na emeryturę prowadził zakład samochodowy. Po kilku latach popełnił samobójstwo. Próbę samobójczą miał też za sobą słynny Maciejowski. Karę śmierci w Polsce zniesiono w nowym kodeksie karnym z 1997 roku. Już wcześniej, od 1988 roku, panowało w naszym kraju moratorium na jej wykonywanie. Ostatniej egzekucji w Polsce, jak już wspomnieliśmy, kat dokonał w kwietniu 1988. Wcześniej bywały jednak okresy, że kaci mieli sporo pracy. Zwłaszcza w latach stalinowskich, kiedy to stracono trudną do oszacowania liczbę osób. Mówi się o przynajmniej 3,5 tys. ofiar stalinowskich sądów, ale liczba ta prawdopodobnie jest zaniżona. Natomiast ostatnim katem polskim, którego nazwisko jest znane, był Aleksander Drej, funkcjonariusz UB, wykonujący wyroki do 1957 roku. Wtedy to został zwolniony ze służby. Urodzony w 1905 roku, dożył jeszcze III RP. Zmarł w latach 90. ubiegłego wieku. Tomasz Kowalczyk
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi